Poprzednie częściDziewczyna z obrazu - Rozdział I

Dziewczyna z obrazu - Rozdział XIII

- Joasiu – Agnieszka ujęła mnie pod ramię – chodź, pojedziemy do domu.

-Zabiłam go… - głos mi się łamał – zabiłam go.

- Kochanie – mówiła jak do dziecka – wstań, pojedziemy do domu, wykąpiesz się, położysz do łóżka, odpoczniesz.

Pozwoliłam poprowadzić się jej do taksówki, nie byłam w stanie myśleć o niczym innym jak tylko o tym, że go zabiłam. Nawet nie pamiętałam drogi do mieszkania, w łazience Agnieszka pomogła mi się rozebrać i zmyć z ciała brud i przede wszystkim krew. Kiedy byłam już czysta, przyjaciółka położyła mnie do łóżka i szczelnie opatuliła kołdrą.

***

Tępym wzrokiem wpatrywałam się w miskę z owsianką, którą postawiła przede mną Agnieszka. Nie miałam ochoty na jedzenie, na nic nie miałam ochoty. Gdybym mogła to bym już nie żyła. To właściwie nie było takie złe, chwila bólu i niczym nie musisz się już martwić. Gdyby tylko Aga cały czas mnie nie pilnowała, nawet na minutę nie spuszczała z oczu. Próbowała nawiązać ze mną rozmowę o wszystkim i o niczym.

- Wiesz, we wtorek podejrzałam obraz Piotra – chwyciła mnie za ręce – jest genialny, będziesz współczesną Mona Lisą – próbowała zarazić mnie swoim optymizmem. – Jednak dobry z niego malarz, uchwycił w tobie to, co najpiękniejsze.

Nie zareagowałam, nic mnie to nie obchodziło. Piotr właśnie walczył o życie, przeze mnie. W jego głowie powstał krwiak, lekarze wątpili, by sam się wchłonął. Dlatego konieczna była operacja, nie można było ryzykować. Gdyby jeszcze on zginął przeze mnie nigdy bym sobie tego nie darowała, jeszcze więcej osób na sumieniu.

- Dzwoniłaś do szpitala? – przerwałam jej monolog.

Była tak zaskoczona tym, że się odezwałam, że przez moment w ogóle się nie odzywała.

- Aga? – ponagliłam ją. – Tak, czy nie?

- Nie – zawstydziła się – z tego wszystkiego zapomniałam.

Jak można zapomnieć o czymś takim? Miałam ochotę wyć z wściekłości.

- Ale mogę teraz zadzwonić – dodała szybko.

- Nie trzeba – odsunęłam od siebie owsiankę – i tak chciałam tam pojechać.

- Jesteś pewna? – spojrzała na mnie z powątpiewaniem. – Ja muszę jechać do pracy, ale mogłabym zadzwonić i…

- Nie ma potrzeby – uspokoiłam ją – dam sobie radę sama.

Przynajmniej pobędę trochę sama, niczego innego tak nie potrzebowałam. Miałam dość tych niezręcznych pytań, które wisiały w powietrzu. Wiedziałam, że zżera ją ciekawość, co tam się stało. Na szczęście godzinę później musiała wychodzić do pracy. Zostałam w błogiej ciszy, sama ze sobą. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi otworzyłam szafkę z lekami. Drżącymi rękami zaczęłam szukać tabletek nasennych, pamiętałam, że Agnieszka kupowała je po ostatniej nieudanej wystawie w Galerii Sztuki Nowoczesnej. Śmiałam się z niej, że kiedyś zamorduje, któregoś z tych artystów, jak widać ja ją wyprzedziłam. Nie zamierzałam już nikogo w niczym wyprzedzać, dziś wszystko się skończy. Nie bałam się śmierci. Czy piekło może być gorsze od tego, co teraz przechodziłam? Szczerze w to wątpiłam. Tam przynajmniej nikogo już nie skrzywdzę, uśmiechnęłam się z goryczą. Wreszcie znalazłam tabletki, było prawie całe opakowanie, zrobię to raz a porządnie, nikt mi nie przeszkodzi. Wyciągnęłam pierwszą, nie zamierzałam się spieszyć, świadomość, że umieram ma być dla mnie karą, należało mi się. Włożyłam ją do ust i rozgryzłam, była gorzka, sięgnęłam po następną, podobno za jednym razem można użyć tylko dwie. Chciałam mieć pewność, że zadziałają, nie chciałam by ktoś mnie ratował. W chwili, gdy wkładałam do ust trzecią tabletkę, zadzwonił mój telefon. Planowałam go zignorować, ale okazało się, że to moja babcia. Gdybym nie odebrała, zaczęłaby coś podejrzewać, przecież samobójstwo może poczekać.

-Słucham? – starałam się brzmieć normalnie.

- Joasiu – babcia była podekscytowana – jesteś w domu?

- A gdzie miałabym być? – spytałam lekko zirytowana.

Chwila ciszy w słuchawce.

- W porządku – wyraźnie odetchnęła – po południu przywieziemy ci obiad.

O, nie, nie, nie, nie. Musiałam coś wymyślić i to szybko.

- Po południu chciałam pojechać do Piotra do szpitala – zaoponowałam.

- Pojedziemy razem – zgodziła się babcia.

Musiałam powiedzieć coś innego i to szybko.

- Właściwie to –zawiesiłam na chwilę głos – miałam jechać z Agnieszką, ona też się niepokoi – starałam się brzmieć szczerze. – Dzisiaj zamówię sobie coś przez telefon, nie ma potrzeby byście się fatygowali taki kawał drogi.

Dziadkowie szeptali o czymś głośno, gdybym się postarała rozróżniłabym poszczególne słowa.

- Jesteś pewna? – spytała jeszcze raz staruszka.

- Jestem – starłam się brzmieć pogodnie- nic mi się nie stanie.

- Dobrze – odetchnęła głęboko – ale jutro tak łatwo się nas nie pozbędziesz.

Jutro mnie już nie będzie, nie powiedziałam tego na głos.

- Babciu – musiałam to powiedzieć – bardzo was kocham.

I znowu ta cisza.

- Och, kochanie – głos drżał jej ze wzruszenia – my też cię kochamy, zobaczysz ze wszystkim sobie poradzimy.

- Wiem – łzy napłynęły mi do oczu – muszę już kończyć.

Chwilę trwało nim się uspokoiłam, jednak nic nie było wstanie odciągnąć mnie od podjętej decyzji. Postanowiłam i koniec, nie chciałam już nikogo więcej krzywdzić. Sięgnęłam po tabletkę i włożyłam ją do ust, może śmierć też ma smak goryczy? Westchnęłam lekko, zebrało mi się na filozofowanie. Ile jeszcze powinnam ich zjeść? W ustach mi zaschło, musiałam się czegoś napić. Nalałam sobie szklankę wody i wyciągnęłam kolejne dwie tabletki, czas kończyć to przydługie przedstawienie. Moje przyjemne rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Nawet umrzeć nie mogę w spokoju?! Nie obchodziło mnie, kto dzwoni, może w końcu się zniechęci? Natręt jednak nie zamierzał sobie iść, a pukanie przeszło w walenie.

- Pani Joanno! – dobiegło mnie wołanie. – Komisarz Robowski, proszę otworzyć.

Czego chciał ode mnie policjant, może przyszedł mnie aresztować? Wstałam i wyjrzałam przez judasza, to rzeczywiście było ten komisarz z wczoraj. By nie zaczął czegoś podejrzewać przekręciłam klucz w drzwiach.

- Dzień dobry – ukłonił mi się lekko.

Skąd on się urwał?

- Dzień dobry – powinnam przed nim dygnąć?

- Mam do pani parę pytań o wczoraj – wyciągnął notes – mogę wejść?

Nie, nie możesz.

- Oczywiście – przepuściłam go w drzwiach.

Pięknie wyglądałam, w piżamie, potarganych włosach i z zapuchniętymi oczami.

- Proszę, niech pan siada – wskazałam na krzesło.

Usiadł na tym, na którym ja wcześniej, z uwagą przyjrzał się tabletką.

- Ma pani problemy ze snem?

- A tak to pana dziwi – najlepszą obroną jest atak – nie codziennie zabijam byłych chłopaków.

Zaskoczony otworzył usta, ale nic nie powiedział.

- Proszę pytać – ponagliłam go – nie potrzebuję współczucia.

Poluzował krawat i odchrząknął kilka razy.

- Proszę opowiedzieć, co wydarzyło się wczorajszego popołudnia.

Odetchnęłam głęboko i zaczęłam mówić, policjant notował i co jakiś czas wtrącał jakieś pytanie. Im więcej czasu mijało, tym bardziej chciało mi się spać, obym tylko nie zasnęła w trakcie przesłuchania. Ten komisarz pewnie i tak nie wpadłby na przedawkowanie.

- Czy był tam ktoś jeszcze? Oprócz pana Piotra?

Co za głupie pytanie, niby kto miał tam być?

- Nie, nikogo nie widziałam.

- A mieszkańcy?

Czy on był poważny, o co on mnie pytał?

- Nie, raczej nie, każdy normalny uciekałby gdzie pieprz rośnie.

Znowu coś zanotował, to durnowate przesłuchanie trwało aż do powrotu Agnieszki. Przyjaciółka wydawała się zaskoczona widokiem tabletek, jednak nic nie powiedziała. Czekała mnie później poważna rozmowa, widziałam to po jej twarzy.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Maria Bodnar 09.10.2018
    Dobry styl, ale treść się kupy nie trzyma. Proszę pogadać z lekarzem, jak działa tabletka nasenna. Pozdrawiam serdecznie!
  • Margerita 30.10.2018
    pięć podobało mi się to nie dobrze, że ona go zabiła bo teraz pójdzie za to siedzieć

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania