Saga Zmrok, Ucieczka po zmroku, prolog

Prolog

 

Spacerowałam na wąskiej, skąpanej w blasku księżyca drodze z niewielkich, białych kamieni. Szłam wolno, stawiając krok za krokiem i licząc po cichu swój własny oddech. Zmarznięte ręce trzymałam ukryte w kieszeniach ciepłego, czarnego płaszczyka. Gdy wypuszczałam buziom powietrze z płuc, zmieniało się w białą mgłę. W końcu czego spodziewać się po marcu? Kamienie wciskały się w podłoże jeszcze bardziej pod brązowymi, sznurowanymi botkami za kostkę. Światło księżyca padający na moją ,już i tak jasną cerę, nadawało jej kolor kości słoniowej, a jasnobrązowe loki błyszczały pod jego wpływem.

Z lewej strony drogę obrastały niskie krzaki jeżyn, z prawej wysokie i potężne drzewa, należące do lasu obok.

Droga prowadząca obok rozległego lasu szła, aż do pobliskiego miasteczka.

- Dlaczego musimy mieszkać na tak pieruńskim odludziu?- mamrotałam gniewnie, marząc gorąco by nie kilometry dzieliły mnie od ludzi, a metry

Powietrze było rześkie i świeże, jak po burzy. Gdzieniegdzie leżały jeszcze pozostałości po śniegu. Zima w Minesocie zawsze była mroźna i dość długa, ale w tym roku się pospieszyła. Już dziś, pierwszego marca, można było zobaczyć pierwsze oznaki wiosny. I bardzo dobrze! Nie cierpiałam zimy i był to całkiem niezły prezent na szesnaste urodziny. Pobiłby go jedynie dom w mieście... I całkowicie inne pochodzenie!

Na moje wielkie i smutne nieszczęście moja rodzina to ród Gray. Od stuleci panował nad całą północną częścią Stanów. Oczywiście teraz mamy już tylko mnóstwo znajomości, wpływów i pieniędzy, a nie absurdalną, arystokratyczną władzę. Władza mnie odrzucała. Brzydziłam się aroganckimi, władczymi dupkami, a więc własną rodziną. Może dlatego zostałam anarchistką?

Na dodatek w połowie byłam Angielką.

Nie lubiłam tej części mojego drzewa genealogicznego, części rodziny mamy. Wielce szanownej starszej Lady Gray ( na nieszczęście ja byłam tą młodszą!) i jej zakochanych poglądów rodem ze średniowiecza. Dzięki niej byłam też feministką!

Podniosłam z ziemi kamyk i ułożyłam go płasko na mojej dłoni, a następnie uśmiechnęłam się delikatnie. Później władzą umysłu puściłam go do góry, a ten poszybował w stronę nieba, a następnie opadł kilkanaście metrów ode mnie.

Czyżby zapomniała wspomnieć, że wywodzę się z rodziny czarownic?

Moja matka, Annabell Gray ( kiedyś Daratrazanoff), była pełnoprawną i potężną czarownicą w linii prostej. Nie dość, że była wkurzająca, to jeszcze czarowała!

Historia jest trochę skomplikowana, ponieważ czarownice ( z prawie wszystkich rodów, ale w większości z rodu mojej matki) od wieków były swatane ( niezależnie od zdania owej biedaczki) z potężnymi (Oczywiście, \nikt nie jest słaby. Cóż za rzeczywiste!) i aroganckimi, a na dodatek szowinistycznymi świniami, czyli Katakanami. Oni są dużo bardziej skomplikowani, to wszystko jest w ogóle bardzo dziwne. Katakananie władają ziemią, powietrzem i ogniem ( nam czarownicom łaskawie pozostawili wodę!), a na dodatek są super silni i szybcy. I żywią się krwią. Świetnie, nieprawdaż? Na dodatek żyją bardzo, bardzo, bardzo długo i przez to, że poją partnerkę swoją krwią (fuj!) i też żyje praktycznie wieczność. Na dodatek byli podli, bo z domu zabierają już dwudziestoletnie dziewczyny. Funkcjonuje też u nich, coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia. Gdy zobaczą tą nieszczęsną dziewczynę przypisaną do siebie, wracają do niego uczucia, smak, węch i czucie. Po pierwszych stu latach od urodzenie tracą zdolność do kochania, nienawiści czy smutku (itd.), zdolność do czucia smaku i przestają czuć zapachy, a wszystko czego dotknął ma w ich odczuciu twardą, chropowatą strukturę.

Na dodatek są mordercami. Polują wytrwale na zmiennokształtnych, którzy są naprawdę źli i pozbawieni samokontroli. Ale jednak mordują!

Mój ojciec jest Katakanem. Nazywa się Lucien, jest arogancką świnią i zapomniał o rodzinie na rzecz owych zmiennokształtnych. Ciągle tylko poluje. Ostatni raz widziałam go rok temu!

Nawet nie wiecie ile mężczyzn przyszło do naszego domu, by mnie poznać. Czułam się jakbym była czymś na wystawie w muzeum! Na szczęście nie wyszło, że jestem do kogoś przypisana, za co bardzo dziękuje Bogu.

W chwili gdy kamyczek spadł pojawiła się przede mną wściekła Sybilla, nasza pokojówka i moja prywatna niania. Ludzie, mam szesnaście lat! Ale wiedziałam, że jeśli użyję mocy, to ona mnie namierzy.

- Panienko Elizabeth!- fuknęła, ciskając pioruny swoimi zielonymi oczami- Na litość boską! Znów się panienka wymknęła!

- Ale znalazłaś mnie- powiedziałam z miną niewiniątka

Kobieta położyła ręce na swoich biodrach i spojrzała na mnie srogo.

- Doprawdy panienko! To nie wypada!

- Nie?- spytałam rozbawiona

Zaczęłam bawić się wodą z kałuży, jedna z smug padła pod nogi Sybilli, mocząc jej buty.

- Starsza Lady Gray woła, panienkę- powiedziała patrząc na swoje mokre buty i krzywiąc się strasznie

- Nie możesz mówić o niej Anabell?- spytałam znużona

Albo wredna krowa?

- Nie, tak samo jak do panienki nie mówię Betsy.

- A powinnaś- wtrąciłam i minęłam ją lekkim tanecznym krokiem

- Doprawdy. Panienko Elizabeth! Wracaj tu w tej chwili! Czas do domu! Już późno- krzyknęła za mną bezradnie- Nawet Sam i Jared nie sprawiali takich problemów!- mruknęła do siebie

Sam i Jared to moi starsi bracia. Dużo starsi bracia, bo o jakieś sto lat. Ale czymże to jest dla prawie nieśmiertelnych. Są bliźniakami. Sam znalazł już swoją przypisaną (biedaczka), a Jared jeszcze nie.

- Niedługo wrócę, Sybi!- odkrzyknęłam- Wiem, że mamy gości i nie chce przeszkadzać!

W domu byli kolejni Katakanie, czułam ich zapach aż tu. Wspominałam, że jako czarownica mam wyczulone zmysły i potrafię zawładnąć czyimś umysłem?

- Ale to goście do panienki!- odparła niemal płaczliwie

- Tym bardziej nie wracam! Mogę spać w lesie- powiedziałam radośnie i zaczęłam biec

- Elizabeth!- krzyknęła oburzona Sybi, ale ja już nawet się nie odwróciłam

Radośnie biegłam przed siebie, a wiatr rozwiewał moje długie włosy.

Uwielbiałam doprowadzać ją do złości i bezradności naraz, wręcz kochałam. Poczułam przypływ mocy, gdy teleportowała się do domu. Wtedy zwolniłam, delektując się rześką nocą. Co prawda przez chłód dostałam gęsiej skórki, ale co tam!

Znów podniosłam kamyk i posłałam go na jedną z grubych gałęzi drzewa nade mną. Nie przewidziałam jedynie, że gałąź jest prawie odłamana, a kamień przeważy o jej, i przy okazji moim, losie. Gałąź oderwała się od drzewa i leciała wprost na mnie. NIe miałam czasu mrugnąć, a co dopiero odskoczyć, czy zadziałać. Ale nie doczekałam się uderzenia, gdyż gałąź zmieniła się w szary dym, który uniósł się ku górze i po chwili zniknął. Zapanowała cisza. Nie licząc oczywiście mojego przyspieszonego oddechu i tętna, oraz serca bijącego tak mocno, jakby chciało wyskoczyć z klatki i podążyć za dymem. A później poczułam czyjąś obecność po mojej lewej stronie. Powoli, bardzo łagodnie spojrzałam w tą stronę. Stał tam potężny mężczyzna. Wysoki. Muskularny. Jak nic miał z metr osiemdziesiąt pięć i doskonale wyrzeźbione ciało ( choć nie widziałam go w pełni. I Bogu dzięki!). Był blady, czoło miał gładkie, a szczękę kwadratową. Jego oczy były ciemnobrązowe i przeszywały mnie na wylot, co było równie przyjemne jak wizyta u dentysty ( tak myślę, bo nigdy nie byłam. Nie muszę, na całe szczęście)

Miał jedwabne, kuszące usta i miękkie włosy, o kolorze złocistego blondu, sięgające aż do nasady karku, oraz delikatny zarost. Widziała wielu drapieżców, ale ten był wyjątkowy. Widać to było w jego kompletnym znieruchomieniu. Oczekiwanie. Pewność .Siła. Niebezpieczeństwo. Był niebezpieczny. Wierzył, że jest niezwyciężony i trapiło ją podejrzenie, że to może być prawda. Nie był ani stary ani młody. Nie można było określić jego wieku. Nie był ani stary, ani młody. Ramiona miał szerokie. Był przystojny i sexy. Więcej niż sexy. Absolutnie gorący.

W moich oczach powinien pojawić się strach, w końcu wyglądał i był niebezpieczny, a byłam z nim sama, ale najwyraźniej byłam za głupia na strach.

- Ale mnie przestraszyłeś! Nie wiesz, że nie wypada się tak skradać? A i dzięki za tą gałąź- pokazałam głową na drzewo- Już myślałam, że po mnie.

Wydawał się nie dosłyszeć moich słów, nadal wpatrywał się we mnie. Jego spojrzenie można było określić jako poruszone i jednocześnie trochę zaborcze. To pierwsze jeszcze ujdzie, ale to drugie przeraziło mnie nie na żarty. Zaborczość to wada, nie zaleta, jak się niektórym wydaje!

-Dlaczego pozwolili ci wyjść samej?- zapytał -To było niemądre z ich strony. Jeśli oni nie będą chronić cię lepiej, nie pozwolę ci zostać z nimi dłużej."

Gdy to mówił, jego spojrzenie trzymało moje, jakby ostrzegawczo. Zakazując mi ruszania się.

Nie dość, że był tak nieprzyzwoicie przystojny, to jeszcze miał aksamitny, głęboki i kuszący, niemal uwodzący baryton.

- Dobre sobie!- prychnęłam

Skrzyżowałam ręce na piersiach, zrobiło się nagle zimniej. Niepokojąco. Może to szok? W końcu omal nie zginęłam!

- Niby czemu miałabym cię posłuchać?- spytałam dość wyzywająco, nawet jak dla mnie

I dlaczego kontynuowałam tę bzdurną rozmowę z drapieżnikiem? Nawet cholernie przystojnym drapieżnikiem?

- Ponieważ jesteś przypisana do mnie i moim obowiązkiem jest zapewnić ci bezpieczeństwo- powiedział i zrobił krok w moją stronę

Niczym skradający się kot po swoją ofiarę. W odpowiedzi zrobiłam krok do tyłu.

- Nieprawda!- odparłam z lekko drżącym głosem- Zgłosiłbyś swoje pretensje do mnie. To niemożliwe!

- Ależ oczywiście, że możliwe, moja droga- odparł i znów zrobił krok w moją stronę- A co do pretensji... Po co czekać?

Potrząsnęłam głową, a moje gardło ścisnęło się. Szedł w moją stronę, a ja cofałam się w tył, dopóki nie natrafiłam na drzewo.

- Nie!- niemal krzyknęłam

- Ależ tak, Elizabeth- powiedział i znalazł się przy mnie

Uwięziona między złym, potencjalnym narzeczonym, a drzewem. Nie ciekawa sytuacja.

- Jesteś do mnie przypisana i powinnaś być wdzięczna- powiedział kusząco

Położyłam dłonie na jego szerokiej klacie- matko!- i pchnęłam do tyłu. Nawet się nie ruszył.

- Tknij mnie tylko!- powiedziałam wściekle- Wymów słowa rytuał, a zabije się!

- Nie pozwolę na to- odparł spokojnie- Ale nie obawiaj się, przestrzegam reguł. Nie mogę cię posiąść przed twoimi dwudziestymi urodzinami.

Niewielka to pociecha!

- Kiedy mnie znalazłeś?- spytałam

Zamknęłam oczy, ale to nic nie dało. Nadal czułam jego zapach. Męski. Irytująco piękny.

- Niecały rok temu- powiedział

- To może jeszcze łaskawie się przedstawisz, a nie będziesz nadal przyciskał mnie do tego cholernie zimnego drzewa?

Otworzyłam oczy pewniejsza siebie. Zmarszczył brwi i odsunął się ode mnie. Nadal stał blisko mnie, ale tym razem mogłam oddychać. Jak cholernie mieszał mi w głowie!

- To było niegrzeczne- powiedział

- To było szczere- poprawiłam go ze słodkim uśmiechem- Więc? Jakieś imię? Ród?

- James Vladesco- powiedział, a następnie szarmancko ukłonił się przede mną

Skrzyżowałam dłonie na piersiach i spojrzałam na niego krytycznie.

- Vladesco? Starożytny i na dodatek pierwszy ród?

- Tak- odparł krótko

Więc nie dość, że jest wrednym sukinsynem, to jeszcze wielkim, starożytnym sukinsynem, jednym z najpotężniejszych Katakanem. Brawo, Betsy! Lepiej nie mogło być!

- No więc James, może jesteś niepoinformowany, ale ja nie zwiąże się z żadnym Katakanem!

- Oczywiści, że się zwiążesz, Elizabeth- powiedział i a jego słowa wywołały drżenie na moim ciele

- Nazywam się Betsy, wiesz? I przykro mi, ale tkwisz w błędzie. A teraz sorry, ale idę do domu. Zimno mi!- powiedziałam ostatnie z pretensją, jakby to była jego wina

Kto wie? Może była.

- Dobrze, ale pamiętaj, że nigdy mi nie uciekniesz. Dopóki będziesz używać magii, dopóty będę mógł cię znaleźć, Elizabeth- powiedział z niezmąconym spokojem

- Jeszcze zobaczymy- wymamrotałam- I nazywam się Betsy!- powiedziałam, przeciągając moje imię w nieskończoność- Trzymaj się, James. Mam nadzieję, że już się nie spotkamy!

Minęłam go i spokojnie ruszyłam w stronę domu, nie chcą dać po sobie poznać jak mnie przeraził i zdenerwował.

- Na to nie licz- krzyknął za mną- Elizabeth- dodał po chwili, jakby chciał się ze mną podrażnić.

Niedoczekanie!

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • NataliaO 22.09.2014
    będzie pewnie ciekawie :)
  • Fajne. Czwóreczka na zachętę do dalszego pisania
  • Elive 22.09.2014
    Dzięki :)
    To dla mnie naprawdę sporo znaczy
  • Lyn 22.09.2014
    Świetn

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania