Niepokorne czarodziejki - rozdział 5

Piotr jadł obiad tylko w towarzystwie żony, co nie zdarzało się zbyt często. „Jadł” było określeniem nieco na wyrost, ledwo skubnął duszonej cielęciny ze szparagami. Był zajęty relacjonowaniem Tatianie przebiegu dzisiejszego spotkania.

– No i nie wiem, Tati – zakończył, nazywając ją zdrobniałym przydomkiem. – Chciałbym, żeby pracowała dla mnie, ale jest taka uparta.

– A jeśli się nie zgodzi? Będziesz musiał coś z nią zrobić? – zapytała królowa i spojrzała na męża z zainteresowaniem.

– Nie chciałbym, ale jeśli będę musiał… Ona ma tylko dziewiętnaście lat! – warknął i w nerwach rzucił widelec w talerz. Kiedyś był bardziej bezwzględny, ale dziś… Odkąd urodziły mu się dzieci, patrzył na te sprawy trochę inaczej. – Technicznie rzecz biorąc, mógłbym być jej ojcem – powiedział cicho, po czym podniósł widelec i wytarł go serwetką. Dylematy dylematami, ale musiał jeść, przed nim jeszcze sporo obowiązków.

– Nie lubią cię te magiczne dziewczyny – powiedziała Tatiana, a w jej głosie zabrzmiał miękki, wschodni akcent, który tak bardzo mu się podobał.

– Nie muszą, ważne, że ty mnie lubisz.

Uśmiechnął się do niej po przełknięciu porcji już prawie zimnych szparagów. Mógłby wezwać służącego i kazać odgrzać posiłek, ale nie chciał zawracać mu głowy. Chociaż… Wpadł na pewien pomysł i już wyjął z kieszeni małe urządzenie z przyciskami do przywołania służby i straży, ale zanim go użył, postanowił przedyskutować to z żoną. W końcu jej pomoc była niezbędna.

– Nie dokończysz? Coś nie tak z obiadem? – zaniepokoiła się Tatiana.

– Wszystko w porządku, tylko… Proszę, pojedź za mnie do Żywca. Przemówienie jest gotowe, temat prosty, chociaż wiem, że to nie twoja działka.

Tatiana z wykształcenia była pedagożką i jedyne sprawy wagi państwowej, w które się angażowała dotyczyły nawet nie tyle zwykłych szkół, co dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, czasem szpitali dziecięcych czy ośrodków rehabilitacyjnych. Taką mieli umowę: on zajmuje się polityką, ona rodziną i tym, co uznawała za ważne. Piotr zawsze szanował żonę i nie zmuszał jej do udziału w życiu publicznym, jeśli nie miała na to ochoty. Czasem mu się za to obrywało, dziennikarze nieraz bezczelnie dopytywali o Tatianę czy sugerowali wręcz, że ją ogranicza i zabrania kontaktu ze światem.

– Co to miało być? Coś z turystyką, tak? – spytała takim tonem, jakby jednak miała się zgodzić.

– Tak, przystań jachtowa, ścieżki rowerowe, inwestycje w infrastrukturę, wszystko jest w przemówieniu. Ogólnie zachwyt nad pięknem naszego kraju. Tego nawet nie trzeba udawać. – Na twarzy Piotra pojawił się przelotny uśmiech. – Całość ma się odbyć nad Jeziorem Żywieckim, obok tej nowej przystani, jeśli nie będzie deszczu, rzecz jasna. Będzie Stefania Sadowska z Polskiej Organizacji Turystycznej, przejmie merytorykę, jeśli poczujesz się niepewnie.

Starał się ją zachęcić, ale nie naciskał zbyt mocno. Znał żonę na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie z nią te numery. Jedyne, co mógł w ten sposób osiągnąć, to kilka dni uciążliwego focha.

– A ty? Zaszyjesz się gdzieś i będziesz leniuchował przez całe popołudnie?

– Mam zamiar pogadać z jedną taką magiczną dziewczyną, która swego czasu niezbyt mnie lubiła. Może podpowie, jak postępować z kolejną idealistką.

– Przecież mógłbyś zabrać Dominikę ze sobą i rozmawiać z nią w samochodzie. – Spojrzała na męża ze zdziwieniem w dużych, brązowych oczach.

– Nie o Dominikę mi chodziło. Chciałbym odwiedzić Aldonę. Wiesz, kuzynkę Weroniki.

Tatiana przez chwilę szukała w pamięci tego imienia, aż w końcu pokiwała głową ze zrozumieniem, gdy powiązała je z odpowiednią osobą.

– To ta, która chciała cię pobić.

Piotr uśmiechnął się lekko na wspomnienie audiencji sprzed kilku lat. Tak, Aldona zamachnęła się, jakby chciała złapać go za ubranie albo uderzyć, ale sam ją do tego sprowokował. Chciał mieć pretekst, by zamknąć magiczkę w celi. Kara była symboliczna, dwumiesięczny areszt za atak na władcę to praktycznie nic. Ale dodatkowo Voltalius zablokował kobiecie magiczne zdolności i nie zdjął blokady przez kilka następnych miesięcy. Sam o tym zadecydował. Król uważał to za duże, może zbyt duże upokorzenie, ale nie mówił nic, ostatecznie osobiście nadał Voltowi stosowne prerogatywy. Koniec końców Aldona Wysocka nie wtrącała się więcej w magiczno-wampirze sprawy, przestała też krytykować Volta jako nieudolnego – jej zdaniem – przywódcę, a o to właśnie chodziło w całej szopce z aresztowaniem.

– Dokładnie ta sama. Miała takie poglądy, że gdybym się uparł, mógłbym ją sądzić za zdradę – powiedział, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że było to niemożliwe.

Teraz również nie mógł zaprząc całej państwowej machiny do odzyskania kontroli nad rozzuchwaloną Niną Kowalik. Wymagałoby to ujawnienia prawdy o magach i wampirach, na co ludzie kompletnie nie byli gotowi. Piotr uważał, że kiedyś nadejdzie na to odpowiedni czas, ale nie stanie się to raczej za jego życia, a pewnie nawet nie za życia jego dzieci. Miał więc do dyspozycji jedynie uszczuplone grono wtajemniczonych agentów. Musi dać sobie radę z takimi siłami, musi… Jakaś gówniara nie będzie mu dyktować z kim i jak ma współpracować przy rządzeniu tym krajem. Zrozumiałby, jeśli w ogóle nie chciałaby dla niego pracować, ale jak śmiała…

– Pojadę za ciebie do tego Żywca – oświadczyła Tatiana, co na szczęście przerwało spiralę natrętnych myśli. Nie powinien się tak nakręcać, na spotkaniu z Aldoną musi być spokojny i skoncentrowany.

– Dziękuję. Nie wiem, co bym bez ciebie…

– Tak, tak, beze mnie musiałbyś jechać wygłosić przemówienie, a czarodziejskimi sprawkami mógłbyś zająć się dopiero nocą, straszna tragedia – zbyła go.

Jak zwykle zdawała się lekceważyć magiczną stronę rzeczywistości, zupełnie jakby uznała, że i tak nie ma na nią wpływu, nie będzie się więc przejmować. Czasem Piotr zazdrościł jej tego skądinąd słusznego podejścia. Odkąd dowiedział się o magach i wampirach, pragnął jakoś to wykorzystać, z pożytkiem dla królestwa oczywiście. Chęci miał dobre, ale współpraca z magicznym światkiem wywoływała czasem więcej zmartwień niż korzyści. Wspomniał kilka spektakularnych klap: aferę ze zniknięciem Weroniki, mały bunt Aldony, pożar wywołany przez Dominikę. Chociaż nie, akurat pierwszy i trzeci przypadek był winą kogoś innego, kogoś, kto – jak miał nadzieję – już na dobre zniknął z jego życia. Gdyby był wierzący, pomodliłby się teraz o to, by Amanda nigdy więcej nie pojawiła się w tym świecie. Przez długie lata myślał, że chce mu pomóc, a potem tak bezczelnie z niego zadrwiła, i to więcej niż jeden raz. Jeszcze te sprawy z trójką ludzi za sprawą Amandy zyskujących supermoce… Dwóch musieli zlikwidować, trzecia od samego początku chciała współpracować i służyła mu do dziś. Przynajmniej tyle dobrego.

Właśnie, może powinien wezwać Malwinę. Kobieta dostała moc teleportacji, co może nie było szczególnie imponujące w porównaniu z umiejętnościami pełnoprawnego maga, no ale to zawsze więcej niż nic. Po chwili namysłu zdecydował, że na Malwinę jest jeszcze za wcześnie. Wolał zachować ją na czarną godzinę, mieć jakiegokolwiek asa w rękawie.

Wezwał służącego i polecił mu przekazać dyspozycje. Po pierwsze, poinformować sekretarza o wyjeździe Tatiany. Michalczyk nie będzie szczęśliwy, ale przywykł już do gorszych zmian w harmonogramie swego władcy. Po drugie, zorganizować samochód i strażników w cywilu – nie chciał się afiszować ze zwyczajową ochroną. Nie pamiętał adresu Aldony, zresztą wątpił, by kiedykolwiek go znał, powiedział więc młodemu służącemu, by Straż sprawdziła dokładne miejsce zamieszkania Aldony Wysockiej gdzieś we wschodniej części Krakowa. Weronika wspominała, że jej upierdliwa kuzynka wprowadziła się do tej samej dzielnicy, by mieć na nią oko.

– Tak, to właśnie ją chcę odwiedzić, możesz to powtórzyć dowódcy Straży – powiedział, widząc pytający wzrok chłopaka.

Jak on miał na imię? Witold, tak, Witek, świeżak, ambitny i szybko przyswajający wiedzę. Ciężko mu będzie zastąpić pana Mirosława, który niedługo przejdzie na emeryturę, ale powinien dać radę, Piotr był z niego całkiem zadowolony. Jego osobisty sługa był kimś więcej niż tylko człowiekiem od podawania wody. Teraz chłopak pokiwał głową, ukłonił się i wyszedł.

– No to życzę ci powodzenia w Żywcu, moja droga. – Piotr wrócił do rozmowy z żoną.

– A ja tobie, cokolwiek będziesz robił z tą… Aldoną – zażartowała.

Mam nadzieję, że nic mi nie zrobi – pomyślał, uścisnął żonę i wyszedł powoli. Przed wyjazdem musiał jeszcze rozważyć kilka spraw.

Spotkanie z tą czarodziejką, po tylu latach. To może nie najmądrzejszy pomysł, ale cóż innego mu pozostało? Aldona, delikatnie mówiąc, za nim nie przepadała. Wątpił, by posunęła się do hipnozy, w końcu był człowiekiem, no i szedł poprosić o pomoc. Powinna poczuć dumę, że w tej trudnej sytuacji król zwrócił się właśnie do niej. Może nie przyzna, że od początku miała rację, ale jednak liczył się z jej opinią.

Niespiesznie przechadzał się krużgankiem, mijał wyprostowanych strażników i pracowników zamku, spieszących załatwiać własne sprawy, którzy kłaniali mu się w przelocie. Odpowiadał skinieniami głowy i czekał na powrót Witka. Oparł się o balustradę, a wtedy usłyszał znajomy głosik: biegł do niego Tymoteusz, najmłodszy syn, żywiołowy czterolatek. Bardzo przypominał mu najstarszą córkę, Lenę, gdy była w tym wieku. Średni Patryk zawsze był spokojnym dzieckiem.

Porwał Tymka na ręce, przytulił, a potem oddał niani.

– Tato, ale wrócisz na kolację? – zapytał syn.

– Ja raczej tak, mama może się spóźnić. Ale będzie Lena, i ma przyjechać wujek Arek – wspomniał o kuzynie.

Może powinien odwołać jego wizytę, ale nie, nie da tej szalonej Ninie satysfakcji. Życie ma toczyć się tak, jak dotychczas, jakby nie wiedział niczego o magach ani wampirach – a zwłaszcza o zwariowanych magiczkach, które miały do niego jakieś pretensje. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie rozkazać podwoić straży, ale to i tak nie przydałoby się na nic w przypadku magicznego ataku.

Kątem oka dostrzegł Witka oraz jednego ze strażników ubranego w zwyczajny garnitur, pożegnał się więc z synem i poszedł w ich stronę. Nie czuł się całkowicie gotowy na spotkanie z Aldoną Wysocką, ale cóż, ktoś musiał z nią porozmawiać. I tak się złożyło, że to musiał być on.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • MKP 7 miesięcy temu
    Cała ta polityka to zagmatwana jest - i tam, i w realu...
    Aż mnie głowa pęka od globusa okrutnego.😵😵
    W amerykańskim filmie by magiczne sprzątnęli zakopali end od story🤣🤣
  • Vespera 7 miesięcy temu
    No cóż, nie jest to amerykański film, nie ma letko.
  • MKP 7 miesięcy temu
    Vespera Dobrze, że nie jest👍
  • Vespera 7 miesięcy temu
    MKP Pewnie, będzie się działo bardziej nieprzewidywanie.
  • droga_we_mgle 7 miesięcy temu
    "Dylematy dylematami, ale musiał jeść, przed nim jeszcze sporo obowiązków". - witam pierwszą od dawna (mam na myśli w ogóle tekstów, które czytam) racjonalną postać, która nie przeżywa kompletnego załamania fizycznego i psychicznego w obliczu sytuacji kryzysowej 😀

    To nie znaczy, że zabraniam ludziom mieć kryzysy, ale to miła odmiana, no i w sumie bardziej sensowna - gdyby Piotrek nie był racjonalny i silny psychicznie, długo by się raczej na tronie nie utrzymał.
  • Vespera 7 miesięcy temu
    Aż tak źle jest w literaturze, że wszyscy się łamią jak suche gałązki? Ja tam lubię mieć kompetentne postaci, bo to zawsze miła odmiana od angstujących mamei... Co nie znaczy, że i takie się u mnie nie zdarzają.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania