Poprzednie częściZ odważnym kompanem (wstęp)

Z odważnym kompanem (część II)

Patrzyliśmy jeszcze jakąś chwilę przez okno, po czym tata kazał mi zadzwonić cicho na policję, wziął mój kij do bejsbola i poszedł do garażu.

- Buddy, zostań - kazałam psu zaczekać i zamknęłam drzwi na klucz. On to by się zaraz rzucił na tego faceta. Pobiegłam do salonu po telefon, i wykręciłam numer 997.

- Miejska komenda policji w Ersten, słucham - odezwał się kobiecy głos.

- Dzień dobry, nazywam się Elizabeth Harold, na naszą działkę wtargnął złodziej. Mój tata jest w niebezpieczeństwie - prawie darłam się do tej słuchawki.

- Dobrze, spokojnie Eli, podaj mi swój adres.

- Ulica Rzymska 56! Proszę szybko przyjechać!

- Dobrze, uspokój się, już wysyłam tam dwa radiowozy. Wiesz może coś o tym mężczyźnie?

- Ma czarną bluzę i kaptur. W ogóle cały na ciemno ubrany, coś w ręce miał, drut jakiś chyba, nie wiem - odpowiadałam maszynowo.

- Dobrze, a twój tata? Podaj mi jakieś konkretne informacje o nim, żeby policjanci mogli rozpoznać go, gdy wejdą na działkę.

- Jest brunetem, ma na sobie biało czerwoną koszulę w kratkę, buty niebieskie - wymieniałam z pamięci, której w tym stresie jak na złość mi brakło.

- Jak ma na imię?

- Jack.

- Dobrze Elizabeth, uspokój się. Nasi policjanci powinni być tam lada chwila. Wiesz może, co dzieje się teraz z twoim tatą? - gdy pani z komendy zadała to pytanie, usłyszałam strzał, zaraz po nim krzyk i szczekanie psa. Wiedziałam, że gra się zaostrzyła. Kiedy jak kiedy, ale tata nauczył mnie zachowywać zimną krew w takich sytuacjach. Dobijała mnie jednak myśl, że moja jedyna rodzina może właśnie w tej chwili straciła życie.

- Halo?! Eli?! Eli, Eli! Słyszysz mnie!? - teraz to ja wyczułam niepokój w głosie tej kobiety.

- Szybko, przyślijcie ratunek - powiedziałam i odłożyłam słuchawkę. Zbiegłam na dół i nie myśląc w ogóle, na jakie niebezpieczeństwo mogę się narazić, ruszyłam w stronę garażu. Stanęłam obok i podsłuchałam, co mówił mężczyzna w kapturze do mojego taty.

- Rozumiesz?! Kasa, albo auto! Co wybierasz kretynie?! - mój tata nic nie odpowiadał, ale z dalszych wypowiedzi udało mi się wywnioskować, że nikt nie jest ranny, lecz napastnik ma broń. Zerknęłam jednym okiem szybko do garażu. Ojciec stał przy ścianie, a złodziej trzymał mu broń przy gardle. Z daleka słyszałam już dźwięk radiowozu. Niestety, mężczyzna też to usłyszał.

- Wezwałeś gliny?! Jak nie ty, to kto?! A...nie jesteś sam, prawda? Pożałujesz! Ty i twój pomocnik - groził facet, po czym związał mojemu tacie ręce z tyłu drutem i wyszedł z nim z garażu. Ja zdążyłam w ostatniej chwili schować się za studzienką. Buddy szczekał i denerwował się, widziałam go przez okno. Stał na parapecie i drapał pazurami w szybę. Napastnik z tatą poszli do szopki, która stała tuż przy bramie wjazdowej. Nie wiedziałam co robić, ale jedyne, na co wpadłam, było wyjście z działki tylnym płotem i biegnięcie ulicą w stronę, którą nadjeżdżały radiowozy. Odbiegam dość daleko, aż wreszcie nadjechały. Zatrzymałam auta i powiedziałam kierowcy, żeby wyłączył dźwięk sygnałów, co zmyli sprawcę. Policjant zrobił to, kazał mi wsiadać i ruszyliśmy pędem pod mój dom.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KarolaKorman 15.04.2017
    Spryciulka z tej Eli :) Było strasznie przez moment, ale myślę, ze policja da sobie radę z przestępcą :) Gwiazdki wskoczyły :)
    ,, ale z dalszych wypowiedzeń '' - wypowiedzi
  • Bio 15.04.2017
    Oj, odważna spryciula ;) Dziękuję i już poprawiam :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania