Poprzednie częściKrąg - Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Krąg - Rozdział 10 (Część Trzecia) - Gambit

- Po co tu jesteś? – dopytywał mężczyzna. Zataczaliśmy już trzecie kółko wokół jeziora. – Swoją drogą… Nie miałem okazji, by się przedstawić. Jestem hrabia Ignis, mąż hrabiny Margaret. Wracając jednak do mojego pytania Anteriuszu…

- Anterze. – odpowiedziałem lekko poirytowany. Brnięcie w kłamstwo nie miało już najmniejszego sensu. Jednak dalej miałem plan, bardzo ryzykowny, ale nie miałem już wiele do stracenia.

- Dla kogo pracujesz? – indagował z uśmiechem. Był zbyt pewny siebie. Musiałem to wykorzystać przeciwko niemu. Musiałem zbić go z tropu. Taka była moja pierwsza myśl. Jednak po chwili stwierdziłem, że warto będzie się z nim zabawić. Wpędzić go w jego własną pułapkę.

- A dla kogo ty pracujesz? Dla króla? Czy jednak jesteś aktywną bądź bierną częścią trwającego spisku? – odpowiedziałem, tym razem udawałem poirytowanie. Teraz nie miałem miejsca na jakiekolwiek błędy.

- Czyli pracujesz dla króla… Po co ta agresja? Po co to poirytowanie?

Nie chciał wpaść w sidła. Dobrze wiedział jak chce go podejść. Trzeba było uderzyć w ambicje.

- Widzę, że umiesz poznać się na człowieku. Powtórz proszę… Jaką masz rangę szlachecką?

- Odpowiedź na to pytanie sam dobrze znasz. – odpowiedział chłodno.

- Powiedz mi… Co widzisz, co czujesz gdy patrzysz się na tych Suprematów? Chciałbyś trochę kontroli? Chciałbyś trochę władzy tak jak oni? A może nie, może chciałbyś stanowić władzę? Powiedz mi szczerze… Chciałbyś zostać królem?

- Czego ode mnie oczekujesz? Że wydam ci ludzi stojących za spiskiem? Oni zniszczą wszystko na swojej drodze…

Pierwsza część planu została zrealizowana. Teraz wystarczyło zagrać tego dobrego. Wystarczyła huśtawka emocji. Trudność polegała na tym, że nie mógł mnie wyczuć. Nie w takiej chwili.

- Chcę byś mi pomógł. Chcę byś pomógł sobie również… Widzę, że chcesz zrzucić ten ciężar.

- Urobiłeś moją żonę… Teraz jeszcze chcesz urobić mnie? Już i tak wydałeś na nią wyrok śmierci swoimi głupimi pytaniami.

- Nie jestem katem, ni sędzią. Jestem człowiekiem, który poszukuje prawdy. Możesz mi pomóc…

- Oni mają uszy… Wszędzie. Oni zabijają takich jak ja. Oni zawsze działają w cieniu. Myślisz, że ich znajdziesz? To jesteś w wielkim błędzie.

- Nie myślę. Jestem pewien. Jesteś ostatnim elementem w mojej układance. Zebrałem już wystarczająco informacji… Ale potrzebuję klamry. Powiedz mi kto za tym stoi

Czasami warto postawić wszystko na jedną szalę. Czasami warto skorzystać z podstępu.

Słońce zaszło za horyzont. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy oraz ogromny księżyc, który tamtej nocy miał kolor jasno niebieski. Cykady zaczęły wybrzmiewać w gąszczu kwiatów. Reszta towarzystwa zdawała się być coraz bardziej pijana.

- Po co to robisz? – pytał zagubiony Ignis.

- Po prostu szukam prawdy. Daj mi chociaż jedną, małą wskazówkę. Jeden szczegół. Podaj imię zdrajcy.

- On nie działa sam. Prawda jest o wiele bardziej rozległa.

- Z kim zatem działa?

- Z Lotosem.

***

Jedyne czego pragnąłem teraz to wrócić do Aleksandry. Pozostawiłem Ignisa samemu sobie. Posiadałem wystarczającą ilość informacji. Mogliśmy wyjeżdżać. Chciałem wyjechać.

- Gdzie się tak spieszysz? – zapytał mnie przechodzący obok Kristoff. Mimo pijanego towarzystwa, on jako jeden z niewielu dochował swojej godności, lub nie było po nim widać efektów konsumpcji alkoholu. – Jak twoja rozmowa z hrabią Ignisem? – indagował widocznie zaciekawiony.

- Dobiegła końca. Hrabia Ignis jest bardzo ciekawym człowiekiem. – odpowiedziałem w pośpiechu.

- Tutaj się zgodzę. Pewnie opowiadał ci o jego pobycie w Imperium?

- Opowiadał bardzo dużo. Ma na pewno ciekawe spostrzeżenia. Jednak jak każdy człowiek z zewnątrz.

- A masz pojęcie, gdzie go teraz znajdę?

- Poszedł do swojej żony.

Skłamałem. Ignis siedział nieruchomo w altance, niedaleko akwenu, który obeszliśmy kilkanaście razy. Hrabia był sparaliżowany strachem.

Odczuwałem to samo.

***

- Musimy wracać. – powiedziałem, lekko zdenerwowany. Aleksandra spojrzała na mnie krzywo. Objąłem ją.

– Mam informacje Ola.

- Anter… Uspokój się.

- Ola… Mamy do czynienia z Zakonem.

***

Wyszliśmy przed rezydencję. Szukaliśmy naszej karocy. Na zewnątrz było już naprawdę ciemno. Na niebie nie przybyło chmur. Zaczął wiać porywisty wiatr.

Nasze płaszcze zaczęły wydawać głuche trzaski na skutek podmuchów. Materiał zaczęło wywiewać na bok.

Przytrzymałem kołnierz, by zasłonić swoją szyję.

Na naszej drodze, po raz kolejny, stanął hrabia Kristoff.

- Już wyjeżdżacie? – zapytał z niedowierzaniem.

- Niestety… - zaczęła Aleksandra, udając przejętą. Była w tym wszystkim naturalna. – Ale musimy załatwić jeszcze parę spraw w stolicy. – dodała, uśmiechając się w moją stronę.

- W takim razie życzę spokojnej podróży, do stolicy jak i do Imperium.

Przyśpieszyliśmy kroku.

Czarna karoca stała na samym końcu. Wiatr zaczął wiać coraz mocniej. Nad pasmem górskim Kurta pojawiły się błyskawice.

Weszliśmy do ciepłego środka powozu. Aleksandra zamknęła drzwi z hukiem.

Przed nami były cztery godziny drogi.

***

- Jesteś pewien tego, co słyszałeś? – zapytała zaniepokojona.

Byliśmy mniej więcej w połowie drogi.

- Tak. – zacząłem, łapiąc się za czoło. – Ola… To może być powtórka z rozrywki. To może być Trzecia Wielka Wojna od nowa. – dodałem, patrząc się jej głęboko w oczy.

- Nie mamy pewności, że Zakon dalej kontroluje Hundię od wewnątrz…

- Nie możesz również zakładać, że tego nie robi… - odparłem lodowato. – Poza tym… Czego ty się w zamian dowiedziałaś?

- Wszyscy zwracają się do niego „On”, więc wiemy już, że zapewne jest mężczyzną, o liczbie pojedynczej nie wspominając. Wygląda na to, że musi kontrolować większość udziałów w Gildii Kupieckiej…

- Czy mamy kobietę Supremata?

- Owszem mamy… Hrabina Letta… Ją i tak można było wykreślić z listy… Kobieta angażuje się mocno w swoje prywatne sprawy oraz nie ma praktycznie żadnych wpływów w Gildii Kupieckiej. Zostali nam w takim razie hrabia Kristoff oraz hrabia Bernard…

***

- Czyli chcecie mi powiedzieć, że nie macie żadnych nowych informacji? -zapytał zawiedziony król.

Siedzieliśmy cicho. Prywatna komnata króla była pokojem co najmniej zapierającym dech w piersiach. Wszechobecne mapy, zegary oraz plany. Wszystko to jednak uporządkowane. Do tego dochodził zapach wosku oraz drewna.

To pomieszczenie biło domowym ciepłem, tym dziwnym uczuciem, którego nie spotyka się nigdzie poza swoim zakątkiem.

- Jest jeszcze jedna poszlaka… Podobno Zakon jest w to wmieszany.

Po tym nastała chwila ciszy. Król beznamiętnie patrzył się w moją stronę.

***

- Kristoff fałszował dokumenty o handlu zagranicznym od paru lat… Tłumaczył się niższym cłem jednak teraz to wszystko zaczyna mieć sens… - opowiadał król, chodząc po sali.

Prywatna komnata monarchy była w kształcie koła, zakończonego wielką kopułą. Z dachu zwisał dość potężnych gabarytów żyrandol, który oświetlał każdy zakamarek tego pomieszczenia.

- Co go spotkało za fałszerstwo? – zapytałem zaciekawiony.

- Bezpośrednia wpłata do skarbu państwa. Równowartość pieniędzy, które zaoszczędził. O podwyższonym cle nie wspominając… Jednak Bernard też ma swoje za uszami… Głównie przemyca kontrabandę…

- Podejdźmy do tego inaczej. – postawiła sprawę jasno Aleksandra. – Kto ma więcej za uszami?

- To nie ma sensu, Ola. – odparłem stanowczo. – Jeżeli mamy do czynienia z Zakonem… Magia musi odgrywać jakąś rolę… Praktyczną lub polityczną.

- Tutaj się zgodzę. – przytakiwał król.

- Czy któryś ze szlachciców był zamieszany w poczynania Kręgu? Lub był zaangażowany w jakiś sposób z projektem…

- Anter. Jesteś genialny.

- Czemu?

- Jedziecie jutro do Kristoffa… Czas położyć koniec temu skurwysynowi.

***

Aleksandra już wychodziła z sali. Popatrzyła się w moją stronę.

- Mamy nie wychodzić? – zapytała zdziwiona.

- Muszę jeszcze uzgodnić parę rzeczy z królem. – odpowiedziałem uśmiechnięty. Monarcha popatrzył się na mnie krzywo, jednak widać zrozumiał co miałem na myśli.

Aleksandra wyszła po chwili zamyślenia.

***

- Wiesz dobrze, że są to dość wygórowane warunki. – powiedział uśmiechnięty.

- W zamian będziesz miał możliwość zaangażowania mnie w swoją administrację. – odparłem pewny siebie.

- Mógłbym mieć każdego człowieka na tym stanowisku… Fotyn jest o wiele lepszą opcją. Nie wspominając o reszcie Mistrzów Magii.

- Czy jednak chcesz podjąć to ryzyko? Jeżeli spełnisz moje żądania oraz dasz mi odpowiednio dużo czasu na doszkolenie…

- Twoje wymagania są naprawdę wysokie.

- Dla mnie tak. Jednak dla króla? Dla ciebie? To tylko kolejny wydatek w stronę polepszenia sytuacji w państwie. Poza tym i tak miałeś plan mnie zaangażować w koncept Rady Magów.

- Ha…

- Popatrz się na to również z tej perspektywy… Patrząc się na bardzo możliwe powiązania pomiędzy Zakonem a spiskiem… W obliczu takich koneksji, wojna z Hundią staje się coraz bardziej realna. Zatem zapewne przyda ci się aparat angażujący takich ludzi jak my. Rada Magów, czyż ta nazwa nie brzmi wspaniale?

- Wiesz co mnie najbardziej zadziwia? Twoja chytrość… Raz potrafisz stracić kontrolę nad swoimi emocjami, natomiast za drugim razem próbujesz mnie urobić tylko po to, żebym spełnił twoje oczekiwania.

- Jestem pewien, że jesteśmy w stanie dojść do konsensusu.

- Nie musimy… Akceptuję twoje warunki. Jednak ja też mam swoje…

- Zamieniam się w słuch…

- Po pierwsze… Jutrzejsza misja musi się powieść, lub przynajmniej masz dowieść nowe informacje, jeżeli trop okaże się fałszywy. Po drugie… W sumie… Nieważne. Po prostu mnie nie zawiedź, Anterze. – oznajmił entuzjastycznie.

Miałem świadomość, że sam mu się podporządkowałem. Taki był mój zamiar. Jeżeli miałem stracić totalną samodzielność to przynajmniej chciałem to zrobić na swoich warunkach. A warunki były następujące: dom w Vende, zabieram Aleksandrę ze sobą oraz możliwość doszkolenia się i zostania Mistrzem Magii.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania