Poprzednie częściZ odważnym kompanem (wstęp)

Z odważnym kompanem (część I)

Gdy wreszcie ubłagałam swojego psiego przyjaciela, żeby zostawił nieżywą mysz w spokoju, pobiegliśmy do mojego pokoju. Wzięłam z biurka mapę gór, w które mamy jechać i zaczęliśmy szukać miejsc na dobre postoje.

- Wiesz co Buddy? - spytałam, a pies szczeknął - Myślę, że w tym miejscu moglibyśmy zrobić ognisko.

Zwierzak obwąchał mój palec, który położyłam na mapie.

- Mała polanka, gdzieś obok niewielkiego wodospadu. W legendzie pisze, że to miejsce jest bezpieczne, zero groźnej zwierzyny. Hmmm... często odwiedzane. Są tam stoliki, miejsce na ognisko, namioty. Ludzie często przyjeżdżają tam kempingiem. Wolałabym jednak coś mniej zaludnionego. Tylko ja, ty i tata, w miejscu, gdzie nikt dotąd nie był.

- Byleby ostrożnie - powiedział tata stojący w drzwiach. Dopiero teraz zorientowałam się, że tu jest, a spojrzeniem dał mi znak, że stoi tu od początku mego wykładu. Uśmiechnęłam się i przytaknęłam. Tato poszedł umyć ręce po robocie w garażu, a ja w notesie zapisywałam współrzędne ciekawych miejsc zaznaczonych na mapie gór.

Po chwili usłyszałam wielki trzask! Coś upadło i...piłka Buddy'ego?! No nie...znowu!

- Buddy - popatrzyłam na psa z politowaniem. On już wiedział o co chodzi, bo skulił ogon i sunął pod łóżko. Kolejny raz zostawił swoją małą piłkę w łazience, a znając życie, tata znowu leży na podłodze. Pobiegłam do niego. Gdy zobaczyłam, jak leży plackiem, po raz kolejny w tym tygodniu, wybuchłam śmiechem. Jednak zaraz ucichłam, gdy zobaczyłam jego ostrą minę i zdarty łokieć. Parę sekund ciszy i ostrych spojrzeń na szczęście skończyło się kolejną dawką śmiechu, tym razem podwojonego. Słysząc spokojny śmiech ojca, pies przybiegł i wtulił się w jego ramiona.

Pozbieraliśmy bałagan, a piłka Buddy'ego wylądowała na parę dni w wysokim kredensie. W dodatku, na samej górze. Piesek pogodził się z chwilową stratą zabawki. On jest mądry, rozumie mnie i wszystkich miłych ludzi. Niemiłych też rozumie, ale na swój sposób. Poszliśmy we trójkę ustalić trasę, którą będziemy przez parę dni przemierzać pewien pas górski. Chyba...Echop, albo Eopch. Coś takiego.

- Moglibyśmy najpierw wejść tym zboczem góry na polankę. Są tam pyszne jagody - powiedział tata, gdy wszyscy usiedliśmy na dywanie przed małą mapką. Buddy zaszczekał, słysząc słowo oznaczające "jedzenie".

- Tobie raczej owoce nie będą smakowały - zaśmiałam się, patrząc na zafascynowanego pupila. Po chwili, koncentracja psa skupiła się na czyś innym. Mianowicie, na odgłosach dochodzących z dworu. Były one tak ciche, że gdyby nie Buddy, nigdy nie zwrócilibyśmy na nie uwagi. Było to tak, jakby ktoś starał się być niesłyszalny. Jakiś mężczyzna w ciemnej bluzie z kapturem wtargnął na naszą działkę i właśnie zabierał coś z otwartego garażu! To był złodziej!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • KarolaKorman 15.04.2017
    Przeczytałam wstęp i tę część :) Jest ciekawie i dobrze się czyta. W tej podróży może się wiele wydarzyć, ale podejrzewam, że przyjaciel zawsze będzie przy bohaterce :) A złodzieje właśnie tak wykorzystują chwilę nieuwagi właściciela, by przywłaszczyć sobie coś cudzego. Zostawię 4 + :)
  • Bio 15.04.2017
    Dziękuję :D przeczytaj w wolnej chwili dalsze części, bo Twoje podejrzenia są zgodne ;) Pozdrawiam
  • Poison 15.04.2017
    Całkiem ciekawie się zapowiada ;) Czyta się przyjemnie :D Lecę po dalszą część :) 5
  • Bio 15.04.2017
    Super! Dziękuję bardzo! :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania