Poprzednie częściWarcraft - Krucjata - Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Warcraft - Krucjata - Rozdział 5

Rozdział 5

Kontratak

 

W zajętym przez nocne elfy ratuszu w Kingsdow, obecnie przemienionym na sztab polowy, panowało niemałe zamieszanie. Po pomieszczeniach krzątali się żołnierze, przynosząc do stołów różnorakie mapy. Próbowano zmywać ze ścian krew, i sprzątać wszechobecny bałagan powstały po krwawej walce z niedobitkami ludzi. Oficerowie głośno rozmawiali ze sobą, uzgadniając różnorakie zagadnienia taktyczne i strategiczne, a także nadzorując prace nad przemianą Kingsdow w jedna z głównych baz Kaldorei w tym rejonie. Gabinet burmistrza był zajęty przez generał Maiev Shadowsong, która dowodziła całą operacją. Do pokoju wniesiono duży stół, nad którym pochylali się teraz oficerowie jej podlegli. Zastanawiali się oni nad następnymi krokami krucjaty, ogłoszonej przez Arcykapłankę.

 

Maiev stała pośrodku stołu i wysłuchiwała swych żołnierzy. Dalej nosiła ona swoją zbroję, lecz dla wygody zdjeła z niej elementy opancerzenia rąk. Gdyby zaszła potrzeba, razem z pomocnikiem mogła w miarę szybko założyć je z powrotem, i nie martwić się o ochronę swych silnych ramion. Jej zaufana “przyjaciółka”, Naisha, pilnowała porządku wśród sztabu, i przywoływała niesubordynowanych oficerów do porządku, gdyby któryś z nich za głośno kwestionował rozkazy generał. Jednak taka potrzeba nie zachodziła zbyt często. 12 Legion miał za sobą tysiąclecia walk w elfickich koloniach, położonych na południu Kalimdoru. Starcia z zamieszkującymi go plemionami były bardzo zażarte, jednak Maiev zwykle przechylała szalę na stronę Kaldorei. Była także znana z dbania o swych żołnierzy. Bardzo często przebywała obok nich, osobiście nadzorując stan legionu. Zdarzało jej się stawać w pierwszej linii, co świetnie działało na morale legionistów. Dzięki temu jej podwładni bardzo szanowali swoją generał, i byli gotowi pójść za nią w ogień.

 

W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi. Gdy Maiev pozwoliła mu wejść, do środka wszedł goniec. Był on ubrany w lekką, skórzaną kamizelkę. Był cały zdyszany, po czole spływał mu pot. Śpieszył się on tak bardzo, że nawet nie miał czasu się umyć.

- Lady Shadowsong - powiedział do niej, salutując. - Zauważono liczebną armię ludzi cztery kilometry stąd, w głebi lądu. Zmierzają w naszą stronę.

- Liczebną, czyli ilu ich było dokładnie? - odpowiedziała mu. - Nie możemy teraz polegać na uogólnionych liczbach.

- Zwiadowcy szacują, że jest ich od tysiąca do dwóch tysięcy. Oprócz regularnej piechoty jest tam także duża grupa ciężkozbrojnej kawalerii.

- Aha, czyli rycerzyki wyszły ze swych zamków, i zechcieli pobawić się w wojnę. Pokażemy im, jak bawią się żołnierze 12 Legionu.

 

Maiev zwróciła się do swoich ludzi.

- To na ten moment się przygotowaliśmy. Chyba nikt z nas nie łudził się, że ludzie tak po prostu zignorują naszą inwazję. Będą próbowali zepchnąć nas do morza, zanim dotrą nasze posiłki. My natomiast musimy osiągnąć odwrotny cel. Musimy utrzymać to miasteczko do momentu przybycia głównej floty. Gdy nam się to uda, przegrupujemy się z nią, i zdobędziemy twierdze Landestrost. Czeka nas ciężka bitwa, lecz gdy będzie już po wszystkim, wspólnie będziemy pić wino w piwniczkach tej twierdzy. Skupcie się na teraźniejszości, a dożyjecie przyszłości.

 

Dwa kilometry od Kindsdow

Kolumny żołnierzy królestwa Lordaeronu, liczące 1500 ludzi, szły marszem w kierunku miasteczka. Składały się one z kilku formacji. Na czele jechali rycerze, wszyscy wyposażeni w najdroższy ekwipunek, na jaki mogli sobie pozwolić. Odziani byli w zbroje płytowę, łuskowe, kolczugi, uzbrojeni byli w lance, miecze lub buławy, skuteczne na opancerzonych wojowników. Za nimi szła regularna piechota, posiadająca odzienie i oręż o różnej jakości. W Lordaeronie to żołnierz sam musiał zapewnić sobie uzbrojenie. Najczęściej koszty pokrywała jego rodzina. Każda wieś, której pan wyruszył na wojne, musiała wystawić odpowiednią ilość wojowników, która podążała za rycerzem, tworząc piechotę. Także miasta wystawiały sporą liczbę żołnierzy. Odróżniało to ludzką armie od armii nocnych elfów. Imperium Kaldorei samo finansowało legionistom ekwipunek.

 

Na flankach znajdowała się jazda pomocnicza, która wspierała reszte żołnierzy, i związywała walką wroga. Dzięki swej mobilności mogła stosować taktykę "uderz i uciekaj", i nieustannie nękać wroga. Na tyłach maszerowali strzelcy. W większości byli to kusznicy jak i łucznicy, ale co poniektórzy byli już wyposażeni w arkebuzy. Kiedy za pośrednictwem krasnoludów ta broń pojawiła się na północy, od razu zasłużyła na swoją reputacje. Choć niecelna, i wolno się przeładowująca, to salwa z kilkudziesięciu luf masakrowała całe szeregi. Kula bez probelmu przebiłała rycerską zbroję, więc posłowie różnych królestw pragneli zakazać ich w ich wewnętrznych konfliktach. Jednak nigdy nie potraflili dojść do porozumienia, więc broń pozostała w obiegu. Najlepsze egzemplarze pochodziły z Ironforge, stolicy najpotężniejszego klanu krasnoludów, jednak kosztowały one krocie. Ludzie sami zaczeli je wytwarzać, jednak ich jakość mocno odbiegała od orginału. Mimo to niższa cena skusiła monarchów, i najczęściej żołnierze mieli na wyposażeniu samopały z ich własnych krajów, a co bogatsi zamawiali sobie swe egzemplarze z południa. Taylor sam zakupił kiedyś pistolet, wykonany w Ironforge. Miał on swoją cene, ale, jak brzmiała jedna z maksym krasnoludów, za ceną szła jakość. Broń ta wiele razy uratowała kapitana.

 

Taylor jechał na koniu obok swojego dowódcy, lorda Gustava, a jego komandosi byli na tyłach formacji, nadzorowani przez porucznika Zimmermana. Ich zadaniem było wspierać walczących żołnierzy. Gdyby któraś flanka miałaby problemy, ludzie Taylora musiali ją wesprzeć, uzupełniając rannych i zabitych. Przewyższali oni swym wyszkoleniem i doświadczeniem reszte piechoty, więc musieli być oni wykorzystani w kluczowych momentach. Taylor ufał swemu zwierzchnikowi, bał się jednak bitwy. Wiedział on, na co stać elfickie legiony, jednak nigdy ani on, ani reszta wojowników nie miała okazji z nimi walczyć. Nie wiedział, czego się po nich spodziewać, ani jakich taktyk zastosują. Pocieszała go jednak myśl, że jego oponent także nie walczył jeszcze z nimi, i ich taktyki będą dla Kaldorei równie dużym zaskoczeniem.

 

- Biłeś się kiedyś z Kaldorei, Markusie? - oficer zapytał swego przyjaciela.

- Raz, ale nie w bitwie. To było w karczmie, w stolicy. Walczyłem na pięści z jakimś fioletowym obdarusem. Gnojek myślał, że ujdzie mu na sucho podrywanie naszych niewiast. Twardy był. Ale nie miał szans. Wiesz, jak nas wyszkolono.

- No tak, ale nie możesz porównywać jakiś prostaczków do profesjonalnych żołnierzy. Od wściekłego elfa groźniejszy jest tylko uzbrojony wściekły elf, który wie, jaką stroną trzymać miecz.

- Nie martw sie, mój ty pospolity przyjacielu. będzie tak jak zawsze. Czyli ty będziesz babrał się w chlewie wraz z pospolitym ruszeniem, a ja wjadę cały na biało, ponakurwiam kogo zobacze, i zgarnę całą chwałę dla siebie - zażartował.

- Ta, jak wtedy, gdy spadłeś z konia, i musiałem cię wieźć całą drogę powrotną na taczkach. Albo gdy w Zul'Aman trolle wciągneły ciebie i twoich rycerskich kolegów w zasadzkę, i ledwo was z Atremis uratowaliśmy. Eh, Atremis. Kurwa, tęsknie za nią.

- Mamy kogo wspominać. Diablica, nie elfka. Nasze kobiety to tylko w domach siedzą i szyją, lub zajmują się bachorami, a ona z bronią obyta lepiej niz niejeden rycerz. Twarda jak dąb, a jaka gibka była. No ale o jej gibkości w sumie to ty wiesz najlepiej, bo w Quel'Thalas spędzałeś w jej namiocie każdą noc, Taylorze.

- To były bardzo przyjemne chwile. Poza tym, znając pociąg Atremis do alkoholu, bliskość z nią oznaczała także bliskość z winem i whiskey, które pomagało mi zapominać, jakich skurwysyństw się tam dopuszczaliśmy. Nie wiem, jak to możliwe, że tak łatwo pogodziłeś się ze swoim sumieniem, dobrze wiesz po czym.

 

Kapitanowi odechciało się już rozmawiać, gdyż w oddali mógł już zobaczyć Kingsdow, a przed nim szereg legionistów. Nocne Elfy chiały więc stawić opór ludziom zaraz przed miastem. Gdyby Taylor gorliwie wierzył w Światłość, to pomodliłby się do niej, jednak oficer wolał zaufać swej broni i wyszkoleniu. Miał nadzieje, że jego pierwsza bitwa w tej wojnie nie będzie jego ostatnią.

 

- Zciaśnić szeregi! - krzyczała generał Maiev do swych legionistów. - Macie trzymać formacje, bo inaczej ich kawaleria przebije się na nasze tyły, a wtedy zrobią z nas szaszłyki!

 

Lady Shadowsong nie była jedną z tych, które wolą dowodzić zza biurka, i zwalać wszelkie przewinienia na sych oficerów. Sama nadzorowała rozstawienie żołnierzy. Ubrana w pełną zbroje płytową robiła niemałe wrażenie. Wiedziała, że jeśli pęknie dyscyplina, to wbiją się w nich jak nóż w masło. Elitarne jednostki imperium, takie jak druidzi, chimery i drzewce nie wylądowały jeszcze, więc kobieta musiała polegać na tym, co miała, czyli głównie na legionistach uzbrojonych w tarcze, miecze i włócznie,oraz łucznikach i kusznikach.

 

Maiev wiedziała, że największym zagrożeniem jest ciężka kawaleria. Zbroje rycerzy były właściwie niewrażliwe na ciosy mieczami i pchnęcia włóczniami. Jedynym sposobem, by takiego wyeliminować z walki, było uderzenie w luki między płytami pancerza, zmiażdżeniem kości pod nim za pomocą broni obuchowej, lub przebicie płyty przez bełt kuszy. Generał żałowała, że Tyrande przed inwazją nie zakupiła trochę egzemplarzy broni palnej, które okazałyby się skuteczną bronią przeciwko pancernym.

- No ale od kiedy ta kurwa podejmuje racjonalne decyzje, pomyślała. - Cała ta wojna to jedna wielka pomyłka.

Maiev rozmieszczała swych ludzi najlepiej, jak mogła. Serce biło jej jak dzwon. Nie zamierzała stchórzyć, ale to nie oznaczało, że się nie bała. Wojowniczka nie wstydziła się swego strachu. Gdy się boisz, to twoje ciało mówi ci, że znajdujesz się w niebezpieczeństwie. Kluczem jest go opanować, i po prostu iść do przodu, jak zawsze powtarzała. Musiała wykrzesać wszystkie możliwości swych mięśni i umysłu.

Po chwili lady Shadowsong mogła już tylko obserwować, jak fala wojowników Lordaeronu atakuje formacje legionistów. W duchu modliła się do Elune, by tylko jej ludzie wytrzymali.

 

Bitwa, która rozegrała się pod Kingsdow, była jakby zwiastunem przyszłych, które odbędą się później. Była ona znacznie bardziej brutalna i krwawa niż to, co zarówno wojownicy Imperium Kaldorei, jak i Lordaeronu mieli okazje zobaczyć w swych życiach. Tabuny ludzkich wojowników uderzały w ściany tarcz elfów. Zołnierze bili się, przepychali, tratowali, jednak mimo strat linia frontu jak stała, tak stała. Kawaleria próbowała przebijać się przez front i flanki, lecz nawet jeżeli udało jej się spenetrować pierwszy szereg, to za nim czekało kilka następnych, które po prostu otaczały rycerzy, ściągało ich z koni, a następnie masakrowało leżących na ziemi. Nawt komandosi Taylora nie byli w stanie przechylić szali zwycięstwa. Walka trwała i trwała, aż w końcu dostrzeżono w oddali żagle statków Kaldorei. Posiłki przybyły. 12 Legion został uratowany.

 

Taylor prowadził za ramie rannego w tors komadosa, by położyć go na wozie, zjadującym się na tyłach, przy których opatrywano rannych. Było ich tam dziesiątki. Biedacy, z uciętymi albo mocno uszkodzonymi kończynami, lub przebitymi brzuchami, krzyczeli wniebogłosy. Medycy uwijali się jak tylko mogli, z czerwonymi od krwi ich "pacjentów" rękawami. Wbrew pozorom, ich praca była równie przerażająca i ciężka jak ta wykonywana przez walczących żołnierzy, gdyż głośne krzyki niekończących się rannych mogłyby wpędzić każdego na skraj załamania nerwowego. Taylor spojrzał na jednego z nich. Starszy medyk grzebał w ręce jakiegoś chłystka, próbując usunąć mu z niej grot włóczni. Oficer sam oberwał w ramię, jednak w przeszłości przywykł on do takich obrażeń,poza tym rana nie wymagała amputacji, więc dalej mógł funkcjonować.

 

-Słuchaj mnie, wyjdziesz z tego - kapitan mówił do rannego, którego przyniósł. - Słyszysz mnie? Nie umrzesz dzisiaj.

Nagle obok niego pojawił się lord Gustav, razem ze swoją świtą. Jego twarz nie tryskała już optymizmem, tak jak wcześniej.

- Kurwa mać - zaklnął. - Te jebane szeregi były nie do przebicia. Teraz, gdy długouche dostały posiłki, to wyrżną nas wszystkich! Musimy się wycofać do twierdzy. Taylor, znajdź swych ludzi, i ogłoś odwrót. Tylko w porządku i w kolumanch, a nie w panice, bo się wszyscy stratują. Medycy załadują rannych na wozy.

Gustav podszedł do poszkodowanych, i zwrócił się do nich. - Trzymajcie się, chłopy. Wyciągniemy was stąd, was, i waszych kolegów.

Lord bił się w duszy, gdyż musiał skłamać. Nie daliby rady w tak szybkim tempie ewakuować wszystkich rannych, zresztą część z nich utkneła za liniami wroga. Ale nie mógł pozwolić na to, by zaczeła szerzyć się panika. Strach był bronią, która była zbyt groźna, by ja zignorować.

- Tak jest, panie - odpowiedział mu Taylor. - Kapitan wiedział, że nie zdołają przebić się przez linie obronną Kaldorei. Nocne Elfy były zbyt groźnym przeciwnikiem, by móc je pokonać tak szybko.

 

Maiev obserwowała, jak wojska Lordaeronu w popłochu wycofują sie z pola bitwy. Odetchneła, i zdjeła swój hełm. Wiatr, który uderzał w jej czoło, był upajający. Niestety, widok już nie. Pole przed miasteczkiem było usiane trupami. Wszystkich zabitych było około pięciuset, z czego trzystu należało do ludzi, a dwustu do elfów. Generał nie chciało się nawet liczyć rannych. Jednak to siła i dyscyplina Kaldorei zwyciężyła. Pojmano około stu pięćdziesięciu jeńców. Biedacy mieli jednak szczęście, że nie walczyli z Armią Elune, gdyż te fanatyczki nigdy nie zostawiały nikogo przy życiu. Maiev gardziła Shandris i jej zbrojnym ramieniem Kościoła, i zawsze obchodziła się z przeciwnikiem honorowo.

 

Lady Shadowsong podczas bitwy sama nadzorowała walczących. Z wyciągnietym mieczem wydawała rozkazy i pilnowała porządku. Teraz ledwo mogła stać na nogach. Ciężko dyszała, a jej napuchnięte mięśnie mocno ją bolały. Mimo to cieszyła się, ponieważ wykonała zadanie. Teraz, gdy połaczyli się już z główną armią, będą mogli rozpocząć marsz w głębi lądu.

 

- Czy mamy podjąć pogoń za uciekającymi? - zapytała ją Naisha?

- Nie. Musimy zająć się zabitymi, oraz udzielić opieki rannym. Jeńców trzeba poprowadzić na tyły, i dać im jakąś pożyteczną prace. W pośpiechu ludzie zostawili część swoich zranionych żołnierzy. Im też trzeba pomóc. Tej nocy walczyli dzielnie, i zasłuzyli sobie na to. Gdy już się z tym uwiniemy, to wtedy będziemy mogli ruszyć na Landestrost.

- Myśle, że gdy Tyrande przeczyta raport o dzisiejszej bitwie, to wpadnie w taką euforie, że chyba zrobi ci minete.

- Wiesz, że jak zwykle nie była tylko moja zasługa. Ty, i cała reszta walczyliście dziś tak samo zaciekle jak ja. Ale ta mineta nie jest wcale taka głupia. Myśl o Arcykapłance, całkiem kształtnej i ładnej kobiecie, z głową między moimi udami, jest całkiem przyjemna. Musisz koniecznie ją zapytać, czy ma jakieś plany związane z moim łonem, kiedy ją spotkasz - zaśmiała się.

 

Gdy tylko dostrzeżono chaotyczny tłum żołnierzy, bramy twierdzy Landestrost od razu zostały otwarte. Taylor liczył na opatrzenie jego ramienia, ciepłą kąpiel, i sutego jadła. I wódkę. Dużo wódki. Niestety, pomylił się. W środku zastał uwijających się parobków i saperów, podkładającymi beczki z prochem pod kluczowe podpory twierdzy.

- Co tu się kurwa dzieje?- wykrzyczał lord Gustav. - Taylor, gdzie do chuja pana jest Corentin? To twój człowiek! Co on sobie wyobraża?

-Nie wiem, gdzie on jest, ani co to wszystko ma znaczyć. - odpowiedział mu kapitan. - Przecież zostawiliśmy go tu, by siedział na magicznym kanale komunikacyjnym, i odbierał wiadomości od naczelnego dowództwa. Może ten cały harmider ma tym związek. O, lordzie, masz okazje się go spytać - wskazał na Corentina, schodzącego schodami na dziedziniec.

- Czy to ty rozkazałeś podkładać ładunki wybuchowe pod twierdze? - zapytał maga Gustav.

- Tak, ja wydałem takie polecenie, choć rozkaz jest z góry. Kiedy pojechaliście pozabijać Kaldorei, skontaktowało się ze mną centrum dowodzenia. Powiedziano mi, że Nocne Elfy przeprowadziły inwazję na cztery inne miasteczka portowe w promieniu stu kilometrów, i że niebawem armie przegrupują się. Gdyby połączeni zaatakowali by twierdze, to zdobyliby ją bez trudu. Więc rozkazano mi, by zburzyć Landestrost, nie zostawiając nic dla przeciwnika, a tobie, panie, przekazać wiadomość, że masz wycofać się ze swoimi ludźmi za rzekę Stir, i przegrupować się z resztą armii.

- Ale ja mam tabuny rannych. Potrzebują natychmiastowej pomocy. Co za kutas z tej stolicy wydaje takie rozkazy?! Jebać to. Taylor, powiedz ludziom, żeby się tu nie zadomawiali, i przygotowali się na przekroczenie rzeki. Mają godzine na zabranie stąd wszystkiego, co może nam się przydać. Pewnie mnie i ciebie za to zlinczują, ale taki jest jebany los dowódcy. Przydziel też kogo możesz, by pomogli saperom w burzeniu twierdzy. Chce takiego pierdolnięcia, żeby nawet ta pizda Tyrande z tej jej sparszywiałej świątyni go zobaczyła.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Canulas 05.10.2018
    Jak korzystasz z towarowych znaków, piszesz w czyimś universum, gustowniej ometkować jako funfiction. Tak sądzę
  • MrAdam 05.10.2018
    Ok, dziękuje za poradę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania