Poprzednie częściDziewczyna z obrazu - Rozdział I

Dziewczyna z obrazu - Rozdział XIV

Po burzliwej rozmowie z Agnieszką zdecydowałam się umówić do psychologa. Bardzo potrzebowałam rozmowy a nie potrafiłam otworzyć się przed bliskimi. Emocje wciąż we mnie buzowały, na dodatek przedwczoraj dostałam wezwanie na rozprawę. Zostałam oskarżona o zabójstwo w obronie własnej, adwokat zapewniał, że nic mi nie grozi i dla niego to czysta formalność.

Moje życie od dwóch tygodni przypominało piekło, nie mogłam poradzić sobie z tym, co zrobiłam.

Co noc śniły mi się koszmary, widziałam jego oczy wpatrzone we mnie, jak pomału gasło w nich życie. Nie mogłam tego znieść.

- Jesteś pewna, że chcesz iść na jego pogrzeb?

Oderwałam wzrok od szyby.

-Muszę…

Przyjaciółka zbierała się przez chwilę w sobie.

- Wiesz, że będzie tam jego rodzina?

- Wiem – westchnęłam ciężko.

Bałam się tego jak zareagują na mój widok. Jego matka od zawsze go uwielbiała, był jej ulubionym synkiem. Oprócz Andrzeja miała trzech synów, życiowych nieudaczników, którzy żebrali o jej uwagę. Co jeśli wyzwie mnie od morderczyń i będzie miała rację, świadomość tego była chyba najgorsza. Jazdę taksówką pamiętam jak przez mgłę, tak jak stale ostatnio wyglądałam przez szybę.

W kościele zebrała się niewielka grupa ludzi, byli bracia Andrzeja z rodzinami i jego matka. Wyglądała jak wiedźma, z garbatym nosem i w powłóczystych szatach. Kiedy tylko mnie zobaczyła podeszła do mnie i uderzyła w policzek, aż zachwiałam się od ciosu.

Jej spojrzenie było pełne nienawiści, gdyby mogła pewnie by mnie zabiła.

- Jak śmiałaś tu przyjść? – wysyczała przez zaciśnięte zęby.

- Ja…

- Wynoś się stąd! – wrzasnęła.

Ludzie zaczęli się oglądać i patrzeć na mnie, nie mogłam tego znieść. Moja twarz pokryła się purpurą, do oczu napłynęły łzy. Wiedziałam, że więcej nie wytrzymam, odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z kościoła. Łzy kapały mi po policzkach, Aga stała bezradna obok mnie, nie wiedziała, co zrobić.

- Czego ja się spodziewałam? –spytałam z wyrzutem. – Wiedziałam, że tak to się skończy, ostrzegałaś mnie.

- Joasia – przytuliła mnie – Joasiu, wrócimy do domu, odpoczniesz.

- Nie chcę odpoczywać! – krzyknęłam, krztusząc się łzami. – Ja…

Przyjaciółka przytuliła mnie mocniej, ona też płakała. Poprowadziła mnie do ławki i delikatnie posadziła. Wyciągnęła telefon z kieszeni.

- Poczekaj tu, zadzwonię po taksówkę.

- Aga…

Przyjaciółka nie słuchała, zawsze lepiej wiedziała, co jest dla mnie lepsze.

***

W domu udało mi się doprowadzić się do porządku, czułam się lepiej niż na cmentarzu. Agnieszka nie spuszczała ze mnie wzroku, sama sprawdziła, czy rzeczywiście dzwoniłam do psychologa. Straciłam jej zaufanie, nie ma, co się dziwić, kto by tam wierzył morderczyni. Jeżeli chciałam, by mi ufała musiałam przynajmniej udawać, że żyję normalnie. Dlatego następnego dnia z samego rana ubrałam się i pojechałam do szpitala. Nawet pomalowałam rzęsy tuszem, musiałam być przekonującą aktorką.

- Cześć, Piotr – mężczyzna miał głowę obwiązaną bandażem.

Nawet w dresach wyglądał idealnie, krótki rękaw podkoszulki podkreślał to, co powinien. Przez chwilę po prostu stałam i chłonęłam jego widok.

- Zrób zdjęcie – poradził – zachowasz je na pamiątkę.

Moje policzki pokryły się purpurą i speszona spuściłam wzrok.

- Tęskniłem za tym- w jego oczach pojawiła się psotna iskierka. – Chodź tutaj – poklepał miejsce na łóżku obok siebie.

- Przyniosłam ci cos dobrego – zignorowałam jego polecenie.

- Proszę – spojrzał na mnie błagalnie – powiedz, że to tort bezowy.

Wyglądał naprawdę żałośnie, gdy tak się we mnie wpatrywał, aż parsknęłam śmiechem.

- Nie -rozwiałam jego nadzieję – przywiozłam za to krem z pomidorów i duuużo owoców.

- Ohyda -zrobił obrażoną minę –to się nazywa ludzka wdzięczność.

Na chwilę posmutniałam, ale zaraz się opanowałam.

- Zobaczysz – roześmiałam się – jeszcze kiedyś mi za to podziękujesz.

- Nie sądzę – chwycił mnie za dłoń – Joasiu, to nie twoja wina – zmusił mnie bym usiadła – gdyby nie ty, nie leżałbym tu teraz.

- Właśnie – odsunęłam się – gdyby nie ja, nie byłoby cię tutaj – delikatnie dotknęłam jego czoła – nie miałbyś rozciętej głowy.

Pocałował mnie delikatnie w dłoń.

- To nie jest najważniejsze narzędzie artysty – uśmiechnął się łobuzersko.

- Piotr- wywróciłam oczami – nie wygłupiaj się.

- Nie wygłupiam – odparł poważnie. –Zawróciłaś mi w głowie.

Roześmiałam się nerwowo, nie potrafiłam przyjmować takich uwag. Chciałam jak najszybciej stąd uciec.

- Przyjdę do ciebie jutro – powiedziałam wstając – gdybyś czegoś potrzebował to dzwoń, przyjadę.

Patrzył na mnie w milczeniu.

- Chcę buzi –zrobił minę jak rozkapryszone dziecko – za odwagę.

Po raz kolejny wywróciłam oczami i pocałowałam go w policzek.

- Tylko tyle? – spytał zawiedziony.

- Za mało znajomości, za dużo śmiałości.

Narzuciłam płaszcz i wyszłam. Kiedy stałam na przystanku autobusowym odetchnęłam z ulgą, pół dnia udało mi się grać. Jeszcze tylko kilka godzin i znów będzie noc, wtedy nie trzeba już niczego udawać.

Zanim wróciłam do domu poszłam na rynek, na zakupy, chciałam by Agnieszka uwierzyła, że jest ze mną coraz lepiej. Miałam dość niezapowiedzianych wizyt dziadków, bo akurat przejeżdżali obok, co zdarzało się cztery razy w tygodniu. Musiałam porozmawiać z babcią, by wrócić do pracy, najszybciej wariuje się w swoich czterech ścianach.

Na obiad chciałam zrobić schab w sosie śliwkowym, Aga za nim przepadała. Nic nie poprawiało jej tak nastroju jak dobre jedzenie. Potrafiła zjeść tyle, co postawny mężczyzna.

Jak tylko weszłam do domu, zabrałam się za gotowanie. Przyjaciółka wróciła trzy godziny później.

- Cześć! – trzasnęły drzwi. – Jak ci minął dzień?

- W porządku – uśmiechnęłam się -a tobie? Jakiś szalony artysta? Wizjoner?

Przyjaciółka przyjrzała mi się podejrzliwie, tak samo nieufnym spojrzeniem obdarzyła nakryty stół.

- Coś się stało? – zmrużyła oczy.

- Nie, dlaczego? – udałam, że nie rozumiem. – Po prostu mam dzisiaj lepszy humor, nie mogę?

- Możesz, możesz – była już zajęta zaglądaniem do garnków – co tam u Piotra? Jego córka już przyjechała?

Zakrztusiłam się sokiem, który akurat piłam.

- Córka? Piotr ma córkę?

Dopiero teraz zrozumiała jaką gafę popełniła.

- Nic ci nie mówił?

Pokręciłam głową, gestem ponagliłam ją by mówiła dalej.

- Różę, ma dziewięć lat, na co dzień mieszka z dziadkami, jest obrażona na ojca.

Powierzchowne streszczenie historii tylko rozbudziło moją ciekawość.

- Dlaczego?

Aga wgryzała się akurat w kawałek schabu, musiałam czekać aż w końcu przełknie.

-Bo zostawił jej matkę, kiedy była mała.

Pokiwałam głową, to było podobne do Piotra, on nigdy nie dorośnie.

- A co z tą kobietą? – zapytałam niby od niechcenia.

- Podróżuje po świecie – westchnęła -za pieniądze Piotra.

- Biedne dziecko – powiedziałam cicho. – Jak mogli zostawić ją samą?

- Kochanie – Aga spojrzała na mnie z niedowierzaniem – to artyści, ich nie zrozumiesz.

- Ona też jest malarką?

Przyjaciółka skinęła głową i na dobre zajęła się jedzeniem.

Rozumiałam co czuje dziewczynka, była sama przeciwko całemu światu. Miałam nadzieję, że po tym całym zdarzeniu, coś dotrze do malarza i zawalczy o swoją Różę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Margerita 20.02.2019
    pięć dziewczyna miała odwagę żeby pójść na ten pogrzeb

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania