Poprzednie częściKrąg - Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Krąg - Rozdział 6 - Aleksandra

Resztę dnia spędziłem na przyswajaniu kombinacji ruchów, potrzebnych do wykonania poszczególnych czarów. Na początek musiałem oczywiście przyswoić podstawy. Ułatwieniem było to, że zestaw ruchów był skończony, szkopuł leżał w kombinacji manewrów, jakie trzeba było wykonać, aby czar w ogóle zadziałał. Większość ruchów opierała się na odpowiednim zgięciu palców. Tak na przykład, jeżeli chcieliśmy wykonać zaklęcie Fyr (czar ognia), musieliśmy zgiąć mały palec, a kąt pomiędzy kciukiem, a palcem wskazującym miał wynosić około siedemdziesięciu stopni.

Moim zadaniem było przyswoić sobie ruchy do dziesięciu czarów, które nosiły nazwę Kanonicznych.

Byłem już na ostatnim, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Wstałem więc z fotela, rozciągnąłem się, i otworzyłem drzwi. Jak można było się domyślać, osobą pukającą była Aleksandra.

- I jak? Zdecydowałeś się? – zapytała pogodnie, opierając się o framugę drzwi.

- Uparta jesteś… - odparłem uśmiechnięty. Cały ten czas próbowałem złapać kontakt wzrokowy, jednak moje próby legły w gruzach. Swoimi staraniami tylko zapeszyłem Aleksandrę.

- Mogłeś powiedzieć, że ci przeszkadzam…

- W żadnym przypadku tego nie robisz…

***

- Musisz przesunąć lekko lewą nogę, podczas lądowania. – oznajmiła spokojnie, chodząc koło wahadła.

- Dobra... Daj mi chwilę przerwy… - odpowiedziałem zdyszany, schodząc z wahadła.

Powoli dochodziła godzina dwudziesta druga. Z każdą kolejną minutą stawałem się bardziej zmęczony.

- Jak to z tobą jest, Anter? – zapytała, siadając obok mnie.

- Co masz na myśli? – zapytałem, patrząc się na pole manekinów stojących przede mną.

- No wiesz… Kompletna zmiana trybu życia… Zmiana otoczenia…

- W ogóle, jeżeli już o tym mowa… Bo nigdy nie miałem okazji zapytać… Jesteśmy w Nome?

- Ha ha, tak… Jesteśmy w stolicy…

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Potrzebowałem trochę czasu, by uporządkować swoje myśli.

- Szczerze… Najgorzej było, kiedy wyjeżdżałem z Svalbred. Życie na wsi miało wiele zalet. Beztroska i brak problemów wielkiego świata to jedne z nich. Jednak moment, kiedy przyszło mi się pożegnać z wujem… - zacząłem, spoglądając w stronę Aleksandry. Tym razem udało mi się nawiązać kontakt wzrokowy.

- Czułeś pustkę… Bezradność… - dokończyła zdanie, pełnym współczucia tonem.

- Dokładnie. Wyjeżdżając, przynajmniej dostałem miecz wuja… Chyba jedyna zaleta wyjazdu.

- Też mi zaleta… Powiedz mi… Jak to było w Svalbred?

- Spokojnie… Życie toczyło się powoli… Bez większych zmartwień…

- Chciałabym zobaczyć… Jak to jest, żyć powoli, bez zmartwień.

- Nigdy zaznałaś takiego życia?

- Nie… Urodziłam się tutaj, w Nome. – zaczęła melancholijnym tonem. – Nie znałam swoich rodziców, wiem jedynie, że byli magami… I, że umarli podczas Wielkiej Entropii… Zostałam przygarnięta przez mistrza Fotyna. Dorastałam w Kręgu i wszyscy ludzie, których znam, są lub byli w Kręgu. Życie przedstawicielki tego zakonu może wydawać się monotonne, jednak takie nie jest. Podróżowanie po całym kraju bywa naprawdę męczące…

- Ja całe życie spędziłem w jednym miejscu, z tą samą grupą osób… Nie przejmowałem się niczym… - odparłem, spoglądając w oczy Aleksandrze.

Siedzieliśmy znowu w ciszy. Znowu potrzebowaliśmy trochę czasu na uporządkowanie myśli.

- Znałeś swoich rodziców? – zapytała, przecierając oczy.

- Nie… Nawet nie wiedziałem kim byli.

- Nigdy nie chciałeś się dowiedzieć, kim byli? – indagowała zdziwiona.

- Nigdy nie czułem chęci.

Po kolejnym momencie ciszy, przeszliśmy do treningu. Wydawało mi się, że idzie mi coraz lepiej. Coraz pewniej lądowałem oraz nie traciłem równowagi.

***

Mijały kolejne tygodnie żmudnej nauki. Wahadło powoli stawało się nudnym ćwiczeniem. Moja relacja z Aleksandrą rozwijała się coraz szybciej. Zacząłem powoli przyswajać kolejne zagadnienia magii, poznawałem kolejne czary.

Trening walki mieczem zacząłem odbywać z Fotynem na arenie. Często pojedynkując się z nim samym (dostając przy tym nieźle po dupie).

- Musisz przetransferować swoją magię… Czerpać z niej moc na walkę. – oznajmił Fotyn, obracając mieczem w dłoni. – Uspokój się… Poczuj moc, która przez ciebie przepływa… Poczuj tę euforię…

Poczułem.

Ruszyłem przed siebie, będąc skupionym na Fotynie. Wykonałem szybki doskok. Sparowany. Kolejne cięcie z doskoku. Unik. Półpiruet, a wraz z nim płynny zamach. Fotyn kolejny raz odbił mój cios. Fotyn wykonał kilka szybkich ruchów. Kilka szybkich doskoków. Ciął z wielka finezją i opanowaniem. Kontrolował przepływ adrenaliny. Na szczęście wszystkie ciosy sparowałem. Nastąpiła szybka wymiana. Zacząłem wykonywać szybsze zamachy. Moje ostrze otarło się o ramię Fotyna. Mistrz wykonał szybki kontratak. Półpiruet z ciosem wyprowadzonym od siebie, bez zamachu. Cios nie do obronienia. A patrząc się jeszcze na dystans pomiędzy mną a nim, uderzenie to było nie do uniknięcia. Jednak udało mi się uniknąć ostrza, jakimś cudem uniknąłem brzytwy o kilka centymetrów. Półpiruet uratował mi życie.

Teraz znajdowałem się w idealnej pozycji do kontrataku. Mocny zamach kierowany na plecy Fotyna.

Sparowany. Mistrz jakimś cudem sparował moje uderzenie. Nastąpiła kolejna szybka wymiana ciosów.

Zwód… Doskok… Unik…

Wykonaliśmy dwa zamachy. Huk metalu był prawie ogłuszający. Dwa ostrza spotkały się. Zaczęliśmy się siłować.

Nagle, znikąd, Fotyn wycofał swoje ostrze, wykonał piruet, znalazł się za mną i wykonał cięcie na moich plecach.

- Masz szczęście, że ćwiczymy z magią ochronną… - zaczął zdyszany Fotyn, ściągając swój ubiór przeznaczony do ćwiczeń. Na szczęście ubranie to nakładało się na swoje ciuchy codzienne. Nie miałem ochoty na oglądanie gołej dupy Fotyna.

- Cały czas nie jestem w stanie kontrolować przepływu adrenaliny! - oznajmiłem rozwścieczony.

- Tutaj nie chodzi o kontrolę nad adrenaliną… Tutaj chodzi o twoje skupienie. Podczas walki nie możesz być rozkojarzony… Nawet jedna sekunda nieuwagi wystarczy, żeby cię zabić. Musisz być bardziej ostrożny, musisz analizować styl walki przeciwnika. Zacząć przewidywać jego ruchy. – oznajmił spokojnym tonem Fotyn. – Jutro nauka magii… Na dzisiaj to tyle. Poćwicz jeszcze zwody na wahadle i walkę na manekinach. – dodał, wychodząc z sali treningowej.

***

Położyłem pochwę z mieczem na fotelu. Wszedłem do balii i zrelaksowałem się. Po piętnastu minutach spokoju, umyłem zęby i udałem się do biblioteki, zlokalizowanej naprzeciwko kompartmentu z prywatnymi pokojami.

***

Biblioteka była ogromna. Pełno było w niej mahoniowych regałów, wszystkie były wypełnione książkami. Podłoga była wykonana oczywiście z marmuru, jednak dziełem architektury był dach, będący jedną wielką kopułą, z której zwisał gigantyczny żyrandol. Biblioteka była podzielona na dwa piętra, na parterze znajdowały się książki, a pierwsze piętro było czytelnią. Sama sala była naprawdę długa. Przejście z jednego końca na drugi, normalnym tempem, zajmowało około minuty. Książnica była jednak wąska. Po obydwu stronach znajdowały się regały, długie na może pięć metrów, a pomiędzy nimi znajdowało się główne przejście, długie na dziesięć metrów. Wszedłem na górę za pomocą spiralnych schodów, znajdujących się od razu przy wejściu, po jego obu stronach. Tym razem wybrałem schody znajdujące się po mojej lewej stronie. Przeszedłem parę metrów, witając się z kilkoma osobami, będącymi przedstawicielami Kręgu. Rzadko zdarzało się, żeby do biblioteki wchodzili ludzie „z zewnątrz” (będący jedynie przedstawicielami aparatu władzy w Yornem), jednak i takie przypadki miały miejsce.

Jeżeli już tak się zdarzało, że przychodzili tutaj przedstawiciele władzy, to zazwyczaj jedyne co robili to konsultowali się z mistrzami Kręgu. Sprawy, które omawiali i tak mnie nie interesowały, ponieważ były to tematy polityczne.

Przechodziłem pomiędzy kolejnymi rzędami ław, w których zasiadali bracia (tak do siebie się odnosiliśmy wewnątrz Kręgu). Każdy ubrany identyczne białe szaty, wzbogacone o złote wstawki. W końcu jednak doszedłem do celu. Do ławki, w której siedziała Aleksandra.

- Jednak przyszedłeś… Myślałam, że nie interesuje cię historia Yornem… - zaczęła przyjaznym tonem, przewracając kartki jakiejś księgi.

- Nigdy tak nie twierdziłem. – odpowiedziałem, przysiadając się obok niej.

- Być może odniosłam złe wrażenie. – oznajmiła z uśmiechem, zamykając książkę.

- To od czego mam zacząć? – zapytałem, spoglądając w piękne szmaragdowe oczy Aleksandry.

- A czego chciałbyś się dokładniej dowiedzieć? – indagowała, odwzajemniając spojrzenie.

- Trzecia Wielka Wojna. O dwóch poprzednich czytałem zapiski swego czasu w Svalbred.

- Potrzebne książki, akurat masz na stole. – zaczęła, podając mi dwie masywne „cegły”, jedną ozdobioną twardą czerwoną okładką, z złotymi wstawkami na boku, oraz drugą, również z twardą okładką, jednak całą białą. – Chcesz mieć jakiś zarys na początek? – dodała, poprawiając swoje aksamitne czarne włosy.

- Poproszę. – odparłem entuzjastycznie.

- Po krótce… Hundia atakuje Yornem, pod pretekstem magicznych zbrojeń naszego państwa. – zaczęła, gestykulując energicznie.

- Hundia, czyli drzewiej Amesia? – zapytałem wybity z rytmu.

- Owszem. Wracając jednak… Wojna zaczyna się od Rozbicia Granicy Kaspijskiej, czyli pasma fortyfikacji obronnych na granicy z Hundią. Pasmo to jest pewnego rodzaju łącznikiem pomiędzy pasmem górskim Kurta, na północy, a pasmem górskim Mantar, na południu. Do Rozbicia doszło właśnie przy Górach Mantar. Teraz w tamtym miejscu masz stukilometrową Strefę Pustki.

- Zbrojenia magiczne? Co to w ogóle za pretekst?

- Wcielanie za dużych ilości magów bitewnych w struktury wojskowe. Hundia nie pochwalała takich postępowań. Poza tym wiesz… Chodziło, również o aneksję Vende. Do gry również wchodził spór dynastyczny. Za wysokie ego spowodowało wojnę.

- Zazwyczaj tak jest. – odparłem chłodno, zmieniając pozycję siedzenia.

- Wracając… Mam ominąć przebieg? – zapytała, bawiąc się swoimi włosami.

- Pomińmy… I tak dowiem się tego z książek.

- No dobrze… Cała wojna nie doczekała się rozstrzygnięcia. Yornem oczywiście udało się odeprzeć wojska Hundii, jednak za cenę śmierci króla Amela Wielkiego.

- Umarł w bitwie?

- Co najciekawsze to właśnie, że nie… Umarł na Wyspie Nord. Na Grobowcu Świata.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania