Saga Zmrok, Ucieczka po zmroku, rozdział 7

Wyszłam z łazienki w białej koszuli, która sięgała mi do kolan i wyruszyłam na poszukiwanie drogi ucieczki z sypialnie Jamesa. Przeszłam przez jasno-szarą kuchnię i oliwkową białą jadalnie. Doszłam do beżowego salonu, gdzie doszłam do wniosku, że kanapa jest wystarczająco długa i szeroka.

- Zgubiłaś się chyba

Podskoczyłam i odwróciłam się do tyłu. O framugę drzwi opierał się James. Miał skrzyżowane ręce na piersi i obezwładniał mnie wzrokiem.

- Przestraszyłeś mnie- zarzuciłam mu

Zwilżyłam usta i głęboko wciągnęłam powietrze. James wyglądał na niezwyciężonego i bezlitosnego. Wyglądał jak czarownik, wydzielając każdym porem mroczne pożądanie. Jego czysta seksualność obezwładniała. Delikatny głos i doskonały spokój były niezgodne ze śladem zmysłowego okrucieństwa w wygięciu warg, intensywnym płomieniem jego ciemnych oczu oraz nieubłaganej masce, jaką zawsze nosił.

- Mogę czytać twoje myśli- powiedział miękko

- To twój problem- odparłam- Podoba mi się ten pokój, będę tu spać.

Przesunął po mnie zaborczym wzrokiem.

- Nie opuścisz mojego boku

- Nie?

A później zrobiło mi się słabo od nadmiaru wrażeń i przede wszystkim ze zmęczenia. W jednej chwili poczułam się rozpaczliwie znużona, rozbolała mnie głowa. Moje nogi drżały i nagle usiadłam na podłodze. Jedną dłoń zanurzyłam w swoich ciężkich jasnobrązowych włosach, odgarniając je z twarzy nieświadomie kobiecym gestem. Zamrugałam, a w tym czasie James pojawił się przy moim boku. Zamknęłam oczy kiedy sięgnął po mnie. Był silny, ogromnie silny, podnosząc mnie jakby nie ważyła więcej niż dziecko. Wtuliłam twarz w jego pierś, niezdolna zebrać siły do walki z nim.

- Ja naprawdę mam nogi- powiedziałam słabo, a łzy znów mnie zdusiły, mając w pamięci Jacka- Poza tym jeśli to zmęczenie to twoja robota, to przysięgam, że cię uduszę!

Zaśmiał się cicho i zniósł mnie na górę do sypialni.

Zatopiłam twarz w jedwabnej koszuli na jego piersi, gdzie mogłam poczuć równe uderzenia jego serca i ciepło jego skóry. Byłam jednak zbyt wyczerpana wydarzeniami wieczoru, by kontynuować walkę. Leżałam w jego ramionach wyczerpana, znajdując dozę spokoju u tego, który mi zagrażał.

- Myślisz, że jestem podobna do innych czarownic, ale nie jestem. – powiedziałam cicho, niepewna czy oferuje przeprosiny, czy wyjaśnienie.

Jego usta musnęły czubek mojej głowy w najdelikatniejszej z pieszczot, jego kciuk dotknął miejsca, gdzie uderzył mnie Edward. Położył mnie na łóżku. Otworzyłam dla niego umysł, by pokazać mu co czułam, kiedy pierwszy raz go spotkałam. Kiedy uderzył we mnie strach na myśl, że on mógłby swobodnie skraść moją wolną wolę. Uczynić mnie swoją tak nieodwołalnie, że zrobiłabym wszystko, by z nim być. . Nawet kiedy uciekłam nie mogłam o niem zapomnieć. Kiedy nocą zamykałam oczy, widziała tylko jego. Czasami, jeśli wystarczająco się skoncentrowałam, mogła nawet wyczuć jego dziki, pierwotny zapach. Nawiedzał moje sny. Wołał do mnie w czasie snu. Było oczywistym, że ryzyko jakie stanowił dla mojej duszy było zbyt duże, by mogła pozwolić na to, czego się teraz domagał.

Ręka Jamesa objęła moją głowę z tyłu, a następnie prześliznęła się na jej kark.

- Możemy poradzić sobie z twoimi lękami, maleńka. Nie są nie do pokonania.

Jego głos, jak zawsze, był spokojny i nieporuszony.

Serce mi zamarło. Nic nie wzbudziło w nim litości, nawet to, że podzieliłam się z nim jednym ze swoich najbardziej osobistych i przerażają wspomnień.

- Nie chcę tego – wyszeptałam ze szlochem rodzącym się w gardle.

Byłam upokorzona tym, że przyznała mu się do tak wielu rzeczy, a dla niego

znaczyło to tak mało.

- Odpocznij teraz maleńka. Rozwiążemy ten problem później.

Milczałam. Wydawało się że zaakceptowałam jego rozkaz bez słowa sprzeciwu. Ale miałam jeszcze kilka sztuczek w zanadrzu.

James mógł oferować mi chwilowe odroczenie wyroku, ale kiedy się obudzą jego apetyt będzie nienasycony. Wątpiłam, by wtedy mogła ją ocalić nawet jego olbrzymia samokontrola. Będę musiała dokonać najważniejszej i najbardziej śmiałej ucieczki.

- Elizabeth?

Ramię Jamesa przyciągnęło mnie zaborczo do jego ciała.

- Nie próbuj uciekać przede mną. Walcz ze mną, kłóć się, ale nawet nie próbuj mnie zostawić.

-Ja nie chcę tak żyć- zaprotestowałam

- Przyzwyczaisz się- odparł

- Jesteś naprawdę podły!

- Podły, seksowny, uwodzicielski, arogancki- powiedział z wyraźną kpiną- Czy lista moich zalet kiedykolwiek się kończy?

Miałam ochotę dać mu łokciem prosto w twarz. Ale wtedy trafiłabym też w jego oczy, a był tak piękne i niezwykłe, że szkoda byłby je niszczyć.

- Dzięki Bogu za dar moich oczu, bo nie chciałbym, abyś zrobiła mi coś takiego- powiedział wyraźnie rozbawiony

Ocieniony śladem zarostu podbródek Jamesa pocierał czubek mojej głowy w dziwnie kojącym geście. Cienkie kosmyki moich włosów przyczepiały się do kilkudniowego zarostu na jego twarzy, splątując się razem.

- Twój ojciec odpowiada za wiele rzeczy. Napełnił twoją głowę ludzkimi nonsensami, kiedy powinna przygotować cię na twoje prawdziwe przeznaczenie.

- Czemu nazywasz to nonsensem? Tylko dlatego, że chciał abym mogła wybrać dla siebie to czego pragnę? Bym mogła sama kształtować swoje przeznaczenie? Delektować się niezależnością i wolnością? Nie chcę do kogoś należeć.

- Żadne z nas nie może samo wybierać , Elizabeth.

Jego ramiona na chwilę przycisnęły mnie mocniej a jego ciepły oddech dotarł do mojego ucha.

- Przywiązani rodzą się przypisani do siebie. A wolność jest słowem, które może oznaczać wiele różnych rzeczy.

Ton jego głosu był tak piękny i delikatny, w przeciwieństwie do jego trzeźwych, rzeczowych słów.

- Idź spać i na chwilę ucieknij przed swoim lękiem.

Zamknęłam oczy czując, że jego usta najpierw muskają moje ucho, a następnie prześlizgują się na kark. Delektowałam się tym dotykiem, zabierałam go wewnątrz swego ciała i nie nienawidziłam się za to.

- Ty idź spać James. Ja chcę się zastanowić.

Jego zęby przygryzły lekko moją skórę tuż nad miejscem, gdzie mój puls skakał. Następnie jego język musnął to miejsce, łagodząc ostre uczucie.

- Nie życzę sobie byś się dłużej zastanawiała, ma malutka. Rób co mówię, albo sam poślę cię spać.

Pobladłam.

- Nie! Nie steruj moim umysłem! Sama zasnę!

Zamknęłam oczy i próbowałam ignorować jego pieszczoty, mimo, że czułam, jak płonę.

Słońce powoli wstawało nad górami. Promienie światła wpadały przez okna olbrzymiego, odizolowanego domu. Wypolerowany dąb błyszczał. Drewniana podłoga lśniła .

Zasnęłam wykończona tym wszystkim, ale ustawiłam wewnętrzny budzik na dwunastą w południe. Nie mam zamiaru powierzać swojego życia Jamesowi.

Otworzyłam oczy, prześledziłam swoje otoczenie. Badałam charakter wiążących mnie zabezpieczeń założonych przez Jamesa. Obok mnie James leżał nieruchomo jak umarły, obejmując mnie zaborczo ramieniem wokół talii. Pozwoliłam, by uczucie ulgi zalało całe moje ciało.

- Przepraszam James. – wyszeptałam cicho - Nie mogę złożyć swego życia w twoje ręce. Jesteś zbyt potężny dla kogoś takiego jak ja, abym mogła spróbować żyć z tobą. Proszę znajdź sobie kogoś innego i bądź szczęśliwy.

Wiedziałam, że sama nigdy nie będę szczęśliwa. Nie miałam jednak wyboru, jeśli nie chciałam, aby ten potężny, stary Katanian przejął kontrolę nad moim życiem.

Moje zęby skubnęły dolną wargę. Mimo swego postanowienia odkryłam, że dziwnie niechętnie go opuszczam. A on chciał przejąć kontrolę nad moim życiem, nie mógł pomóc sam sobie. To prawda, że miałam już pozostać samotna. Nie mogłam wrócić do domu. Znalazłby mnie tam. Rozumiałam, że nigdy nie będę pragnąć innego mężczyzny tak, jak pożądam Jamesa. Moja dusza już była w jego władaniu. Chciałam wyjaśnić mu pewne sprawy, sprawić by je zrozumiał. Ale James był samcem przykładającym uwagę jedynie do własnej logiki. Był jednym ze Starszych, najbardziej potężnym, najwięcej wiedzącym. Mrocznym. Był śmiertelnie niebezpiecznym zabójcą, prawdziwym dzikim Katatianem. Przeżyte wieki nie złagodziły jego postawy macho, ani nie zmieniły jego przekonań. Wierzył całkowicie w swoje prawo do mnie, wierzył, że należę do niego. Chroniłby mnie za cenę swojego życia przed jakąkolwiek krzywdą, dbałby o mój komfort i zaspokojenie każdej potrzeby. Ale panowałby nade mną zupełnie.

- Przepraszam. – wyszeptałam ponownie i spróbowałam usiąść.

Wielki ciężar na środku moich piersi zapobiegł ruchowi. Moje serce szarpnęło się nieswojo. Byłam przerażona, że przeszkodziłam mu w drzemce , przyjrzałam mu się. Wciąż leżał nieruchomy i spokojny, bez śladu życia. Wzięłam głęboki wdech i powoli go wypuściłam, aby się uspokoić. Tym razem ostrożnie ześliznęłam się na bok, jakby się spod czegoś wymykała. Natychmiast wokół każdej mojej kostki zacisnęła się obręcz. Kiedy spojrzałam w dół na swoje stopy, nic tam nie było. Nic nie trzymało mnie, a jednak nie mogła się poruszyć. Jakimś cudem będąc w głębokim śnie James kontrolował mnie. Łatwo, swobodnie, od niechcenia. Mógł spać spokojnie, tak pewny swojej mocy, tak nieporuszony przez moje wyzwanie. Nie miałam żadnych wątpliwości, że to James powstrzymał mnie przed ucieczką. Leżałam nieruchomo i pozwoliłam swemu umysłowi skupić się na swoich kostkach, szukając ścieżki, czegokolwiek, co mogło dać mi wskazówkę, co do tego jak niewidzialne kajdany działają i w jaki sposób mogłam z nich uciec.

Będziesz spała.

Ta komenda wypełniła mój umysł, cicha, kusząca, stal owinięta w aksamitną rękawiczkę. Natychmiast poczułam senność, a powieki wydawały się nader ciężkie.

Opierałam się, zaalarmowana i walczyłam z pragnieniem wykonania jego rozkazu. Było upokarzające, że mógł mnie kontrolować nawet przez sen. Jeśli naprawdę był aż tak potężny, to jakie będzie moje życie z nim wtedy, kiedy będzie w pełni obudzony i świadomy? Cichy, kpiący śmiech wypełnił mój umysł.

Idź spać, maleńka. To niebezpieczne sprawdzać mnie w ten sposób.

Odwróciłam swoją głowę. James leżał jak nieżywy. Jak mógł być taki silny?

W porządku James, wygrałeś- tym razem.

Za każdym razem, kochanie

Żadnej przechwałki w głosie, żadnego triumfu, jedynie łagodny spokój. To właśnie jego spokój sprawił, że uwierzyłam że James jest daleko bardziej niebezpieczny niż to sobie wyobrażałam. Nie groził, nie krzyczał, ani się nie wściekał. Stwierdzał wszystko tym samym tonem albo, co gorsza, wydawał się rozbawiony.

Znów padłam na poduszki, zrozpaczona, i zamknęłam oczy.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania