Poprzednie częściWilk -Rozdział I

Wilk - Rozdział VI

Gabriel szybko jechał samochodem, było wpół do dziewiętnastej, miasteczko o tej porze było opustoszałe. Nerwowo co chwila spoglądałam na zegarek, 18.35, 18.40.18.45.

Auto zatrzymało się na światłach.

- Weronika?

- Co się stało? - zapytałam zdezorientowana.

- Czym się denerwujesz? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Niczym - wzruszyłam ramionami - dzisiaj pełnia. Moja pierwsza ze stadem, chyba mogę być zdenerwowana.

Gabriel zamilkł i zaparkował samochód pod sklepem, stąd miałam na rynek dziesięć minut szybkiego marszu, była 18.50.

- Zaraz wrócę - obiecałam i wyskoczyłam na zewnątrz.

- Idę z tobą - powiedziała stanowczo Iga.

Tylko nie to , pomyślałam z rezygnacją. Sama mogłam się narażać, ale moją młodszą siostrę?

- Nie wolisz zostać z Gabrielem? - zaproponowałam z nadzieją. - Pójdziecie na plac zabaw.

Pokręciła przecząco głową i wyciągnęła do mnie rękę.

- Zaraz wrócimy - powiedziałam z westchnięciem Gabrielowi.

Prawie wbiegłam z siostrą do sklepu i pchnęłam drzwi na zaplecze. Starszy sprzedawca zerwał się z miejsca.

- Ktoś mnie goni - poinformowałam spanikowanym tonem.

- Kto? - spytał podejrzliwie.

- Mężczyzna w czarnym samochodzie - wskazałam.

- Zadzwonię na policję - zaoferował.

Wtedy dopiero miałabym kłopoty.

- Nie trzeba, niech nas pan wypuści, proszę - powiedziałam błagalnie.

Starszy człowiek skinął głową a ja ruszyłam biegiem, ciągnąc za sobą Igę.

- A cukier? - zaparła się nogami.

Cukier?! Ja się wścieknę , wywróciłam oczami i pociągnęłam ją dalej. Spojrzałam na zegarek, miałam jeszcze pięć minut, porwałam dziewczynkę na ręce i rzuciłam się biegiem. Przecisnęłam się pomiędzy niskimi kamieniczkami i znalazłam się na rynku. Na placu nikogo nie było w małej kawiarence babci paliło się światło. Mój jedyny ratunek, kochana babcia.

- Posłuchaj - ukucłam przy dziewczynce - poczekaj na mnie u babci, umówiłam się z przyjaciółką, zaraz po ciebie przyjdę.

- Umówiłaś się z Rozalią? - zapytała.

Rozalia była moją najlepszą przyjaciółką przed wyjazdem do Australii.

- Tak - potwierdziłam - w przyszłym tygodniu wracam do szkoły.

To była prawda, mój lekarz nie chciał już wystawiać mi zwolnień ze szkoły, twierdził, że muszę wrócić do normalności.

- Idź już - ponagliłam ją.

Dziewczynka pobiegła do kawiarenki i widziałam jak przytula się do babci. Kobieta wyjrzała przez okno i pomachała mi, odpowiedziałam tym samym.

Jakaś postać zbliżała się do mnie.

- Ty jesteś Weronika? - zapytała mnie przyjemnym głosem.

- A ty to Lena? - upewniłam się.

Przyglądałyśmy się sobie podejrzliwie. Była wysoka, miała czarne, długie oczy i fiołkowe oczy. Miała czarne leginsy i granatową bluzę.

- Czego ode mnie chcesz? - spytałam podejrzliwie, nie spuszczając z niej wzroku.

- Ostrzec cię - mówiła zdawkowo, tajemniczo.

- Przed czym? - byłam zdenerwowana, wiedziałam, że mam mało czasu.

- W mieście są łowcy wilkołaków.

Zatkało mnie. Dlaczego miałaby mi to mówić?

- Mam ci uwierzyć? - zdziwiłam się. - Dlaczego mi to mówisz?

- Jestem strażniczką - zdradziła się - nie chcę niepotrzebnej śmierci. Trzymajcie się z dala od ludzi a będziemy żyli w zgodzie.

- Jeśli mówisz prawdę - powiedziałam z wahaniem - dziękuję.

Uśmiechnęła się ciepło i odeszło. Może rzeczywiście miała dobre zamiary?

Podskoczyłam kiedy ktoś za mną stanął.

- Weronika - babcia patrzyła na mnie uważnie - kto to był? Zresztą nieważne, tuż po pełni poinformuję o wszystkim waszego ojca. Nie licz, że będzie w dobrym humorze, a teraz wracajcie do domu.

Wzięłam Igę za rękę i odwróciłam się od babci. Pod sklepem, w którym rzekomo kupowałam cukier stał radiowóz. \Mój Boże, on mnie zabije.

- Musimy uratować Gabriela - powiedziałam załamana.

Dziewczynka westchnęła ciężko i przytuliła się do mojej nogi. Policjant właśnie go spisywał, podeszłam i stanęłam przed mężczyzną.

- Proszę pana - powiedziałam z przepraszającym uśmiechem - zaszła pomyłka, ten pan mnie nie gonił.

- Jak to? Kłamała pani?

Spojrzałam zmieszana Gabriela i ujęłam policjanta pod ramię.

- Od zawsze boję się mężczyzn w czarnych samochodach -szepnęłam konspiracyjnym tonem - leczę się, niech pan zapyta mojego lekarza Zamowskiego.

- Nie omieszkam - obiecał i wsiadł do radiowozu.

Poczekałam aż auto zniknie za zakrętem i ostrożnie odwróciłam się do Gabriela, on w milczeniu otworzył mi drzwi i pomógł wsiąść Idze.

- Gabriel...

- Cicho - warknął - dzisiaj- biegniesz ze mną.

Oj, nauczy mnie posłuszeństwa.

Dzisiaj on, jutro ojciec, koniec ze mną.

Zaparkował przed domem i zaprowadził Igę do środka, miało na tę noc zostać z Jadwigą. Nic nie wiedziała o wilkołakach, myślała, że jadę z ojcem na weekend w góry, babcia miała zająć się nią w niedzielę.

Kiedy dotarliśmy na polanę była już 19.50, większość wilków już tam była. Staliśmy w milczeniu, Gabriel udawał, że mnie nie zauważa. Wolałabym, żeby na mnie krzyczał. Po piętnastu minutach wszyscy zaczęli się przemieniać.

- Zmień się - warknął w końcu.

Gabriel trącił mnie w bok dając do zrozumienia, że mam iść za nim. Poprowadził mnie między drzewami, na małą, zacienioną polankę. Stał naprzeciwko mnie i warczał głośno. Spuściłam łeb i usiadłam na tylnych nogach. Wilk zawarczał tym razem dłużej, schowałam dumę do kieszeni i położyłam się na ziemi z nosem zanurzonym w trawie.Gabriel potrącił mnie i zaczął obwąchiwać, leżałam oddychając płytko, chciałam żeby mnie ukarał. Wilk popchnął mnie tak bym leżała na plecach i zawarczał dziko tuż przy moim uchu i odbiegł na koniec polany. Zniknął gdzieś pomiędzy drzewami i nie pojawiał się przez pół nocy, cały czas leżałam skulona na trawie.

- Weronika - szepnął tuż przy moim uchu - przemień się.

Spojrzałam na niego zdziwiona i zrobiłam to o co prosił.

- Przepraszam - powiedziałam skruszona - nie powinnam tego robić, powinnam ci to wszystko powiedzieć.

- Powinnaś - mruknął, gdzieś w moje włosy - ale wiem, że nigdy tego nie zrobisz.

Pocałował mnie delikatnie, zapomniałam o całym Bożym świecie. Pragnęłam być coraz bliżej Gabriela, nigdy się z nim nie rozstawać. Mężczyzna odsunął się ode mnie z uśmiechem.

- Niedługo nie będę mógł bez ciebie oddychać - powiedział z wysiłkiem.

- To będzie wspaniałe, nieprawdaż? - uśmiechnęłam się słodko.

- Śpij, mój mały wilczku - pogłaskał mnie po włosach.

 

Obudziłam się wtulona w Gabriela, mężczyzna spał przy mnie. Wtuliłam policzek w jego ramię i westchnęłam zadowolona. Był moim ideałem, z czułością odgarnęłam mu włosy z twarzy, minutę później mój nadgarstek znalazł się w uścisku. Niebieskie oczy Gabriela patrzyły na mnie ze złością.

- Weronika? - otrząsnął się zdumiony.

Oniemiała skinęłam głową i wpatrywałam się w unieruchomioną ręką.

- Przepraszam, ja...

- W porządku - uśmiechnęłam się słabo - każdy ma swoje koszmary.

W lesie rozległo się żałosne wycie wilka, było długie i pełne bólu.

- Coś się stało - oznajmił Gabriel - musimy iść na Gwiezdną Polanę.

Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam za mężczyzną, musiała wydarzyć się coś złego, a ja wiedziałam co. Łowcy. Naprawdę byli w mieście, Lena miała rację.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Karawan 23.11.2016
    Poniżej potknięcia. Czekam na CD.
    ukucłam -ukucnęłam
    zaprowadził Igę do środka, miało na tę noc zostać - dziecko ( czyżby wilki zjadły?) :)
    musiała - literówka

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania