Saga Zmrok, Ucieczka po zmroku, rozdział 1
Było tuż po dziesiątej w środę wieczorem, kiedy ja i mój partner stanęliśmy pod drzwiami mieszkania na czwartym piętrze w apartamentowcu z widokiem na Confluence Park, w Denver ,w stanie Kolorado. Niejaka Jane Scavo zadzwoniła pod 911, prosząc o pomoc, a potem nagle się rozłączyła. Słyszałam krzyki dobiegające z mieszkania. Mężczyzna i kobieta. Jack zapukał w pomalowane na biało drzwi.
- Policja! Proszę otworzyć!
Czekałam jakieś trzy kroki od Jacka Trenta, z wyciągniętą bronią, na wypadek gdyby mój partner został zaatakowany.
Oczywiście mój policyjny partner. Wysoki trzydziestolatek o cerze koloru kawy z mlekiem i czarnych oczach. Jego włosy był krótkie i czarne, a sposób bycia uroczy. Był dla mnie jak brat, po tym jak uciekłam od rodziny.
Drzwi otworzyły się gwałtownie.
- Czego chcecie, do diabła?
W progu stał mężczyzna w średnim wieku, ubrany w kraciaste spodnie od piżamy i granatową koszulkę. Zmrużył oczy na widok mundurów.
- Musieliście pomylić adres. Tu się nic nie dzieje.
- Pan Scavo? - zapytał Jack i rzucił mi porozumiewawcze spojrzenie.
- Być może. Czego chcecie?
Mężczyzna cuchnął alkoholem i zauważyłam zakrwawione kostki jego prawej dłoni.
- Dostaliśmy zgłoszenie - powiedział Jack. - Możemy wejść?
- Zgłoszenie?
Pan Scavo spojrzał na nas, zdezorientowany, a potem otworzył szerzej oczy, gdy zrozumiał. Spojrzał przez ramię.
- Ty głupia suko, zadzwoniłaś na policję?
Usłyszałam kobiecy jęk z głębi mieszkania. Podniosłam głos.
- Pani Scavo, czy potrzebuje pani pomocy medycznej?
- Nic jej nie jest - upierał się pan Scavo.
Wysunęłam podbródek.
- Nie odejdziemy stąd, panie Scavo, dopóki nie ocenimy stanu pańskiej żony.
- A to zadziorna niunia! - rzucił szyderczo pan Scavo. - No to wchodź, skarbie, i oceniaj. A potem zabieraj stąd dupcię.
Jack wszedł do przedpokoju i zgrabnie wymanewrował pijanego mężczyznę na bok, żebym mogła przejść.
- Może mi pan powiedzieć, co się stało?
Pan Scavo przygładził ręką przerzedzone włosy.
- Jane poślizgnęła się pod prysznicem. I tyle.
Szybko obrzuciłam wzrokiem przedpokój. Orientalny chodnik leżał w korytarzu, na podłodze z błyszczącego drewna. Pod ścianą stał stolik z mosiężną lampą, która oświetlała wąski korytarz. Łukowate przejścia prowadziły do pokojów - po jednej stronie do salonu, po drugiej do jadalni. W głębi przedpokoju były zamknięte drzwi i ława z poduszką. Na ławie siedziała kobieta. Jane Scavo, jak zakładała Lara. Jej brzoskwiniowy, jedwabny szlafrok pasował kolorem do kapci. Złożyła ręce na kolanach i siedziała pochylona do przodu, opierając czoło o przedramiona.
- Słyszeliśmy pana podniesiony głos. Był pan rozgniewany - powiedział Jack pijanemu mężowi.
- Krzyczałem na Jane, że jest taką niezdarą - burknął pan Scavo. - Bo bardzo się o nią troszczę, rozumiecie.
Schowałam pistolet do kabury i usiadła na ławie obok żony.
- Pani Scavo, dobrze się pani czuje?
Kobieta uniosła głowę. Jej lewe oko było opuchnięte i sine, warga rozcięta. Spojrzała niepewnie na męża.
- U... upadłam pod prysznicem.
- Widzicie? - zatriumfował pan Scavo. - Przecież wam mówiłem.
- Chodźmy do kuchni, przyłożymy pani zimny okład. - pomogłam kobiecie wstać i posłałam Jackowi znaczące spojrzenie.
Wiedziałam, że Jack zrozumie. Wyrazi współczucie mężowi i postara się wyciągnąć z niego zeznanie o pobiciu. Mogli działać od razu i zatrzymać pana Scavo na podstawie podejrzeń, ale przyznanie się ułatwiłoby postawienie go przed sądem.
- Kuchnia jest tutaj.
Jane Scavo otworzyła drzwi i wprowadziła mnie do jasno oświetlonego pomieszczenia. Wzięłam ściereczkę do naczyń z granitowego blatu i otworzyła drzwi lodówki.
- Ma pani jeszcze jakieś inne urazy?
- Nie, nic mi nie jest. - Jane usiadła przy stole. - Po prostu poślizgnęłam się i upadłam.
Położyłam garść kostek lodu na środku ścierki.
- Porozmawiajmy szczerze, okej? Gdyby pani przewróciła się pod prysznicem, nie uderzyłaby się pani tylko w twarz.
Ramiona Jane opadły. Złożyłam ścierkę, owijając nią lód. W drodze do stołu zauważyła w zlewie pustą butelkę po wódce.
-Jane, wezwała nas pani na pomoc. Nie możemy pomóc, jeśli nie powie pani prawdy.
- Ja... ja nie powinnam złościć się na niego, że tyle pije. - podałam jej okład.
- To nie jest pani wina. Ile razy panią pobił?
Jane przyłożyła lód do wargi.
- To dopiero drugi... nie, trzeci raz.
- Już jeden raz to za wiele. - usiadłam przy niej. - Musi pani powstrzymać tę agresję. Wnieść zarzuty.
- Nie! Greg by się wściekł. Byłoby jeszcze gorzej.
- Nie, byłoby lepiej. Bo siedziałby w więzieniu.
Posiniaczoną twarz Jane wykrzywiło przerażenie.
- Ale co ja bym bez niego zrobiła?
Nie wiem, żyła?
Stłumiłam w sobie narastającą frustrację.
- Proszę posłuchać, on nie przestanie pani używać jako worka treningowego. Prawdę mówiąc, może pani liczyć na to, że będzie coraz bardziej gwałtowny.
Jane zerknęła na otwarte drzwi.
- Co ten policjant mu robi? Chyba go nie aresztuje, co?
- Na razie tylko rozmawiają...
- Lepiej, żeby nie rozzłościł Grega- ciągnęła Jane, coraz bardziej wystraszona. - Greg ma broń w salo...
- Co? - wstałam. - Proszę tu zostać
.Rozpięła kaburę, wyglądając do przedpokoju. Nie zobaczyła ani Jacka, ani Gregorego Scavo. Musieli przejść do salonu.
- Jack? Mogę cię na chwilę prosić? - powiedziałam podniesionym głosem.
- Co wy robicie?! - krzyknęła Jane. - Nie strzelajcie do mojego Grega!
- Cicho - syknęłam .
Usłyszałam męskie krzyki.
- Jack!
Nagle rozległ się strzał. Jane wrzasnęła. Serce podskoczyło mi w piersi. Wyciągnęłam pistolet.
- Jack, odpowiedz mi!
- Niech to szlag! - ryknął Greg z salonu.- Ty głupia suko! Nic by się nie stało, gdybyś nie zadzwoniła na policję!
Komentarze (6)
Pozdro
Nazwałam to sagą ponieważ kończę w tej chwili już 3 część.
Czy trzy części to nie seria?
;)
Ale dzięki za szczerość, doceniam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania