Misja zakończona sukcesem część 2. Star Wars

A więc to już 100 moich tekstów? Szczerze, nie podejrzewałem że wytrwam do tego momentu. Cieszę się, że nadal jesteście ze mną.

=============

 

Gęsta atmosfera planety otaczała wiszącą w powietrzu, ogromną stację wydobywczą połączoną z wydajną rafinerią. Szare kominy wystrzeliwały ze środka obiektu a ich czubki znikały w ciężkich chmurach. Jedynie blade światła czerwonych lampek informowały znajdujące się na powierzchni osoby o faktycznych rozmiarach wypuszczających opary kolumn. Dookoła okrągłej struktury zbudowany był szeroki balkon z cieniuteńką linią delikatnie zarysowanych barierek, umykających z pola widzenia i ukrywających się pod pomarańczową osłoną gazów. Komunikacyjna obręcz przylegała do stromych , metalowych ścian kończących się na środku stacji w postaci kopuły z pola siłowego, pod którym znajdywało się niewielkich rozmiarów miasto, usiane wysokimi wieżowcami i tętniące życiem. Gigantyczna konstrukcja była domem dla około dwustu tysięcy pracowników rafinerii i ich rodzin a sama aglomeracja posiadała szkoły, laboratoria, wielkopowierzchniowe magazyny a nawet własny uniwersytet poświęcony naukom z zakresu mechaniki gazów oraz górnictwa kosmicznego.

W normalnych warunkach stacja pędziłaby swoim własnym życiem. Nikt jednak nie śmiał nazywać tego co się działo warunkami nawet choć minimalnie normalnymi.

Podwójne, niebieskie ostrze miecza świetlnego zawirowało w zielonej dłoni nautolanina kiedy broń w akompaniamencie charakterystycznego dlań dźwięku przecięła niewielką grupkę droidów bojowych. Nad pogrążonym w ferworze walki wojownikiem przelatywały serie pocisków z blasterów a uszu rycerza Jedi dobiegały zgrzyty niszczonych maszyn oraz krzyki poległych kompanów.

Zaraz za zielonoskórym mistrzem stał szesnastoletni chłopak. W obu rękach dzierżył czarną rękojeść własnego miecza a zielone ostrze pozostawiało jaskrawą łunę na otaczających walczących drobinkach gazu. Brązowa szata falowała targana wiatrem królującym w górnych warstwach atmosfery a plastikowy wizjer maski tlenowej parował przy każdym silniejszym wydechu.

Obaj wojownicy otoczeni byli przez wiernych Republice żołnierzy. Oddziały pogrążonych w walce klonów ścierały się z masami separatystycznych droidów, nie odstępując swoim dowódcom nawet na krok. Mogli z resztą śmiało zaufać Jedi. Niejednokrotnie tajemniczy rycerze byli w stanie odwrócić nawet najgorszą sytuację na swoją korzyść i doprowadzić do powodzenia całego przedsięwzięcia. Teraz jednak, sytuacja zaczynała się coraz bardziej komplikować. Walczące na orbicie krążowniki nie dawały rady wytrzymać agresji przeważającego liczebnością wroga i raz po raz kolejny transport nieprzyjaznych oddziałów lądował na stacji.

— Jak sytuacja na górze, Double? — wykrzyknął do przymocowanego na przedramieniu komunikatora nautolanin.

— Mieliśmy ich przez chwilę, sir — głos był przerywany przez dźwięki strzałów i liczne zakłócenia występujące na linii — ale zdaje się, że znowu przybywa.

— Czy jesteście jeszcze w stanie osłaniać miasto?

— Z obecnych danych wynika, że jeśli wróg nadal będzie napływał w tak regularnych odstępach możemy przetrzymać jeszcze dwie takie fale.

Jedi odciągnął komunikator od maski tlenowej i spojrzał na wciąż walczącego ucznia. Szybkim susem znalazł się przy wirującym brunecie i złapał go lewą ręką za ramię a prawą cały czas wymachując mieczem odbijał nadlatujące pociski.

— Treeke, skocz do Pi’a i sprawdź postępy! — wydał polecenie Teshark.

— Tak jest!

Chłopak biegiem rzucił się w stronę stromej ściany placówki wydobywczej podczas gdy jego mistrz wydał rozkaz do szturmu i cały i tak niezbyt szeroki balkon wypełnił się żołnierzami Republiki. W ostatnich krokach Treeke zrobił skok w przód i wykonał długi, wspomagany mocą ślizg, lądując tuż przy niewielkim wgłębieniu w zewnętrznej ścianie stacji i tym samym unikając paru nadlatujących strzałów wroga. Znajdywały się tam drzwi a przy otwartym terminalu sterującym, wśród plątaniny kabli, siedział klon w białym pancerzu. Na lewym naramienniku widać było namalowany czerwoną farbą pysk kotopodobnego zwierzęcia a na hełmie, również czerwony, symbol liczby pi.

— Jak sytuacja? — spytał młokos, machinalnie zasłaniając głowę dłonią kiedy odłamki pokruszonych fragmentów rafinerii odprysnęły po tym jak jeden z pocisków uderzył tuż obok znajdujących się na ziemi wojowników.

— Już prawie jestem. Skubańcy zmienili szyfrowanie od ostatniego czasu — odpowiedział klon przebierając palcami po klawiaturze przenośnego komputera.

— No proszę cię! Nie włamiesz się nawet do własnego domu? To placówka Republiki…

— Którą ktoś od środka bardzo solidnie zabezpieczył… o! I gotowe!

Szare drzwi rozsunęły się z hydraulicznym sykiem ukazując wejście do niewielkiego pomieszczenia będącego śluzą powietrzną. Treeke poderwał się na nogi i rozejrzał po polu bitwy. Jego mentor osłaniał obecnie odwrót przetrzebionych jednostek. Przyłożył ręce do ust i wykrzyknął z całych sił.

— Mistrzu! — Nautolanin odwrócił wzrok w stronę z której dobiegł go głos i zobaczył uśmiechniętą twarz ucznia, wskazującego na rozwarte drzwi.

W tym samym momencie dwa ogromne kształty przysłoniły padające na stację wydobywczą światło a na powierzchnię okalającego ją balkonu zaczęły opadać nowe jednostki droidów. Treeke zobaczył również migającą diodę na komunikatorze swojego mistrza. Ktokolwiek próbował się połączyć nie miał dobrych wiadomości.

Odbiegł od drzwi i stanął przed swoim mistrzem, w tym samym momencie zapalając ostrze własnego miecza. Teshark skinieniem głowy podziękował brunetowi i zbliżył komunikator do maski.

— Mówi admirał Clevic — z urządzenia dobiegł nieprzyjemnie spokojny głos starszego już wiekiem mężczyzny.

— Admirale, przybyły posiłki wroga — odpowiedział nautolanin cały czas odbijając nadlatujące pociski, tym razem używając tylko jednego z podwójnych ostrzy.

— Sytuacja znacząco się pogorszyła. Nie mamy szans powstrzymać nadciągającego wroga.

— Wycofujemy się? Nadal nie nawiązaliśmy kontaktu z gubernatorem.

— Zarządziłem ewakuację stacji. Przekierowuję większość walczących oddziałów aby osłaniała odwrót zarówno ludności cywilnej jak i żołnierzy.

— Ile mamy czasu? — Teshark w ostatniej chwili zrobił odskok unikając nadlatującego strzału.

— Zbyt mało by ewakuować całą populację stacji. Dwa transporty już zdołały opuścić planetę ale niewiele więcej będziemy w stanie zrobić. Możliwe że uda nam się uratować połowę mieszkańców.

Teshark znał admirała Clevica. Niejednokrotnie współpracowali przy okazji trudniejszych misji. Zazwyczaj działania wojenne w których brali udział miały miejsce w punktach o wysokim znaczeniu strategicznym i Republika dopuszczała skrajne posunięcia wojenne. Z tego właśnie powodu Jedi podejrzewał, że to nie koniec niedobrych informacji.

— Jaki zatem plan, admirale?

— Macie nową misję. Kontakt z gubernatorem nie ma już znaczenia. W centrum stacji znajduje się główna serwerownia a w niej wrażliwe dane wojskowe. Zanim opuścimy planetę musicie się tam dostać i sformatować całą bazę danych.

— Rozumiem. Bierzemy się za to…

— Jeszcze jedno. — Te słowa brzmiały zdecydowanie gorzej kiedy znało się admirała aż zbyt dobrze — Zrzucamy stację.

— Co proszę?

— Cel misji jest jasny. Stacja nie może wpaść w ręce separatystów. Skoro nie jesteśmy w stanie jej obronić to się jej pozbywamy.

— To jest ogromny obiekt! Potężna fabryka…

— Której nie wolno nam oddać w ręce wroga — dokończył za Jedi admirał.

Teshark nie wiedział czemu się tak dziwi. Po wielu latach służby i współpracy z Moviusem Cleviciem doskonale widział niejedną podobną akcję. Dowódca floty był bezwzględny i uparcie realizował powierzony mu cel, a ten wyrywał się w jego pamięci niczym słowa inkantacji. Do umysłu wojownika zaczynały wpadać wszystkie misje, które przyszło im razem przeprowadzać a które zawsze kończyły się wykonaniem powierzonego zadania. Prawie za każdym razem, kiedy przychodzi mu przeglądać sporządzone po misji raporty, widzi ile istnień ponoszą za sobą decyzje Clevica. Niemniej, admirał może się pochwalić niemalże stuprocentowym powodzeniem misji, albo przynajmniej on śmie tak twierdzić. Teshark nie był przekonany, że kiedy traci się ponad trzy czwarte ludzi podczas jednego starcia, misję faktycznie można skwitować mianem udanej. Ostatecznie jednak każdy powierzony dowódcy floty cel jest osiągany w mniej lub bardziej makiaweliczny sposób.

— Pomimo tej decyzji, nadal macie usunąć dane. Nie możemy pozwolić by ktokolwiek mógł je pozyskać zanim stacja zostanie kompletnie zniszczona.

Teshark jeszcze przez chwilę milczał, rozglądając się po walczących oddziałach.

— Przyjąłem. Oddział Igufar wyrusza na misję.

Ponownie zapalił oba ostrza miecza i postąpił krok na przód by dołączyć do pogrążonego w walce ucznia. Poczekał chwilę aż obecna fala wroga dobiegnie końca i odwrócił się w stronę Padawana.

— Mamy nowe zadanie. Musimy dostać się do centrum stacji.

— Co mamy zrobić?

— Usunąć dane wojskowe. Przegraliśmy tę batalię. Admirał Clevic zarządził odwrót.

— Zaakceptował przegraną? Musi go to bardzo boleć. Mam na myśli niewykonanie misji. Przecież on nie jest zdolny do akceptacji tego faktu.

— Misja nadal zostanie wykonana.

Treke uniósł obie brwi i podążał wzrokiem za odchodzącym w stronę wejścia do stacji mistrzem. Co miał na myśli, że misja nadal zostanie wykonana? Przecież właśnie oddają, ogromną, wiszącą w śród gęstych chmur stację w ręce wroga. Chyba że…

— Mistrzu! — Treeke podbiegł do mentora stojącego już we wnętrzu śluzy powietrznej. Przy drzwiach stała również zawiadomiona przez Jedi pozostała część oddziału. Brunet po oznaczeniach na hełmach rozpoznał kompanów: Lifteda z sygnaturą karabinu obrotowego, Shada z niewielkim czerwonym wirem i kapitana Axela z symbolem aksolotla. Obok mistrza stał również, dzierżący w dłoni przenośny komputer, Pi. Cała grupa weszła do wnętrza małego pomieszczenia. Drzwi zamknęły się a do środka zaczęto pompować dodatkowe ilości tlenu i azotu.

— Mistrzu — powtórzył Treeke — w jaki sposób misja nadal ma zostać wykonana.

— Admirał Clevic dostał cel który sam nazwał „jasny”. Placówka nie może wpaść w ręce wroga. Skoro my jej nie możemy mieć, to nikt nie będzie miał.

— Zrzucają stację — bardziej stwierdził niż zapytał Axel. Podobnie jak reszta członków drużyny nabył już spore doświadczenie w pracy z nie zatrzymującym się przed niczym admirałem.

— Tak — odpowiedź Jedi była krótka, jednak i w takiej dało się wyczuć wyraźne niezadowolenie z obecnej sytuacji.

Drzwi do wnętrza stacji rozsunęły się i oddział specjalny wszedł do szerokiego korytarza. Treeke zdjął maskę tlenową i zobaczył że jego mistrz również ściąga oplatającą jego głowoogony gumkę, utrzymującą system podtrzymywania życia. Wnętrze wyglądało bardzo przemysłowo. Pod sufitem podwieszone były metalowe rynienki w których ułożone były różnego rodzaju kable. Tuż obok szedł szeroki przewód wentylacji oraz seria rur w trzech różnych kolorach. Ściany były gładkie a w równych odstępach znajdywały się na nich skrzynki elektryczne i przełączeniowe.

Kroki członków oddziału odbijały się echem od pustych murów. Jedynie gdzieś w oddali słychać było odgłosy wystrzałów. Wróg wtarł do stacji już na początku starcia jednak natychmiast został w jej wnętrzu uwięziony. Gwardia obrony placówki zajęła się intruzem co nie zmieniło faktu, że separatyści zdołali zaszyfrować wszystkie wejścia i dlatego jednostki Republiki nie mogły ruszyć z odsieczą.

— Czegoś tu nie rozumiem — przerwał ciszę Lifted. — Skoro droidy są tu od dłuższego czasu, dlaczego jeszcze nie zabrały tych danych?

— Mówimy tu o setkach eksabajtów. — Z odpowiedzią ruszył Pi. — Nie pobierzesz tego nawet w dziesięć lat.

— W takim razie, skoro nie ma szans żeby wróg je przechwycił to po co mamy je usuwać?

— Bo nawet jeśli stacja osiągnie jądro planety, jest szansa że wróg będzie w stanie odczytać zawarte na dyskach informacje.

— Poza tym — do rozmowy dołączył się Shad — nie osiągniemy jądra. W pewnym momencie gęstość materiału będzie na tyle duża, że stacja zacznie w nim dosłownie pływać.

— A co z ciśnieniem? — spytał Treeke.

— Ogólna konstrukcja, cóż, pewnie nie wytrzyma. Serwery natomiast, zwłaszcza wojskowe, są zamykane w specjalnych pomieszczeniach — skomentował Pi. — Nie jestem pewien czy są w stanie wytrzymać aż tak duże ciśnienie ale kto wie?

Doszli do końca korytarza i stanęli przed kolejnymi drzwiami. Ich konstrukcja wyraźnie odcinała się od reszty wystroju. Biały, wyszlifowany materiał z ozdobnymi falkami wyglądał bardzo elegancko i nie wpasowywał się do industrialnego wnętrza.

Teshark podszedł bliżej i przyłożył rękę do zamkniętych drzwi. Po chwili cofnął się i wziął szeroki zamach. Treeke widział jak na obnażonych rękach mistrza spinają się mięśnie i po chwili, wspomagane mocą uderzenie wyrwało ruchomą konstrukcję, otwierając przed zgromadzonymi przejście do kolejnego segmentu stacji.

Z wnętrza dobiegały odgłosy strzałów i okrzyki ludzi. Teshark złapał za swój miecz i pewnym krokiem wszedł do następnego pomieszczenia.

— Jedi! Jak dobrze! — Usłyszał kiedy podwójne niebieskie ostrze zaczęło odbijać nadlatujące pociski.

Zaraz za nim z wąskiego tunelu wyskoczyła reszta oddziału Igufar. Na przedzie ustawił się Lifted ze swoim ciężkim obrotowym karabinem.

— Żryjcie to, blaszaki! — wrzasnął kiedy seria strzałów opuściła morderczą broń.

Po chwili walki korytarz został oczyszczony z jednostek wroga i obaj Jedi zgasili swoje miecze.

— Dziękujemy, na miłość wszystkich świętości — powiedział jeden z walczących przed chwilą mężczyzn. — Jestem kapitan Pefku.

— Generał Sing — przedstawił się nautolanin. — Nie mamy jednak czasu na dłuższe rozmowy. Czy dotarła do pana informacja o ewakuacji stacji?

— Słucham? Eee… to znaczy… nie, generale.

Teshark na moment odwrócił wzrok od rozmówcy. Czegoż innego mógł się spodziewać po admirale Clevicu?

— Proszę zabrać stąd swoich ludzi i poinformować jak największą liczbę osób o ewakuacji. Jeżeli macie tu jakiekolwiek transportowce czy inne statki to uciekajcie wszystkim czym się da. Nasze oddziały osłonią odwrót.

Kapitan Pefku skinął głową na znak zrozumienia i wrócił do reszty swoich ludzi wydając stosowne rozkazy. Nie czekając ani chwili dłużej oddział Igufar ruszył biegiem wzdłuż korytarza. Otaczały ich białe ściany z licznymi ornamentami, obrazami czy innymi formami artystycznego przekazu. Nie było widać żadnych rur czy fragmentów innych części instalacji a całość wyglądała bardzo reprezentatywnie. W większości przypadków stacje takie jak ta podlegały jednej osobie, która dbała o funkcjonowanie ale i o wygląd placówki. Dodatkowo niemałe ilości pieniędzy, które napływały z faktu posiadania stacji wydobywczej do kieszeni właściciela, pozwalały na życie w luksusie a okres wojny jedynie dodatkowo wzbogacił wszelkie tego typu obiekty. Pomimo prywatnego właściciela stacja była jednak całkowicie podporządkowana woli armii Republiki. Na początku wojen klonów w senacie uchwalono, że na rzecz wypłacanych dodatkowych świadczeń pieniężnych, osoba prywatna może oddać własną rafinerię na rzecz wojsk. Tym samym już na początku wojny Republika drastycznie zwiększyła liczbę posiadanych, militarnych obiektów wydobywczych.

Na przedzie oddziału biegł Pi z holopadem w ręce. Na wyświetlanej mapie miał zaznaczoną drogę do głównej serwerowni. Po niezbyt długim biegu dotarli w końcu do centralnej części stacji. Ich oczom ukazał się widok wspaniałego miasta, usianego strzelistymi wieżowcami. Nad głowami widniała kopuła z pola siłowego a za nią widać było toczącą się walkę. Treeke próbował dojrzeć czy gdzieś pośród pomarańczowych chmur dostrzeże trójkątną sylwetkę statku oddziału Igufar. Miał nadzieję że Double dalej siedzi za sterami inaczej nie będą mieli jak opuścić stacji.

— To miasto jest ogromne — skomentował Lifted. — Jak mamy dotrzeć do serwerowni na czas?

— Generale, proszę spojrzeć — odezwał się Axel i wskazał palcem na, stojący pod ścianą okalającą miasto, szereg wozów służących do transportowania gazu blasterowego.

— Świetnie, możemy się nimi posłużyć.

W tym momencie na całej stacji rozległ się alarm.

— Uwaga, uwaga. Awaria systemu podtrzymywania stacji. Prosimy o zachowanie spokoju i udanie się do najbliższych miejsc ewakuacji. Uwaga, uwaga… — mechaniczny, kobiecy głos zaczął powtarzać przed chwilą wypowiedzianą wiadomość.

Treeke spojrzał na swojego mistrza. Nie zobaczył na jego twarzy strachu czy paniki. Ujrzał opanowanego Jedi w pełni kontrolującego towarzyszące mu emocje.

Całe miasto spowił czerwony odcień lamp alarmowych a uszu członków oddziału dobiegł dźwięk syreny. Mieli coraz mniej czasu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Kapelusznik 07.11.2020
    Bardzo fajny odcinek
    Bardzo podoba mi się postawa admirała. Człowiek praktyczny, znający swoją pracę i cenę za wykonanie zadania - świetnie przedstawiony, wraz z oczywistym konfliktem z jedi.

    piąteczka z mojej strony
    Pozdrawiam
  • Pontàrú 07.11.2020
    Cieszę się że admirał został dobrze zarysowany. Seria będzie raczej krótka i zależy mi na odpowiednim rozwinięciu każdej z postaci
  • TheRebelliousOne 07.11.2020
    Ok, odcinek ciekawy. Znów bardzo spodobały mi się opisy. Serio, lubię, kiedy są takie długie i szczegółowe. Postać admirała faktycznie dobrze przedstawiona, a zakończenie pozwala na przypuszczenia, że czeka nas coś emocjonującego. Zostawiam 5 i idę szukać weny na pisanie "Tylko on, ona i motocykl", bo jakąś blokadę mam... :(

    Pozdrawiam ciepło :)
  • Pontàrú 07.11.2020
    Mnie ostatnio blokuje nawał roboty dlatego tak rzadko bywam na opowi :(

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania