Poprzednie częściDziewczyna z obrazu - Rozdział I

Dziewczyna z obrazu - Rozdział VII

O tej porze w kawiarni było sporo gości, podeszłam do stolika, przy którym usiedli dwaj elegancko ubrani mężczyźni. Mogliby uchodzić za bliźniaków, ten sam kolor włosów, te same oczy i nosy, podobny wiek. Jeden z nich trzymał tomik poezji, nie mogłam dostrzec jakiego autora.

- Zdecydowali się panowie na coś? - uśmiechnęłam się lekko.

- Poproszę czarną kawę – odpowiedział ten siedzący przy stoliku.

- A dla pana?

Z trzaskiem zamknął książkę i odłożył na półkę.

- Pani numer telefonu – obdarował mnie zabójczym uśmiechem.

Speszona spuściłam wzrok i odgarnęłam niesforny kosmyk z twarzy.

- Obawiam się, że nie ma go w karcie.

Zbliżył się do mnie o krok i zlustrował spojrzeniem.

- Może zrobi pani dla mnie wyjątek? – nie odrywał ode mnie wzroku. – Oczarowało mnie pani piękno, te oczy, są takie smutne i wyrażające ogromną tęsknotę. Mogę wiedzieć za czym? – zainteresował się.

Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej, nikt nigdy tak do mnie nie mówił, nie wiedziałam, co mam zrobić. Dwa lata spędzone z Andrzejem i moja pewność siebie osiągnęła dno.

- Mamy dobre ciasto czekoladowe – zaproponowałam- osłodzi panu porażkę.

- Auć – udał, że chwyta się za serce – to za bolało, ale z pani rąk zjem wszystko.

Chichocząc poszłam do kuchni po zamówienie dla mojego adoratora. Chwilę później podałam mu ciasto, zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, pocałował mnie w dłoń. Wprawiło mnie to w osłupienie, uśmiechnęłam się nieco za nerwowo i czym prędzej uciekłam na zaplecze. Nie ma co, mistrzyni flirtu ze mnie.

***

Do drzwi mieszkania przyklejona była karteczka, niczego nieświadoma rozłożyłam ją. Treść liściku mnie przeraziła:

Jeszcze mnie popamiętasz.

Dreszcz przebiegł po moim ciele, czym prędzej podniosłam zakupy i weszłam do środka. Agnieszka uprzedzała, że wróci późno w nocy, miała jakąś wystawę a później bankiet. Zaplanowałam na dzisiaj wieczór lenistwa, kupiłam torbę słodyczy i planowałam objeść się nimi podczas oglądania filmu, aż ślinka mi ciekła na myśl o tym. Upewniłam się, że zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam torbę na kuchenny blat, widać plany mi się zmieniły. Nie dajmy się zwariować, jest już późno, jestem bezpieczna w domu, nic mi tutaj nie grozi. Oddech gwałtownie mi przyspieszył, nie mogąc złapać oddechu otworzyłam okno. Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech i tak dalej. Po dobrych dziesięciu minutach trochę się uspokoiłam i byłam w stanie normalnie funkcjonować. Mimo, że panicznie bałam się małych pomieszczeń poszłam do łazienki i napuściłam wody do wanny. W głowie zaczęło mi się kręcić, wydawało mi się, że znowu jestem w tym grobie, trzymam w ręce tamtą kość. Spokojnie, Aśka, spokojnie, dasz radę tylko nie panikuj. Szybko wyskoczyłam z ubrania i weszłam do wanny, pomału zaczęłam się rozluźniać. Woda zawsze działała na mnie kojąco, serce nie łomotało mi już jak szalone. Mój relaks nie trwał zbyt długo, ktoś zaczął łomotać do drzwi.

Bum, bum, bum.

Chwila przerwy i znowu.

Bum, bum, bum.

Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Nie panikuj, nie wolno ci, musisz się dzielnie trzymać.

Bum, bum, bum.

Nie wiedziałam, co mam robić. Dlaczego Agnieszka musiała wyjść akurat dzisiaj? Nastała cisza jak makiem zasiał, słychać było nawet tykanie zegara w kuchni. Otuliłam się szczelnie ręcznikiem i wyszłam z wanny, na palcach podeszłam do drzwi, i wyjrzałam przez judasza. Na klatce schodowej nikogo nie było. Lekko uchyliłam drzwi i przejechałam po nich ręką, kolejna karteczka upadła na podłogę. Odważyłam się wyjść na korytarz i podniosłam ją, po czym jak najszybciej zamknęłam się w mieszkaniu. Dopiero po chwili odważyłam się zerknąć na treść wiadomości.

Przestraszona?

Nie wiedziałam, co mam robić, siedziałam na podłodze w korytarzu przez kolejne minuty. Krzyknęłam, gdy zadzwonił mój telefon, nieznany numer.

- Słucham? – głos wyraźnie mi drżał.

- Z tej strony Piotr Krukowski.

- Kto? – nie miałam pojęcia z kim rozmawiam. – Halo?

- Ten malarz – usłyszałam irytację w jego głosie.

Teraz wiedziałam, kto to taki, że też nie mogłam zapamiętać jego nazwiska, dla mnie było po prostu malarzem. Odetchnęłam z ulgą i podziękowałam w myślach Bogu, że to nie Andrzej.

- Coś się stało?

Pewnie zaraz powie mi, że więcej nie chce mnie widzieć i jeden problem z głowy.

- Chciałbym się dogadać, co do naszej dalszej współpracy.

Jakiej współpracy? Chyba jej zaprzestaniu.

- Jesteś tam?

Z trudem wstałam z podłogi i przeniosłam się na kanapę.

- Jestem – powiedziałam z ociąganiem.

- Przyjdziesz jutro? – chyba wyczuł niepewność w moim głosie. – O ósmej?

- Będę – obiecałam niechętnie.

Dałam słowo Agnieszce, nie mogę się teraz wycofać.

Bum, bum, bum.

Zamarłam, ktoś znowu łomotał do drzwi.

- Co to za dźwięk?

Bum, bum, bum.

- Joanna?

Nie byłam w stanie odpowiedzieć, żołądek podszedł mi do gardła.

Bum, bum, bum.

Oczy zaszły mi łzami, zwariuję prędzej niż myślałam.

- Aśka!

Telefon wysunął mi się z dłoni i z trzaskiem upadł na podłogę. W bezruchu siedziałam na kanapie, jedynie ręce przeraźliwie mi drżały. Miałam wrażenie, że Andrzej zaraz tu wejdzie, już czułam razy na swoim ciele. Bałam się, że będę musiała wrócić do swojego dawnego życia, nikt z policji mnie o niczym nie informował. Wiem, że minęło niewiele czasu, ale ileż można trwać w niepewności? Cudem udało mi się złożyć telefon, łomotanie do drzwi na szczęście ustało. Ktoś znowu do mnie dzwonił, to ten malarz, czy on nie może dać mi spokoju?

- Aśka? - jego głos był pełen napięcia.

- Wszystko w porządku – powiedziałam niepewnie.

- Co to za łomotanie? – zapytał podejrzliwie.

Nie odzywałam się odrobinę za długo.

- Robotnicy -skłamałam słabo – robili coś na klatce schodowej.

- Robotnicy? – chyba mi nie uwierzył.

Jemu na pewno nie będę się tłumaczyć, nawet go nie znałam.

- Jeśli chcesz z nimi porozmawiać mogę ich dogonić – siliłam się na nonszalancję.

Teraz to on przez chwilę milczał.

- Nie ma potrzeby – odchrząknął.

- Zatem widzimy się jutro?

Chciałam jak najszybciej się rozłączyć i dalej rozczulać się nad sobą oraz swoim stanem psychicznym.

- Tak.

- Do zobaczenia. – chciałam odłożyć słuchawkę. – Joanno?

- Co się stało?

Dlaczego po prostu nie mógł się rozłączyć, wiedział już wszystko, co powinien.

- Uważaj na tych robotników.

Skąd u niego taka troska? Agnieszka nazywała go samolubnym snobem myślącym tylko o sobie.

- Będę uważać – czym prędzej się rozłączyłam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Margerita 09.08.2018
    Na pewno tych dwóch facetów w kawiarni nasłał Andrzej jej były facet pięć
  • Kamiś 09.08.2018
    Bardzo ciekawa opowieść. Na pewno przeczytam do końca, ponieważ Thrillery, to mój ulubiony gatunek literacki. Sam piszę opowiadania w takich klimatach.
  • Katrina 09.08.2018
    Cieszę się, że Cię zainteresowałam:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania