Poprzednie częściZ odważnym kompanem (wstęp)

Z odważnym kompanem (część III)

Gdy po cichu podjechaliśmy pod dom, na działce, jak gdyby nigdy nic, nie było nikogo. Policjanci z bronią przygotowaną, zbadali każdy zakątek podwórka. Nie było ich nigdzie. Byłam na prawdę przerażona. Wreszcie, gdy panowie chcieli zacząć badać dom, coś poruszyło się w krzakach obok płotu. To był złodziej (już teraz w kominiarce) i mój tata ze związaną buzią. Gdy napastnik zorientował się, że jego kryjówka już wykryta, wyszedł z niej i celował we wszystkich nas pistoletem!

- Odłóż to, a nikomu nie stanie się krzywda - powiedział jeden z policjantów.

- Pff...stara marna gadka. Zejdźcie mi z drogi - odparł pewny siebie człowiek.

- Rzuć to w tej chwili - dwaj policjanci zaczęli nalegać.

- Odsuńcie się, bo was zabiję - krzyczał mężczyzna! To wszystko działo się tuż pod oknem, przy jakim stał zdenerwowany Buddy. Każdy z bronią w ręku, tylko nie ja i tata. Nie mogłam już wytrzymać. Mój tata tam leżał i się nie ruszał! A jak on go udusił tą szmatą?! Pobiegłam w stronę złodzieja, nie zważając na rozkazy policjantów. Starałam się ominąć groźnego mężczyznę, ale on podbiegł do mnie i złapał mnie przy gardle po czym przyciągną do siebie! Ja zaczęłam krzyczeć a policjanci grozili strzałem. I wtedy stało się to, czego nigdy nie zapomnę mojemu psu. Buddy, wybijając szybę, skoczył z pierwszego piętra na napastnika! Ja uciekłam przerażona, a broń wypadła z rąk mężczyzny. Wtem podbiegli policjanci i złapali go. Buddy jeszcze długą chwilę trzymał faceta za fraki! Widziałam, że sytuacja jest już opanowana, więc ruszyłam pędem do taty. Okazało się, że przez chwilę był nieprzytomny, ale kiedy Buddy rozbił szybę, obudził się i próbował rozpiąć drut. Zdjęłam mu szmatkę z ust i pomogłam uwolnić dłonie. Przytuliliśmy się, po czym ruszyliśmy do policjantów. Panowie zaprowadzili złodzieja do radiowozu, a my podbiegliśmy do psa. Leżał biedak, wycieńczony, z kawałkiem bluzki tego niebezpiecznego mężczyzny w pyszczku, powarkując jeszcze cicho. Gdy zobaczył mnie i tatę, puścił czarny materiał z uścisku i przechylił głowę w naszą stronę. Miał kilka małych szkieł powbijanych w przednie łapy, i jedno, które przebiło mu uszko.

- Będzie dobrze. To duży i silny pies, poradzi sobie - powiedział mój tata, patrząc na moją zapłakaną twarz - już wszystko okej.

Wtedy podszedł do taty policjant i spytał:

- Czy wszystko dobrze?

- Tak, dziękuję za uratowanie życia - odparł mój tata.

- Oh...proszę Pana, nie mi musi pan dziękować, tylko swojemu futrzanemu bohaterowi - powiedział pan drapiąc się po czole.

- I tak dziękuję.

- Dobrze by było, gdyby pojechał pan teraz z nami do szpitala. Stracił pan przytomność - z powagą powiedział komendant.

- Dziękuję, ale czuje się dobrze - odmówił Jack.

- Niech będzie. W takim razie, w najbliższym czasie skontaktujemy się z panem, w sprawie złożenia zeznań - dodał policjant, po czym założył czapkę i wrócił do radiowozu. Siedzieliśmy z tatą jeszcze chwilę na ganku, głaszcząc rannego pieska, po czym zadzwoniliśmy do zaufanego weterynarza.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KarolaKorman 16.04.2017
    Ładnie opowiadasz tę historię :) Pieskowi na pewno nic nie będzie, a tata jest cały, to wszystko jest w porządku :)
    ,, - odmówił Jack.''- tutaj zastanowiłam się czy nie powinno być tata, bo opowiada córka, ale rzecz dzieje się gdzieś w świecie i może takie zwrócenie się do ojca nie jest nietaktowne. To ty jako autor musisz zdecydować :) Pozdrawiam :)
  • Bio 16.04.2017
    Właśnie też miałam z tym dylemat, ale musiałam znaleźć jakieś inne określenie "taty" bo już mi się za dużo powtarzało, czego trzeba unikać. Czasami używam słowa "ojciec", ale już bardziej taktowne wydaje mi się "Jack". Wiem, że w niektórych rodzinach dzieci do rodziców zwracają się po imieniu, zresztą rodzina mojej koleżanki jest tego przykładem. Pozdrawiam również :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania