Niepokorne czarodziejki - rozdział 10

Mimo późnej pory zszedł do lochu i skierował się do starego, nieużywanego od lat pokoju przesłuchań. Wziął od strażnika klucze i uparł się, że pójdzie sam. Voltalius mówił, że zabezpieczył wejście, ale bariera powinna przepuścić go bez trudu. Więcej problemów miał z samymi drzwiami, które musiał pchnąć barkiem, bo nieco opadły na zawiasach.

Światło zapaliło się po chwili, zamigotało i jakby przygasło, ale żarówka dała radę oświetlić pomieszczenie.

Zawsze mówiła, że magia nie lubi się z elektrycznością – przypomniał sobie nagle jeden ze stałych tekstów Weroniki.

Teraz leżała tutaj, na gołej podłodze, skulona w pozycji płodu. W żaden sposób nie zareagowała na jego przybycie, nie poruszyła nawet o milimetr, nie oddychała. Wyglądała jak martwa. Piotr podszedł blisko, wyciągnął dłoń i poczuł krawędź kręgu. Pod jego palcami zapłonęły złote i fioletowe świetliste smugi; w ciągu kilku sekund zbladły i zgasły.

– Weronika – zaczął cicho. – Nie mam dobrych wiadomości. Zrobiło się mocno chujowo… Kowalik chciała dopaść Angela, ale ten zawinął się i uciekł, zabiła więc jego dziewczynę, chyba przypadkiem. Mamy zeznania i całą resztę, ścigamy ją za morderstwo. Ale… ale to nie wszystko. Zabiła też twojego ojca. Pojechałem go ostrzec, ale nie zdążyłem. Rainer nie żyje.

Wzdrygnął się, bo wampirzyca błyskawicznie stanęła na nogi i przylgnęła całym ciałem do wewnętrznego kręgu, budząc świetliste smugi. Patrzyła mu prosto w oczy, z półotwartych ust wystawały cztery ostro zakończone kły.

Nigdy nie czuł lęku przed swoją najlepszą wampirzycą. Po przemianie przyszła prosto na zamek i złożyła przysięgę wierności; dokładnie wedle ceremoniału, z klękaniem, tytułami i całą resztą. Wampir klęczący przed człowiekiem… Takie rzeczy nie zdarzały się często. Zrodził się z tego osobisty żart, ich mała gra, w ramach której Weronika często okazywała mu przesadny szacunek. I jeszcze ta sprawa z portretem… Na samą myśl uśmiechnął się lekko, samymi kącikami warg.

Oczywiście sprawdzał ją od czasu do czasu, kazał Voltowi grzebać w jej mózgu w poszukiwaniu czegoś, co – był niemal stuprocentowo pewien – nie nastąpi. Zresztą Weronika grzebała też w głowie maga, ale to wzajemne sprawdzanie było raczej elementem pozwalającym utrzymać równowagę między pracującymi dla niego magami i wampirami, niż wyrazem rzeczywistego braku zaufania. Oboje nieraz dowiedli, że na nie zasługują. Dlatego nigdy nie bał się Weroniki z Klanu Szmaragdu, nawet wtedy, gdy pozwalał, by piła krew z jego żył. Ale teraz, gdy patrzył w zupełnie pozbawione ludzkich uczuć czarne tęczówki, poczuł głęboki, pierwotny lęk.

Poruszyła wargami, ale do jego uszu nie doleciał żaden dźwięk. Zignorował lodowatą pięść zaciskającą się gdzieś w głębi trzewi i dotknął czołem bariery. Wampirzyca najwyraźniej próbowała coś powiedzieć, jednak przychodziło jej to z trudem. Może przez głód, może przez wysunięte kły? Otwierała usta coraz szerzej, aż w końcu wydusiła z siebie kilka słów:

– Twoja krew… Pachnie… Twoja krew… Pachnie dla mnie…

Odsunął się gwałtownie, odwrócił wzrok, by przerwać kontakt z… Z tym czymś. Istota w kręgu nie była ani Weroniką Stein, ani Weroniką z Klanu Szmaragdu. W magicznej pułapce tkwił wygłodniały potwór, gotowy rozerwać mu tętnice i chłeptać krew tak długo, jak serce będzie w stanie ją pompować. Wystarczyły trzy dni, by zmienić ogarniętą wampirzycę, której na pierwszy rzut oka nie dało się odróżnić od zwyczajnej kobiety, w monstrum rodem z horrorów.

– Wszystko będzie dobrze – powiedział bardziej do siebie niż do niej. Wątpił, by teraz była w stanie trzeźwo myśleć. – Po tym wszystkim znów będziesz sobą, obiecuję. Wtedy porozmawiamy. Będzie dobrze.

Zostawił ją tam, w kręgu, w ciemności. Zamknięcie drzwi sprawdził dwa razy, jeszcze raz powtórzył strażom, by trzymali się z daleka i nie wpuszczali tam absolutnie nikogo bez jego bezpośredniego rozkazu. Powinien iść do żony, ale po spotkaniu z wygłodniałą wampirzycą nie czuł się najlepiej. Stwierdził, że kilka chwil na świeżym powietrzu dobrze mu zrobi. Zawędrował do ogrodu i usiadł na małej ławeczce pomiędzy winoroślami. Noc była piękna i nie zdołały tego zepsuć nawet odgłosy ruchu ulicznego stłumione przez solidny mur otaczający jego zamek. Przymknął oczy i spróbował pozbyć się z głowy wszystkich myśli.

 

***

 

Klaudia niezbyt grzecznie zbyła matkę, która próbowała tylko dowiedzieć się, gdzie jej córeczka spędziła cały wieczór i dlaczego wróciła do domu tak późno.

– Jest piątek, i co, mam siedzieć i się uczyć? Teraz to już nie ma sensu, w przyszłym tygodniu jest zakończenie roku – powiedziała i poszła na górę, do swojego pokoju, chociaż mama chyba jeszcze chciała z nią porozmawiać.

Dziewczyna nie była w nastroju na wysłuchiwanie pretensji, ani na właściwie nic innego. Zatrzasnęła za sobą drzwi, zapaliła światło – wszystkie cztery żarówki. Nie chciała siedzieć po ciemku. Torebkę rzuciła w kąt i położyła się na łóżku. Potrzebowała chwili samotności, by zebrać myśli.

Dziś po szkole wszystko miało iść tak, jak co tydzień: powrót do wynajmowanego w Zielonej Górze mieszkanka, szybkie sprzątanie, pakowanie brudnych ciuchów i jazda autobusem do domu rodziców w Radowicach. Nic z tego nie wyszło, bo w mieszkanku czekała na nią Nina.

Przyszła… na początku nie chciała powiedzieć, po co. Piła zaproponowaną przez Klaudię mieszankę herbat i coś kręciła, aż w końcu przyznała, że zamordowała kobietę. Mówiła coś o wampirach – ponoć wczoraj zabiła jednego, dziś spróbowała drugiego, jakiegoś ważniaka z Krakowa. Ważniak spieprzył, a jego niewolnice rzuciły się na czarodziejkę. Nina twierdziła, że to była samoobrona…

Twierdziła tak na początku. Później, po kilku godzinach i kolejnych herbatach, definitywnie zmieniła wersję. Opowiadała wydarzenia minionych dwu dni w coraz to nowej interpretacji, aż w końcu doszła do wniosku, że zamordowana kobieta była praktycznie sama sobie winna. Wraz z modyfikacją wydarzeń zmieniało się również zachowanie i postawa Niny. Najpierw wyglądała na niepewną siebie, może odrobinę przestraszoną, na końcu zaś wręcz promieniowała dumą, gdy wspominała moment wbicia noża w serce wampira.

Klaudia była przerażona postępowaniem koleżanki. Koleżanki? Czy w ogóle mogła jeszcze tak o niej mówić? O kimś, kto właśnie bez mrugnięcia okiem powiedział, że „jakby ta idiotka nie wyleciała do mnie z łapami, to by żyła”? Przytakiwała jej całe popołudnie i wieczór, wysłuchiwała różnych dziwacznych planów „zaprowadzenia porządku” i „dorwania tamtego skurwiela, który zwiał”. Udawała, że wszystko rozumie i ze wszystkim się zgadza, ale tak naprawdę zaczynała się bać. Uświadomiła sobie, że nie będzie w stanie trzymać się z boku i nie brać udziału w działaniach szefowej magów. Że Nina w każdej chwili może pojawić się w jej domu, opowiedzieć o nowych zabitych ludziach i wampirach, spytać o zdanie albo poprosić o pomoc w kolejnym morderstwie. Poprosić? Czy byłaby w stanie odmówić? Czy to w ogóle było możliwe? A co, jeśli Nina przestawi jej w mózgu kilka klepek w taki sposób, że uzna ją za wyrocznię i z radością zrobi wszystko, co tamta każe?

Dziewczyna poczuła, że znajduje się na krawędzi czegoś, co chyba było atakiem paniki. Usiadła na łóżku, uspokoiła oddech i poczuła, że potrzebuje z kimś porozmawiać, prawdziwie porozmawiać, nie tylko przytakiwać i starać się wyglądać normalnie. Odnalazła torebkę i wyjęła z niej telefon. Po kilkunastu sekundach bezmyślnego gapienia się w zablokowany ekran wreszcie wybrała numer zapisany jako Serwisant AGD.

Piotrek odebrał szybciej, niż się spodziewała. Jeszcze nie była do końca gotowa, nie wiedziała, co i jak dokładnie chce mu powiedzieć, ale to on zaczął rozmowę.

– Cześć. Też nie możesz spać? – zapytał dość cichym głosem.

– Cześć. Sorka, że o tej porze, ale… Jeśli nie możesz spać, to przynajmniej cię nie obudziłam – zażartowała.

– No nie mogę. Siedzę w ogrodzie. A ty? Coś się stało?

Wyczuł od razu, cwaniak. Po pierwsze, znali się już dość dobrze, a po drugie, o tej porze nie wydzwania się do ludzi w celu odbycia niezobowiązującej pogawędki.

– Nina, ona… Była u mnie w Zielonej. Siedziała całe popołudnie i wieczór, no i…

– Czyli wiesz już wszystko?

– Taaa… – Zamilkła na chwilę, westchnęła. – Wszystko, czyli to, że wczoraj zabiła jednego wampira, a dziś niewolnicę drugiego?

– Wiemy tyle samo. Badamy sprawę tej niewolnicy. Mamy świadka i zeznania, Nina jest poszukiwana przez policję. Chociaż nie wiem, czy to coś da – powiedział Piotr, potwierdzając tym samym najgorsze obawy kuzynki. Bo cóż mogła poradzić policja na taką czarodziejkę?

– Słuchaj, bo ona… Wydaje mi się, że spodobało jej się to całe zabijanie. Gdybyś słyszał, jak mówiła o dźgnięciu tego wampira prosto w serce.

– Nazywał się Rainer i był ojcem Weroniki, a zginął dlatego, że raz go odwiedziłem. Wiesz, wtedy, kiedy zaginęła. Pojechałem zapytać, czy nie wie, co się z nią stało. Poznali się wcześniej i wiedziałem, że są dogadani co do przemiany.

Piotr mówił spokojnie, ale słyszała w jego głosie zmęczenie, które chyba nie było wywołane tylko późną porą.

– Kobieta nazywała się Joanna Paw i nie zawiniła dosłownie niczym – kontynuował. – Klaudia, obiecaj mi jedno, proszę. Że będziesz trzymać się z daleka od tego wszystkiego. Jeśli Nina cię odwiedzi, nie prowokuj jej, nie zaczynaj tematu, no i nie przyznawaj się, że rozmawialiśmy. Najlepiej wyjedź na wcześniejsze wakacje, gdzieś daleko. Olej szkołę, to tylko tydzień, a pod koniec roku i tak nic się nie dzieje. Mogę dać ci trochę kasy i agenta, żeby miał na ciebie oko.

– Ale ja nie mogę tak…

– Klaudia, to jest bardzo poważna sprawa. To znaczy była poważna od samego początku, ale teraz zrobiło się niebezpiecznie.

– Ale nie mogę tego teraz tak zostawić, przecież!... – wykrzyknęła i urwała. Gdzieś w głębi duszy czuła, że to chociaż częściowo jej wina, ale nie potrafiła tego wyjaśnić Piotrkowi.

– Dla mnie najważniejsze jest twoje bezpieczeństwo i myślę, że możemy zrobić wiele rzeczy, by je zapewnić – oznajmił, niewzruszony jej nagłym wybuchem.

– I co, i ja wyjadę, a ty zostaniesz… – Znów urwała, bo drzwi do pokoju otworzyły się i stanęła w nich matka. – Poczekaj – rzuciła szybko do telefonu. – Mamo, co ty tu robisz?

– A ty co robisz? Wracasz późno, nic nie mówisz, wydzwaniasz teraz po nocy gdzieś! Ktoś cię podwiózł, tak? Przecież wiem, że o tej porze nie ma już autobusów.

– Mamo!

– No co, myślisz, że jestem już stara, ślepa i głucha, i nie umiem już połączyć wątków?

– Ale mamo, jest koniec czerwca, a ja jestem dorosła, chyba należy mi się trochę wolnego?

Klaudia, jak zwykle, pozwoliła matce myśleć, że ma rację. Nauka magii zajmowała sporo czasu, co oznaczało niejeden wieczór spędzony poza domem i niejedną rodzinną sprzeczkę. Może i mogłaby użyć telepatii i uczynić w ten sposób mamę trochę bardziej tolerancyjną, ale tak się przecież nie robiło.

– Tak, ja wiem, wakacje, młodość. Ale przed tobą jeszcze klasa maturalna, nie możesz odpuścić sobie nauki.

– Jakbym słyszał swoją matkę – skomentował Piotr, którego wciąż miała na linii. – Klepałem zadania z matmy przez całe lato, żeby tylko dała mi spokój.

Uśmiechnęła się lekko, co sprowokowało matkę do dalszych wyrzutów.

– Rozmawiasz z nim teraz, z tym, który cię podwiózł, tak? I co, i jakieś kawały opowiada? Śmieszne chociaż? Może daj go na głośnik, pośmiejemy się razem!

– To nie… To nie jest żaden mój chłopak… – Próbowała się wytłumaczyć, ale na marne.

– Daj mnie na głośnik, ja to załatwię – powiedział Piotrek.

Dziewczyna z ulgą włączyła tryb głośnomówiący i rzuciła telefon przed siebie, na materac.

– Proszę – mruknęła.

– Dobry wieczór, ciociu. Obawiam się, że to całe zamieszanie jest moją wyłączną winą. Chciałem pogadać z Klaudią, ale zdarza mi się zapomnieć, że ludzie mają coś takiego jak prywatne życie. Ma ciocia całkowitą rację, dzwonię o wiele za późno, przepraszam.

Głos króla brzmiał zupełnie inaczej niż przed chwilą. Piotr wydawał się rozluźniony, uśmiechnięty, zrelaksowany. Dosłownie dwie minuty wcześniej Klaudia miała go za zmęczonego i przejętego sytuacją z Niną. Jak można było całkowicie zmienić nastrój w tak krótkim czasie? Nie dało się, więc pewnie udawał; grał jak najlepszy aktor.

– Piotruś, to ty! – Na twarzy matki od razu pojawił się uśmiech. No tak, do kuzyna można było być miłym, córkę się tylko opieprzało. – Dobry wieczór! Miło, że dzwonisz.

– Niech ciocia nie wścieka się na Klaudię, ja wiem, że jest mądra i nie zawali szkoły przez kilka późnych powrotów.

– Ale przecież wiesz, jak ważna jest nauka, że powinna skończyć szkołę, pójść na studia, znaleźć dobrą pracę…

– Oczywiście, ale Klaudia sobie poradzi.

Fajnie, że rozmawiacie o mnie tak, jakby mnie tu w ogóle nie było – pomyślała dziewczyna, ale nie przerwała tej uroczej konwersacji. Piotrek chciał pomóc.

– Wiem, że dobrze się uczy i jest naprawdę świetna z chemii – kontynuował. – Na pewno znajdzie pracę. A jeśli nie, to chętnie zatrudnię ją u siebie, na jakimś stanowisku zgodnym z jej kwalifikacjami. Na przykład w kuchni, w końcu mówią, że gotowanie jest jak alchemia, czy tam chemia, wszystko jedno.

Zaśmiał się, a matka razem z nim. Wystarczyło, by powiedział kilka zdań, a atmosfera zupełnie się zmieniła. Prawie tak, jakby potrafił czarować, a przecież nie miał za grosz umiejętności magicznych.

– Ale nie zajmuję już więcej czasu – mówił dalej Piotr. – Jeszcze raz przepraszam za to całe zamieszanie. Klaudia, pomyśl nad tym, co ci wcześniej proponowałem i daj znać jak najszybciej, okej? – zapytał, ale nie poczekał na odpowiedź. – Dobrej nocy, ciociu, pozdrów wujka i Olę.

Żegnali się jeszcze przez chwilę, tymczasem młoda czarodziejka zaczęła rozważać propozycję kuzyna. Wyjechać gdzieś, zaszyć się z dala od kłopotów i przeczekać, aż ktoś je wszystkie rozwiąże? Kuszące, ale po pierwsze, mogło w ogóle nie wyjść. Przecież Nina znała ją tak dobrze, że nie miałaby problemów z odnalezieniem jej w dowolnym miejscu kuli ziemskiej. Po drugie… Po drugie, nie mogła tego tak zostawić, po prostu nie mogła. To była sprawa magów. Policja, jacyś agenci, choćby najlepsi, byli tu bezsilni. Piotr może i rządził tym królestwem, ale to ona była jedyną czarodziejką w rodzinie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • MKP 7 miesięcy temu
    Moja ulubiona scenka ze zdziczałą Weroniką:)
  • Vespera 7 miesięcy temu
    Zdziczała to dobre słowo. Ona przez większość czasu jednak cywilizowana jest, ale jednak to wampir, jakieś nutki horroru być muszą.
  • MKP 7 miesięcy temu
    Vespera Ja lubię taki wątek - potwór, który udaje coś czym już nie jest.
  • Vespera 7 miesięcy temu
    MKP Widzisz, w przypadku tych wampirów zmienia się forma, możliwości i potrzeby. Charakter zostaje ten sam, w tym zakresie zmiana zależy od samego wampira. Spoglądasz na to z jednej strony i widzisz zmianę człowieka w potwora, spojrzysz z innej: nic się nie zmieniło, to wciąż ta sama osoba.
  • MKP 7 miesięcy temu
    Vespera Uważam, że każdy człowiek też ma w sobie potwora ukrytego pod narzutą z dostatku:) Wampiry to tylko nasz fantazyjny odpowiednik.
  • Vespera 7 miesięcy temu
    MKP Przemiana w wampira to coś na kształt zdjęcia z nas ograniczeń nakładanych przez prawo i społeczeństwo - wiele osób zdziczeje.
  • droga_we_mgle 7 miesięcy temu
    "nigdy nie bał się Weroniki z Klanu Szmaragdu, nawet wtedy, gdy pozwalał, by piła krew z jego żył" - wygląda na to, że król ma z wampirzycą o wiele bardziej... intymną więź, niż spodobałoby się to większości jego poddanych :')

    "No tak, do kuzyna można było być miłym, córkę się tylko opieprzało." 🙂

    No i Klaudia wróciła😁 prawdopodobnie po to, by zrobić to, na co Piotrek po cichu liczy.
    Liczył? Bo trochę się pomiędzy wydarzyło i nie wiem, czy nadal ma nadzieję na jej pomoc czy uważa, że jest już zbyt niebezpiecznie i szczerze chce ją trzymać z dala od tej sprawy.

    Pozdrawiam ~
  • Vespera 7 miesięcy temu
    Król i wampirzyca mają relację bardziej bliską niż intymną, znają się od dawna. Ile plotek było z tego powodu, ile okładek gazet, ile artykułów na pudelkach i innych takich...

    Piotr nie do końca wierzy, że Nina mogłaby skrzywdzić Klaudię, dlatego też ciągle chce jej użyć w charakterze informatorki, może nawet kogoś więcej. Ta cała ochrona to trochę pic na wodę, chociaż jakby Klaudia chciała, to by jej załatwił wszystko, o czym mówił.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania