Saga Zmrok, Ucieczka po zmroku, rozdział 9

Detektyw Albert Savage eskortował nas przez zatłoczony pokój wydziału zabójstw do swojego biura. Wszystkie głowy odwracały się w naszym kierunku, wydawała się za nimi podążać niesamowita cisza. Naprawdę nie mogłam winić się za tych wszystkich tych facetów, a mimo to James cały czas rzucał mi krytyczne spojrzenia. Mimo wszystko było zawstydzające, że dorośli policjanci zachowywali się jak chore z miłości szczeniaczki przy mnie. Detektyw zaprowadził nas do swojego biura i usiadł przy biurku.

-Doceniamy państwa przybycie i pomoc. Dziękuję pani za identyfikację ciała. Wiem, że musiało być to trudne dla pani.

Odczekał chwilę, ale kiedy żadne z nas się nie odezwało, kontynuował.

- Pragniemy wyjaśnić kilka rzeczy dotyczących tamtej nocy. Mamy już zeznania ochroniarzy i pracowników strzelnicy . Obydwoje państwo wydajecie się mieć niepodważalne alibi, panno Ryga. Ochrona widziała pani odejście i widziała potem Jacka na sali . . Kiedy po raz ostatni widziała pani Jacka Trenta żywego?

Widziałam , że James zasiał w umysłach personelu ochrony ich obraz opuszczających strzelnicy tamtej strasznej nocy.

- Detektywie Savage, - zaczęłam.

- Mów mi Albert– ku swojemu całkowitemu zaskoczeniu usłyszał siebie wypowiadającego te słowa.

James poruszył się. Lekkie zmarszczenie mięśni, sugestia niebezpieczeństwa. Te błyszczące, przeszywające oczy skoncentrowane na twarzy Alberta dotykające go wraz z powiewem chłodu, wizją pustego grobu, dreszczem śmierci.

Detektyw nerwowo przełknął ślinę, nagle zadowolony, że do jego nowych zadań śledczych nie wyznaczono tej dziwnej sprawy.

Albert był w stanie uwierzyć, że ten mężczyzna był całkowicie zdolny do zamordowania kogoś. Słyszałam jak jego myśli pędzą, pytając co kobieta taka jak ja robi z takim mężczyzną?

No cóż... Ja też się nad tym zastanawiam.

- Odebrałem Elizabeth około pół godziny od jej wejścia na strzelnicę.

James poinformował go cicho, w czasie kiedy usiadłam z pochyloną głową, splatając razem z nim palce.

James był w pełni świadomy myśli detektywa i celowo obniżył swój głos o jedną oktawę. Każdy półgłówek mógł zobaczyć, że jest niebezpieczny, nie było łatwo coś takiego ukryć i James nie miał szczególnie ochoty tego robić.

- Jack był wówczas żywy i miał się dobrze. – James kontynuował cicho. – Przez kilka minut rozmawialiśmy, może z pół godziny. Później wyszliśmy, a on czegoś zapomniał i wrócił się po to. Umówiliśmy się na jutro, miał być moim świadkiem na naszym ślubie.

Mimowolnie wzdrygnęłam się.

-Chcieliśmy to wszystko omówić.- ciągnął mój przywiązany- Ja i Elizabeth wsiedliśmy do auta i już go nie widzieliśmy.

Pochyliłam nagle głowę, czując przebiegające po moim ciele ciarki. Byłam blada, ale opanowana. Jednak w środku krzyczałam z oburzenia, z żalu. Wydawało się, że James się nie poruszył, a jednak jego ciało dotknęł mojego, tak że jego ciepło przesączało się przez jej skórę. Zdumiała mnie całkiem prawdopodobna opowieść, jaką utkał swoim pięknym głosem. Nikt nie mógłby jej zakwestionować. Jakżeby mogli, kiedy kontrolował wszystkich w zasięgu swego głosu?

- To był ostatni raz, kiedy widzieliście go żywego? – zapytał Albert.

Skinęłam głową. James splótł ze mną swoje palce.

- Jack był naszym przyjacielem. Dla Elizabeth był jak brat. Często wyjeżdżam, a on nad nią czuwa gdy mnie nie ma. Elizabeth ma skłonność do pakowania się w kłopoty.

Wyrwałam mu swoją rękę.

Jesteś okropny.

Jestem szczery, maleńka.

W umyśle mogłam poczuć jego rozbawienie. Zazgrzytałam zębami ze złości.

- Jak może pan sobie wyobrazić, jest to druzgocące dla mojej narzeczonej. Dla nas obydwojga. Powinniśmy byli poczekać, aż będzie bezpieczny w swoim samochodzie, ale przez dłuższy czas byłem nieobecny i chcieliśmy razem odejść jak najszybciej.- powiedział James- Nie przewidzieliśmy czegoś takiego.

- Nie wróciła pani do domu, Elizabeth- powiedział detektyw Savage

- Nie, pojechaliśmy do posiadłości, jaką posiadamy poza miastem. Aż do dzisiejszego wieczoru nie słyszeliśmy o tej wiadomości.- odparł James

- Dlaczego nie zawiadomiłaś o tym nikogo.? – Johnson zadał pytanie bezpośrednio mnie. .

- A kogo miałam zawiadomić?- spytałam niemal kpiąco- Alex jest przyzwyczajona, że znikam na parę dni.

Brzmiałam smutno.

Savage przycisnął rękę do serca.

James poruszył się nieco, głaszcząc moje włosy i kark , poruszając palcami w kojącym masażu. Emitowałam swój wewnętrzny smutek zbyt głośno i detektyw dostał się pod jego oddziaływanie.

Oddychaj głęboko, kochanie. Nie możemy sobie pozwolić, żeby policjant dostał ataku serca w naszej obecności. Jest wrażliwy na twoje oddziaływanie.

Nie mogę wytrzymać takiego zakłamania.

- Wydaje się, że nikt nie wiedział o waszym związku- zaryzykował Savage- Nawet bliscy, panny Ryga.

- Nie mam bliskich, detektywie- powiedziałam, nie dając żalowi przedostać się do mojego głosu- Ten kto miał wiedzieć to wiedział!

- Rozumiem- odparł trochę zaskoczony- Czy pan Trent akceptował wasz związek?

Ciemne oczy Jamesa błysnęły niebezpiecznie.

- Oczywiście, że tak

To pytanie jeszcze bardziej wytrąciło mnie z równowagi.

- Odchodzimy od głównego tematu. Czy wiedział pan o jakichkolwiek wrogach, jakich mógł posiadać pan Trent?

James nie spieszył się z odpowiedzią, wyglądając na bardzo zamyślonego. Ostatecznie potrząsnął głową.

- Chciałbym, byśmy mogli być bardziej pomocni detektywie, ale wszyscy lubili Jacka.

- A ci których zatrzymał?- spytał przebiegle

- Nie zatrzymywał, aż tak niebezpiecznych osób, jeśli o to panu chodzi- powiedziałam, a głos mi zadrżał

Możemy to skończyć? Ja już... nie chce!

Oczywiście, maleńka

Nie mów do mnie ,,maleńka", bo się zdenerwuję!

James przejął kontrolę nad umysłem detektywa i przekonał go, że czas zakończyć śledztwo. Jak miło!

- Moja narzeczona jest bardzo roztrzęsiona detektywie i wciąż musimy zająć się przygotowaniami pogrzebu Jacka. Czeka na nas także współlokatorka i inni znajomi Elizabeth.

- Tak jak reporterzy.

Brązowe oczy Jamesa zalśniły ostrzegawczo.

- Nie będzie rozmawiała z reporterami. Ta sprawa jest dla niej już wystarczająco trudna.

- Spokojnie, James! Dam sobie radę- powiedziałam wściekła, że już zaczyna dyktować moim życiem- Skąd reporterzy?

- Pan Trent był policjantem, a ostatnio było o waszej dwójce głośno w gazetach. Przez tego człowieka, ktory go postrzelił.

James napiął się.

- Tak, pamiętam. Nie ważne.- powiedziałam lekceważąco- Możemy już iść?

- Oczywiście

Savage zamrugał i stwierdził, że stoi ściskając dłoń Jamesa i uśmiecha się z sympatią do mnie.

Muskularne ciało Jamesa przytłaczało moją szczupłą sylwetkę, kiedy opiekuńczo wziął mnie pod ramię. Ofiarowałam Albertowi wątły uśmiech.

- Szkoda, że nie mieliśmy szansy spotkać się w innym okolicznościach detektywie.

- Albercie. – poprawił ją delikatnie, czyniąc usilne starania, żeby się na nią nie gapić. James popychał mnie w kierunku wyjścia z biura.

- Dziękujemy, że tak troskliwie zadbał pan o uczucia Elizabeth

Albert powiódł nas poprzez labirynt pokoi do tylnych schodów.

- Jeśli sądzi pan, że to konieczne, mogę wysłać kilku swoich ludzi, żeby przez kilka dni mieli na oku pannę Ryga.

- Dziękuję detektywie, ale nie ma takiej potrzeby.

James ściszył swój aksamitny głos, w którym pobrzmiewał ślad pogróżki. Jego ręka objęła moje wąskie plecy .

- Chronię to, co należy do mnie.

Do ciebie!

Nie teraz, maleńka. Możemy pokłócić się później.

Co za ulga.

Klatka schodowa była wąska i zakurzona, a dywan przetarty w kilku miejscach.

- On jest zmiennym, Elizabeth- szepnął do mnie- Jedne z reporterów

Złapałam gwałtownie powietrze.

- Dajmy mu odpowiedzi i chodźmy stąd. Później go wykończę- odparłam znużona

- Ja, kochanie, ja- odparł i musnął przelotnie moje wargi

Zatrzęsłam się z powodu nieoczekiwanego żaru płonącego w jej ciele. James miał nade mną tak wielką władzę. Kiedy uwolnił moje usta z gorącej, wilgotnej pieczary swych ust, oparłam się o niego. Moja ręka prześliznęła się w dół jego gardła, by spocząć na jego piersi.

- Uważam, że powinieneś zostać wyjęty spod prawa. Jesteś śmiertelnie niebezpieczny dla kobiet.

. - Tylko dla jednej kobiety. – odpowiedział

Wyszliśmy na zewnątrz, detektyw przesadzał. Było tylko trzech reporterów, niemniej rzucili się na nas jak pijawki. Najbardziej jednak walczył jeden z nich, który miał na szyi bliznę w kształcie pół księżyca. Zmiennokształtny.

Od razu pożałowałam swojej decyzji.

Sama na to nalegałaś.

Nawet nie próbuj powiedzieć: „a nie mówiłem”!

Jego miękki śmiech wypełnił mój umysł, ale jego twarz była twarda i niebezpieczna, kiedy stawił czoło reporterowi i jego kamerzyście.

- Zjeżdżajcie nam z drogi. – ostrzegł cicho.

- Chciałbym porozmawiać z panną Ryga, na temat jej partnera- powiedział- Bez niepotrzebnych osób.

- Jestem zajęta- odparłam i wyminęłam go, wymykając się przy okazji Jamesowi

Był niemniej zaskoczony, jak zmienny.

Wsiadłam do samochodu, oczywiście wykorzystałam przewagę, by usiąść za kierownicą. Po chwili dołączył do mnie.

- Ośmieszyłaś mnie w jego oczach- powiedział patrząc na mnie groźnie

- Yhy, mam to w nosie- powiedziałam i przekręciłam kluczyki w stacyjce

- Zabraniam robić ci to powtórnie

- To zabraniaj dalej- powiedziałam- To, że pozwoliłam na to, żebyś nas powiązał, nie oznacza, że możesz mną dyrygować!

- Jak dla mnie to właśnie to oznacza- powiedział- Gdzie my w ogóle jedziemy?

- Na mój komisariat- odparłam- Muszę ich powiadomić, że wracam do pracy.

- Że nie wracasz do pracy- powiedział aksamitnym, hipnotyzującym głosem- To zbyt niebezpieczne, maleńka.

Zignorowałam go. Ja naprawdę nie lubię się kłócić! Zaparkowałam przed budynkiem i weszłam do środka, a James podoążył za mną jak cień.

- Betsy! Jak miło cię widzieć!- powiedział Charlie i uśmiechnął się ciepło do mnie, a później spojrzał podejrzliwie na Jamsa- To ten twój narzeczony?

- James Vladesco, miło pana poznać- powiedział James i zmiażdżył dłoń Charliemu

Nie wyglądał jakby się cieszył.

- Podobno złowiłaś jakiegoś milionera, Liz?

- Nie przypominaj mi o tym- jęknęłam

- To kiedy wracasz do pracy?

- Niech pan uważa, jeszcze weźmie to za dobrą monetę- powiedział James i otoczył mnie ramieniem

- Przestań. Oczywiście, że wracam do pracy- powiedziałam i zrzuciłam z siebie jego ramię- I to jak najszybciej się da.

- Nie rozumiem- powiedział James

- Muszę jakoś zarabiać na życie!

Charlie wybuchną śmiechem.

- Wychodzisz za mąż za milionera, Betsy! To już nie twój problem.

- Nie wiadomo, może nam się nie ułożyć. Może w ogóle nie dojść do niego- powiedziałam

- Cała ty. Jeszcze nie wyszłaś za mąż, a już skazujesz małżeństwo na niepowodzenie- powiedział Charlie- Jesteś straszną pesymistką, Liz.

- Realistką- poprawiłam cicho

- Więc jak długo jesteście razem?

- Cztery lata- powiedział James

- Teraz rozumiem dlaczego zawsze odmawiałaś- powiedział Charlie

James wyglądał tak, jakby miał zamiar rozszarpać mu gardło.

- Idę do komendanta, a ty- dźgnęłam Jamesa w pierś- Zostań tu, dobrze? Sama to załatwię.

James niechętnie kiwnął głową, a ja niemal pobiegłam do gabinetu komendanta.

- Panie komendancie, mogę?

- Wejdź, Ryga

Weszłam do gabinetu i usiadłam przed nim.

- Chciałam tylko poprosić o krótki urlop, przez następny tydzień- poprosiłam- Muszę zająć się pogrzebem.

- Oczywiście, choć dotarły do mnie informacje, że nie wracasz do pracy- powiedział zdziwiony

- Nie?- złość we mnie zagotowała się- A skąd można wiedzieć, ma pan takie informacje?

- Twój narzeczona tak mnie poinformował- powiedział- Wczoraj podpisałem wypowiedzenie

Niemal się rozpłakałam

- Nie można tego cofnąć? - jęknęłam błagalnie

- Obawiam się, że nie- pokręcił głową- Przykro mi, Ryga.

Wstałam i wyszłam z gabinetu.

- Jak mogłęś, cholero jedna!- wrzasnęłam na cały komisariat

Charlie aż podskoczył, ale James wydawał się nieporuszony.

- Co takiego, kochanie?- spytał niewinnie

- Ty już dobrze wiesz co!- darłam się- Nie cierpię cię, Vladesco!

- Nie rób scen- powiedział i otoczył mnie ramieniem

Następnie wrzeszczącą wyprowadził mnie z komisariatu i pomógł wsiąść do auta. Przez całą drogę do Alex darłam się na niego, ale on całkiem to ignorował, czym doprowadzał mnie do większego szału. W końcu zatrzymał auto, a ja wyskoczyłam z niego i pognałam do mieszkania, byle tylko nie patrzeć na niego. Drzwi były zamknięte, przekręciłam klucz w zamku. Niby nic się nie zmieniło, ale zniknęły wszystkie rzeczy Alexandri. Na blacie w kuchni leżała karteczka, napisana jej charakterem pisma.

- Żegnaj- przeczytałam głośno- Co to ma do cholery znaczyć?

- Że chyba się wyprowadziła- powiedział

- Jak to się wyprowadziła?- krzyknęłam- Nie dała znać i zostawiła tylko kartkę? Nie było mnie cztery dni! Co z wami do cholery!

Położył mi dłonie na ramionach.

- Spokojnie skarbie- powiedział- Coś jej może wyskoczyło i...

- I tak od razu się wyprowadziła!- krzyknęłam- A dajcie mi wszyscy spokój!

Wściekła wyszłam z mieszkania i przy okazji sturlałam się ze schodów na klatce schodowej.

Z głuchym jękiem otworzyłam oczy i doszłam do wniosku, że jestem w domu Jamesa. Konkretnie w jego łóżku, przykryta jego pościelom, a on siedzi nade mną. Spróbowałam usiąść, ale zaraz z głośnym jękiem opadłam na poduszki. Czemu wszystko mnie tak bolało?

- Leż, maleńka- powiedział- Spadłaś ze schodów

Ach, to wiele tłumaczy.

- Wiesz jakie strachu mi napędziłaś? Znowu.

Pokazałam mu język.

- Już mi lepiej- obwieściłam i usiadłam, starając nie krzywić się mocno

On za to się skrzywił.

- Czy wiesz, że między nami nigdy nie będzie kłamstwa?

- Niestety- westchnęłam trochę sztucznie

- Zostań dziś w łóżku, ja muszę zapolować na tego zmiennego- powiedział

- Tymczasem może byś mnie podszkolił w sprawie zmiennych, skoro wygląda na to, że będziemy na nie razem polować. Będę więc polować razem z tobą, mój partnerze .

Serce głośno waliło mu w piersi. Mój uśmiech był tajemniczy, sekretny .

- Co kryje się za tym uśmiechem, maleńka?

Jego dłoń złapała i objęła moje gardło. Kciukiem głaskał moje wargi w łagodnej pieszczocie.

- Co takiego wiesz ty, czego ja nie wiem?

Swym umysłem wśliznął się do mojego umysłu. Zmysłowy napór, ostateczna intymność, podobna do sposobu w jaki czasem jego język napiera na moje wargi - lub sposobu, w jaki jego ciało bierze mnie w swoje posiadanie. Jego dotyk w umyśle był mi dobrze znany. Wiedziała, że próbował zmniejszyć swój napór na mój umysł do minimum. Pozwolił mi ustanowić granice i nigdy nie przekroczył żadnej bariery, jaką tylko wzniosłam. Nawet jeśli łatwo mógł to zrobić. Obydwoje potrzebowaliśmy intymnej unii swoich połączonych umysłów. Z szeroko otwartymi oczyma spojrzała na niego niewinnie. Jego kciuk moją dolną wargę, na wpół zahipnotyzowany przez moją satynową doskonałość.

- Nigdy nie będziesz polować na zmiennych maleńka, nigdy. A jeśli przyłapię cię na takiej próbie, będzie ogromna awantura.

Nie wyglądałam na przestraszoną. Właściwie to w głębi moich czarno-zielonych oczu pobłyskiwało rozbawienie.

-Na pewno mnie nie przestraszysz, Mroczny, postrachu wszystkich Katatian!

Zaśmiałam się miękko.

- Przestań wyglądać tak poważnie James, jeszcze nie straciłeś całkowicie swojej reputacji. Wszyscy inni wciąż się boją wielkiego, złego łowcy.

Jego brwi gwałtownie uniosły się do góry.

Moje intensywne spojrzenie było jasne i iskrzące, wskazujące na figlarność.

- Jesteś jedyną osobą, która powinna się martwić o wielkiego, złego łowce, maleńka. – groził mi ze sztuczną powagą.

Podniosłam się, wpatrując w jego oczy, a uśmiech rozciągnął moje delikatne wargi

. - Powiedziałeś żart Jamesie. Robimy postępy. Jesteśmy już właściwie przyjaciółmi.

- Właściwie przyjaciółmi? – powtórzył za mną łagodnie.

- Szybko zmierzamy do tego punktu. – odpowiedziałam mu stanowczo, podnosząc głowę wysoko i prowokując go, żeby mi zaprzeczył.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania