Poprzednie częściDadosesani

Dadosesani. Saga słowiańsko - wikińska. Sobierad i Lew

Sobierad i Lew.

 

W chacie bartnika ogień świecił ciepłym blaskiem, oświetlając małą izbę, w której za stołem siedzieli: Sobierad, Żelisław i bartnik. Brzozowe polana strzelały niecierpliwym płomieniem, a jasność płomienia padała na świeżo heblowany stół, na którym centralne miejsce zajmowała gliniana flasza z jęczmiennym piwem. Na lnianej chuście stały trzy, zgrabnie rzeźbione kubki, które zaraz miały napełnić się złocistym trunkiem. Niedaleko okna na ścianie, wisiała olbrzymia skóra "króla" nadodrzańsiej puszczy. Stary bartnik do dnia dzisiejszego nosił pamiątkę, po tamtym spotkaniu, kiedy to pierwszy raz samodzielnie ubił tura. Niedaleko drzwi do mniejszej izby stał zydelek, a na nim wianuszek suszonych ziół i mała figórka Świętowida. Wzrok Sobierada przykówał bardziej widok starej tarczy i włóczni, wszącej na ścianie, starzec zamyślił się, wspomniał dawne czasy młodości, a z zadumym wyrwał go zapach jadła, które do stołu przyniosła Repica. Gospodyni w lipowej misie podała gorącą polewkę okraszoną tłustą słoniną z dzika, położyła na lnianym obrusie kilka przennych placków z ognia i trzy wędzone na zimno ryby z odrzańskiej toni.

 

Bartnik pobłogosławił podaną strawę i podał kubek napełniony piwem Sobieradowi i Żelisławowi.

Niech bogi nas mają w opiece, niech matka ziemia błogosławi, a ojciec Światowit prowadzi. Stary bartnik uronił kilka kropel piwa na cześć bogom i zanużył usta w mętnym napoju. Żelisław obmówił modły do Krysta jak kneź Bolesław nakazywał, a Sobierad wspomniał Dziada i Lwa i zabrał się za polewkę. W chacie przez chwilę, było tylko słychać: siorbanie, mlaskanie i odgłosy jedzenia. Kiedy cała trójka zaspokoiła pierwszy głód, Sobierad otarł wąs, a bartnik tak się odezwał.

 

-Złe czasy. Coś dziwnego dzieje się w puszczy. Las niespokojny, złe rzeczy zwiastuje.

-Bogi znaki dają, wtrąciła się do rozmowy Rzepica.

-Cichaj kobieto, groźnie odparł bartnik.

-A nie straszycie bartniku mnie na drogę, odparł młody Żelisław.

-Żelisławowi mus jechać, więc nie gderajcie gospodarzu i nie straszcie Lechowego potomka.

-Jać nie straszę, tylko mówię com w puszczy widział, złe po lesie chodzi, wojnę zwiastuje.

-Wojna z Niemcem pewna, Jaromir zdradził,

-Mi puszcza nie straszna, lwa widziałem, on mnie do knezia zaprowadzi.

-Jedź chłopcze, a coś widział powiedz w grodzie Lecha. Bolesław już pewnikiem oddziały szykuje, bo to rozumny i chrobry władca. Jedż do swoich Żelisławie, a bogi wiedzą czy się obaczym.

-Pojadę ojcze, a Wy gdzie się udacie? Zwrócił się do starego Sobierada.

-Doma wracam, na Głogów mi droga wypada, czas wrócić do domu, com go przed laty musiał opuścić. Jak dzisiaj pamiętam, jakeśmy z kneziem Chociemirem z grodu w nieznane wyruszali. Pamiętam gniew Niedźwiedzia!

-Do grodu droga daleka i pewnikiem przez Bytom nad Odrą poprowadzi, a pytajcie się w porcie o Sobiesława. Znajomek mój, na nocleg i jadło do chałupy zaprosi, tylko rzeknijcie od kogo idziecie.

-Dzięki za gościnę. Czas nam na spoczynek, jutro skoro słońce wstanie droga przed nami, co Żelisławie?

-Tak, tak, traktem, przez puszczę i byle do Warty, a tam już moje strony.

-Dobrze bogi o łaskę poprosić, pójdziem jutro do gaju świętego, ofiarę złożymy niech Was w drodze ich opieka dosięgnie i przed złym broni.

-Lew już raz mnie od śmierci wybronił, a do życia toście Wy mnie przywrócili.

-Ja z wami pójdę z bogami się spotkać i ofiarę uczynię za szczęśliwy powrót do domu.

 

W prastarej puszczy, na trakcie do Gniezdna, na karym koniu pędził Żelisław, z wiadomością dla knezia Bolesława. Słońce wstawało krwawe, młody lechita wspomniał, rzeź oddziału Lestka z Lestkowiców, którą sprawił im zdrajca Jaromir. Puszcza szumiał chłodnym porankiem, a w głosie lasu słychać było ryk lwa.

 

W świętym gaju, w nadodrzańskiej puszczy w krainie Dziadoszców, Sobierad, bartnik i Rzepica, składli w ofierze Światowitowi miód i dzban źródlanej wody.

-Niech złe odejdzie z puszczy, szeptała Rzepica.

-Pomyślość dajcie bogi Żelisławowi – dodał stary bartnik.

-Niech Dziad i lew ma w opiece jarla Racibora, syna knezia Chociemira!

 

Sobierad podziękował bartnkowi za goścnę i ruszył traktem na Głogów, gdy doszedł do skraju lasu, na drodze stanął mu Dziad z trupią twarzą.

 

"Spiesz się Sobieradzie, przepowiednia traci moc, chroń Racibora, bo on teraz Dziadoszyc, a nie Wiking. Spiesz się, a droga na Bytom Cię prowadzi, krew i zdrada, śmierć nad Dziadoszycami, spiesz się Sobieradzie, tyś który przysięgał Chociemirowi!"

 

.....a w dali słychać było ryk lwa. Lew wracał na zielone wzgórza Dziadoszyców.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Katerina 10.03.2015
    Nietypowy pomysł i nie mój styl, ale stylistycznie bardzo dobre :)
  • Ice 10.03.2015
    Ciekawie. Co prawda przy niktórych imionach połamałam sobie język, ale przeżyje :) czekam na next
  • Wielkie dzięki za poczytanie. Pomysł zrodził się po oglądnięciu serialu Wikingowie. Mieszkam na terenie plemienia Dziadoszan, więc pomyślałem i piszę. Trochę się zazbierało - http://www.opowi.pl/dadosesani-a1447/

    Dzięki za odwiedziny. Pozdrawiam
  • Kasia 11.03.2015
    Podoba mi się, może i ja zabiorę się za pisanie.
  • BreezyLove 11.03.2015
    Mnie również się podoba, zarówno całe opowiadanie jak i Twój styl :) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania