Misja zakończona sukcesem część 3. Star Wars

Treeke pierwszy dopadł drzwi unoszącego się delikatnie nad ziemią pojazdu. Szarpnął za klamkę a ruchomy element zaskrzypiał ukazując wnętrze ciężarówki. Znajdowała się tam kanapa, mogąca pomieścić trójkę ludzi, w tym kierowcę a ze znajdujących się przy suficie kratek nawiewu zwieszała się seria breloków. Nie tracąc ani chwili, młokos zajął miejsce za podłużną kierownicą i rozejrzał się za jakimś sposobem uruchomienia pojazdu.

— Dasz radę tym kierować? — Treeke usłyszał głos swojego mistrza przytrzymującego samoistnie zamykające się drzwi do transportowca. Odwrócił się w jego stronę i ochoczo pokiwał głową. Poczuł jak na kanapie obok ktoś siada. Po oznaczeniu na hełmie rozpoznał Pi’a, który energicznym ruchem sięgnął pod kierownicę i wyciągną zestaw kabli.

— Co ty robisz? — Treeke przekrzyczał wycie syreny alarmowej wypełniające znajdujące się pod kopułą miasto.

— Odpalam ten pojazd — odpowiedział klon podczas gdy jego dłoń powędrowała w stronę przypiętego do pasa niewielkiego pudełeczka. Pomiędzy palcami hakera przelatywały kolorowe plastikowe elementy, będące złączkami lub przejściówkami do różnych rodzajów kabli. — Typ er ce, typ er ce… acha! Jest!

— Posuń się, mądralo! — Na ostatnim wolnym miejscu usadowił się Lifted i z hukiem zatrzasnął drzwi. Umieścił karabin obrotowy na podłodze między nogami i oparł obie ręce na wylotach luf.

— Gdzie reszta? — spytał Treeke. W tym samym momencie usłyszał głośne tupnięcie w sufit pojazdu oraz głos swojego mistrza wpadający przez uchylone okno.

— Jesteśmy na górze. Znaleźliśmy trochę miejsca za zbiornikami na gaz.

— Nie możemy wziąć drugiej ciężarówki? — z lekką irytacją zapytał Lifted opierając brodę na swoim karabinie.

— Nie ma czasu! Jedź! — wykrzyczał Pi odpinając kabel od swojego podręcznego komputera.

Silnik transportowca zawarczał a luźne części klekotały w rytm pracy motoru napędowego. Głośna muzyka wypełniła wnętrze pojazdu a wszyscy pasażerowie poczuli jak stara konstrukcja wibruje wraz z mocniejszymi uderzeniami basowych dźwięków.

— Wyłączcie to!

— Próbuję, próbuję — przekrzykiwał hałas Treeke jednocześnie kręcąc gałką na radiu ciężarówki. — To dziadostwo nie działa.

— Nieważne, nie mamy czasu. Ruszaj! — dobiegł go mocno zniekształcony głos mistrza.

Treeke nadepnął na pedał gazu a ciężki transportowiec ruszył z miejsca, kierując się na jedną z głównych dróg miasta. Syrena alarmowa przestała już działać i teraz jedynie głośne nuty rockowej muzyki, poprzeplatane z solidnymi basami wypełniały otaczającą Jedi rzeczywistość. Na chodnikach wciąż pojawiali się ludzie panicznie szukający jakiejkolwiek formy ucieczki z opadającej do wnętrza gazowego giganta stacji wydobywczej. Im bliżej centrum byli, tym większy ruch panował na ulicy. Jakiekolwiek zasady bezpiecznej jazdy przestały obowiązywać i Treeke co chwila musiał unikać jadących pod prąd pojazdów. W końcu i on przestał zbytnio przejmować się przyjętymi normami.

Wziął ostry zakręt unikając pędzącego ścigacza sportowego w ostatnim momencie i skręcił w jedną z bocznych uliczek. Dojechał do jej końca i z warkotem silnika wypadł na kolejną główną drogę.

— Muszę przyznać, że ta muzyka dodaje klimatu — skomentował Lifted, kiedy Treeke nie wyrobił się na zakręcie i wpadł w rząd śmietników rozsypując zawartość po całej ulicy.

Kolejny ostry zakręt i ponownie kierowali się w stronę centrum miasta. Siedzący obok kierowcy Pi cały czas obserwował mapę wyświetlaną na trzymanym w rękach holopadzie i co chwila informował Treeke gdzie ma jechać.

— Na najbliższej w prawo!

— Prawa jest zamknięta!

— To na kolejnej!

Nagle czerwony rozbłysk oślepił siedzących w środku pojazdu mężczyzn. Seria kolejnych strzałów poszybowała w stronę ciężarówki. Treeke przeklął tę głośną muzykę. Przez nią nie usłyszał nadlatujących jednostek droidów. Teraz tuzin bezdusznych maszyn zawisł nad pędzącą ciężarówką, prowadząc nieprzerwany ostrzał. W lewym lusterku brunet dojrzał błękitną klingę miecza świetlnego. Po chwili usłyszał tupanie ciężkich podeszw wysokich butów swojego mistrza oraz charakterystyczne dźwięki odbijanych przez miecz świetlny pocisków.

— Aygh! I omija mnie zabawa — zawarczał Lifted i pogładził serię luf swojego karabinu.

— Sam tu usiadłeś — dodał Pi.

— I nie mam zamiaru siedzieć dłużej!

— Czekaj, co robisz?

Zanim Pi zdołał zareagować drzwi pojazdu otworzyły się a dźwięki głośnej muzyki przeplatały się z uderzeniami podmuchów wiatru. Lifted wstał z fotela i złapał się oburącz za znajdujące się na dachu pojazdu relingi. Zaplótł obie nogi dookoła karabinu i podciągnął się wyciągając tym samym całe ciało z ciężarówki. Puścił się jedną ręką, złapał za uchwyt swojej broni i silnym pociągnięciem wrzucił broń na dach. Nie minęła chwila a do symfonii wojny dołączył nowy instrument używany przez prawdziwego wirtuoza zniszczenia.

Pi wyciągnął rękę w stronę otwartych drzwi ale zanim złapał za klamkę na poobdzieranym, skórzanym fotelu pojawiła się para białych butów a za moment na dawnym miejscu Lifteda zasiadł Axel. Sprawnym ruchem schował pistolet blasterowy do kabury, zatrzasnął drzwi i spojrzał na towarzysza.

— Ile do celu?

— Już jesteśmy prawie na miejscu. Główny budynek znajduje się na samym środku okrągłego rynku — Pi wskazał miejsce na mapie.

— Mówisz o tym rynku? — spytał Treeke cały czas skupiając się na unikaniu wszelkiego rodzaju przeszkód znajdujących się na drodze. Pi spojrzał przed siebie i zobaczył płaski teren wyłożony białymi płytami a na nim pokaźną grupę mieszkańców stacji z przerażeniem patrzących na nadciągający pojazd.

— Treeke, musimy zwolnić!

— Próbuję ale ten rzęch nie reaguje! — z wzrastającą w głosie paniką wykrzyczał chłopak.

— Skręcaj! Skręcaj!

Nagle nieznana siła uniosła rozpędzony pojazd. Ciężka konstrukcja dosłownie przeleciała nad sparaliżowanym ze strachu tłumem, zmierzając nieprzerwanie w stronę centralnego wieżowca.

— Skaczcie! — zdołał jedynie wykrzyczeć Treeke zanim sam znalazł się poza pojazdem. Z impetem uderzył o biały chodnik i przeturlał się po nim parę metrów. Gdzieś nad sobą usłyszał dźwięk zgniatanego metalu i natychmiastowy zanik nieznośnie głośnej muzyki. Jeszcze przez chwilę ćmiła go głowa i dopiero po pewnym czasie był w stanie się podnieść. Odetchnął z ulgą kiedy zobaczył, że zarówno Pi jak i Axel zdołali na czas opuścić ciężarówkę. Nie wiedział jednak co się stało z resztą oddziału Igufar. Panicznie rozejrzał się dookoła by w końcu ponad głowami zebranego na rynku tłumu dostrzec zaniepokojony wyraz twarzy swojego mistrza. Zielonoskóry nautolanin stał z wyciągniętymi przed siebie rękoma a Treeke widział jak jego klatka piersiowa unosi się i opada od ciężkich oddechów. Chwilę później zobaczył również dwie wbiegające na plac postacie: Shada i Lifteda.

Jedi odwrócił wzrok. Pod ścianą wieżowca zobaczył wciąż leżącego na ziemi Pi’a. Postąpił kilka kroków i wyciągnął do klona rękę. Z pomocą młodego Jedi żołnierz wstał, oparł obie dłonie na biodrach i wygiął plecy w tył jednocześnie przekręcając na boki głową.

— Było to jedne z twardszych lądowań…

— Nie mamy czasu! — dobiegł ich głos od strony wieżowca. Kapitan Axel już stał w rozsuniętych drzwiach i zapraszającym gestem wskazywał wejście. Treeke i Pi weszli do środka.

Znaleźli się we wnętrzu podłużnego korytarza na którego końcu widniały drzwi windy. Czerwone światła nadawały pomieszczeniu krwawego koloru a migoczący symbol wykrzyknika jedynie zachęcał do jak najszybszego opuszczenia ginącej pod setkami metrów chmur stacji. Axel nadal stał przy wejściu do budynku i wyraźnie czekał na pozostałych członków oddziału. Nie należało jednak tracić czasu i Pi wraz z Treeke wezwali dźwig. Kiedy znaleźli się w środku ruchomego pomieszczenia przez szparę w zamykających się drzwiach zobaczyli wchodzących do wnętrza korytarza Shada i Lifteda.

Cichy dzwoneczek poinformował o dotarciu na wybrany poziom i dwóch mężczyzn opuściło niewielkie pomieszczenie. Oczom Jedi ukazał się sporych rozmiarów pokój wypełniony ogromnymi stacjami dysków oraz komputerami z serią migoczących lampek. Z każdej ściany i sufitu wisiały setki kabli a w pokoju, pomimo zimnych podmuchów klimatyzowanego powietrza panowała gorąca atmosfera. Na wiszącym nad wejściem znaku wyświetlany był napis w trzech różnych językach, informujący o awarii stacji i o potrzebie natychmiastowej ewakuacji. W porównaniu do reszty miasta, serwerownia wydawała się ostoją spokoju. Cichutkie drapania igieł służących do odczytu danych z pojemnych dysków przeplatały się z wibracjami wprawianego przez wentylatory powietrza. Co jakiś czas gdzieś z oddali dobiegał dźwięk brzęczyka komputerowego, informującego o wystąpieniu jakiejś poważniejszej usterki na którymś z urządzeń.

Pi już znalazł się w wąskiej alejce pomiędzy zaawansowanymi stacjami obliczeniowymi i zatrzymał przy czymś co przypominało ogromnych rozmiarów czarny prostopadłościan.

— Zdążysz? — spytał Treeke samemu nie będąc pewien czemu wypowiedział te słowa szeptem. Najwyraźniej nie chciał rujnować panującej w pomieszczeniu atmosfery subtelnych szumów.

— Powinienem zdążyć — odpowiedział klon podpinając swój komputer do czarnej skrzynki. — A niech mnie…

— Co? Co się dzieje?

— Osiągnęliśmy głębokość gdzie ciśnienie wynosi dziesięć atmosfer.

— To dobrze czy źle? — tym razem normalnym głosem spytał Treeke.

— Dobrze. To znaczy że nie opadamy z pełną prędkością. Admirał Clevic musiał tak zorganizować całą akcję żebyśmy mieli czas na jej wykonanie.

— Czy to znaczy, że nie musieliśmy się aż tak śpieszyć?

— Nic z tych rzeczy! Czasu nadal mamy mało. Jeszcze chwila i Double nie będzie nas w stanie odnaleźć. Treeke machinalnie spojrzał w górę. Próbował wyobrazić sobie trójkątną sygnaturę statku który, jak brunet miał nadzieję, krążył dookoła stacji w oczekiwaniu na ich powrót.

Pomieszczenie wypełnił dźwięk rozsuwanych drzwi windy i do wnętrza serwerowni weszły cztery postacie.

— Dlaczego na tej stacji są jeszcze ludzie? — spytał Treeke gdy tylko jego mistrz podszedł bliżej. — Admirał Clevic musi ich ewakuować!

— I ewakuuje — spokojnym tonem odpowiedział Teshark. Uczeń wiedział jednak że ten ton głosu to jedynie pozory. — Niestety nie uda nam się jednak uratować wszystkich.

— Po raz kolejny? Dlaczego Republika na to pozwala? — powiedział raczej do siebie Treeke. Nie był to pierwszy raz kiedy doświadczył bezwzględności admirała. W końcu przez ostatnie miesiące, jako dowódca oddziału specjalnego Igufar wraz ze swoim mistrzem niejednokrotnie doświadczyli do czego zdolny był Movius Clevic.

— Rozmawialiśmy już na ten temat. Jesteśmy na wojnie — zaakcentował ostatnie słowo — a przedstawicielom zakonu nie przystoi mieszanie w działania wojenne. Skupmy się na wykonaniu zadania. Teraz już i tak nie jesteśmy w stanie tym ludziom pomóc. — Kiedy skończył mówić splótł ręce na klatce piersiowej i spojrzał w stronę, zaplątanego w kable Pi’a.

Treeke postąpił krok do tyłu i oparł się plecami o czarną obudowę serwera. Ugiął kolana i zsunął się na ziemię. Misje takie jak ta nie miały dla niego ani jednej pozytywnej nuty. Pamiętał, że kiedy po raz pierwszy zaproponowano mu oraz jego mistrzowi pracę ze specjalnym oddziałem, bardzo się ucieszył. Mina jego mistrza za to nie należała do zadowolonych. Może małomówny nautolanin od samego początku wiedział z czym się to wszystko wiąże.

Brązowa peleryna zaszeleściła a przed oczami Treeke pojawiła się kucająca postać Rucerza Jedi. Czarne oczy mentora spotkały się ze spojrzeniem podopiecznego.

— Treeke, wiem że momentami bywa ciężko. Już nie raz świat udowadniał że nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Należy jednak pamiętać, że nawet w najtrudniejszych chwilach moc zawsze jest z nami. Nie mamy siły by uratować wszystkich tych mieszkańców i takiej siły możemy nigdy nie posiąść. Mocy nie można posiadać a jedynie wsłuchiwać się w jej podszepty. Jednak, to co robimy służy szerzeniu dobra i zapewnienia pokoju w galaktyce. Nawet podczas tej bitwy, w obliczu śmierci i cierpienia, nadal jesteśmy tu by pomóc postąpić krok bliżej ku spokojniejszym czasom. Nikt nie będzie kazał ci się z tego powodu cieszyć. Musisz jedynie zrozumieć, że wszystko zaczyna się od ciebie. Masz dobre serce a to właśnie uczyni cię kiedyś jednym z najwspanialszych Jedi.

Treeke uśmiechnął się lekko pod nosem. Musiał przyznać, że mistrz zawsze stanowił oparcie w ciężkich chwilach.

Klimatyzowane pomieszczenie momentalnie wypełnił nieprzyjemny szum kiedy wszystkie, trzymające dane dyski uległy natychmiastowemu resetowi. Treeke z zaskoczeniem popatrzył w stronę siedzącego na ziemi Pi’a który zamknął swój przenośny komputer i odpiął od niego kable.

— I już? — spytał Lifted.

— Wszystko gotowe — oznajmił haker.

— Dlaczego całe to usuwanie zajęło tylko parę minut?

— Jak szybko jesteś w stanie wysadzić czołg droidów?

— Ha! Daj mi trzydzieści sekund!

— A jak szybko jesteś w stanie zbudować taki czołg?

— Dosyć! — rozmowę przerwał Axel. — Sprawdziłem plany miasta. Niedaleko stąd jest lądowisko. Rozkazałem Double’owi na nim lądować. Jeśli dobrze pójdzie, lada moment będziemy mieli transport.

Po tych słowach kapitan otworzył drzwi serwerowni i wyszedł na korytarz prowadzący do windy.

— Jasne, panie poważny… — Lifted przerwał, kiedy końcówka metalowego ostrza dźgnęła go w plecy zmuszając do ruszenia się z miejsca.

— Idź już — powiedział Shad chowając nóż do pochwy umiejscowionej na lewej ręce zaraz za nadgarstkiem.

— Idę, idę!

Sześć postaci wypadło na pokryty białymi płytami plac na którym nadal znajdywało się wielu mieszkańców stacji. Tym razem tłum zmienił jednak zachowanie. Zamiast co chwila biegnących w niesprecyzowanym kierunku istot obywatele rafinerii zgromadzili się w grupkach. Niektórzy trzymali się za ręce, inni skryli pod częściami garderoby lub wyciągniętymi z domów kocami. Łzy spływały po policzkach kobiet i dzieci a twarze mężczyzn pokrył nieprzyjemny wyraz zrezygnowania. Nie ulegało wątpliwości, że ostatni z transportowców opuścił stację pozostawiając setki mieszkańców bez nadziei na pomoc.

Kiedy oddział zbliżył się do zdruzgotanych mieszkańców na ich twarze zaczęły wstępować promyki nadziei.

— To Jedi! Dzięki wszystkim gwiazdom, to Jedi!

Tłum zaczynał otaczać wojowników a zebrani pracownicy wraz z rodzinami zaczęli ocierać łzy.

— Republika nas nie zostawiła! Jedi nas nie zostawią!

Ci ludzie nawet nie wiedzieli jak bardzo te słowa kłuły serce Treeke. Schowany pod grubym kapturem i szczelnie owinięty szatą młokos z trudem powstrzymywał własne emocje. Nie miał siły by podnieść wzrok na choć jednego z mieszkańców.

Podbiegł doganiając swojego mistrza idącego zaraz za prowadzącym oddział w stronę lądowiska Axelem.

— Proszę się odsunąć! Zróbcie przejście! — wydawał polecenia kapitan.

— Uratujecie nas, prawda? Powiedzcie że nas uratujecie!

— Republika robi wszystko co w jej mocy aby zapewnić bezpieczeństwo układu — odpowiadał Axel. Doskonale wiedział, że żaden z wojowników Zakonu nie mógł zdobyć się na te słowa.

Trójkątny kształt przeleciał nad głową Padawana i szary statek o długich skrzydłach wzniecił tumany leżącego na chodnikach kurzu. Maszyna zatrzymała się nad pustym fragmentem placu a boczny właz otworzył się ukazując postać klona z symbolem dwóch liter D namalowanym na hełmie.

— Szybko! Jeszcze chwila i nie załapiemy się na ucieczkę razem z całą flotą!

Pozostali członkowie oddziału Igufar wskakiwali na wiszący nisko nad ziemią statek pozostawiając ciągnący za nimi tłum na białym placu.

— Zaraz? Odlatujecie! Co to znaczy?

Z tłumu ludzi zaczęły dobiegać groźne okrzyki. Wcześniejsza atmosfera beznadziei i smutku przerodziła się w koncert strachu i nienawiści. Mieszkańcy zaczynali podchodzić coraz bliżej statku. Treeke widział jak zdesperowani rodzice łapali swoje dzieci próbując przecisnąć się przez pozostałych pracowników stacji byle tylko dosięgnąć szarych skrzydeł wolności.

— Weźcie mojego syna! Błagam!

— Moje dzieci! Co z moimi dziećmi?!

— Nie odlatujcie! Pomocy!

— Proszę zachować spokój! — Axel wyszedł na wciąż otwarty trap i wyciągnął ręce w stronę tłumu. — Republika wysłała kolejne transportowce! Zbierzcie się na placu i czekajcie na ewakuację!

Po tych słowach kapitan wszedł do wnętrza statku a szerokie drzwi zamknęły się zaraz za nim. Treeke dostrzegł jeszcze jak przez zmniejszającą się z każdą chwilą szparą zmieszany tłum patrzył na wznoszącą się jednostkę oczami pełnymi przerażenia ale i nadziei. Mieszkańcy wierzyli w każde słowo które wypowiedział kapitan Axel. Wierzyli, gdyż wiedzieli że mogą polegać na wojownikach sprawiedliwości i równowagi. Wiedzieli że mogą polegać na Jedi.

— Przygotujcie się na ostrą jazdę! — usłyszał ze sterówki głos Double’a. — Ciśnienie na zewnątrz jest tak duże że statek z trudem je wytrzymuje!

Treeke rozejrzał się po wnętrzu transportowca. Wszystkie okna zasłonięte były grubymi, metalowymi blachami używanymi tylko w awaryjnych sytuacjach, w celu zabezpieczenia szyb przed miażdżącą siłą z zewnątrz.

Potężny podmuch targnął całą maszyną kiedy statek opuścił otaczające miasto pole siłowe. Przerażające wycie gęstego wiatru wypełniło przestrzeń a uderzenia piorunów dało się niemalże poczuć na własnej skórze. Treeke rozpoznał dźwięk wydawany przez silniki kiedy Double nacisnął na stery i zwiększył ciąg do maksimum. Stalowa konstrukcja drżała od towarzyszących całemu procesowi naprężeń.

W końcu sytuacja uspokoiła się a metalowe przesłony nie zasłaniały już dłużej okien. Treeke podszedł do ściany i wyjrzał przez podłużny otwór. Jego oczy poszukiwały choćby najmniejszego znaku stacji wydobywczej, jednak gęste, pomarańczowe chmury całkowicie zasłaniały widok. Chłopak przyłożył dłoń do okna i głośno wypuścił powietrze. Jego mistrz miał rację. Nie był to pierwszy raz kiedy musieli mierzyć się z podobną sytuacją lecz za każdym razem Padawan czuł to samo. Nie dające się pokonać uczucie że mógł coś zrobić zamiast biernie obserwować decyzje innych.

Skierował kroki do kokpitu pilota. Przesuwne drzwi otworzyły się ukazując dwa wysokie fotele oraz stojącego między nimi astromecha. Droid zapiszczał z zadowoleniem kiedy Treeke pojawił się w sterówce i położył rękę na oparciu jednego z foteli. Uśmiechnął się niepewnie na widok robotycznego przyjaciela i pogładził jego poszycie dłonią.

— Treeke, siadaj! — powiedział niespodziewanie Teshark zajmujący miejsce drugiego z pilotów.

— Nie, mistrzu, nie trzeba…

— Latasz lepiej niż ja. Ja tylko zagrzałem miejsce.

Zielona dłoń mistrza przejechała krótko obcięte włosy ucznia kiedy nautolanin wstał z fotela i zapraszającym gestem wskazał na wygodne siedzisko.

Treeke nie oponował i zasiadł na wolnym miejscu i wyjrzał przez okno kokpitu. W oddali widać było to co pozostało z floty Republiki i Separatystów. Jednostek wroga było zdecydowanie mniej niż na początku i nie był to jedynie efekt samej bitwy. Konfederaci zrozumieli że wygrali tę walkę i planeta znajduje się teraz w ich rękach, dlatego wycofali część swoich wojsk. Jednak, bez stacji wydobywczej układ Geshelekk był bezużyteczny. Skonstruowanie podobnej w rozmiarach rafinerii zajmie wiele miesięcy.

— Mówi admirał Clevic — zabrzmiał niespodziewanie komunikator pokładowy. — Cała flota gotowa do skoku w nadprzestrzeń.

Zielona ręka pojawiła się między Treeke a Double’em sięgając po niewielką słuchawkę.

— Tu generał Sing. Wykonaliśmy zadanie. Również szykujemy się do skoku — silny głos wojownika odpowiedział na wezwanie.

Ręka Treeke powędrowała na znajdującą się bliżej środka kadłuba dźwignię a jego wzrok spoczął na siedzącym obok pilocie. Ukryty pod żołnierskim hełmem Double skinął delikatnie głową, dając Padawanowi zezwolenie na przejście w nadprzestrzeń.

Szary statek zniknął z radarów wypełniony blaskiem setek wirujących gwiazd, kiedy jednostka oddziału Igufar osiągnęła prędkość nadświetlną.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • TheRebelliousOne 16.11.2020
    Ja wróciłem, Ty wracasz... No co to za dobre dni w tym roku nastąpiły! :D
    Dobry odcinek. Trochę się zaśmiałem jak oni prowadzili ten pojazd i przekrzykiwali się. Przypomina mi to jazdę z moim ojcem za kierownicą. Adrenalina równie mocno obecna... XD Podobała mi się też scena, w której ludzie próbowali desperacko złapać statek. Taka smutna trochę i pokazuje przykry obraz wojny. i jeszcze ten cytat, gdzie Jedi mówi Treeke'owi, że nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli... sam bym lepiej nie napisał! Leci 5

    Pozdrawiam ciepło :)
  • Pontàrú 16.11.2020
    Miło mi że ci się podobało oraz że udało mi się przekazać te emocje które chciałem. Bałem się żeby nie wyszło za płasko lub coś. Ja tak każdą wolą chwilę poświęcam na pisanie żeby nie zwariować i jeszcze nie miałem czasu nadrobić paru tekstów i u Ciebie i u Kapelusznika ale bez obaw, jeszcze wrócę XD
  • Kapelusznik 17.11.2020
    No. Kolejny dobry - dramatyczny odcinek.
    Trochę przesadzasz z wpływami dowództwa Republiki, z zasady to jedi mieli pełną władzę nad całymi operacjami, a oficerowie, mimo że się nie zgadzali, musieli słuchać - tak więc - trochę nie podoba mi się że gryzie się to bezpośrednio z lorem.
    Jeden z głównych powodów czemu jedi stracili popularność wśród klonów i polityków, było to że pozwalali na wielkie straty w imię swojego idealizmu.

    Ale tak ogólnie - podobało się i jest 5.

    Pozdrawiam.

    PS.
    Nowy odcinek Demona jest już, więc zapraszam :)
  • Pontàrú 17.11.2020
    Właśnie tu chodziło mi też trochę o pokazanie przesunięcia wpływów. W normalnych warunkach brak doświadczenia Jedi jest widoczny, jak chociażby w przypadku misji pod dowództwem Asaro. Tutaj jednak mamy do czynienia ze specjalną grupą operacyjną podlegającą bezpośrednio pod główne dowództwo armii Republiki.
    Nadgonię Twoje teksty, nie mart się. Po prostu sam wiesz jak to bywa z czasem.
    Dzięki za wizytę i pozdrawiam
  • .Ostwind. 03.11.2021
    Świetne! Tylko maly detalik,
    ,,Latasz lepiej niż ja. Ja tylko zagrzałem miejsce.,, może lepiej byłoby napisać ,, latasz lepiej ode mnie. Ja tylko zagrzałem miejsce,, ? Oczywiście to co jest napisane nie przeszkadza w czytaniu?
  • Pontàrú 03.11.2021
    Dzięki za sugestię. Właśnie tego mi trzeba - żeby czasem ktoś inny przeczytał i zobaczył takie niedopatrzenia stylistyczne. Miło mi że wpadłeś ?
  • .Ostwind. 03.11.2021
    Pontàrú tak, takie poprawki od innych są ważne. I jestem dziewczyną ?
  • Pontàrú 03.11.2021
    .Ostwind. Ajć, sorry hehe
  • .Ostwind. 03.11.2021
    Pontàrú spoko?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania