Saga Zmrok, Ucieczka po zmroku, rozdział 5

Oczywiście spóźniłam się na uroczy autobus do domu, więc do pierniczonego sklepu musiałam iść na nogach. Świat jest podły!

Zrobiłam zakupy, a później musiałam odnieść je szybko do domu i iść na cotygodniowe ćwiczenia na strzelnicy.

- Co ty tu robisz?- spytałam na widok Jacka

- Cześć, Betsy. Ciebie też miło widzieć, czuję się dobrze. Dzięki za troskę.- powiedział

- Wybacz- zaśmiałam się- Jak tam Jack?

- Dobrze

- Więc co robisz na strzelnicy?

- Dowiedziałem się o twoim tajemniczym przyjacielu, więc chciałem o niego zapytać- powiedział

- Tak?- spytałam jakby nic, choć serce mi się ścisnęło

Załadowałam magazynek, a następnie przeładowałam.

- Więc kto to?

- Stary kolega- odparłam- Już go nie zobaczę- dodałam- Wyjechał.

Milczał przez chwilę, a ja w tym czasie wystrzelałam cały magazynek.

- Zastanawiam się nad opuszczeniem Kolorado, w ogóle całych Stanów- wyznałam po chwili

- Chcesz jechać z nim?- spytał podejrzliwie

- Broń, Boże!- wzdrygnęłam się

Spojrzał na mnie już spokojniejszy.

- Więc o co chodzi, Betsy?

Zmusiłam się do uśmiechnięcia, a następnie zaczęłam ładować magazynek.

- Znudziłam się już tu- odparłam i znów zaczęłam strzelać

- Ale nie możesz, tak po prostu...- zaczął gdy skończyłam

- Wiesz co? Jednak nie mam ochoty na strzelanie. Wracam do domu- przerwałam mu

Znów przyjrzał mi się podejrzliwie.

- Batsy... Co ci jest? Jesteś jakaś nieswoja- powiedział

I wtedy się rozpłakałam. Robię to naprawdę bardzo rzadko, sama zadziwiłam siebie. Jack spojrzał na mnie trochę zdziwiony, a później wziął mnie w ramiona, próbując pocieszyć.

Sugerują, abyś odsunęła się od tego mężczyzny, bo inaczej go zabiję zabrzmiał wyjątkowo irytujący głos w moim umyśle

Przerażona odskoczyłam od Jacka, wzięłam pistolet i wybiegłam z sali, zanim w ogóle Jack zorientował się. Nie zabrałam płaszcza, więc pojawiłam się na chłodnym, nocnym powietrzy w topie. Biegłam ile sił, liczą, że zimno zdusi moje łzy.

- Betsy!

Odwróciłam głowę do tyłu. No nie! Jeszcze brakowało mi żeby Jack biegł za mną!

Zwolniłam jednak i pozwoliłam mu się dogonić. Zatrzymał się obok mnie i patrzył na mnie zdumiony.

- Batsy, błagam cię, kobieto, powiedz co ci jest. Może będę mógł pomóc!- powiedział i wziął mnie za rękę

Wybuchłam histerycznym śmiechem. A później poczułam przypływ wielkiej mocy.

Krzyknęłam ostrzegawczo jedno uderzenie serca wcześniej, zanim coś mocno uderzyło Jacka w klatkę piersiową, wyciskając powietrze z płuc, wydzierając jego rękę z mojej dłoni. Chrząknął, czując ogień w piersi, jakby tona cegieł miażdżyła go. Spojrzał w moje oczy, w których mógł ujrzeć zgrozę. Coś strasznie silnego złapało, rzuciło nim trzydzieści stóp w tył, wyszarpując jego ramię ze stawu, łamiąc kości jak zapałki. Krzyknął, czując gorący oddech na swoim karku. Wyszeptałam jego imię, pokonując dystans między nami paroma skokami i rzuciłam się sama na jego napastnika. Zostałam uderzona ciosem w twarz tak mocnym, że rzuciło mną z chodnika na asfalt parkingu jak szmacianą lalką. Chociaż zwinnie obróciłam się w locie i wylądowałam na własnych nogach jak kot, w głowie mi dźwięczało a przed oczyma latały białe plamki. Zanim doszłam do siebie bestia, która zaatakowała Jacka złamała jego kark i odrzuciła ciało na bok, tak, że wylądowało niedaleko mnie.

Bestia podniosła łeb I odwróciła się w moją stronę, z okropnym szyderczym uśmiechem, triumfalnie odsłaniając swoje ostre zęby. Cofnęłam się, moje serce głośno waliło ze strachu. Wezbrał we mnie tak ostry żal, że przez moment nie mogła oddychać. Jack. Mój drugi prawdziwy, ludzki przyjaciel w całym dwudziestosześcioletnim życiu. Martwy z mojego powodu. Oczy bestii płonęły, szydząc ze mnie.

- Odnalazłem cię pierwszy. Wiedziałem, że mi się uda.- powiedział ochrypłym, odrażającym głosem

- Czemu go zabiłeś? - w moim głosie słychać było trwogę.

Zaśmiał się, wystrzelił w powietrze i wylądował kilka stóp ode mnie.

- Powinnaś czasem tego spróbować, cały ten strach .Nie ma nic podobnego do tego. Lubię kiedy patrzą na mnie, wiedząc, że nadchodzi śmierć.

- Czego chcesz? - Nawet na chwilę nie odwracałam od niego oczu ani umysłu, moje ciało pozostało nieruchome i gotowe, idealnie zbalansowane.

- Zostanę twoim mężem. Twoim towarzyszem życia.- W jego głosie dźwięczała groźba.

Uniosłam podbródek.

- A co jeśli powiem nie?

– Wtedy zabiorę cię w twardy sposób. To nawet może być zabawne- odmiana po tych wszystkich sztucznie uśmiechniętych ludzkich kobietach, kukiełkach błagających, aby mogły mnie zadowolić. - Jego deprawacja przyprawiała mnie o mdłości.

- One wcale cię nie błagają. Zabierasz im wolną wolę. To jedyny sposób, abyś mógł mieć kobietę. - W głos włożyłam całą nienawiść i pogardę, jaką tylko byłam w stanie wyrazić.

Obrzydliwy uśmieszek zniknął z pustych rysów jego twarzy, pozostawiając wstrętną karykaturę człowieka, stworzenie z samych czeluści piekieł. Jego oddech uciekł w długim syku.

- Zapłacisz za ten brak szacunku.- Zrobił wypad w moim kierunku.

Mroczny cień wychynął z ciemności nocy, mięśnie falowały jak stal poniżej eleganckiej jedwabnej koszuli. Cień wylądował przede mną jak tarcza, odsuwając ją za siebie. Wielka dłoń pogładziła mój policzek, gdzie uderzył ją napastnik. Dotyk był przelotny, jednak niewiarygodnie czuły, a chwilowy kontakt wydawał się zabierać ze sobą ból, jak gdyby palce nowo przybyłego starły go z mojej skóry. Później jego ciemne, brązowe oczy uderzyły w kościste stworzenie.

- Dzień dobry Edwardzie. Jak widzę zdążyłeś już narozrabiać.

Głos był uprzejmy, kulturalny, kojący, nawet hipnotyzujący. Wstrząsnął mną szloch. Natychmiast poczułam zamieszanie w swoim umyśle, powódź ciepła, odczucie ramion biorących mnie w swoją silną ochronę.

- James! - Edward warknął, błyskając oczyma pełnymi żądzy krwi. - Słyszałem plotki o niebezpiecznym Jamesie- Mrocznym, postrachem Katakan. Ale ja się ciebie nie boję. -

To była brawura i wszyscy o tym wiedzieli, jego umysł szukał jak szalony drogi ucieczki. James uśmiechnął się nieznaczne, pozbawione humoru skrzywienie warg, które podkreśliło okrutny błysk w jego oczach.

- Najwyraźniej nigdy nie nauczyłeś się zachowania przy stole. W całym twym długim życiu, czego jeszcze się nie nauczyłeś?

Edward odetchnął z długim, powolnym sykiem. Jego głowa zaczęła obracać się powoli z boku na bok. Jego paznokcie wydłużyły się, stając się ostrymi jak brzytwa pazurami.

Kiedy zaatakuje, opuścisz to miejsce Elizabeth.

To był władczy rozkaz w mojej głowie.

On zabił MOJEGO przyjaciela i to MNIE groził.

To było niezgodne z moimi zasadami pozwolić komukolwiek walczyć w mojej bitwach, a nawet zostać rannym lub zabitym zamiast mnie. Nie przestawałam się zastanawiać dlaczego tak łatwo i naturalnie mogła rozmawiać z Jamesem w sposób mentalny. Czyżby to wina tego diabelnego rytuału?

Zrobisz tak, jak ci powiem, moja mała.

Rozkaz został wypowiedziany w moim umyśle spokojnym tonem, który niósł ze sobą niezaprzeczalny autorytet.

- Nie masz prawa się wtrącać, James - kłapnął zębami Edward, brzmiąc jak zepsuty, rozdrażniony chłopiec. - Ona nie została wybrana.

Ciemne oczy Jamesa zwęziły się to błysku nieprzeniknionej czerni.

- Ona jest moja, Edwardzie. Wybrałem ją wiele lat temu. Jest moją towarzyską życia. Edward zrobił ostrożny krok w lewo.

- Nie było oficjalnej akceptacji waszego związku. Zabiję cię, a one będzie należała do mnie.

Wtedy zostałam odrzucona na bok, przez jakąś dziwną moc, a Edward zaatakował Jamesa. Nie chciałam na to patrzeć. Naprawdę nie chciałam. Mogłam się jedynie cieszyć, że owa pantera, która grasowała w pobliżu zginie.

W końcu uciekłam w przerażeniu przez parking, znajdując schronienie wśród drzew rosnących wzdłuż niego. Przywarłam do ziemi. Och, Jack. To była moja wina. Mogłam go powstrzymać. Mam moc! A pozwoliłam mu zabić Jacka!

Schyliłam głowę, a mój żołądek zaprotestował przeciwko zimnej brutalności tego świata. Nie byłam taka, jak te stwory. Łzy zawisły na moich rzęsach i spłynęły w dół po twarzy. Nagle błyskawica rozjarzyła się i zatańczyła, błękitno-biały bicz wzdłuż nieba. Pomarańczowemu blaskowi szybko zaczął towarzyszyć trzaskanie płomieni. Zakryłam twarz dłońmi, wiedząc że James całkowicie zniszczy ciało Edwarda.

Mocniej zamknęłam oczy i próbował nie odczuwać zapachu spalonego ciała. Poczuł łagodne poruszenie powietrza obok siebie. Następnie palce Jamesa zacisnęły się wokół moich ramienia i podniosły na nogi. . Jego ramię objęło moje barki i przyciągnęło mnie do jego solidnej jak ściana piersi. Jego kciuk starł łzy z mojej twarzy, jego podbródek otarł się o czubek mojej głowy.

- Przepraszam, że przybyłem zbyt późno aby uratować twojego przyjaciela.- powiedział spokojnie

- Nie rób tego James. Wiesz, co czuję. Stworzyłam dla siebie nowe życie.- powiedziałam, całkowicie ignorując jego przeprosiny- Poza tym jak mnie znalazłeś?

Jego dłoń, łagodnie odgarniająca pasma włosów, podniecała mnie.

- Nie możesz zmienić tego, kim jesteś. Jesteś moją towarzyszką życia i nadszedł już czas abyś przyszła do mnie. Użyłaś magii, by kogoś ratować. Wysłałaś dość mocny sygnał.

Jego głos zawierał w sobie aksamitny przymus, kiedy szeptał ,,towarzyszka życia", wzmacniając jego wpływanie na moją osobowość. Im więcej na ten temat mówił, tym bardziej wierzyłam mu.

Aha, uratowałam Jacka i dlatego mnie znalazł! A gdzie: czyń dobrze, to dobre rzeczy będą cię spotykać? Poza tym uratowałam Jacka, a on teraz nie żyje!

- Nie możesz mnie zabrać wbrew mojej woli, James. To wbrew naszym prawom.- mój głos nadal drżał, ale brzmiał już pewniej i bardziej stanowczo

Pochylił ciemnowłosą głowę a jego ciepły oddech wywoływał gorące dreszcze układające się w spiralę w moim brzuchu.

- Elizabeth, dołączysz teraz do mnie.

Podrzuciła głową, a moje jasnobrązowe włosy spłynęły kaskadą na wszystkie strony.

- Nie. Jestem najbliższą Jackowi osobą, jaką miał. Muszę przygotować pogrzeb. Potem możemy omówić nasze sprawy.

Wykręcałam dłonie, zdradzając mu tym swoje zdenerwowanie, . Wielka dłoń Jamesa zakryła moje i uspokoiła desperackie wykręcanie moich palców.

- Nie myślisz jasno, moja mała. Nie możesz zostać odnaleziona na miejscu zbrodni. Nie będziesz mogła w żaden racjonalny sposób wyjaśnić tego, co się tutaj wydarzyło. Zorganizowałem już wszystko, tak więc kiedy jego ciało zostanie znalezione i zidentyfikowane, żadne podejrzenie nie może paść na ciebie ani na któregokolwiek z naszych ludzi.

Wzięłam głęboki oddech, nie mogąc znieść tego, że miał rację. Uwaga nie może być skierowana na mój gatunek. Nie musiało się to mi jednak podobać.

- Nie pójdę z tobą.

Białe zęby błysnęły ku niej w uśmiechu drapieżnika.

- Możesz próbować przeciwstawiać się mi w tej sprawie, jeśli czujesz, że musisz.

Dotknęłam go swoim umysłem. Męskie rozbawienie, nieugięta stanowczość, zupełny spokój. Nic nie mąciło spokoju Jamesa . Na pewno nie śmierć, a tym bardziej nie mój ( jego zdaniem śmieszny i bezsensowny) opór.

-Nigdzie z tobą nie pójdę - odmawiałam uparcie.

- Jeśli twoja duma dyktuje ci, że musisz ze mną walczyć, możesz spróbować tak uczynić.

Jego głos z formalnością i intonacją z czasów wojen na Starym Kontynencie, brzmiał prawie czule. .

- Przestań wydawać mi swoje pozwolenie! Jestem córką Annabell i Luciana. Czarownicą ze starego, potężnego rodu niepozbawioną swoich własnych mocy. Mam prawo do dokonania moich własnych wyborów.

- Jeśli sprawia ci przyjemność, że tak myślisz.

Jego palce zacisnęły się wokół mojego szczupłego nadgarstka. Jego uchwyt był łagodny, ale mogłam wyczuć jego olbrzymią siłę. Pociągnęłam mocno, testując jego zdecydowanie. James wydawał się nie dostrzegać moich wysiłków.

- Czy życzysz sobie, żebym uczyniło to łatwiejszym dla ciebie. Twój strach jest niepotrzebny. - Jego fascynujący głos był niewiarygodnie czuły.

- Nie! Nie steruj moim umysłem. Nie rób ze mnie swojej kukiełki.

Moje serce waliło boleśnie w piersiach.

Wiedziałam, że jest wystarczająco potężny, aby to uczynić i przerażało mnie to.

Dwa palce mocno uchwyciły mój podbródek i uniosły go do góry tak, że moje spojrzenie zostało pochwycone przez jego ciemne oczy.

Wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić, następnie wypuściłam go powoli.

- Nie jesteśmy towarzyszami życia. Ja nikogo nie wybrałam.

Opierałam się na tym fakcie, mojej jedynej nadziei.

- Możemy o tym podyskutować w bardziej stosownym momencie.

Z rezerwą kiwnęłam głową.

- W takim razie spotkam się z tobą jutro.

Jego cichy śmiech wypełnił mój umysł. Niski. Rozbawiony. Denerwująco męski.

- Pójdziesz ze mną teraz. - Jego głos opadł o oktawę, stając się miodopłynny, nie do odparcia, hipnotyzujący, tak fascynujący, że niemożliwym była walczyć z nim.

Oparłam czoło o mięśnie jego klatki piersiowej. W gardle i oczach paliły mnie łzy.

- Nie boję się ciebie, James. - przyznałam z bólem.

- Znam twoje lęki, moja maleńka. Znam każdą twoją myśl. Więź między nami jest wystarczająco silna, by przekroczyć oceany. Razem możemy stawić czoło twoim obawom.

- Nie mogę tego zrobić. I nie zrobię!

Zanurkowałam pod jego ramieniem, rozmazałam swój obraz i przyśpieszyłam z oślepiającym wybuchem szybkości. Ale nieważne, w którym kierunku skręciłam lub się odwróciłam, nieważne jak szybko biegłam lub robiłam uniki, James był przy mnie na każdym kroku. Kiedy ostatecznie wyczerpałam swoje siły i zatrzymałam się, znajdowałam się w odległym krańcu stadionu, ze łzami płynącymi niekontrolowanym strumieniem po policzkach .James był obok mnie, solidny, ciepły, niepokonany, jak gdyby naprawdę znał każdą moją myśl, każdy mój ruch, jeszcze zanim go wykonam. Swoim ramieniem otoczył moją talię, całkiem uniósł nad ziemię i więżąc w swoich objęciach.

- Pozwalając na twoją wolność, naraziłem cię na niebezpieczeństwo ataku zmiennokształtnych, takich jak Edward. To już się nie powtórzy.

Pozwalając? Zwiałam ci, taka jest prawda!

Na chwilę pochylił głowę, zatapiając twarz w masie moich gęstych, jedwabistych włosów. Następnie, bez ostrzeżenia, olbrzymi drapieżny ptak o ogromnej sile wystrzelił w powietrze, mocno przyciskając do siebie moje niewielkie ciało . Zamknęłam oczy, pozwalając aby ogarnął mnie żal za Jacka, wymazując nawet cień

świadomości istoty mknącej wraz ze mną w powietrzu, unoszącej mnie do swego legowiska. Moje pięści zacisnęły się wokół, grubych, przypominających stal mięśni. Wiatr unosił ze sobą aż do gwiazd odgłos mojego szlochu. Łzy błyszczały w ciemności nocy jak cenne klejnoty. . Celowo otoczył mnie ciepłem i komfortem. To wygładzało moje zwichrowane myśli, łagodziło stargane nerwy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania