Poprzednie częściDziewczyna z obrazu - Rozdział I

Dziewczyna z obrazu - Rozdział XIX

- Aśka! Aśka! – nawoływanie zmusiło mnie do powstania.

Nie wiedziałam, kto mnie szuka, teraz było mi już wszystko jedno. Błąkałam się po lesie przez wiele godzin starając się nie wpaść w ręce porywacza. Było mi zimno i umierałam z głodu, kurtka przemokła mi od deszczu. Jeżeli to rzeczywiście on, to chciałam by skończył ze mną szybko. Miałam dość cierpienia, chciałam zaznać odrobinę szczęścia, spokoju. Czy nie miałam do tego prawa?

Opuściła mnie cała nadzieja jaka tliła się w moim sercu. Potknęłam się o wystający korzeń i upadłabym na ziemię, gdyby nie czyjeś silne ramiona.

- Joasiu – ktoś przycisnął mnie do siebie – tak bardzo się o ciebie martwiłem.

Na początku nie rozumiałam kto i co do mnie mówi, próbowałam walczyć.

- Puszczaj! – wrzasnęłam. – Puść mnie!

- Joasiu, słoneczko – mężczyzna nie chciał się odsunąć – to ja, nic ci już nie grozi.

Zamarłam na chwilę.

- Piotr? – zapytałam z niedowierzaniem. – Jesteś tutaj?

- Jestem – pocałował mnie we włosy – będę przy tobie już zawsze.

Łzy ulgi pociekły mi po policzkach.

- On chciał… on…

- Cii… -przyłożył mi palec do ust – nic ci nie zrobi, nie pozwolę mu się do ciebie zbliżyć.

Podskoczyłam na dźwięk łamanej gałęzi.

- Znalazłeś ją? – światło latarki raziło mnie w oczy.

Wczepiłam się w ramię Piotra i ukryłam za jego plecami.

- Tak – w głosie mężczyzny wyczuwałam ulgę – nic jej nie jest, jest tylko przemarznięta.

Nieznajomy skinął głową.

- Powinien zobaczyć ją lekarz.

Piotr objął mnie ramieniem.

- Już idziemy.

***

- Lekarz mówił, że nic jej nie dolega – tłumaczył coś Piotr.

- Ale jak to? – rozpoznałam głos Agnieszki. – Powinna zostać na obserwacji, czy coś.

Skołowana potarłam skronie i wyszłam zza rogu. Przyjaciółka od razu zamknęła mnie w niedźwiedzim uścisku. Nie mogłam się pohamować i wybuchłam śmiechem tak gwałtownym aż rozbolał mnie brzuch.

- Jesteś największą szczęściarą na świecie – powiedziała oskarżycielskim tonem. – Wiesz jak się o bałam?

- Ja byłam tylko troszkę zdenerwowana – zażartowałam.

Dziewczyna trąciła mnie w ramię, skrzywiłam się lekko, ręce miałam bardzo obolałe.

- Wracajmy do domu – poprosiłam cicho – jestem zmęczona.

Piotr podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. Nie miałam sił na to, by się osunąć a nawet tego nie chciałam.

- Już idziemy, kochanie – obiecał całując mnie w skroń.

Z rozkoszą zamknęłam oczy na tylnym siedzeniu samochodu Piotra. Było mi tak ciepło i przyjemnie a

cicha rozmowa ukołysała mnie do snu.

Obudził mnie powiew chłodnego powietrza wpadającego do auta. Malarz właśnie pochylał się nade mną, by odpiąć pas.

- Mogłeś mnie zbudzić - westchnęłam ciężko.

- Tak słodko wyglądałaś – uśmiechnął się lekko.

Ziewnęłam donośnie i wygramoliłam się z samochodu. Rozejrzałam się dookoła, dopiero teraz dotarło do mnie, że stoimy przed domem malarza.

- Piotr? – spojrzałam na niego zdezorientowana. –Co my tutaj robimy?

Mężczyzna uśmiechnął się psotnie i puścił do mnie oczko.

- Zmiana planów – powiedział tajemniczo.

Dalej niczego nie rozumiałam, patrzyłam na niego pytająco.

- Od teraz – powiedział biorąc mnie na ręce – jesteś pod moją opieką – podrzucił mną lekko - i stosujesz się do moich poleceń.

Zmusiłam się do bladego uśmiechu.

- Obudził się w tobie samiec alfa? – przytuliłam głowę do jego piersi.

Nie miałam ochoty się sprzeczać, przynajmniej nie dzisiaj. Jutro wrócę do tej rozmowy i nie odpuszczę tak łatwo. Nie dam się zamknąć w złotej klatce.

***

Spałam jak zabita do południa, zanim otworzyłam oczy już czułam zapach kwiatów, który mieszał się z zapachem placków. Nauczona doświadczeniem lekko uchyliłam powieki, na skraju łóżka siedział złotowłosy aniołek.

- Hej – pomachała mi ręką przed oczami – obudziłaś się już?

Lekko skinęłam głową.

- Strasznie krzyczałaś przez sen i płakałaś – przyglądała mi się ciekawie. – Pomoczyłaś całą poduszkę i koszulę taty.

Poczułam jak na moją twarz wypływa rumieniec. Dziewczynka roześmiała się perliście.

- Tata mówił, że ktoś ci zrobił krzywdę – ciągnęła swój wykład – i dlatego musimy się teraz tobą zaopiekować.

Po tych słowach umilkła.

- Tata zabronił mi wspominać o tym wszystkim – zasłoniła usta ręką – dlatego już sobie pójdę.

Dopiero teraz rozejrzałam się po pokoju. Na komodach stały wazony z różnokolorowymi kwiatami. Całe łóżko pokryte było płatkami czerwonej róży. Natomiast podłoga miała na sobie wszystkie kolory tęczy. Wszystko wyglądało niesamowicie, nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Z salonu dobiegały mnie odgłosy smażenia i szukania czegoś po szafkach. Ciekawa, co dalej będzie się działo grzecznie leżałam w łóżku. Nie potrafiłam oderwać wzroku od znajdujących się wszędzie kwiatów. Wszystko było pokryte płatkami, promienie słoneczne tylko podkreślały piękno pokoju. Na myśl o tym, co zrobił dla mnie Piotr aż łzy napłynęły mi do oczu. Żaden mężczyzna nigdy się tak dla mnie nie starał. Czułam się jak księżniczka, może trochę obolała. Obydwa nadgarstki pokrywały siniaki, które odznaczały się na tle mojej bladej skóry. Wczoraj tak niewiele brakowało…

Podskoczyłam, gdy Piotr cicho zapukał do drzwi, w rękach trzymał tacę z plackami, rogalami i parującą filiżanką.

- Dzień dobry, słoneczko – obdarował mnie swoim najpiękniejszym uśmiechem. – Jak się dzisiaj czujesz?

Nie potrafiłam nie odpowiedzieć uśmiechem.

- Jak nigdy dotąd – przeciągnęłam się z błogim westchnięciem.

- Mam nadzieję, że śniadanie nie popsuje tego humoru – postawił tacę przede mną.

- Zależy, co przyniosłeś – uniosłam dumnie podbródek.

Zachłannie otaksowałam jedzenie wzrokiem. Racuchy, rogale marcińskie, pączki, drożdżówki, tort bezowy i gorąca czekolada w filiżance.

- Jesteś moim aniołem – przyznałam ze wzruszeniem.

Piotr cały się rozpromienił i pocałował mnie w nos.

- Zawsze do usług, słoneczko.

Przez dłuższą chwilę zajmowałam się tylko jedzeniem, malarz przyglądał mi się w milczeniu. Kiedy się najadłam, znów opadłam na poduszki. Czas było przeprowadzić poważną rozmowę.

- Piotr – poklepałam się po brzuchu – powiedz mi o co w tym wszystkim chodzi? – wskazałam na pokój. – Te kwiaty są piękne, a śniadanie było pyszne, ale…Czuje, że czai się w tym podstęp, mam rację?

Mężczyzna unikał mojego wzroku i jego dobry humor prysł jak bańka mydlana.

- Piotruś – zwróciłam się do niego czule – przecież wiesz, że ja nie odpuszczę.

Malarz odzyskał humor i ścisnął mnie lekko za rękę.

- Wiem – roześmiał się – ale jak też nie odpuszczę – pocałował mnie w dłoń – potraktuj to jako przymusowe wakacje.

- Przymusowe wakacje? – nie spuszczałam z niego wzroku. – Ja chcę wracać do domu.

I na powrót spochmurniał.

- Tak ci zle ze mną? – spytał urażony.

Uśmiechnęłam się do niego lekko i przeczesałam mu włosy dłonią.

- Jest jak w niebie, ale…- przerwał mi brutalnie pocałunkiem.

Osunęłam się na poduszki i westchnęłam z rozkoszy. Nie chciałam by się ode mnie odsuwał, dlatego przyciągnęłam go do siebie mocniej. Czekolada poplamiła białą pościel, jednak byliśmy zajęci czymś innym. Jego usta delikatnie pieściły moje, lekko rozchyliłam wargi i…

- Tato…

Piotr odsunął się ode mnie z westchnięciem.

- Róża, to zły moment – nie odrywał ode mnie wzroku.

-Zaraz spójnię się do szkoły – mała tupnęła nogą.

Mężczyzna wzniósł oczy do nieba i jęknął cicho.

- Bądź przykładnym ojcem – zapięłam guzik u białej koszuli.

- Za kwadrans jestem z powrotem – obiecał pożerając mnie wzrokiem.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania