Poprzednie częściSichirtia - rozdział 1

Sichirtia - rozdział 25

Nie zaszli jednak daleko. Po przejściu niewielkiego korytarza weszli do pomieszczenia przypominającego magazyn. Było tam kilka regałów zastawionych opatrunkami, racjami żywnościowymi i sprzętem elektronicznym. Przez otwarte drzwi po drugiej stronie pomieszczenia widać było kolejne magazyny zawierające bardziej skomplikowany sprzęt.

Pod jedną ze ścian stał wielki stół, na którym ktoś poukładał równo różne przedmioty.

Sebastian zaprowadził go do niego. Stał tam plecak ze skóry renifera. Z przedmiotów, które leżały obok, Leon rozpoznał Visa 100, z którego strzelać uczył go Mirek. Poza tym leżały tam jakieś pakunki, puszki, sprzęty elektroniczne, siekiera, a nawet kupka czegoś, co wyglądało jak kowalskie półprodukty i groty strzał.

— Zaczniemy od łączności — powiedział Sebastian, podchodząc do stołu.

Uniósł coś, co wyglądało jak staromodne słuchawki przyczepione do kilku wielgachnych gumek do włosów zatopionych w jakiejś miękkiej płytce.

— Zestaw komunikacji zakładasz na szyję — powiedział, podnosząc przedmiot. — To są mikrofony. — pokazał na to, co na pierwszy rzut oka było słuchawkami. — Umieszczasz je z obu stron krtani. O tak.

I przełożył sobie całe ustrojstwo przez głowę, tak że oba koliste kształty flankowały jego jabłko Adama. — Chcąc się komunikować, naciskasz guzik na jednym lub drugim mikrofonie. Teraz ty — powiedział i ściągnął usrojstwo z szyi.

Leon założył je i stwierdził, że jest dosyć wygodne. Nie trzeba się przejmować żadnymi mikrofonami sterczącymi koło ust.

— Teraz słuchawki — powiedział spec, wyciągając coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak aparat słuchowy. Niewielkie kostki w kształcie litery C przechodziły w cienką żyłkę zakończoną niewielkim zgrubieniem. — Ściągasz warstwę ochronną i przyklejasz sobie za uszami i w środku, o tak.

Instruktor przyłożył sobie obie blaszki i odwrócił się, żeby etnolog mógł dokładnie zobaczyć, co robi.

— Mam je sobie teraz przykleić? — spytał, gdy instruktor podał mu urządzenia.

— Tak. Pomogę ci.

I już po chwili dwa dziwne kształty wystawały Leonowi zza uszu.

— Teraz przetestuj czy działa — powiedział Sebastian.

— Jak?

— Naciśnij mikrofon i powiedz „Czy mnie słychać? Odbiór”.

Nieco zbity z pantałyku Leon przyłożył palec do urządzenia na krtani i powiedział.

— Czy mnie słychać? Odbiór.

Przez chwilę nic się nie działo, aż nagle usłyszał głos Jacka.

— Głośno i wyraźnie. Odbiór.

Otworzył usta ze zdumienia. W swoim życiu nie raz porozumiewał się przez komórkę, walkie-talkie, radiostacje inne narzędzia komunikacji radiowej. Jednak ten system, rodem z filmu sensacyjnego, wywarł na nim ogromne wrażenie. Uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Sebastiana

— Działa — powiedział z przejęciem.

Teraz usłyszał głos Sylwii.

— Jak spakujesz swój plecak, to choć przebrać się w strój z epoki. Odbiór.

— Zrozumiałem. Bez odbioru. — powiedział, ponownie przykładając palec do szyi. — Rany! Ale bajer! — krzyknął, gdy upewnił się, że komandosi już go nie słyszą.

— Cieszę się, że ci się podoba — odparł Sebastian z dobrotliwym uśmiechem — ale nie mamy zbyt wiele czasu, więc przejdźmy dalej. Tu masz racje żywnościowe na cztery dni. — Pokazał na cztery hermetycznie zapakowane torby z grubego plastiku. — W środku znajdziesz danie obiadowe, w samopodgrzewającym się pojemniku i wysokokaloryczne batony na śniadanie i kolację. Mam nadzieję, że nie jesteś na nic uczulony.

Leon pokręcił głową.

— Wszystkie produkty — ciągnął spec od sprzętu — zapakowane są w ekstremalnie szybko rozkładające się opakowania, ale i tak wszelkie śmieci powinieneś spakować ładnie do woreczka i zabrać ze sobą.

— Rozumiem — powiedział Leon, uświadamiając sobie, że nie jadł dzisiaj śniadania.

— Tutaj masz dwulitrową manierkę na wodę z filtrem. Jeśli woda ci się skończy, możesz śmiało nabrać jej z rzeki, a nawet z kałuży bez obawy, że się zatrujesz.

— Praktyczna rzecz — przyznał etnolog.

— To jest multitool — podniósł siekierkę, która po bliższych oględzinach zawierała w sobie sporo ruchomych części. — Rozkładasz go tak. Poza podstawowymi funkcjami, jak nóż, siekiera, piła, obcęgi itd. ma również krzesiwo. O tutaj. — To rzekłszy, odchylił jedno z ramion narzędzia i wysunął z niego okrągły pręcik. Potarł pręcikiem czarne pasmo, biegnące wzdłuż uchwytu i skrzesał iskrę, na chwilę oślepiając Leona. — Przyda się, jeśli przyjdzie wam obozować w głuszy.

— Rozumiem — odparł etnolog, mrugając intensywnie, a instruktor złożył z powrotem narzędzie.

— Następnie mamy rzeczy na wymianę — powiedział, wskazując kupkę żelaznych prętów długości dłoni i kilkudziesięciu grotów strzał. — Doszły mnie słuchy, że to twój pomysł, więc chyba nie muszę ci tłumaczyć, w czym rzecz.

— Nie musisz. — Leon pokręcił głową.

— Dalej mamy Visa 100. Podobno uczyłeś się z niego strzelać.

Leon potwierdził skinieniem głowy.

— Do niego idą jeszcze dwa magazynki. Każdy magazynek mieści piętnaście naboi, więc razem masz czterdzieści pięć. Obyś nie musiał ich używać.

— Też mam taką nadzieję.

— To samo dotyczy tego. — Sebastian pokazał na okrągłą puszkę, mniej więcej wielkości pięści, wyglądającą jak skrzyżowanie głośnika USB z miną przeciwpiechotną. — Mamy tu nadajnik alarmowy. Jeśli wszystko pójdzie gładko, możesz zapomnieć, że go masz w plecaku. Używasz go tylko i wyłącznie, gdyby wszystko wzięło w łeb. Przykładowo zgubiłeś się lub z innego powodu straciłeś kontakt z oddziałem. Jesteś sam w tundrze i chcesz wezwać pomoc z dwudziestego pierwszego wieku. Odrywasz tę zawleczkę i wciskasz gigantyczny czerwony guzior w środku. Paralityk by sobie poradził. Nadajnik wysyła sygnał alarmowy, który możemy śmiało odebrać z kosmosu i namierzyć cię z dokładnością do kilometra. Bateria starcza na pół roku. Możesz go zakopać nawet dwa metry pod ziemią albo wrzucić do wody. Słowem możesz robić z nim cokolwiek. Do tego nadajnik cały czas zapisuje twoją pozycję i tworzy mapę twojej trasy... Oczywiście pod warunkiem, że łączność satelitarna jest cały czas. Słowem, coś jak czarna skrzynka w samolocie. Podsumowując, używasz go, gdy tracisz kontakt z oddziałem lub chcesz wezwać pomoc z dwudziestego pierwszego. Zrozumiałeś?

— Tak jest — zapewnił Leon, starając się nie zastanawiać, co może sprawić, że straci kontakt z oddziałem w terenie, gdzie widać na pięć tysięcy metrów. — Używam go tylko w ostateczności.

— No i last but not least apteczka. Poważniejszy zestaw ratunkowy ma oczywiście Kazik, ale każdy z was ma podręczną apteczkę, żeby opatrzyć podstawowe skaleczenia lub stłuczenia.

Leon otworzył niewielką, plastikową skrzynkę, której wnętrze skrywało standardowy zestaw bandaży, jałowych gaz i plastrów na oparzenia.

— W porządku — odparł etnolog. — Wiem jak się tym posługiwać. Zabierając studentów w tundrę, muszę mieć kurs BHP.

Sebastian kiwnął głową.

— Doskonale — powiedział. — Łącznie masz tu nie więcej niż dwadzieścia kilo. To mniej niż zabierają specjalsi w standardowych misjach... Teraz to wszystko zapakujemy. Otwórz plecak.

Leon odchylił futrzane wieko i odkrył, że choć wewnątrz plecak również zrobiony jest ze skóry, to jednak mnogość różnych przegródek wskazywała na to, że każdy element ekwipunku ma w nim swoje własne z góry przewidziane miejsce. Po krótkim instruktażu Sebastiana racje żywnościowe, apteczka, nadajniki, multitool, groty i pistolet trafiły do swoich przegródek.

— Z mojej strony to wszystko — powiedział specjalista od zaopatrzenia, gdy Leon zamknął plecak.

— Rozumiem. W takim razie dziękuję bardzo. — Uśmiechnął się.

— Powodzenia.

Zaopatrzeniowiec podał mu rękę, a Leon ją uścisnął.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Vespera 4 miesiące temu
    plecak z sierści renifera - chyba byłoby trudno zrobić taki
    wciskasz gigantyczny guzior w środku - czy ten guzik jest czerwony? Domagam się koloru czerwonego, mam słabość do czerwonych przycisków.

    Leon wyszkolony (po łebkach), zbadany, ubrany i wyposażony, to może już wybywać na wyprawę życia. Chyba że coś jeszcze wymyślisz, zobaczymy w następnych odsłonach.
  • Marcin Adamkiewicz 4 miesiące temu
    Vespera: Dlaczego trudno zrobić? Nieńcy wszystko robią z sierści renifera.
    Specjalnie dla Ciebie guzik zaraz stanie się czerwony😉
    No Leoś już wyrusza. Ja jakoś nie potrafię skwitować czegoś dwoma zdaniami. Wszystko musi być dokładnie opisane, a kamera zawieszona tuż nad ramieniem bohatera. Wtedy dopiero czuję, że jest dobrze. Niemniej zapewniam, że maszyna już się grzeje i odliczanie do odlotu weszło w kulminacyjną fazę😊
  • Marcin Adamkiewicz 4 miesiące temu
    Vespera: Tadam! Guzior stał się czerwony😊
  • Vespera 4 miesiące temu
    Marcin Adamkiewicz Myślę, że do tej sierści jest też przyczepiona skóra renifera :D Dzięki za guzik.
  • Marcin Adamkiewicz 4 miesiące temu
    Vespera Ok. Masz mnie😄
  • Tjeri 4 miesiące temu
    Sprzęcik biwakowy fajny — bierę :D. Szkoda że biedak śniadania nie zjadł. Jak się podróżowało za dzieciaka, to zaraz po wejściu do pociągu odpakowywało się śniadanie, może Leoś zrobi podobnie :D.
  • Marcin Adamkiewicz 4 miesiące temu
    Tjeri: Będzie śniadanie. Będzie... Tylko trochę pop... jak przystało na tę książkę😉

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania