Poprzednie częściSichirtia - rozdział 1

Sichirtia - rozdział 24

Odkąd przybył do instytutu Leon zaliczył kilka zaskakujących wejść. Zaskakująca była druga recepcja instytutu ze skanującą kabiną. Zaskakująca była dyspozytornia ze swoim kącikiem historii. Zaskakująca była wreszcie sama Hala Odlotów, ale chyba nie było w instytucie bardziej zaskakującego pomieszczenia niż przebieralnia.

Wysokie i chyba dość duże pomieszczenie stanowiło doprawdy przedziwną kombinację teatralnego magazynu kostiumów, supernowoczesnego magazynu muzealnego i pracowni krawieckiej z wyższej półki.

Po wejściu przyszłego przebierańca, witał ciąg ogromnych garderób, które biegły szpalerem tworząc coś na kształt korytarza, przy czym były to garderoby żywcem wyciągnięte jakiejś powieści science-fiction. Otwarte, metalowe szafy podświetlane słabym ledowym światłem, jaśniały automatycznie, gdy się do nich zbliżałeś.

Wewnątrz każdej garderoby ciągnęły się, wisząc na wieszakach, kołkach i manekinach, lub leżąc na półkach stroje ze wszystkich krajów i epok, jakie znała historia... a może nawet z kilku więcej.

Były tam ubiory ze starożytności, średniowiecza i nowożytności. Obok batystowych, egipskich schendyt wisiały pikowane gotyckie kaftany. Renesansowe watowane pludry wystawały spomiędzy barkowych hazuk, jakby starały się im uciec. Cienkie, antyczne kalasirysy odsunięte od dziewiętnastowiecznych baranic wolały towarzystwo hellenistycznych chlamydii i chitonów.

Wyżej na beztwarzych manekinich głowach stały szeregiem trikorny, petasosy i henniny. Na rzędach haczyków wisiały szapoklaki, nałęczki, fezy i chaperony.

Pod spodem zaś równo ustawione ciągnęły się trzewiki, sandały i łapcie wykonane wszelkich możliwych surowców i wszelkimi możliwymi technikami.

Wszystkie te części garderoby wisiały na profesjonalnych, aluminiowych wieszakach, ale też zrobionych naprędce haczykach, kołkach lub wręcz przywleczonych skądś, staromodnych wieszakach podłogowych z giętego drewna. Całość sprawiała wrażenie supernowoczesnej garderoby, którą zawładnęła jakaś apodyktyczna krawcowa, czy projektant.

Żołnierze poprowadzili Leona szpalerem między garderobami, w których raz za razem zapalały się światła, odsłaniając coraz dziwniejsze zestawy ubrań.

Między wejściami do garderób były wnęki, w których na manekinach widniały kompletne zestawy. Po kolei mijał antycznego, italskiego chłopa, mezopotamską wieśniaczkę, średniowieczną mniszkę norbertankę, nowożytnego wędrownego szklarza i tak dalej. Wszystkie ubrania były biedne. Nie było ani jednej wytwornej sukni albo szaty. Wszystkie też nosiły oznaki użytkowania, były cerowane, przetarte i rozprute.

Gdy tak szli, do uszu Leona coraz wyraźniej docierały odgłosy rozmowy dobiegającej z czegoś, co wyglądało jak jakiś salon, a co w tym momencie etnolog dostrzegał fragmentarycznie na końcu korytarza. Jak się zdawało, ktoś się kłócił.

Gdy wyszli z ciągu garderób, Leon zaniemówił.

Kazimierz, Sylwia i Jacek stali pośrodku czegoś, co wyglądało jak dział przymierzalni w jakimś wytwornym salonie odzieżowym. Były tam wielkie, połaciowe lustra na ścianach i gigantyczna pufa w stylu glamure na środku. Ubrani częściowo w coś, co wyglądało jak czarna bielizna termiczna, a częściowo w średniowieczne nogawice patrzyli na parę kobiet po pięćdziesiatce, które zapamiętale się o coś kłóciły. Obie panie nosiły gustowne sweterki, a ich głowy pokrywał artystyczny nieład. Był to chyba jednak jeden z tych nieładów, który trzeba układać dwie godziny każdego dnia. Jedna z kobiet miała centymetr przewieszony przez kark, zaś druga nosiła okulary typu kocie oko.

— Przecież na rycinie przedstawiającej zwycięstwo Światosława nad Grekami są właśnie nogawice ze skórzaną podeszwą — powiedziała ta z centymetrem, potrząsając w powietrzu dokładnie taka nogawicą, o jakiej mówiła.

— Ale osoby w wysokich, zdejmowanych trzewikach są przedstawione na tej samej rycinie — odpowiedziała ta w okularach, podstawiając jej pod nos nogawicę bez podeszwy, wyglądającą jak zwykła skarpetka. — Poza tym to rycina z kodeksu Ławrientiewskiego i nie ma pewności, czy w tysiąc czterysta ósmym nadal tak się ubierano.

— No ale przecież każdy rozsądnie myślący Nowogrodzianin ubrałby się na wyprawę w nogawice z podeszwą.

— Drogie panie. — Do rozmowy włączyła się Sylwia. — Jako że bierzemy na siebie bieliznę termiczną, a i tak na wierzch musimy założyć ciepłe buty, nogawice raczej nie będą nam potrzebne.

— Nie rozumiesz, że skórzana podeszwa, to dodatkowa izolacja? — spytała ta z centymetrem, zupełnie ignorując uwagę Syliwi.

— Jaki jest sens — odgryzła się tamta — zakładać nogawice z podeszwą, jak na to będą i tak zakładać piema. — Pokazała na wysokie futrzane buty.

— Może taki, że piema też są ze skóry i wcale tak dobrze nie...

Nagle drzwi po przeciwnej stronie garderoby otworzyły się z hukiem i wpadł przez nie Piter czerwony na twarzy jak burak.

— Co tu się do jasnej cholery wyprawia?! — wrzasnął od progu, a w ślad za nim postąpił jakiś inny pracownik naukowy.

Kobiety zamarły jak skamieniałe.

— Krystyna! Halina! Co ja mówiłem?! To nie jest standardowa misja! Oni nie zakładają na siebie bielizny z epoki. Mają z wierzchu wyglądać na tych Nowogrodzian, a pod spód biorą uniformy z tkaniny termicznej.

— No ale nogawice to nie bielizna. — Nie zgodziła się ta w okularach.

Piter złapał się za głowę.

— Będą mieli w plecakach nowoczesne karabiny, racje żywnościowe z dwudziestego pierwszego wieku, systemy reanimacyjne i zestaw łączności satelitarnej. Myślisz, że te zabawki mniej namieszają w historii, niż niewłaściwe nogawice?

Kobiety spojrzały po sobie, po czym ta z centymetrem potarła kark, rozhuśtując przy tym wielgachny kolczyk z karneolem.

— No dobrze — powiedziała. — Skoro tak, to pozostaniemy przy malicach i może jakiejś sukni dla pani major...

— Co? — Sylwia wybałuszyła oczy. — Mowy nie ma! Gotyckie suknie ciągnęły się jak smród za wojskiem. Nie mam zamiaru wychlasnąć sobie kłów.

— No ale jest pani kobietą — zdumiała się ta z centymetrem. — Jak chciałaby pani wystąpić, jeśli nie w stosownym kobiecym stroju?

— W takim stroju, który w razie czego umożliwi mi walkę.

Zdumione kostiumolożki spojrzały pytająco na Pitra.

— Taak. — Tamten machnął ręką. — Ubierzcie ją w taki sam strój jak chłopaków. Kosmitom raczej nie zrobi to różnicy.

— Czyli mam pani dać malicę? To może chociaż jakieś zapaski, sugerujące że jest pani jednak kobietą. Inaczej miejscowi mogą czuć się niezręcznie nie wiedząc jakiej jest pani płci. Dla społeczeństw pierwotnych strój to bardzo istotna sprawa...

I zaczęła szeroko perorować o roli ubioru w kulturach tradycyjnych. Leon słuchał tego z ukontentowaniem, bo najwyraźniej kostiumolożka czytała te same książki co on. Trwało to chwilę i na tyle zajęło uczonego, że nie zauważył nawet, gdzie podziali się jego żołnierze. Pewnie nawiali jeszcze przed przyjściem Pitra, nie chcąc brać uwagi w awanturze. W całym wywodzie kobiety z centymetrem było jednak coś, co zastanawiało Leona.

— Przepraszam... — powiedział, a obecni wreszcie go dostrzegli.

— Dobrze, że jesteś Leon — powiedziała Sylwia. — Załóż uniform, a potem pójdziesz z...

— Przepraszam — powtórzył etnolog — ale skoro mamy uchodzić za Nowogrodzian, to czy nie powinniśmy przypadkiem nosić ruskich strojów? Malica, to ubiór Nieńców.

— Jak świat, światem — odparł Piter — podróżnicy przebierali się w stroje odwiedzanych przez siebie ludów. Weźmy, chociażby Jana Prospera Witkiewicza, czy Wacława Seweryna Rzewuskiego.

Malica — włączyła się kobieta z centrymetrem — to najlepszy strój do poruszania się w tym klimacie.

— Halina ma rację. — ponownie podjął Piter. — A poza tym będąc ubrani jak Nieńcy, łatwiej zaskarbicie sobie ich przychylność.

— Jest w tym sens — mruknął etnolog.

Krystyna i Halina zaczęły przydzielać żołnierzom kostiumy, a do Leona zwrócił się pracownik naukowy, który przyszedł z Pitrem.

— Sebastian Cichoń — przedstawił się. — Zajmuję się przydziałem zaopatrzenia. Kiedy się pan przebierze w uniform, pójdzie pan ze mną odbyć instruktaż wyposażenia.

— Tutaj masz ciuchy — powiedziała Sylwia, wskazując stojak, na którym złożony był komplet czarnej odzieży, takiej samej, jaką mieli na sobie żołnierze.

Leon podszedł do stolika, wziął ubranie i ruszył do garderoby.

Ubiór okazał się doprawdy nietuzinkowy. Składał się z obcisłych spodni połączonych z ni to butami, ni to usztywnionymi skarpetkami i równie obcisłej bluzy. Obie części garderoby były czarne i jakby udrapowane. Pokrywała je warstwa pręg i wybrzuszeń, jak w przypadku tkaniny typu kora, ale tu były one głębsze i mniej regularne.

Początkowo Leon sądził, że strój będzie na niego za mały, ale po założeniu okazało się, że nie tylko pasuje idealnie, ale wręcz perfekcyjnie dopasowuje się do ciała. Mało tego. Kiedy naciągnął bluzę, obie części garderoby jakby się połączyły, sprawiając wrażenie jednego płata materiału.

Zdumiony mężczyzna spróbował je rozdzielić i udało mu się to, po przyłożeniu nieco większej siły. Przy standardowych ruchach ciała części odzieży pozostawały jednak trwale ze sobą połączone.

Przejrzał się w lustrze.

Smukły, przystojny facet. Gdyby nie zbyt delikatna postura ciała mógłby w tym stroju uchodzić za superbohatera. Było mu ciepło i wygodnie.

Zadowolony z siebie wyszedł z garderoby.

— Proszę za mną — powiedział Sebastrian i obaj ruszyli drzwiami, przez które chwile wcześniej specjalista od zaopatrzenia przeszedł wraz z Pitrem.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Vespera 4 miesiące temu
    instruktarz - oczko mi krwawi... raczej nie chodziło ci o ten pisany przez rz

    itd. - taki skrót w narracji wygląda niezbyt profesjonalnie

    Te sceny z przebieralni przypominają mi sceny przymierzania sukienki z mojego opka... A jak twoja pani major nie wie, jak przystosować kieckę do walki, to wyślij ją do mojej komandor Selino, ona ma na to patenty.
  • Marcin Adamkiewicz 4 miesiące temu
    Dzięki za uwagi.

    Co do sukni, to wydaje mi się, że nie są to zbytnio historyczne rozwiązania🤔
  • Vespera 4 miesiące temu
    Marcin Adamkiewicz Moje opko to fantasy, historią się jedynie inspiruję. Oczywiście w prawdziwej historii nie było typowo damskich strojów do walki, bo kobiety walczyły w męskich (na przykład w zbrojach czy kolczugach), jeśli zachodziła taka potrzeba.
  • Marcin Adamkiewicz 4 miesiące temu
    Vespera: Jasne że tak. Moi bohaterowie mają raczej problem żeby wybrnąć z dylematu "wszystko jak w historii" kontra "sprzyjające przeżyciu, bo nie wiemy czego oczekiwać od obcych". Muszę koniecznie doczytać z tą kiecką😊
  • rozwiazanie 4 miesiące temu
    „jakiejś powieści science-fiction”, czytam bez jakiejś, jakaś, czegoś. Dlatego, że piszesz na poziomie wymaga się od Ciebie więcej:)5* Pozdrawiam 👑
  • Marcin Adamkiewicz 4 miesiące temu
    rozwiazanie: Chyba nie zrozumiałem:|
  • Vespera 4 miesiące temu
    Marcin Adamkiewicz Obstawiam, że chodzi o nadużywanie wymienionych określeń. Też walczę u siebie, zwłaszcza z zaimkami.
  • Marcin Adamkiewicz 4 miesiące temu
    Vespera: Ok. Zwrócę na to uwagę🤔
  • Tjeri 4 miesiące temu
    Podobają mi się tu szczegóły związane z ubiorami. Fajny przegląd. Tylko od "towarzystwa hellenistycznych chlamydii" wolałabym towarzystwo "chlamid", bo chyba "chlamidę" miałeś na myśli a nie chlamidię ;).
  • Tjeri 4 miesiące temu
    *chlamydię
  • Marcin Adamkiewicz 4 miesiące temu
    Tjeri: Masz ty rację🤔 Zaraz poprawię. A co do ubiorów to bardzo się cieszę, że Ci się podoba😊

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania