Saga Zmrok, Ucieczka po zmroku, rozdział 8

Usiłowałam usiąść, ale uniemożliwił to przytrzymując ją ręką w okolicach serca. Westchnęłam ciężko i zamknęłam oczy, rokoszując się uczuciem, bycia w jego ramionach, zanim zacznęł nową walkę z nim.

- Żadnej walki!- uprzedził mnie od razu i zaczął głaskać palcem wypukłość moich piersi

- Nie jestem szczególnie dobra w wypełnianiu rozkazów. Będziesz musiał po prostu do tego przywyknąć.

Usiłowałam zignorować seksualne napięcie, które między nami narastało. Pochylił się, z czułością dotykając ustami mojego czoła, uśmiechają się przy tym.

- Potrafisz być niesamowicie irytujący, James. Próbuję to znosić, ale przydałoby mi się trochę pomocy. Jeśli mam być szczera, to jestem przerażona. W sumie nie chcę teraz o tym myśleć

- Czym jesteś przerażona?

- Tobą- powiedziałam z wyrzutem

- Nie, boisz się tego, że zawładnę twoim życiem...

- To to samo!- wtrąciłam

- Co oczywiście zamierzam zrobić- dokończył

Oburzona zaczerpnęłam gwałtownie powietrza.

- Ale jestem wdzięczny, że zgodziłaś się ze mną w pełni połączyć- dodał

- Czy jesteś tak wdzięczny że rozważysz abyśmy przez pewien czas żyli oddzielnie? - zapytałam z nadzieją zamykając na moment oczy

-Rytuał został dopełniony, kochanie. Za późno. Żadne z nas nie przeżyje rozłąki. Zaplątał palce w moje włosy i gniótł jedwabiste pasma, tak jakby nigdy nie miał dość mojego dotyku. Słyszałam już, że przywiązani nie mogą żyć osobno. Ale to oznaczało, że natychmiast muszę rozwiązać swoje wewnętrzne problemy i strach przez ich związkiem. Czy to możliwe?

- Ale co do znaczy? - rzuciłam mu wyzwanie - Słyszałam jak mówi to moja matka i ty. Słyszę to całe życie. Co to znaczy?

- Będziesz potrzebowała dotyku mojego umysłu, ciała, wymiany krwi, a ja będę łaknął twojego. Będzie się to działo często a potrzeba stanie się tak silna, że żadne z nas nie przetrwa długo bez drugiego - mówił neutralnym, niskim, uspokajającym tonem.

Jeśli mogłam jeszcze bardziej zblednąć, tak właśnie się stało. Serce zaczęło dziko bić, a oczy rozszerzyły się ze strachu. Nigdy! Nigdy, przenigdy, niezależnie od okoliczności nie będzie od kogoś uzależniona!

-Nie będę kłamał, maleńka. Na początku nasze życie będzie trudne. Nic nie wiem o głębi emocji które potrafisz we mnie wywołać. Przyzwyczajenie się zajmie trochę czasu.

- Byłoby łatwiej gdybyś nie nazywał mnie maleńką- mruknęłam, a on zachichotał

-Nie skrzywdzę cię, kochanie. Nie mogę, od kiedy dopełniliśmy rytuał.

- Więc czemu mówisz, że nasze życie będzie trudne? - Palcami mięłam prześcieradło, a moje kłykcie pobielały.

- Nie mogę cię stracić po wiekach oczekiwania. Wiem, że jestem twardym człowiekiem i że nie łatwo mnie pokochasz. Oboje będziemy musieli się przystosować.

- Tak, możesz na przykład przestać bawić się w maczo - wymamrotałam cicho. Przygotowałam się i głośno powiedziała:

- Chcę usiąść, James.

Czułam wyraźny dyskomfort leżąc nago na plecach pod prześcieradłem.

- Jeżeli mamy dyskutować o naszej przyszłości, chcę w tym brać udział.

Niechętnie odsunął się, a ja usiadłam i westchnęłam cicho, czując się trochę obolała.

- Poszłoby nam o wiele lepiej, gdybyś siedział tam - wskazałam krzesło po drugiej stronie pokoju.

James ujął w ręce moją twarz. Kciukiem gładził delikatną linię szczęki.

- Spójrz na mnie, Elizabeth.

Jego głos był jak mroczny aksamit, ale mimo to rozkazujący. Skierowałam na niego wzrok, ale szybko odwróciłam oczy skrywając je bezpiecznie za zasłoną rzęs. Ruch jego kciuka spowodował, że mój puls przyspieszył.

- Czy będziesz ze mną walczyć w każdej kwestii? Nie proszę cię o wiele, chcę tylko byś na mnie spojrzała - na swojego towarzysza.

- Czy to mało? Mówi się, że możesz rozkazywać za pomocą jednego spojrzenia. Zaśmiał się miękko. Dźwięk igrał z moją skórą jak dotyk jego palców.

- Do tego wystarczy mi sam głos, kochanie. Elizabeth, musisz na mnie spojrzeć. Niechętnie skierowałam na niego wzrok.

- Mówiłem, że nasze życie nie będzie łatwe, bo, jak to ujęłaś, jestem władczym dupkiem. Ale pójdzie nam łatwiej, jeśli nie będziesz walczyć- powiedział- Poza tym musimy uważać, bo Edward nie był sam.

Prychnęłam wściekła.

- Co miałeś na myśli mówiąc, że Edward nie był sam? - celowo jednak zmieniłam temat w próbie zmniejszenia napięcia.

- Podróżował w grupie.

- Ilu jest w tej grupie?

- Jeszcze dwóch.

Podniosłam rękę do gardła.

- Czy przybyli tu z mojego powodu? Edward powiedział, że znalazł mnie pierwszy. Sądziłam, że wyprzedził ciebie. Czy to ja ich tu przywiodłam?

Milczał.

Smutno potrząsnęłam głową.

- Rozumiem. Gdzie są moje ubrania?

Zmarszczył brwi.

- Gdzie według ciebie się wybierasz?

- Muszę poczynić ustalenia co do pogrzebu Jacka. Wszyscy mnie pewnie szukają a ekipa musi być zrozpaczona jego śmiercią. Martwią się o mnie. Kiedy się tym zajmę, zamierzam dołączyć się do twojego polowania na zmiennokształtnych.

- I sądzisz, że zezwolę ci na takie ryzyko?

Spojrzałam na niego wściekle.

- Nie możesz mi rozkazywać, James. Wyjaśnijmy to sobie od razu.

James uniósł swoje pokaźne ciało z łóżka i przeciągnął się niczym rozleniwiony, dziki kot. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Przeciągał się nie wydając dźwięku, a pod jego elegancką jedwabną koszulą prężyły się mięśnie. Do kilku wypełnionych wodą naczyń rozkruszył pachnące słodko zioła i przed każdym zapalił świecę. Pokój natychmiast wypełnił się łagodzącą, zwodniczą wonią która znajdowała drogę do wnętrza mojego ciała, do mojego krwiobiegu. Z nocnego stolika podniósł szczotkę, okrążył łóżko i wrócił na jej stronę.

- Oczywiście, że będę ci rozkazywał, Elizabeth. Ale proszę, nie martw się. Jestem z tym całkiem niezły.

Byłam w autentycznym szoku. James, Mroczny, się ze mną drażnił? Usiadł za mną i zaczął rozczesywać gęstwinę włosów. Uczucie było wspaniałe: szczotka poruszająca się po mojej głowie, sięgająca do końca włosów, ręce obdarzające mnie długą pieszczotą. Niemal jak magia

- Bardzo zabawne. Nie urodziłam się w czternastym wieku albo jakimś innym idiotycznym okresie, w którym ty się urodziłeś. Jestem nowoczesną kobietą, czy ci się to podoba czy nie. Sam dokonałeś wyboru wiążąc nas ze sobą. Rozkazywanie, choćbyś był w nim nie wiem jak dobry, odpada.

W jego dotyku, aksamitnym głosie tkwiła magia, pokusa a także lekkie drażnienie się, do którego się dopasowałam. Dotykał palcami mojego karku, sprawiając że po mojej krwi falami rozchodziło się ciepło.

- Jestem ze Starego Świata, maleńka - oddechem ocieplał moje ucho - Muszę chronić moją kobietę.

- Daj sobie spokój - zasugerowałam słodko - Wtedy będziemy się lepiej dogadywać.

- Będziemy dogadywać się wspaniale, maleńka, bo nigdy nie sprzeciwisz się mojej woli. - jego głos obniżył się i stał się czystą pokusą.

Powietrze w pokoju było gęste od zapachu ziół, działało na zmysły, a jego głos mnie hipnotyzował. Odwróciłam głowę by spojrzeć na niego nad nagim ramieniem. Skierował na mnie ciemne spojrzenie, które kryło w sobie rozbawienie.

- Daj sobie spokój, James. Tracisz rozum. Dotarło do ciebie, że potrzebuję ubrań, prawda? - starała się brzmieć twardo.

Gdybym pozwoliła mu się uwieść i obniżyła gardę, źle bym na tym wyszła. Ale byłam tak bardzo senna, kręciło się mi w głowie od zapachu ziół i dotyku jego dłoni na włosach.

- Uspokój się, jesteś za bardzo nerwowa

- Doprowadzasz mnie do ostateczności- krzyknęłam- Przykro mi, że cię zawiodłam i nie chce się ci podporządkować, ale...

- Nie prosiłem żebyś się zmieniła i tego nie chcę. Zapominasz, że znam cię lepiej niż ktokolwiek inny. Poradzę sobie z tobą.

Odwróciłam głowę, żeby mógł zobaczyć srebrne błyski w moich czarnych oczach. Tliło się w nich ostrzeżenie.

- Jesteś tak arogancki, James, że chętnie bym czymś rzuciła. Czy słyszysz sam siebie? Poradzisz sobie ze mną? Ha. Próbuję powiedzieć, że jest mi przykro bo cię zawiodłam, a ty zachowujesz się jak pan na włościach. To, że urodziłeś się wieki temu kiedy kobiety stanowiły czyjąś własność, nie jest żadną wymówką.

- Męczysz mnie już tymi swoimi krzykami, maleńka- westchnął

- A idź w cholerę! Jesteś najgorszym facetem jakiego spotkałam!

- To nie było miłe- zauważył rozbawiony

- Nie jestem miła- odparłam- Musisz się z tym liczyć!

- Umówmy się tak, ja pozwolę ci załatwić wszystko w świecie ludzi, a ty przestaniesz krzyczeć- powiedział

- Pozwolisz- prychnęłam

- Więc jak?- uniósł brwi

- Dobrze, już dobrze- westchnęłam- Niech ci będzie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania