Poprzednie częściDziewczyna z obrazu - Rozdział I

Dziewczyna z obrazu - Rozdział XVII

- Róża! – Piotr wybiegł z mieszkania.

Chwyciłam za płaszcz i pobiegłam za nim. Dziewczynki nigdzie nie było, a już się ściemniało na dodatek zaczął prószyć śnieg. Mężczyzna chodził w tę i z powrotem po podwórku.

- Gdzie ona może być? – spojrzał na mnie zagubiony.

- Musimy przejść się po ulicy – ścisnęłam go lekko za rękę – nie mogła uciec daleko, pewnie chce cię po prostu nastraszyć.

Modliłam się w duchu, by to rzeczywiście było prawdą. Jeżeli była tak charakterna jak Piotr, mogło się to o wiele gorzej skończyć. Samo dziecko przykuwa uwagę nie tylko porządnych obywateli. Chodziliśmy po Pogodnie przez godzinę a jak Róży nie było tak nie ma. Piotrowi zaczynały puszczać nerwy, widziałam to po mięśniu drgającym na jego policzku.

- A koleżanki ze szkoły? – zapytałam chwytając się nadziei jak ostatniej deski ratunku. – Może jest u którejś z nich?

- Ma tylko jedną koleżankę – zamyślił się na chwilę – mieszka parę ulic stąd.

Uśmiechnęłam się z wyraźną ulgą, na pewno tam jest.

- Idziemy tam – postanowiłam. – Jeżeli Róży tam nie będzie to dzwonimy na policję.

Piotr wzdrygnął się lekko, jednak nie protestował.

- Będzie tam – pocałowałam go lekko w usta.

Mężczyzna zamarł na moment, a po chwili uśmiechnął się słabo.

Ewa, bo tak miała na imię przyjaciółka Róży, mieszkała w starej odrestaurowanej willi. Z kominka unosił się dym. Gdy stanęliśmy przy furtce, Piotr wcisnął guzik domofonu. Po paru minutach rozległ się delikatny kobiecy głos:

- Kto tam?

- Dzień dobry – odezwał się Piotr – jestem ojcem Róży, jest może u państwa?

- Nie – odpowiedziała zdziwiona – Ewka jest chora, nie było jej dzisiaj w szkole, a coś się stało?

Piotr raptownie zbladł na twarzy.

- Uciekła z domu – jego głos był wyprany z wszelkich emocji.

Nie odwracając się ani razu doszedł do swojego mieszkania. Musiałam biec, by za nim nadążyć.

- Róża się znajdzie – wyrwał dłoń z mojego uścisku – zobaczysz sama wróci.

- A jak nie?! – ryknął na mnie. – Co jeśli nie wróci?! Co wtedy zrobię?!

Przerażona cofnęłam się pod ścianę.

- Uspokój się- poprosiłam.

Piotr odciął mi drogę ucieczki, wściekły pochylał się nade mną. Przed oczami stanął mi Andrzej, on zachowywał się tak samo.

- Nie mogę się uspokoić! - chwycił mnie za ręce. – Nie wiem, gdzie jest moje dziecko!

- To boli – próbowałam uwolnić się z jego uchwytu. – Piotr…

Był jak w amoku, nic do niego nie docierało.

- Wszystko to twoja wina – oskarżał – gdyby nie ty…

O nie, nie dam się po raz kolejny wprowadzić w poczucie winy.

- A ty?! – odepchnęłam go z całej siły aż zatoczył się do tyłu. – Wielki artysta! Światowej sławy! - szydziłam. – Jaki z ciebie mężczyzna?! Przez tyle lat nie interesowałeś się córką, a tu nagle zatroskany tatuś?! Patrzcie państwo! – przerwałam by złapać oddech. – Jesteś wiecznym chłopcem, który nigdy o nic nie musiał się martwić!

Podszedł do mnie o krok.

- Jesteś ode mnie lepsza? – pochylił się nade mną. – Przez dwa lata pozwalałaś, by rządził tobą pierwszy chętny!

Cofnęłam się jak od ciosu.

- Byłaś po prostu łatwa, lecisz za każdym, kto na ciebie spojrzy –znów się do mnie zbliżył. – Wszystkich wciągnęłaś w swoje bagno.

- Nie prosiłam cię o pomoc – głos mi się załamał.

Jego spojrzenie było zimne jak lód, dreszcz przebiegł mi po plecach.

- Ja ciebie też nie proszę o pomoc.

Zabolało bardziej niż się spodziewałam, odgoniłam łzy napływające mi do oczu. Skinęłam głową i wyminęłam go bez słowa. Co można było jeszcze powiedzieć? Padło nawet za dużo słów.

Na dworze wiał lodowaty wiatr, śnieg padał mi prosto w twarz. Mocno otuliłam się ramionami, nie chciałam znowu płakać. Wylałam już za dużo łez, wszystko co złe zaczynało się ode mnie. Autobus jak zawsze był spóźniony i zatłoczony. W połowie drogi coś się zepsuło i kierowca stwierdził, że dalej nie pojedzie. Cudnie.

Do domu doszłam oblepiona jak bałwan, zmarznięta i załamana. W mieszkaniu była już Agnieszka, gdy mnie zobaczyła odłożyła książkę.

- Co się stało?

Ciężko opadłam na krzesło i zaniosłam się tak długa hamowanym płaczem.

***

Nie ważne jak paskudnie się czujesz, świat nie będzie na ciebie czekał. Codziennie rano musisz wstać, ubrać się i iść do pracy, ja nie byłam wyjątkiem. Kiedy we wtorkowy ranek spojrzałam w lustro aż się przestraszyłam. Zapuchnięte oczy, nie umyte włosy, kto by się tym przejmował? Zanim Agnieszka wstała od śniadania wślizgnęłam się do łazienki. Wolałam nie sprawdzać, co zrobi babcia, gdy zobaczy mnie w takim stanie. Przez całą noc dręczyły mnie koszmary. Byłam w ciemnym lesie, nawet nie wiedziałam jak się tam znalazłam. Widziałam Różę, była w czerwonym płaszczyku, uciekała przed czymś. Goniłam ją, ale gdy tylko się zbliżałam, dziewczynka znikała. Ten dzień zapowiadał się naprawdę cudownie, o Piotrze nawet nie chciałam myśleć. Starając się rozmyślać jak najmniej dotarłam do kawiarni.

Babcia już szalała w kuchni, piekła swoje popisowe słodko – ostre babeczki.

- Cześć, kochanie – cmoknęła mnie w policzek – jak tam wczorajsze popołudnie. Co porabialiście z Piotrem?

Zawsze wiedziała, co powiedzieć.

- Za długo, by opowiadać – ściągnęłam płaszcz – nic takiego się nie wydarzyło.

Poza tym, że nazwał mnie tanią i kazał się wynosić ze swojego życia, było bardzo miło, babciu. Nic takiego nie wypłynęło z moich ust, na szczęście.

- Umieram z ciekawości – nie odpuszczała – zwierz się starej kobiecie.

Zirytowana odwróciłam się w jej stronę.

- Nie będziemy się już spotykać, uznaliśmy, że to nie ma przyszłości.

- Ale jak to? – szła za mną. –Co takiego się wydarzyło? Wczoraj wyglądaliście na zakochanych.

Wczoraj, miałam wrażenie, że minęły wieki od tego jak byłam szczęśliwa z Piotrem.

- Babciu, nie chcę o tym rozmawiać, dobrze?

Widziałam, że ją uraziłam, ale nic nie mogłam na to poradzić. W końcu i tak wszystkich wciągałam w swoje bagno. Na zapleczu wpadłam na dziadka, on przynajmniej nic nie powiedział, byłam mu za to wdzięczna.

W milczeniu wzięłam błękitny fartuszek i wyszłam na salę. Właśnie wchodziły dwie bardzo eleganckie kobiety w średnim wieku. Jedna była blondynką a druga ciemną szatynką, obydwie w modnych spódnicach i wysokich obcasach. Zamówiły tylko dwie czarne kawy, pewnie muszą dbać o linię. Nie zamieniając ze sobą ani słowa w milczeniu rozglądały się po kawiarni. Kiedy robiłam im kawę, trzęsły mi się ręce, czułam ich wzrok na plecach. Miałam wrażenie, że jestem egzaminowana, jeśli obleje czekała mnie dotkliwa kara. Gdy postawiłam przed nimi filiżanki, blondynka odezwała się do mnie.

- Nie szukasz pracy? – głos miała bardzo delikatny.

- Skąd ten pomysł? – nie rozumiałam o co im chodzi.

Szatynka skarciła ją wzrokiem.

- Szukam kogoś jako gosposię dla mojego przyjaciela.

Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem, lepsze to niż wybuch płaczem. Jeszcze tego mi brakowało, widać nadawałam się tylko na kopciuszka. Przez dłuższą chwilę nie mogłam się opanować.

- Dziękuję za propozycję, ale mam dobrą pracę.

- Rozumiemy – uśmiechnęła się lekko – ale gdybyś zmieniła zdanie, to mój numer.

***

Reszta dnia upłynęła mi w miarę spokojnie. Nie trafił się żaden niezadowolony klient, przynajmniej tyle dobrego. O dziewiętnastej zamknęłam kawiarnię, powinnam być dłużej, ale nie miałam głowy do pracy. W tak dzień i tak nie było zbyt dużego ruchu. Na ulicach było pusto, z rzadka przejeżdżał jakiś samochód, a co druga lampa była przepalona. Weszłam na przejście dla pieszych a wtedy zza rogu wypadło sportowe auto. Jechało zdecydowanie za szybko, serce podeszło mi do gardła. Jakby za dotknięciem magicznej różdżki samochód zatrzymał się. Wyskoczyli z niego mężczyźni, którzy kiedyś tak adorowali mnie w kawiarni.

Zanim zdążyłam choćby krzyknąć, zasłonili mi usta i wepchnęli do bagażnika.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Ritha 10.12.2018
    Pomimo że to środek serii – obadam z ciekawości.

    Wsparcie techniczne:
    „Róża! – Piotr wybiegł z mieszkania.
    Chwyciłam za płaszcz i pobiegłam za nim” – wybiegł/pobiegłam brzmi podobnie, zamieniłabym jedno

    „Dziewczynki nigdzie nie było, a już się ściemniało[,] na dodatek zaczął prószyć śnieg”

    „- Gdzie ona może być? – spojrzał na mnie zagubiony” – Spojrzał*
    „- Musimy przejść się po ulicy – ścisnęłam go lekko za rękę” – Ścisnęłam*
    Obadaj poprawny zapis dialogów tutaj:
    http://www.opowi.pl/art/jak-pisac-dialogi/

    „Modliłam się w duchu, by to rzeczywiście było prawdą. Jeżeli była tak charakterna” – tutaj powtórzenie była/było

    „Chodziliśmy po Pogodnie przez godzinę[,] a jak Róży nie było[,] tak nie ma” – dodatkowo to, ze ten czas teraźniejszy brzmi tu trochę dziwnie

    „- A koleżanki ze szkoły? – zapytałam[,] chwytając się nadziei jak ostatniej deski ratunku”

    „Uśmiechnęłam się z wyraźną ulgą, na pewno tam jest.
    - Idziemy tam – postanowiłam. – Jeżeli Róży tam nie będzie to dzwonimy na policję.
    Piotr wzdrygnął się lekko, jednak nie protestował.
    - Będzie tam – pocałowałam go lekko w usta” – powtórzenie, 3 x „tam” zbyt blisko siebie

    „Jeżeli Róży tam nie będzie[,] to dzwonimy na policję”

    „- Uspokój się- poprosiłam” – zabrakło spacji przed kreseczką

    Okej, zatrzymam się tutaj, bo nie wiem czy z tych rad w ogóle skorzystasz.
    W każdym razie jest trochę błędów. Jeśli natomiast chodzi o fabułę, wlazłam w środek historii i muszę ci powiedzieć, że porwanie dziewczyny mnie zaciekawiło. Widać, że coś się dzieje. Zdania budowane są, no, różnie, ale nie znudziło mnie, a to też plus.
    Nie oceniam.
    Pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania