Poprzednie częściDadosesani

Dadosesani. Saga słowiańsko - wikińska. Opowiadanie XII

„Krew, zdrada, uciekać- krzyczał przez sen młody Żelisław, jedyny świadek rzezi jaką bolesławowym posłańcom, pod dowództwem Lestka zgotowali wojowie Jaromira w Ilvie, nad brzegami rzeki Szprotawki”.

 

-Majaczy i gorączkuje – odezwał się głos cichy i spokojny

-Taki młody, szkoda mu umierać.

-Jest silny, może wyżyje, odparł stary bartnik.

-Któż go tak poranił? –rozpaczała Rzepica.

-Skąd się wziął w naszych stronach, puszcza ciemna i zdradliwa, a on nie nasz, nie Dziadoszyc, bo chrest ma na szyi, to pewnikiem Jezu Krysta wyznaje?

-Tak on Lechita z Polańskiej dziedziny, ale kto go tak poranił?

-Pewno zbójcy lub może rycerze niemieckiej mowy.

-Silny i młody, jak bogi dadzą to będzie żył.

 

„Uciekać, śmierć, zabiją, zdrada Kneziu, zdrada, zabili Lestka, uciekać – krzyczał Żelisław i rzucał się na posłaniu z wilczych skór”

 

Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy bartnik wyszedł pokłonić się Słońcu i podziękować za dzień obfity w owoc pracy pszczelego roju, gdy na skraju lasu zobaczył wędrowca.

-A dokąd to bogi prowadzą?

-Chwalić bogów, do Oderskiego Bytomia, może dalej na Głogów, do Kowalowej Góry?

-A po cóż tam starcze wędrujecie?

-Lew… mnie wzywa, nasze Dziadoszańskie bogi wracają…

-Dziad powiadasz, nie teraz tu władza Jezu Krysta i kneziów Polańskich. Zapraszam do chaty na gościnę, gdzie będziecie po ćmie chodzić, na gościńcu złego można spotkać, zapraszam do chałupy.

 

Sobierad przyjął zaproszenie bartnika, pokłonił się Rzepicy i podszedł do legowiska na którym spał młody Żelisław, popatrzył na rany i rzekł:

-On z bitwy jakiejś? Rany od miecza? Kto on?

-Nie wiemy, znaleźliśmy go w puszczy bez ducha, koń w obórce, miecz o tam leży, popatrzcie.

Wędrowiec podszedł w kąt chaty, wziął miecz do ręki, przetarł zakrwawioną klingę i rzekł:

-Sroga jatka być musiał, miecz brunatny od juchy, dobry miecz, Polańska robota – to Lechita.

 

Żelisław odzyskiwał siły, Sobierad został, aby doglądać rannego, dlaczego został? Miał sen, w którym widział zielone wzgórza porośnięte starą puszczą, po której przechadzał się Lew i Dziad. Przeznaczenie dało mu wskazówkę, w drodze do utraconego domu w ziemi Dziadoszyców. Sobierad popatrzył na rannego i zadał sobie w myślach pytanie: Gdzie ów młody Wareg, którego przybycie odmieniło starczy żywot i przywołało wspomnienia tamtych dni. Sobierad pamiętał dobrze tamten dzień, miesiąc po święcie kupały, Słońce paliło gorącym żarem, kiedy na placu przed bramą wjazdową do grodu Dziadoszyców pojawił się oddział wojów Jarla Bjorna i groźny Kneź Polański z Gniezdna. Gniewomir skłonił się nisko, nie wstawał. Misaca zsiadł z konia, wydobył miecz z pochwy i wszystkim się wydawało, że to będzie koniec Pana na Głogowie.

 

-Przysięgałeś na miecz, że będziesz mi wierny, że nie zdradzisz a Ty co? Z Wieletami się bratasz? Do Wolina pływałeś?

Po cóż Gniewomirze? Za zdradę śmierć Ci przyrzekałem!

 

Kniaź nakazał powstać Panu w ziemi Dziadoszyców. Gniewomir wstał i rzekł.

-Władco nasz z dalekiej Polańskiej dziedziny, wierny Ci byłem w bitwie i w czas zgody, dopóki, dopóty wiary naszej nie zacząłeś deptać, ognie święta pogasiłeś, kąciny porozbijałeś, dęby każesz wycinać i wierę w Krysta nam nakazujesz!

 

-Gniewomirze przyjmij chrest a zachowasz gród i drużynę, oraz władanie nad Dziadoszycami.

-Nie Kneziu już wolę zginąć niż wyrzec się bogów naszych ojców. Dziad mnie zaprowadzi po śmierci do mych przodków i cóż im tedy powiem.

-Więc rzekłeś – bądź przeklęty i nakazuję opuścić Ci me ziemie, idź gdzie chcesz, ale pamiętaj jak wystąpisz przeciwko mej osobie lub wrócisz w nad Odrzańskie Puszcze dosięgnie Cię mój miecz.

 

Sobierad stał i patrzył jak Gniewomir złożył miecz u stóp Mieszka i wraz z knehinią o płowym warkoczu opuszczali gród Głogowski, za nimi podążali drużynnicy, a na końcu wozy. Sobierad drgną i ruszył ku bramie, przez myśl przeleciało pytanie dlaczego i czy jeszcze zobaczę oderski brzeg, w grodzie mych ojców. Wtedy w uszach Sobierada zabrzmiał straszny ryk lwa – to starzy bogowie ogłosili panowanie Jezu Krysta i odeszli. W przeraźliwym odgłosie bogów pojawiło się coś, czego Sobierad nie mógł zrozumieć – dlaczego? Upadł na ciepłą ziemię przed bramą i nagle zobaczył jako falach odrzański kroczy lew, Sobierad wiedział, że kiedyś tu powróci.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Kasia 28.01.2015
    Ciekawe te opowieści, ciekawe co będzie dalej.....
  • Prue 29.01.2015
    Lekka historia dobrze opakowana, nadal :) Dam 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania