Misja zakończona sukcesem część 12. KONIEC Star Wars

Pi ostrożnie wyjrzał zza zakrętu. Jak słusznie podejrzewał przed drzwiami serwerowni stał już oddział droidów. Klon czym prędzej wrócił do ukrycia i spojrzał na resztę kompanów.

— Nie jest dobrze — mruknął — naliczyłem dwadzieścia blaszaków.

— Nawet wykorzystując element zaskoczenia nie damy rady przetrzymać takiego ostrzału. Nie w tym korytarzu — machnął ręką Shad wskazując na otoczenie.

— Może powinniśmy spróbować się rozdzielić? Znaleźć jakieś obejście i spróbować ostrzału z dwóch stron — myślał na głos Pi.

— Nie wiemy ile mamy czasu. Musimy jak najszybciej… — urwał kiedy dotarły do niego dźwięki walki. Shad i Pi natychmiast spojrzeli w stronę korytarza prowadzącego do serwerowni, pod ścianą którego stał Lifted nieustannie strzelając do wroga. Pociski śmigały tuż koło niego sypiąc iskrami przy każdym trafieniu w metalowe elementy statku.

— Na co czekacie?! — spytał walczący z irytacją.

— To szaleństwo! — odparł mu Pi ale kiedy wyjrzał zza zakrętu zrozumiał dlaczego kompan rozpoczął walkę. Po przeciwnej stronie korytarza stało osiem przeprogramowanych droidów, które również dołączyły do wali. Haker natychmiast złapał za blaster i rozpoczął atak.

Chwilę później droga do serwerowni była wolna. Pi czym prędzej podbiegł do wejścia i otworzył drzwi. Odetchnął z ulgą kiedy okazało się że w środku nie było już więcej przeciwników. Od razu skierował kroki do głównego serwera i zaczął odpinać od niego kable.

Za hakerem do pomieszczenia wszedł Shad w towarzystwie przeprogramowanych robotów. Przy wejściu stanął Lifted uważnie obserwując korytarz.

— Mam niedobrą wiadomość — powiedział zwiadowca podchodząc do walczącego z kablami towarzysza. — dwa z naszych droidów padły podczas ataku.

— Spokojnie — pospiesznie powiedział Pi nie odrywając wzroku od deski z gniazdami głównego serwera — ważne żeby ocalał choć jeden.

— Jeżeli będziemy mieć więcej takich akcji to może okazać się to niewykonalne… — mruknął Shad w stronę Lifteda.

— Hej! Gdyby nie ja dalej siedzielibyście pod tamtą ścianą obmyślając plan działania! Wykorzystałem nadarzającą się okazję. Powinniście mi dziękować.

— Ależ jasne — zadrwił Shad — i może udawać że tylko cudem nie dałeś się zastrzelić?

— Możesz to nazywać cudem; ja to nazywam zorganizowaną akcją bojową.

— Tak zorganizowaną jak ucieczka z gniazda Tohraka?

— Nigdy nie odpuścisz, co? — mruknął Lifted.

— Przestańcie! Lifted pilnuj wejścia a Shad pomóż mi z tymi kablami — powiedział Pi wstając z kucek z tuzinem kolorowych przewodów w dłoni.

 

*

 

Ostrzał nie ustawał. Zielone ostrze zawirowało odsyłając nadlatujące pociski wprost do nadawcy. Iskry sypały się przy każdym zderzeniu rozgrzanych chmur gazu. Obok postaci w brązowej pelerynie z charakterystycznym dla miecza świetlnego dźwiękiem przeleciała niesiona Mocą podwójna niebieska klinga. Broń zawisła na chwilę w powietrzu zanim z dużą prędkością zaczęła wracać do właściciela, przecinając znajdujących się na korytarzu wrogów.

Za dwójką wojowników Zakonu stał kapitan oddziału Igufar, wspomagając rycerzy celnymi strzałami z blastera.

Droidy separatystów zdawały się przybywać w nieograniczonych ilościach. Bezduszne maszyny wyłaniały się zza zakrętów i zaułków wąskiego przejścia, prowadzącego do głównych pomieszczeń magazynowych. To właśnie tam walczący starali się zaciągnąć wroga.

Była to wspólna decyzja. Kapitan Axel słusznie zauważył, że walka na korytarzach krążownika w dłuższym wymiarze czasu była niemożliwa. Nie minęłoby wiele czasu jak wróg rozpoznałby kierunek przemieszczania intruzów a spowalniani ciągłą walką wojownicy republiki zostaliby natychmiast zamknięci w ostrzale z dwóch stron.

Magazyn miał jeszcze jedną przewagę – dużo zaułków oraz łatwych do przestawienia skrzyń z zaopatrzeniem. Owszem, było to miejsce trudne do bronienia przez regularnych żołnierzy, stawiających opór jedynie przy pomocy blasterów. Jednak podczas tej walki to nie blastery okazały się być podstawową bronią.

— Widzę już wejście, generale — zawołał Axel na chwilę przerywając ostrzał.

— Dobrze! Treeke — zwrócił się Jedi do ucznia — oczyśćcie z Axelem drogę. Wytrzymam chwilę.

— Tak jest, mistrzu! — zawołał ochoczo chłopak.

Brunet odwrócił się od walczących i przebiegł krótki odcinek dzielący go od wejścia do magazynu. Za plecami słyszał jak niebieskie ostrza miecza nautolanina wirowały, parując ataki wroga. Padawan rozsunął drzwi i wparował do środka magazynu. Płynnym ruchem rozciął niczego niespodziewające się droidy. Nawiązała się krótka walka z maszynami znajdującymi się w magazynie. Jak jednak Treeke i Teshark przewidzieli, nie było tu zbyt wielu jednostek separatystów. Większość droidów została albo wysłana poza krążownik jako desant, albo zajmowała się obsługą wciąż zmagającego się z siłami Republiki statku.

Padawan usłyszał jak drzwi do magazynu ponownie się rozsuwają a w stalowej ramie pojawia się sylwetka jego mistrza.

— Treeke! Pudła! — zawołał Jedi kręcąc bronią młynka, nie odrywając wzroku od przeciwników. Chłopakowi nie trzeba było powtarzać. Treeke zmrużył oczy a znajdujące się najbliżej wejścia skrzynie zawisły w powietrzu. Po chwili niewidzialna siła przesunęła lewitujące przedmioty i zrzuciła na jedną stertę, blokując wejście.

Dopiero teraz walczący mogli na chwilę odetchnąć. Poświaty mieczy świetlnych zniknęły kiedy błyszczące ostrza zgasły. Treeke zobaczył jak jego mistrz złapał porządny oddech powoli odsuwając się od góry pudełek. Dopiero teraz zorientował się że nautolanin delikatnie kuleje.

— Mistrzu, wszystko w porządku? — Chłopak podbiegł do mentora.

— Tak, to nic takiego — uspokajającym tonem powiedział Jedi. — To tylko draśnięcie.

Treeke spojrzał na nogę mistrza. Na wysokości uda, przez przepalony kawałek tkaniny zobaczył nieprzyjemnie wyglądającą ranę. Odetchnął z ulgą widząc że pocisk musiał faktycznie tylko drasnąć skórę nautolanina.

— Sir, proszę wziąć to — powiedział podchodzący do Jedi Axel. Z małego pudełeczka przy pasku wyciągną strzykawkę z niewielką ilością przeźroczystej substancji — Złagodzi ból — wyjaśnił.

— Dziękuję — oparł Teshark wbijając igłę tuż obok rany i wstrzykując zawartość medykamentu. — Wszystko jest w porządku.

— Jak myślisz, mistrzu, czy reszta oddziału dotarła już do serwerowni?

— Dla naszego własnego dobra lepiej żeby tak było — odpowiedział Jedi uśmiechając się nieznacznie. — Na razie musimy przygotować się na obronę tego miejsca.

Jak tylko wypowiedział te słowa do uszu zebranych doleciał dźwięk potężnego uderzenia. Najwyraźniej droidy już zaczęły próbę przebicia się przez prowizoryczną blokadę.

— Axel, zajmiesz pozycje na tyłach magazynu. Czas wytestować twoją celność na większe dystanse.

— Z taką bronią może być to trudniejsze niż zazwyczaj — kapitan popatrzył na trzymany w dłoni blaster należący wcześniej do jakiegoś droida. — Zrobię wszystko co mogę, sir!

— Treeke, ty i ja sprowadzimy walkę do alejek. Mamy większe szanse jeżeli użyjemy ich jako osłony. Nie idź bezpośrednio za mną ale też nie oddalaj się. Nie możemy pozwolić by wrogowi udało się nas otoczyć.

— Zrozumiałem, mistrzu — potwierdził chłopak.

Po jego słowach dźwięk przewracanych skrzyń wypełnił powietrze. Wieka niektórych upadających pudeł odpadły wysypując na podłogę swoją zawartość. W drzwiach pojawiły się sylwetki droidów które natychmiast rozpoczęły ostrzał. Zielone ostrze ponownie zabłysło w ręku Treeke łącząc swą melodię w duecie z bronią stojącego obok Jedi.

 

*

 

— To był ostatni! — zawołał Pi, odpinając kable od stojącego obok droida. Maszyna otrząsnęła się niespokojnie, rozejrzała po pokoju po czym jakby w przypływie świadomości skierowała swoje kroki do wyjścia.

— Cudownie, zabierajmy się z tego przeklętego statku — skomentował Lifted.

— Wysłałem już wiadomość do reszty oddziału. Brak jednak odpowiedzi od generała Singa. Mam nadzieję że wszystko jest w porządku — mruknął Pi.

Trójka klonów wyszła na korytarz. Ku ich szczęściu dywersja drugiej połowy oddziału była skuteczna. Korytarz prowadzący do serwerowni był pusty. Jedyne co zakłócało spokój na statku były sporadyczne wstrząsy i drgania powodowane trwającymi na zewnątrz walkami.

Grupa czym prędzej zaczęła zmierzać w stronę bocznego hangaru gdzie według planu mieli się spotkać z resztą zespołu. Od tego czy zdobędą statek zależało teraz czy cała misja się powiedzie.

Stukot żołnierskich butów mieszał się z dobiegającymi jakby z oddali dźwiękami strzałów myśliwców. Nagle nowy dźwięk dobiegł uszu skradających się klonów. Coś jakby metaliczne uderzenia jakiejś ciężkiej maszyny.

Szczęk stawał się coraz głośniejszy. Wydawało się jakby lada moment miał dopaść próbujących dotrzeć na statek wojowników republiki. Kolejna gama odgłosów dołączyła do koncertu, tym razem była to melodia zbyt dobrze znana każdemu klonowi.

— Droidy — półszeptem powiedział znajdujący się na przedzie Shad.

Żołnierze natychmiast przywarli do ścian korytarza, próbując schować się za wystającymi po bokach rurami. Wstrzymali oddech kiedy ich uszu dopadł zupełnie nowy rodzaj odgłosu. Shad, Pi i Lifted usłyszeli okropny, metaliczny kaszel. Znajdujący się najbliżej skrzyżowania korytarzy zwiadowca dostrzegł przechodzącego cyborga ubranego w czarną pelerynę a za nim podążający oddział droidów. Po chwili kroki zaczęły cichnąć.

— Generale — Shad podniósł komunikator do ust.

— Tak, Shad? — odpowiedział delikatnie zniekształcony przez urządzenie głos.

— Właśnie minęliśmy generała Grievousa. Wygląda na to że zmierza w waszą stronę wraz z niewielkim oddziałem droidów. Czy mamy przyjść wam z pomocą?

— Nie, idźcie na statek. My również spróbujemy się zabrać z tego magazynu.

— Nie możemy ich zostawić — zaprotestował Lifted kiedy połączenie zostało zakończone.

— Słyszałeś generała, mamy dostać się na statek.

— Ale teraz mamy przewagę! Możemy ich zaskoczyć!

— Tego co mamy nie nazwałbym przewagą — wtrącił się Pi. — Element zaskoczenia to jeszcze nie przewaga. Zwłaszcza w naszym położeniu. Ale spokojnie, też nie mam zamiaru ich zostawiać.

— Dobry żołnierz wykonuje rozkazy! — niemalże wykrzyczał Shad.

— O to się nie martw. Wykonam je. Właśnie przekierowałem cztery z naszych droidów żeby interweniowały jeżeli sytuacja będzie dramatyczna.

— Świetnie! Przecież one mają dane matrycy!

— Jak już mówiłem potrzebujemy tylko jednego z nich. Reszta to zapas. Zostawiłem nam dwa na wszelki wypadek także jesteśmy zabezpieczeni.

— Świetne zabezpieczenie… — warknął Shad.

— Nie marudź już tylko prowadź na ten statek — uciął dyskusję Lifted.

 

*

 

Cisza wypełniła magazyn. Delikatna melodia zapalonych mieczy świetlnych przeplatała się z dyszeniem dwójki Jedi. Trudno było ocenić jak długo opierali się atakom ale nie czas walki był teraz największym zmartwieniem. Napływ wrogów zatrzymał się wraz z dopiero co otrzymaną wiadomością od Pi’a. Jeżeli klon miał rację spokój, który zapanował w pomieszczeniu był tylko ciszą przed burzą.

Dwójka Jedi przeszła z korytarzy między półkami do otwartej, centralnej części magazynu. Z sufitu zwisały luźne kable oraz mechaniczne łapy służące do transportu cięższych skrzyń, stalowe ściany drgały od wybuchów dotykających separatystyczny krążownik, stawiający opór wojskom Republiki a na podłodze leżało kilka porozcinanych ciał droidów.

Cisza sprawiała wrażenie nieznośnej a każda sekunda powodowała coraz większy niepokój. Treeke spojrzał na mistrza. Ten jednak nie odrywał wzroku od drzwi. Przymknął delikatnie oczy starając się sięgnąć do otaczającej ich Mocy. Nautolanin wyczuwał zaburzenia w tej niewidzialnej przestrzeni, szykując się na to co było już nie do uniknięcia.

Huk zaatakował powoli przyzwyczajające się do ciszy uszy wojowników. Rozdarł przestrzeń zwiastując nadejście nowego zagrożenia. Teshark silniej zacisnął dłoń na rękojeści miecza świetlnego, podniósł podwójne ostrze na wysokość torsu i ugiął nogi ustawiając się w bojowej pozie.

Pierwsze huknięcie zaskoczyło Treeke, drugie zasiało ziarno strachu. Pomimo otwartych drzwi żadna postać nie pojawiała się w ich świetle. Przestrzeń zdawała się pulsować. Emocje coraz silniej próbowały zawładnąć umysłem Padawana. Po raz kolejny uczeń nerwowo spojrzał na mistrza. Zobaczył jak wzrok Jedi powoli przenosił się z otwartych drzwi magazynu, wędrując po ścianie, zmierzał w kierunku sufitu. Teraz i Treeke spojrzał na wiszące nad ich głowami mechaniczne łapy, sprawiające wrażenie niemych obserwatorów całego zdarzenia.

Cztery świetliste ślady pojawiły się nad głowami Jedi. Iskry zaczęły się sypać, kiedy klingi mieczy świetlnych zataczały ćwierć okręgi rozcinając ulokowane wysoko nad głowami walczących sklepienie. Chwilę później odcięty, okrągły kawał blachy zaczął spadać wprost na stojących pod nim Jedi.

Treeke otrząsnął się z szoku w ostatniej chwili. Żywo odskoczył unikając zmiażdżenia. Gruby kawał sufitu grzmotnął o ziemię magazynu, podrywając tumany kurzu a wypełniające pomieszczenie półki zadrżały. Przez pył Treeke zobaczył stojącą na płycie postać. Cztery ręce dzierżyły miecze świetlne a koszmarny rechot wypełnił przestrzeń.

— Treeke! Do drzwi — usłyszał chłopak. Niebieskie ostrze pojawiło się tuż przed jego twarzą, blokując nadciągające uderzenie. Dopiero to zdarzenie postawiło Padawana na nogi. Czym prędzej rzucił się w stronę wyjścia z magazynu, w którym dopiero teraz zaczęły pojawiać się droidy wroga. Zielona klinga zawirowała rozcinając bezduszne roboty. Wypadł na główny korytarz krążownika, dysząc głównie z przerażenia. Chwilę później na korytarzu pojawił się również kapitan Axel, który cały czas strzelał w stronę mechanicznej postaci. Dopiero teraz dotarło do Padawana co się właśnie stało.

Zwinnym skokiem znalazł się przy drzwiach i spojrzał do wnętrza magazynu. Zobaczył jak jego mistrz paruje coraz to kolejne ciosy wrogiego cyborga, za każdym razem broniąc się w ostatniej chwili. Poczuł nagły napływ emocji. Nie mógł zostawić swojego mistrza samego. Skupił się i zamknął oczy. Stojące w magazynie skrzynie zaczęły się unosić trzymane niewidzialną siłą. Treeke z całej siły pchnął lewitujące przedmioty tak że zaczęły zmierzać w stronę walczących. Zobaczył jak jego mistrz rozpoznał zamiar ucznia i zwinnym skokiem uniknął nadlatujących obiektów. Skrzynie jedna po drugiej uderzały we wroga próbującego bronić się machnięciami mieczy.

Teraz i Teshark dopadł drzwi, korzystając z tej chwili zamieszania.

— Dobra robota — pochwalił ucznia.

— Sir, droidy! — krzyknął kapitan Axel.

Odgłosy strzałów ponownie wypełniły przestrzeń, kiedy wrogie jednostki zaczynały wkraczać do korytarza.

— Axel, idź przodem. Musimy jak najszybciej dotrzeć na statek!

— Tak jest generale!

Po tych słowach czas jakby się zatrzymał. Pierwszą rzeczą którą zauważył Treeke były zielone i niebieskie ostrza rozcinające ścianę korytarza. Następnie sterta metalicznych części wlała się do wnętrza zagradzając przejście. Kapitan Axel zatrzymał się w pół kroku unikając rozrzucanego po całej podłodze gruzu. W tumanach kurzu Jedi zobaczył żółte ślepia przeciwnika.

— Nie! — krzyknął Treeke, a głos w zwolnionym tempie opuszczał jego gardło. Generał Grievous doskoczył do stojącego przed nim klona a dwa ostrza mieczy przeszyły korpus żołnierza. Blaster wypadł z ręki kapitana i z metalicznym szczękiem uderzył o posadzkę statku. Treeke poczuł jak jego serce wypełnia czysta nienawiść. Bez chwili zastanowienia rzucił się w stronę separatystycznego generała unosząc klingę własnego miecza ponad głowę.

— Treeke, stój! — krzyknął w ślad za uczniem Teshark, jednak słowa mistrza zdawały się omijać pogrążonego w czystej złości ucznia.

Zielone ostrze miecza Jedi skrzyżowało się z jednym z ostrz przeciwnika. Treeke kątem oka zobaczył nadciągający kolejny atak. Skulił się unikając jaśniejącego miecza, który przeciął powietrze tuż nad jego głową. Ruchy Padawana były mechaniczne – wyuczone przez lata spędzone w zakonie. Bardziej wyczuł niż zobaczył następne cięcie. Wspomagany Mocą wybił się w powietrze przeskakując nad lecącą poziomo klingą. Wisząc w powietrzu zobaczył jak Grievous wyprowadza kolejny atak. W ostatniej chwili chłopak zasłonił własne ciało mieczem. Siła uderzenia zmieniła trajektorię jego lotu przez co przy lądowaniu stracił równowagę i upadł na plecy. Nie zdążył się podnieść z ziemi, kiedy nienawistna sylwetka robota znalazła się tuż nad nim, szykując się do ostatecznego cięcia. Nagle jaśniejąca, niebieska klinga znalazła się tuż nad twarzą Treeke, blokując nadchodzące uderzenie. Chłopak poczuł promieniujące od mieczy ciepło i przymrużył oczy od blasku. Poczuł delikatne zaburzenie w mocy kiedy niewidzialna siła pchnęła cyborga, odrzucając go.

— Wszystko w porządku? — spytała pojawiając się nad Padawanem postać jego mistrza. Jedi wyciągnął rękę i pomógł podopiecznemu wstać.

— Tak, mistrzu — powiedział Treeke. Dopiero teraz, po pierwszym starciu zrozumiał że dał się ponieść emocjom. Spojrzał w stronę wroga, który ponownie zaczął zmierzać w ich stronę. Metalowe szpony szczękały o podłogę korytarza z każdym krokiem cyborga.

— Jeden czy dwóch Jedi na raz? — zacharczał Grievous — żadna różnica! — zakaszlał chrapliwie. — Widzę że straciliście ważnego towarzysza? — wskazał klingą miecza na leżące na ziemi ciało klona. Treeke już miał rzucić się na przeciwnika, kiedy poczuł na ramieniu dłoń swojego mistrza. Spojrzał na niego a w oczach nautolanina nie zobaczył ani krztyny złości. Jedyne co mógł dojrzeć to skupienie i determinacja.

Grievous zaśmiał się. Uniósł nogę i z ogromną siłą przygniótł ciało leżącego żołnierza. Metalowe szpony przeszyły biały pancerz a z powstałych pęknięć zaczęła sączyć się krew. Treeke po raz kolejny poczuł uderzenie nienawiści ale zanim którykolwiek z Jedi zdążył zareagować wrogi generał już biegł w ich stronę. Klingi mieczy świetlnych ponownie się skrzyżowały, rozświetlając przestrzeń dookoła walczących. Grievous nie zatrzymywał się nawet na chwilę a siła uderzenia zmuszała Jedi do ustępowania pola. Wojownicy zakonu nie zamierzali się jednak poddać. Dopasowali styl walki do przeciwnika, starając się bardziej skupić na obronie niż samym ataku. W ten sposób coraz sprawniej poruszali się po korytarzu, unikając kolejnych cięć.

Niespodziewanie Teshark przerwał cykl. Zamiast zasłonić się przed kolejnym uderzeniem zrobił krok do przodu, unosząc klingę nad głowę. Grievous nie spodziewał się takiego ruchu a jego cios stracił na sile. Zielone ostrze miecza niegdyś należącego do innego Jedi ześlizgnęło się po błękitnym mieczu nautolanina, trafiając w podłogę. Teshark przekręcił się na bok wyprowadzając cięcie z barku jednocześnie obniżając sylwetkę. Drugie z ostrzy Jedi znalazło się niebezpiecznie blisko torsu przeciwnika który zaledwie w ostatniej chwili zdołał zablokować atak.

— Treeke, teraz! — krzyknął Teshark, siłując się z Grievousem. Młokosowi nie trzeba było powtarzać. Złączył ręce w potężnym uderzeniu. Pozwolił by Moc płynęła przez jego ciało a niewidzialna siła odrzuciła cyborga w głąb korytarza.

— Na statek! Już! — krzyknął Jedi dysząc ciężko.

Dwójka Jedi zaczęła biec korytarzem, słysząc narastające, coraz głośniejsze uderzenia metalowych szponów przeciwnika.

— Tam! Wejście do hangaru! — Treeke wskazał ręką otwarte drzwi w środku których zobaczył postać jednego z klonów.

— Generale, mamy statek! — krzyknął żołnierz do nadciągających.

W tym momencie niepokojące brzęczenie doszło od uszu Treeke. Odwrócił się w kierunku biegnącego za nimi wroga i zobaczył jak dwa wirujące miecze zmierzają w ich stronę. Odwrócił się i odbił klingę własnym mieczem. Broń upadła na podłogę a jaśniejące ostrze zgasło. Ten krótki moment zatrzymania wystarczył jednak aby Grievous pokonał dzielący go od Jedi dystans.

Po raz kolejny zielone ostrze Treeke skrzyżowało się bronią generała separatystów. Również i Teshark doskoczył od walczących, blokując kolejne nadciągające uderzenie. Siłowali się tak przez chwilę a Treeke czuł jak jego mięśnie zaczynają drżeć od ciągłego wysiłku. Grievous zaśmiał się zwiększając nacisk na klingi. Obaj Jedi poczuli jak ich buty zaczynają przesuwać się po metalowej posadzce.

Nagle Treeke poczuł uderzenie w bok. Złamał się w pół kiedy metalowa pięść jednej z wolnych rąk cyborga ugodziła go tuż poniżej linii żeber. Upadł na ziemię podpierając się na lewej ręce i próbując złapać powietrze. Po raz kolejny niebieska klinga miecza mistrza zablokowała nadciągający w stronę chłopaka cios.

— Idź na statek! — krzyknął Teshark, siłując się z cyborgiem.

— Nie zostawię cię mistrzu!

— Dostań się na statek! Wytrzymam chwilę! Uruchamiajcie już silniki! — Jedi krzyknął tonem nie akceptującym sprzeciwu. Uczeń czym prędzej podniósł się z ziemi, wciąż próbując przywrócić oddech do normalności. Dopadł drzwi hangaru i wtedy właśnie odwrócił się w stronę walczących. Z przerażeniem zobaczył jak wzrok Grievousa zatrzymał się na wysokości uda mistrza. Metalowa pięść z impetem uderzyła w znalezioną na nim świeżą ranę a Teshark zasyczał z bólu. Jego noga machinalnie ugięła się a nautolanin na chwilę stracił równowagę. Zielone ostrze separatystycznego generała uderzyło w klingę Jedi, wybijając ją z pozycji obronnej. Treeke zobaczył jak drugi z mieczy Grievousa zmierza w stronę klatki piersiowej mistrza a następnie jak jego ostrze przeszywa wojownika.

— NIE! — wrzasnął Treeke a łzy zaczęły napływać do jego oczu. Stał zupełnie sparaliżowany, przyglądając się jak ciało mistrza osuwa się na ziemię. Poczuł czyjś uścisk na własnym ramieniu, zmuszający go żeby się ruszył. Odgłos strzałów wypełnił korytarz, kiedy stojący obok klon otworzył ogień do patrzącego w stronę chłopaka robota. Za chwilę kolejne strzały dołączyły do feerii pocisków, tym razem pochodząc od czterech przeprogramowanych droidów. Maszyny stały po drugiej stronie korytarza rażąc ogniem w stronę wrogiego generała.

Ten niewielki atak kupił oddziałowi Igufar dostateczną ilość czasu aby dostać się na statek. Treeke kompletnie otępiały, kierowany bardziej odruchem niż własną wolą, zasiadł za sterami transportowca. Na siedzenie drugiego pilota wskoczył Shad. Silniki maszyny zawarczały a statek zaczął wznosić się w powietrze. Jeszcze zanim drużyna opuściła hangar, Treeke zobaczył wychodzącego na jego środek Grievousa. Poczuł chmarę kotłujących się w jego sercu emocji. Nienawiść przeplatała się z rezygnacją, smutek ze złością. Łzy napływały do oczu Padawana, spoczywające na sterach dłonie zaciskały się w bólu a palce wpijały się w sparciałe już obicia drążków.

— Do krążownika flagowego Republiki, tu skradziony separatystyczny transportowiec — powiedział Shad sięgając po komunikator — nie strzelajcie do nas. Powtarzam, nie strzelajcie do nas. Tu CT-2590, członek oddziału Igufar. Powtarzam nie strzelać!

— Kto mówi? — odezwał się lekko zdziwiony głos kapitana jednego z krążowników. Trudne do opisania dźwięki zaczęły dobiegać z głośników a gdzieś jakby w tle dało się słyszeć odgłosy przypominające kłótnię. Za chwilę głos odezwał się ponownie. Nie był to jednak ten sam mężczyzna który mówił przed chwilą.

— Tu admirał Movius Clevic, słyszymy was, Igufar.

— Melduje się dowódca Fadar — odezwał się tym razem Treeke. — Nasza misja zakończyła się… — urwał próbując opanować uderzające go emocje. — Nie ma z nami… — znów urwał.

— Czy macie matrycę? — gniewnym tonem spytał admirał Clevic. Treeke nie był już jednak w stanie nic powiedzieć. — Czy misja zakończyła się sukcesem? Czy macie tę matrycę?!

— Mamy matrycę, admirale — odpowiedział Shad.

— Ach, cudownie! W takim razie misja zakończona sukcesem. Zameldujcie się na krążowniku kapitana Teraniego.

— Tak jest, sir!

Połączenie zostało zakończone. Shad odwiesił słuchawkę komunikatora na odpowiednie miejsce po czym spojrzał na siedzącego obok chłopaka. Widział jak po jego policzkach jedna po drugiej spływają łzy.

— Misja zakończona sukcesem — szeptem powiedział Treeke, cytując słowa admirała. — Misja zakończona sukcesem — powtórzył jak mantrę po czym gwałtownie zerwał się z fotela i opuścił sterówkę.

 

*

 

Treeke siedział naprzeciwko czarnoskórego mężczyzny na jednej z szarych, okrągłych puf. Rolety w pokoju były opuszczone a przez niewielkie szczeliny do pomieszczenia docierało niewiele światła. W oddali słychać było dźwięki ruchu ulicznego pochodzące od przelatujących na różnych poziomach śmigaczy.

— Słuchaj, Treeke — odezwał się Jedi. — Strata mistrza Tesharka jest ogromnym ciosem dla wszystkich członków Zakonu. Rozumiem, że możesz potrzebować czasu aczkolwiek jak wiesz, Jedi nie popierają aż tak wielkiego przywiązania.

Po słowach mistrza Treeke ostentacyjnie przewrócił oczami. „Członek Rady czy nie, nie będzie mi mówił jak mam się czuć” pomyślał.

— Rada zadecydowała już kto będzie twoim nowym mistrzem — mówił dalej spokojnym tonem Jedi. — Za dwa dni polecisz wraz z mistrzynią Shak Ti na Kamino. Tam poznasz Jedi Asaro Erhetię. Jeśli jest to dla ciebie ważna informacja… — zrobił krótką pauzę — reszta oddziału Igufar również tam będzie. Pi, Shad oraz Lifted zostali przydzieleni do nowej grupy specjalnej którą, mam nadzieję, poprowadzisz razem z Jedi Erhetią. Wiem że jest ciężko — wstał z pufy i położył rękę na ramieniu chłopaka — ale pamiętaj, Moc jest z nami.

Mężczyzna opuścił pomieszczenie zostawiając chłopaka samego. Treeke wziął głęboki oddech i spojrzał w stronę zasłoniętego okna. Wstał z siedziska i podszedł w jego stronę. Podciągnął żaluzje i spojrzał na lewitujące nad powierzchnią Curuscant pojazdy. Przez chwilę wpatrywał się w wiecznie żywy ruch uliczny rozmyślając nad dopiero co odbytą rozmową. „Moc zawsze będzie ze mną” powiedział w myślach a łza spłynęła po jego policzku.

 

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Discord Opowi

https://discord.gg/BRVB3kNcAp

(@^◡^)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Vespera dwa lata temu
    Już to chyba kiedyś pisałam, to zaginiony odcinek "Wojen klonów" - no, może film kinowy wciśnięty gdzieś pomiędzy sezony serialu. Dobra, klimatyczna rzecz, czytałam całość z przyjemnością. A to powtarzanie tytułu na końcu świetnie wyglądałoby na ekranie, i gdyby jeszcze podłożyć do tego odpowiednią muzykę, to mogłabym się wzruszyć.
  • TheRebelliousOne dwa lata temu
    I tak oto zakończyła się kolejna opowieść z uniwersum Star Wars w Twoim wykonaniu. Jak zawsze trzymałeś w napięciu w każdym rozdziale i potrafiłeś zaskoczyć. Serio, zamiast powierzać nową trylogię Abramsowi po to, żeby ją zniszczył powinni byli skontaktować się z Tobą :D Leci 5

    Pozdrawiam ciepło :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania