Poprzednie częściZ odważnym kompanem (wstęp)

Z odważnym kompanem (część IV)

Pan Brown szybko przyjechał z pełno wyposażoną, psią apteczką. Gdy mój tata zobaczył, że jego auto podjeżdża pod naszą bramę, podbiegł i przyprowadził go pod ganek. Buddy wyczuwał zapach weterynarzy, bo już zaczął popiskiwać.

- Dzień dobry - powiedziałam, kiedy panowie podeszli.

- Witaj Eli - odparł jak zawsze z uśmiechem pan Brown - Aniele Miłosierdzia! Co tu się działo?!

- Długa historia, opowiem panu wszystko innym razem - powiedział mój tata, patrząc na weterynarza.

- Dobrze. No więc jak sobie narobiłeś takiej biedy, piesku? - pytał czule pan Brown, głaszcząc i oglądając rany Buddy'ego.

- Skoczył z tamtego okna - powiedziałam, wskazując na zmasakrowaną szybę - proszę spojrzeć.

- Aniele Miłosierdzia! Toż to wariat - oszołomiony weterynarz nie dowierzał.

- Kochany wariat - dodałam, co konieczne.

- Elizabeth, przynieś proszę szklankę zimnej wody - oznajmił psi lekarz, gdy przeszukiwał apteczkę. Pobiegłam do kuchni, a Buddy umierał z przerażenia. "Skakać z pierwszego piętra to się nie boi, a weterynarza - panicznie. Wariat...moja krew" - myślałam. Zaniosłam kubek z wodą, a Buddy już nie miał szkiełka w uchu. Rana zalepiona była jakąś maścią, co (wywróżyłam z miny psa) dawało mu ukojenie.

- Proszę, jest i woda - powiedziałam, stawiając ją przy Buddy'm.

- Dziękuję Eli, ale obawiam się, że szkiełka wbite w łapy twojego pupila są zbyt małe, abym mógł je wyciągnąć tu, na podwórku - powiedział zajęty zalepianiem uszka Buddy'ego pan Brown - Będę musiał zabrać go do kliniki.

- Rozumiem - odparłam spuszczając głowę - Kiedy?

- Najlepiej teraz, żeby zakażenie nie wdało się w rany.

- W takim razie, zaniosę go do samochodu. Pojedziemy razem - powiedział mój tata, klęcząc przy piesku.

- Byłoby fajnie, mniej by się stresował - uśmiechnął się weterynarz i zaczął pakować narzędzia do walizki. Jack wziął Buddy'ego delikatnie na ręce (co było nie lada wyzwaniem, mając psa ważącego 50 kilogramów) i ułożył na kocu na tylnych siedzeniach naszego Jepp'a. Ja pobiegłam do salonu po piłkę, którą tata schował na regale. W tej sytuacji, kara musi zostać odwołana.

Zobaczyłam z okna, że Pan Brown i mój tata rozmawiają o czymś na podwórku, więc miałam chwile na pójście do pokoju. Przekręciłam klucz i weszłam. Odłamki szkła rozpanoszyły się po całym pokoju. Parapet był cały odrapany, a dziura w szybie miała kształt kreskówkowego wybuchu bomby. W dodatku na niektórych powstałych szpicach, były kropelki krwi. Rozpłakałam się. Co ja bym bez niego zrobiła? On chyba nigdy nie zapomniał tamtej sytuacji z ciężarówką. Musiał się odwdzięczyć ratując życie mi i tacie...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Poison 15.04.2017
    Bardzo ciekawa historia :) Czyta się przyjemnie :D Czekam na dalszą część ;) 5
  • Bio 15.04.2017
    Dzięki wielkie! Myślę, że wstawię część piątą około 15.00, być może trochę wcześniej lub później ;) pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania