Poprzednie częściLaboratorium...

Laboratorium 2 - część IX

Przekrzywiłam głowę, gdy Hyuk utkwił we mnie to spojrzenie.

- Coś nie tak? – odezwałam się niepewna, jego zachowanie mnie zmartwiło. Jest aż tak wykończony po tresurze? A może oni już go złamali... Moje wątpliwości się rozwiały, gdy chłopak potrząsnął głową i podszedł powolnym krokiem do mnie i dziecka.

- Słodki ale niebezpieczny – mruknął cicho, podając dzieciakowi dłoń – Witamy w piekle, Hwayi – Uśmiechnął się ponuro, jednak chłopaczek odwzajemnił uśmiech, łapiąc jego rękę.

- Nawet piekło mnie pewnie nie zaskoczy – odezwał się beztrosko, po czym puścił Hyuka, i pociągnął mnie za moją bluzkę, chcąc skupić na sobie moją uwagę. Spojrzałam na niego z troską kucając przed nim.

- Co jest?

- Mogę ci mówić mamo?

To bezpośrednie pytanie niemal mną wstrząsnęło. Nie spodziewałam się takiej zażyłości pomiędzy mną a tym małym, jednak uświadomiłam sobie, że nie miałam w sumie nic przeciwko.

- Eeee... Jasne – zapewniłam, klepiąc go po główce – Ile ty właściwie masz lat?

Chłopak jakby się speszył, bo spuścił wzrok i uśmiechnął się nieśmiało.

- Jestem jeszcze dzieckiem... – zaczął niepewnie – Proszę, nie śmiej się... Mam zaledwie 7 lat.

Odsunęłam się zszokowana, Hwayi wyglądał na chłopca co najmniej dwunastoletniego... Hyuk słysząc to, wbił w niego zaciekawiony wzrok, jego kącik ust uniósł się ku górze.

- To niezła sprawa – mruknął jedynie, a ja zastanawiałam się, jak takie dziecko wychowane przez takich ludzi potrafiło już zabijać ludzi, znało broń palną i pewnie jeszcze inne, było ukształtowane jak powór...

-Mam również jakieś zaburzenia psychiczne, zalążki sadyzmu, i... psychopatię o ile się nie mylę – dodał Hwayi, zaskakując nas jeszcze bardziej.

- Skąd ty w ogóle znasz takie słowa? – spytał Hyuk po chwili ogólnego milczenia. Chłopak wzruszył ramionami.

- Znam je od ojców. To coś złego?

W tej chwili, Yous, stojący pod ścianą, podszedł do mnie, z tym przymilnym uśmieszkiem przyklejonym do ogorzałej i wyraźnie zmęczonej twarzy.

- Koniec tych pogaduszek, szczurki. Jest już południe, a wam i reszcie bachorów przyda się posiłek, jeśli macie się dla mnie do czegokolwiek przydać.

Prychnęłam, ten człowiek chyba nie wie jak zachowywać się w społeczeństwie.

- A jak niby mamy się tam dostać doktorku, bo co jak co, zawiązałeś nam obu oczy kiedy nas prowadziłeś – zaczęłam ostro, jednak Hyuk uspokoił mnie, kładąc swoją poranioną rękę na moim ramieniu.

- Daj mu się wygadać. Nie warto tracić słów na tego gościa – wyszeptał, pomagając mi wstać z kucek. Yous tymczasem wciąż kontynuował.

- No ja właśnie o tym, moje skarbeczki. Skoro macie ten przywilej chodzenia luzem po placówce, teraz zaprowadzą was strażnicy na miejsce posiłku. I będą wam towarzyszyć, póki nie zaczniecie się sami orientować – podszedł do drzwi, zapukał w nie dwa razy, rozległ się stukot zamków i drzwi stanęły otworem – Zaprowadzić do stołówki. – Dał rozkaz czterem strażnikom, stojącym za progiem, jednak zaraz jakby się rozmyślił – Albo nie. Sam ich zaprowadzę.

Hwayi chwycił mnie za rękę, zmuszając, bym nachyliła się w jego stronę. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem, dał mi znak bym nadstawiła ucho.

- Mam taki malutki plan... - zaczął niepewny, jednak po sekundzie kontynuował - Pokażmy temu staremu dziadowi ile jesteśmy warci...

- W jaki sposób? - odszepnęłam zaciekawiona, Hyuk również nadstawił ucha.

- Jak będziemy przed salą, reszta tych dzieci pewnie już będzie na miejscu, Co wy na to, by zrobić na niego taki pseudo zamach? Zastraszymy staruszka, zbudzimy respekt.

Uśmiechnęłam się lekko, ten plan bardzo mi pasował, jednak Hyuk pokręcił głową niepewny. Nie mieliśmy czasu na dłuższą pogadankę, ponieważ Yous, zniecierpliwiony odchrząknął patrząc na nas z przyganą.

- Co wy tacy tajemniczy? Nie próbujcie żadnych sztuczek, strażnicy będą mieć was na oku, plus obroże na waszych kostkach, pomogą, gdybyście spróbowali się wycwanić i uciec. Zrozumiano?

- Tak, panie Stary - Odparł Hwayi ze swoim uśmieszkiem, co zdenerwowało mężczyznę, jednak na szczęście się nie odgryzł, tylko bez słowa wyszedł, i ruszył korytarzem do miejsca docelowego. Spojrzeliśmy po sobie z rozbawieniem, po czym poszliśmy w ślad za nim, odprowadzani czujnymi spojrzeniami strażników.

- Jak długo istnieje ta placówka? - przerwałam niemiłą ciszę, jaka zaległa gdy już przez kilka minut szliśmy nieśpiesznym krokiem po oślizgłych i zaniedbanych korytarzach, mijając zamieszkane, i puste klatki. Było mi żal tych dzieci, nic nie zrobiły, a los tak je urządził. Mężczyzna spojrzał na mnie przez ramię, uśmiechając się lekko.

- Nazwa "Laboratorium" istnieje na rynku już od ponad 9 lat. Jednak pierwszy budynek, został zburzony i zamknięty 6 lat temu. Władze dowiedziały się o nim, a to nie służy naszym celom. Ta placówka, nowa funkcjonuje od roku, pieniądze na nią, zostały zbierane i przechowywane przez te wszystkie lata w zawieszeniu działalności.

- Co za wyczerpująca odpowiedź - mruknął Hyuk, i miał rację. Yous ani trochę się nie ograniczał w wypowiedzi, co było dziwne, jesteśmy przecież tylko jego więźniami, czy to nie jest za bardzo ryzykowne?

Mężczyzna jednak tylko zachichotał, prowadząc nas dalej, w korytarze, które nie wyglądały mi ani znajomo, ani zachęcająco do przebywania w nich.

- Przecież zostaniecie tu na zawsze. Pójdziecie na studia... potem wrócicie i będziecie pracować w tej dumnej placówce. Wiem, że nie jest to przyszłość o jakiej marzyliście, czy coś, ale no... tak się potoczyło wasze życie. Teraz możecie już tylko się dostosować i zaakceptować to. O, jesteśmy na miejscu - zaśmiał się gardłowo, otwierając mosiężne drzwi do sali, gdzie prawdopodobnie była wcześniej mówiona jadalnia. Spojrzałam na dzieciaka, po czym bez słowa rzuciłam się na mężczyznę, wykręcając mu ręce, zanim zdążył zareagować. W zgięciu łokcia umieściłam jego grubą szyję, i wykorzystując nacisk, zaczęłam go podduszać. Chłopacy rozejrzeli się za potencjalnymi strażnikami, jednak na szczęście nikogo nie było w zasięgu wzroku. Hyuk podszedł do niego, patrząc mu w oczy z pogardą.

- Ojoj, staruszku, coś się stało? - jego głos był przepełniony jadem, sarkazmem i sztuczną uprzejmością. Yous parsknął, chcąc coś powiedzieć, jednak mój ucisk na jego krtań skutecznie to uniemożliwiał - Naprawdę myślisz że my tak potulnie się podporządkujemy twojej cholernej woli? To nie ty rządzisz naszym życiem, to, co będziemy robić, zależy tylko od naszej decyzji - zbliżył się do niego, mrużąc swoje niebezpieczne oczy - Nie zakładaj, że po tych torturach, tak zwanej tresurze, będziemy bezbronni. To jest bardzo głupie założenie.

Zauważyłam, jak Hwayi zaśmiał się z pogardą, widać było że czerpie satysfakcję z oglądania tego widowiska. Twarz Yousa zaczęła niebezpiecznie sinieć, dając znak że ciało nie wytrzyma długo. Kazałam się odsunąć od niego, sama puściłam go, po czym kopnęłam w plecy, posyłając jego ciało na nierówną, chropowatą podłogę.

- To my idziemy na śniadanko - powiedziałam lekkim tonem, biorąc Hyuka i Hwayi za ręce, po czym otworzyliśmy drzwi nie bacząc na leżącego na ziemi mężczyznę. Powitały nas zaskoczone, i zaciekawione spojrzenia setki dzieci, młodszych, starszych, każde jednak wyczerpane i nieszczęśliwe. Spojrzeliśmy po sobie, po czym salę posiłku zapełnił radosny śmiech trójki skazańców.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania