Saga Zmrok, Ucieczka po zmroku, rozdział 11

Pokonywał przestrzeń niezauważony, z łatwością zrodzoną z długiej praktyki, jak lekki wiatr pomiędzy drzewami.

Zmiennokształtny usiłował przedostać się przez zachodni mur.

- Witaj, zmiennokształtny- powiedział swoim aksamitnym głosem

Mężczyzna gwałtownie odwrócił się w jego stronę.

- James! Miło cię widzieć, staruszku- powiedział ze złośliwym uśmiechem- Co cię do mnie sprowadza?

- Martwisz moją moją partnerką- odparł

- Tą która nawet nie jest ci posłuszna? Upadłeś bardzo nisko, Mroczny- zakpił

Zazgrzytałam zębami. Posłuszna i co jeszcze? Może mam być blondynką, metr dziewięćdziesiąt?

Wolę brunetki.

Skup się!

Mimo zdenerwowania nie mogłam się nie uśmiechnąć.

A później zmienny zmienił się w lwa i skoczył na Jamesa. Ten odparował jego atak i przerzucił go sobie na głowę. Masywne ciało kota uderzyło w drzewo, ale ten zaraz się podniósł.

Napierałam na niewidzialną barierę, aby dostać się do Jamesa. Czułam jak w moich oczach wzbierają się łzy. Potworny strach wynikający z własnej bezsilności niemal mnie przytłoczył.

James! Pozwól pomóc!

Spokojnie, kochanie, panuję nad sytuacją. Nie denerwuj się. Nie ma czym.

Akurat! Panuje nad sytuacją. Większego kłamstwa już chyba nie ma!

Lew znów zaatakował ,raniąc ostrymi zębami rękę Mrocznego. Rana jednak bardzo szybko zagoiła się, a James zdzielił go ręką na pół. Dało się słyszeć trzask łamanych kości, a zwierze padło na ziemię. James nie marnował jednak czasu i oderwał głowę zwierzęcia, a następnie spopielił i ją i ciało zwierzęcia. Jedyny sposób by zabić zmiennego.

Następnie ruszył, by wrócić do mnie.

Kolana podciągnęłam do klatki piersiowej, a na ich wierzchołku spoczywał mój podbródek. Moje czarno-zielone oczy skupiły się na strumieniu dymu, jaki zbliżał się do mnie. James u moich stóp przybrał własny kształt. Jego wysokie, męskie ciała zbliżyło się ku mnie.

Powoli podniosłam się na nogi, a moje oczy nigdy nie spuściły z pola widzenia jego twarzy. To ja podeszłam do niego te dzielące ich kilka cali, to ja otoczyła go w pasie swoimi smukłymi ramionami. Położyłam głowę na jego piersi, tuż nad miejscem gdzie równo biło jego serce.

- Tak się o ciebie bałam, James!

W głosie miałam łzy, które wyżłobiły ślady na mojej twarzy.

- Nigdy nie zostawiaj mnie tak samej. Wolę być razem z tobą, nawet jeśli jestem narażona na niebezpieczeństwo.

Moje dłonie poruszały się po jego ciele, wśliznęły się pod jego koszulę, badając jego skórę, aby się upewnić że nie jest ranny.

- Czułam twój ból, kiedy zadał ci ranę na ręce- powiedziałam zduszonym głosem

Moja dłoń dotknęła jego gardła. Pogłaskałam jego gęste włosy. Dotykałam go wszędzie. Musiałam go dotknąć. Nie mogłam się powstrzymać. Zerknęłam na rękę, w którą był ranny. Nie było już ani śladu, bo tym wypadku.

-Nigdy więcej. Mówię serio, James. Od tej chwili, zawsze idę z tobą.

Chwycił garść moich włosów i ścisnął mocno z tyłu głowy. Przyciągnął mnie bliżej.

- Nie w niebezpieczeństwo. Nigdy.

Spuścił głowę, odnalazł moje usta, żądając tego, co należało do niego (chciałoby się!). Przytrzymał moją głowę absolutnie nieruchomo, podczas gdy jego usta poruszały się na moich wargach, smakując mojej słodycz i stawiając swoje żądania. Niczego nie powstrzymywałam, akceptując jego dominację, oddając mu pocałunek z tym samym głodem, jaki on mi przykazywał. Wziął mnie w ramiona, zgniatając moje ciało w uścisku.

- Nigdy, Elizabeth. Nigdy nie pozwolę, abyś znalazła się w niebezpieczeństwie.

- A jak myślisz, co ja czuję w stosunku do ciebie? – zażądałam odpowiedzi. - Wejrzyj w mój umysł, zobacz przez co musiałam przejść, kiedy ty walczyłeś!

Jego ręce poruszały się w górę i dół moich pleców, przez biodrach, chwytając mój jędrny tyłeczek i przyciągnęły mnie bliżej do siebie. Jego ciało było obolałe i nabrzmiałe, a pieszczoty moich rąk tylko jeszcze bardziej go rozpalały.

W pożądaniu rozsunęłam jego spodnie, a moje dłoń prześliznęła się po jego ciężkiej pełni. Bestia w jego naturze, już tak bliska wypłynięcia na powierzchnię, zerwała się na wolność. To ona położyła mnie na podłodze, zrywając ze mnie ubranie- tak jak sam chciał uczynić. To ta szalejąca w nim bestia przyparła mnie do ziemi, jednym kolanem wdzierając się twardo między moje nogi, aby uzyskać dostęp do mojego ciała. Ale to brązowe oczy Jamesa schwytały i przytrzymały moje spojrzenie. To James złapał delikatnie moje biodra w swoje ręce i to on sprawdził moją gotowość zagłębiając we mnie swoje palce.

- Jesteś moja Elizabeth. Tylko moja. – powiedział cicho wyrzucając biodra do przodu i wypełniając mnie

Językiem ostrożnie dotknęłam swojej dolnej wargi, serce mocno waliło mi w piersiach. Poruszyłam się ostrożnie i od razu poczułam twardość wyłożonej marmurem podłogi. Nie zauważyłam tego wcześniej. Prawdę mówiąc, twardość podłogi wzmocniła doznania ich kochania się, pozwalając Jamesowi wbijać się głęboko w moje ciało. Teraz czułam się posiniaczona i poraniona, bolały mnie biodra.

- Tu jest niewygodnie. – zaryzykowałam uwagę.

Podniósł się jednym płynnym ruchem i pociągnął mnie ze sobą, kołysząc mnie w swych ramionach.

- Przepraszam, kochanie. Powinienem bardziej na ciebie uważać.

Delikatnie dotknęłam jego szczęki swymi palcami. -

- Obiecaj mi, że już nigdy więcej mnie nie opuścisz w taki sposób. Następnym razem pozwól mi iść ze sobą.

Moje oczy były wymowne, tak błagające, że musiał odwrócić wzrok.

- Nie proś mnie o coś, czego nie mogę ci dać. Dałbym ci księżyc, gdybyś o to poprosiła, maleńka, ale nie mogę pozwolić, byś wystawiała się na niebezpieczeństwo.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania