Poprzednie częściDadosesani

Dadosesani. Saga słowiańsko - wikińska. Bolesław i Lew.

Bolesław i Lew.

 

Słońce wstawało leniwie nad grodem Kożuchów, strażnika wzgórz starożytnych Dalków. Pierwsze promienie słońca rozświetlały mroki nocy. Nadzieja wstępowała w szeregi zbrojnych, z pod sztandarów Ody i synów Mieszkowych. Dwie seciny ciężkozbrojnych, okutych w żelazo rycerzy pod wodzą Lotara, to siła, która mogła przechylić szalę zwycięstwa na rzecz Świętopełka i Lamberta. Wyprawa po panowanie w Gniezdnie i Poznaniu miała szanse powodzenia, a siła niemieckiego miecza mogła obalić Bolesława, wiarołomcę, tego, który obalił testamentum sławnego Mieszka, niedźwiedzia Północy.

Gniewomir spał spokojnie, pierwszy promień słońca nie zakłócił kasztelańskiego snu. Pan na grodzie Cosuchovia widział przez sen oddziały zbrojnych nad brzegami Odry, jego oczy obserwowały klęskę wrogów i jego samego na czele Dziadoszyców. Senne widziadła ukazywały Gniewomira, jako knezia nad Bobrzanami, Trzebowianami i Ślężanami. Kasztelan widział klęskę Jaromira i swą postać na wałach grodu Ilva!

 

Zagrzmiał głos rogu, który oznajmował pobudkę, drugie granie będzie oznaczało przygotowanie, a trzeci odgłos rogu nakazuje wymarsz wojsk. Kasztelan przetarł oczy, zerknął na legowisko, u jego boku leżała Mlada, niewolna Czeszka, która tej nocy oddała mu swoje wdzięki. Nocna kochanka jak ranny żbik zerwała się z łożnicy, zasłoniła potarganym giezłem swe cudne krągłości, ale nad podziw szybkie ruchy nie uchroniły ją od razów i obelg Gniewomira: Precz z komnaty, niewolna suko!

Mlada wybiegła z izby, do której powoli wkradały się pierwsze promienie słońca, które ukazały wnętrze kasztelańskiej komnaty. Pan grodowy założył lnianą szatę, podszedł do dębowej ławy, nalał wina i zakosztował reńskiego trunku. Potarł wąs, poprawił kruczoczarne włosy, spojrzał na owalną tarczę i miecz wiszący na dębowej ścianie. Podszedł, upił jeszcze łyk, a wino pociekło mu po brodzie. Dotknął ojcowskiego miecza i powiedział sam do siebie:

Pan na Głogowie, bogowie miejcie mnie w opiece, abym nie skończył jak głupiec Jaromir. Podszedł do żarzącego się jeszcze paleniska, szybkim haustem opróżnił puchar, podarek od Zygfryda. Słodki smak wina rozlał się po wszystkich członkach, niosąc do głowy myśl zwątpienia. Co będzie jak klęska nam pisana, jak czarci Bolesław pobije nasze hufce? Co czynić, jak Waregi odniosą zwycięstwo? Moje już grody, na wyciągnięci ręki, po cóż pojawił się ten przeklęty Racibor, syn Chociemira, potomek Dziadosza? Może jeszcze czas iść za Lwem i przystać do Bolesława, bądź, co bądź to pierworodny jarla Bjorna, co go Lechici Misaca nazwali. Co czynić? Zapytał sam siebie Gniewomir.

 

Rozmyślania przerwała służba, która do izby wniosła jadło i napitek. Podano odzienie, kolczugę i zbroję kasztelana. Posiłek przerwało drugie granie rogu. Już czas powiedział sam do siebie Gniewomir i biorąc miecz, szyszak i włócznię wyszedł na majdan grodowy. W Kożuchowie panował gwar, krzyki i bieganina. Na majdanie pod dużym grabowym krzyżem stała Oda i rozmawiała w mowie niemieckiej z Germanusem. Gniewomir zaklął siarczyście, słysząc niemieckie słowa, nie znosił ich brzmienia, ale wiedział, że Oda i jej niemieccy sojusznicy mogą dać mu to, czego pragnął. Podszedł, skłonił się, a rozmowa ucichła.

-Witaj kasztelanie.

-Witajcie i Wy pani i Ty zacny Germanusie.

-Czas nam już w drogę, na bój śmiertelny.

-Bóg da nam zwycięstwo i padnie ścierwo Bolesławowe.

-Tak, też się stanie mój kasztelanie, przyszły kneziu nad Dziadoszycami.

-Wszystko gotowe - wtrącił Haszek, który wraz z Zygfrydem i Lotarem podeszli oddać pokłon Odzie.

-Matko już czas, korona nie może czekać – dodał Lambert i ucałował knehinię w rękę.

-Na pohybel Bolesławowi. Niech Bóg prowadzi!

-Idziemy w bój, niech bogi błogosławią- zakrzyknęli setnicy i dziesiętnicy.

Róg zabrzmiał po raz trzeci. Na koń. Dowódcy udali się do oddziałów, trąbiono wsiadanego i po chwili wojsko idące po władzę i panowanie dla synów Ody wychodziło przez bramę grodową. Armia dowodzona przez Lotara, Zygfryda, Gniewomira i Haszka wkraczała w zielona wzgórza Dziadoszyców. Oda jechała konno w otoczeniu synów, którzy niespokojnie patrzyli w prastarą puszczę wypatrując Dziada i Lwa.

 

Kolumna wojów raźnie maszerował przez krainę, Dziadoszyców, słońce było już wysoko, kiedy na jednym ze wzgórz pojawił się cień Lwa. Germanu uczynił chrest i rzekł: Pogańska dziedzina, słoneczne widziadła i omamy, ale już niedługo. Władza Krysta wypali gaje i kąciny i staży bogowie stracą swą moc.

 

Popas uczyniono niedaleko rozwidlenia traktów, z których jeden prowadził do dawnej siedziby plemienia Ślężan, ku Wratislawi, którą kneź Misaca odebrał Czechom, podczas ostatniej, wielkiej wojny. Drugi trakt wiódł na Bytom Oderski i Głogów, a dalej do kraju Polan, ojczyzny młodych Mieszkowiców. W dali widniała święta góra Dziadoszyców. Po skromnym posiłku, drużyna sprawiła szyk i gotowała się do wymarszu. Oda skinęła na Lotara, który głosem rogu oznajmił wymarsz na Bytom Oderski. Kolumna ruszyła, tuman kurzu zaczął wzbijać się po trakcie, gdy nagle z mrocznej, nadodrzańskiej puszczy wyłonili się wojowie pod sztandarami Polańskiego władcy. To Bolesław!

-Szyk bojowy! Łucznicy na stanowiska – rozległ się donośny głos Lotara.

-Zygfrydzie, Zygfrydzie, weź swoich i na prawe skrzydło!

-Chronić Odę!

-Gniewomirze, gdzie zwiadowcy, których posłano przodem? Gniewomirze będziesz wisiał! -Ty zdrajco- krzyczał Lambert i Haszek.

 

Wojsko Ody szykowało się do krwawego starcia, kiedy pojawił się Lew, a ryk dało się słyszeć w całej Dziadoszańskiej krainie. I wtedy to niebo pociemniało, świst przeraził zakutych w żelazo wojów. Zwiastunki śmierci siały zniszczenie, szare brzechwy kaleczyły niemieckie, czeskie i słowiańskie rycerstwo. Pod Kowalową Górą przechadzał się Dziad pan śmierci.

Lotar na białym koniu próbował opanować zamieszanie, krzyczał, przeklinał i wydawał rozkazy, grzmiał róg i sygnał bojowy. Do szyków, konnica uderzać, Zygfryd do….nie dokończył, szary posłaniec śmierci ugodził margrabiego, czerwona jucha plamiła jasny kaftan, na nic się zdała wykuta w słonecznej Italii kolczuga, cesarski dar dla Lotara, pogromcy Słowian. Dziadoszańska ziemia jak matka przytuliła niemieckiego grafa, Oda widząc, co się stało, zbladła, a z jej piersi nie wydobył się żaden głos. Ktoś szarpną za wodze gwałtownym ruchem, chwycił za ramię i pognał w kierunku wozów i taborów. Oda była bliska omdlenia, ale zauważyła twarz Gniewomira.

 

Zbrojni Bolesława wykorzystali zamieszanie i z wielkim impetem natarli na konnych Lotara. Trwała bezładna rąbanina, krew plamiła tarcze, pancerze i spływała po mieczach, toporach i włóczniach. Do walki przystępowały coraz to nowe oddziały, trup padał gęsto! Od strony Kowalowej Góry wojowie usłyszeli śpiew, nie była to pieśń bojowa Słowian, to dzicy Waregowie z pieśnią na ustach wkraczali do boju. Wojowników Racibora otaczał zimny północny wiatr i groźny szum morza. Wikingi uderzyli na tyły wojsk synów Mieszkowych, pod wareskimi toporami skruszyły się tarcze Czechów i zadrżały serca łuczników z Ilvy. Racibor i jego Ulfberth triumfowali, gdy Lambert ze swoim oddziałem włączył się do śmiertelnej bitwy. Uderzenie było straszne, furia napastników nie obaliła wareskiego ringu. Skrwawionym wojom Racibora przybyli z odsieczą drużynnicy z Bytomia i Głogowa, wojsko młodego Słowianina o płowych włosach, które godnie podziękowało za uratowanie życia swego pana. Klęska wojsk Ody i jej synów była bliska, wydawało się, że już nic nie powstrzyma strasznego gniewu Bolesława. Na skraju lasu, od strony grodu, co Niemce zwą, Cosuchovia, pojawił się Gniewomir i jego zbrojni, którzy do tej pory nie brali udziału w bitwie.

Bolesław widząc, co się dzieje, krzyknął do swego palatyna.

-Gdzie reszta wojsk Sulisławie?

-Panie pod Bytomiem, przechodzą bród, nie zdąża do bitwy!

 

Armia Bolesława pozostała, pod grodem, a kneź tylko z konnicą i oddziałami Dziadoszyców i Waregami Racibora postanowił ścigać wojska najeźców. Teraz pan na Gniezdnie wiedział, że popełnił błąd.

 

-Wezwać Racibora, niech przybędzie ku nam, sprawić szyk!

Bolesław, nie znając strachu przywdział szyszak, chwycił włócznię, wspiął konia i zakrzykną.

-Za mną Lechici! Po chwałę lub śmierć!

 

Uderzenie było krwawe, wojowie z Lednicy, Gniezdna i Poznania zmieszali szyki wojsk kasztelańskich, a topory i miecze wojowników z Północy odsyłały wojów do Walhalli. Gniewomir widząc klęskę swych oddziałów, śmierć Haszka i Lotara, chwycił Odę za ramię i krzykną w twarz.

-Klęska Pani! Uciekajmy! Czas się ratować!

-Matko, uciekajmy zakrzykną uciekający z pola bitwy Lambert.

-Nie dla nas tron naszego ojca - rzekł Świętopełk i nie zważając na innych, dał po ostrogach i pędził w kierunku na gród Kożuchów.

 

Bitwa dobiegała końca. Wojowie tulili się do matki Ziemi, stawali u wrót Walhalli, witali się z duchami przodków i widzieli jak po pobojowisku przechadzał się Dziad i Lew.

 

Bolesław podszedł do Racibora, ścisnął mu prawicę, wzniósł dłoń ku niebu i rzekł.

-Pan nad Dziadoszycami!  Sława Raciborowi obrońcy zielonych wzgórz Dziadoszyców!

 

Słońce chyliło się ku zachodowi, wiatr mocniej powiał, a na zielonych wzgórzach od strony rzeki Odry dało się słyszeć głos rogu. Nie był to jednak róg Niemców, ni Słowian. Groźne brzmienie zwiastowało nadejście Wikingów, nie byli to ludzie Racibora.  Wszyscy wojowie z Lechickiej krainy i plemienia Dziadoszan patrzyli jak z puszczy wyłaniają się sylwetki Waregów z sztandarem Tora i Odyna. Oddziałem „ludzi wody” dowodziła jarl Torlwason, wysłany z Wolina, aby wypełnić postanowienie przymierza pomiędzy Wikingami a synem jarla Bjorna zwanego Misaca.  Prowadził on w łykach Odę, Gniewomira i synów Mieszka.

 

Bolesław widział oblicza pełne trwogi i przerażenia, a w ich oczach ukazała się śmierć.

 

Koniec części drugiej.

 

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • kasia 26.03.2015
    Lubię czytać o Jarlu. Fajne i ciekawe.
  • Na tym zakończyłem część II, następna będzie w innej formie - jednego dużego opowiadania o kilku historycznych wydarzeniach. Pozdrawiam i dzięki za odwiedziny.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania