Poprzednie częściAdoptowana 1

Adoptowana 9

Nagle otworzyły się drzwi, gdy poczuła jak się otwierają serce mocno jej waliło. Zza drzwi wyszedł starszy pan po sześćdziesiątce. Niski, siwowłosy w podartej koszuli mężczyzna po chwili zapytał.

- Czego?

Olivia stała jak słup soli z podniesionymi brwiami. Nie spodziewała się, że z tego mieszkania wyjdzie taka osoba.

- Szukamy pani Helen Bein. Powiedziano nam, że tutaj mieszka. – powiedział Stev, widząc zakłopotanie u Olivii

- Już od długie czasu tu nie mieszka. – odpowiedział przecierając twarz.

W tym samym czasie dziewczyna oparła się o ścianę, pomyślała o najgorszym. Ciężko było jej oddychać, złapała się za serce.

- Olivia, nic ci nie jest? – wystraszony podszedł do dziewczyny.

- Nie…, wszystko ok. – odpowiedziała. – Przepraszam, a nie wie pan gdzie ona teraz jest? – wycedziła

- Wyprowadziła się. Mówiła gdzie, ale nie pamiętam. To wszystko? – powiedział, zamykając powoli drzwi.

- Niech pan nie zamyka, proszę. – postawiła opór ręką mężczyźnie. – Proszę, niech pan sobie przypomni. Jest to dla mnie bardzo ważne. – kapnęła jej łza po policzku, spuściła głowę powstrzymując łzy.

- Jak ta miejscowość się nazywała…, Eslie.., Ekje… - nagle przerwał mu Stev

- Erie!

- O chyba jakoś tak. Mówiła, że ma tam koleżankę, co załatwiła jej pracę w jakieś pasmanterii czy jakoś tak… Dzieci dajcie mi już spokój, moja pamięć jest już słaba.

- Dziękujemy panu bardzo. – odpowiedział Stev, poczym złapał za ręke Olivię. – Chodź, wracajmy.

 

Wychodząc przez bramę kamienicy dziewczyna odwróciła się jeszcze raz aby spojrzeć na to zaniedbane miejsce. Była smutna i przygnębiona. Myślała, że w tym miejscu spotka to osobę, której szukała.

- Co to za miejscowość co powiedział ten facet? – zapytała.

- Erie. 50 km stąd, nie za duża miejscowość. Mieszka tam mój wujek, dlatego kojarzę to nazwę. – odpowiedział.

- Zabierz mnie tam. – wtuliła się w niego idąc w stronę parkingu gdzie zaparkowała swój samochód.

 

-- godzinę później –

- Jesteśmy na miejscu. Wymyśliłaś już jak mamy znaleźć twoją matkę? – zapytał Stev

- Najpierw zadzwonię do swojej, żeby się nie martwiła. Mówiłam, że będę ich informować, że nic mi nie jest… - mówiła wybierając numer.

Po kilku minutowej rozmowie z rodzicami wyszli z samochodu i podążali opustoszało drogą.

- Czy ktoś w tym mieście w ogóle mieszka? – zapytała rozglądając się.

Stev zaśmiał się.

- Patrz tam ktoś idzie, zapytajmy się.

- Przepraszam! Wie pani może gdzie znajdziemy pasmanterie? – zaczepiła kobietę

- Musicie iść cały czas prosto, później na skrzyżowaniu skręcić w prawo. – odpowiedziała kobieta pokazując im ręką drogę.

- Dziękujemy bardzo. – odpowiedziała dziewczyna.

- Chodź najpierw coś zjeść, bo nie mam dalej już siły iść. – zaśmiał się

- Okej – odwzajemniła uśmiech i weszli do pierwszego napotkanego baru.

 

Po zjedzeniu zapiekanek ruszyli w dalszą drogę. Szli tak jak powiedziała im kobieta.

Po chwili zaczął padać rzęsisty deszcz.

- Super! – krzyknęła Olivia

Stev wziął ją pod rękę i pobiegli pod zadaszony budynek.

- Tutaj odczekamy. – powiedział

- Zimno się zrobiło. – wtuliła się w Steva.

 

Po kilkuminutowej ulewie słońce wyszło zza ciemnych chmur.

Ruszyli w dalszą drogę, znaleźli się przy skrzyżowaniu. W tym miejscu jeździło więcej samochodów i można było spotkać spacerujących ludzi. Skręcili w prawo, kilka metrów przed nimi zauważyli wielki napis PASMANTERIA.

Na twarzy Olivii zawitał uśmiech, ruszyła szybszym krokiem. Po chwili znaleźli się przed wejściem do sklepu.

- To chyba tutaj. – patrzyła na wielki napis zadzierając głowę.

- Wchodzimy? – zapytał.

Serce waliło jej tak mocno, jak przed mieszkaniem w kamienicy. Przełknęła ślinę i powiedziała.

- Zaczekaj tu na mnie, wejdę sama.

Po czym weszła schodkami do środka.

Sklep był dość spory. Nagle przy ladzie zauważyła siedzącą kobietę. Stanęła jak wryta, patrzyła na nią nie spuszczając wzroku. Gdy kobieta zauważyła dziewczynę powiedziała.

- Witam, w czym mogę pani pomóc? – wstała i uśmiechnęła się.

- Yyy.. yy.. pani Helen? – zapytała bez namysłu

- Helen jest na zapleczu. Zaraz zawołam. – powiedziała odchodząc kilka kroków od lady.

Olivia wykonała gest, żeby nie wołała, ale było już za późno.

- Helen! Ktoś do ciebie. – krzyknęła kobieta

 

Wiedziała, że nadszedł ten moment, na który tak długo czekała. Zaraz zobaczy swoją biologiczną matkę. To, która ją urodziła i porzuciła jako maleństwo w domu dziecka. Stała jak słup soli, z jednej strony bardzo chciała ją ujrzeć, z drugiej bała się poznać prawdę.

Po chwili weszła Helen. Była to młoda kobieta po trzydziestce. Wysoka, szczupła o blond włosach. Dobrze ubrana, niczego jej nie brakowało.

Olivia widząc ją prawie upadła, na szczęście obok stało krzesło, na które pospiesznie usiadła. Chwyciła się dłonią za serce, patrzyła w podłogę z niedowierzaniem.

W tej samej sekundzie obie pracownice pasmanterii podbiegły do Olivi.

- Co pani jest? – zapytała ta, która zawołała koleżankę.

- Proszę, niech się pani napije. – Helen dała jej szklankę wody.

Olivia widząc to spojrzała w jej duże niebieskie oczy. Patrzyła tak przez chwilę, po czym wzięła szklankę.

- Dziękuje, zrobiło mi się słabo. – powiedziała popijając łyk.

- Może wezwać lekarza. – zapytała jej matka, która nie miała o niczym pojęcia.

- Nie.., nie.., już mi lepiej, dziękuję. Pójdę już. – wstała trzymając się jedną ręka ściany, żeby nie upaść. Powstrzymywała łzy, wychodząc ze sklepu rozkleiła się.

- Olivia! – przytulił ją Stev. – Widziałaś ja?

Po krótkotrwałej ciszy odpowiedziała.

- Widziałam.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Freya 19.09.2016
    Coraz zgrabniej ci idzie to opko.
    Helen, najwyraźniej zaszła nieoczekiwanie w ciążę, zdarzają się takie "niespotykane" sytuacje - chyba jest ich jednak całkiem sporo. No dobra - jest ich od cholery. Była w bardzo młodym wieku i się stało tak jak się stało, smuta. I teraz najważniejsza konkluzja; gdyby to było w naszym cudownym kraju, to genialny program naszej wodzowskiej partii 500+ (słownie pińcet plus), zapobiegłby tej tragedii i teges;-)
  • Silwana 19.09.2016
    Wtedy musiałaby się postarać o 2, bo przy jednym nawet złotówki by nie dostała, a w kraju bida nie każdy znajdzie prace, żeby utrzymać rodzinę ;p
  • Freya 19.09.2016
    Kurde...umknęło mi z łepetyny, że to musi być dwoje - dlaczego?
    Więc ta zazdrość między dziećmi wzięła się stąd, że pierwsze nie ma nic bez drugiego ;-)
  • Silwana 19.09.2016
    Dwoje bo tak zarządziła nasza wspaniała "wodzowska partia" tak jak napisałeś. A później nasze młode pokolenie będzie to spłacać :) Nic tylko głosować na nich! ;p
    A drugie nie ma nic bez pierwszego - zamknięte koło.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania