Poprzednie częściWilk -Rozdział I

Wilk - Rozdział XIII

Tata długo wpatrywał się w napis, zniecierpliwiona siedziałam na kanapie i czekałam, aż zejdzie na dół i coś powie. Kiedy wreszcie przyszedł był przerażony i blady.

- Powiedz coś - poprosiłam.

- Do przerwy świątecznej został jeden dzień - cedził po woli słowa - jutro pójdziesz do szkoły, ktoś będzie cię pilnował, a po lekcjach wyjedziesz.

- Jak to?! - prawie krzyknęłam. - Dokąd?! Z kim?!

Co oni wszyscy sobie wyobrażali? Uważali, że jestem przedmiotem, który można przestawiać jak się komu podoba?

- Nigdzie nie jadę - usiadłam na kanapie i założyłam ręce na piersi - jak chcą to niech przyjdą i mnie zabiją.

Miałam dość ciągłego życia pod kontrolą, wiecznie byłam od kogoś zależna.

Tata patrzył na mnie całkowicie zbity z pantałyku.

- Jak to nigdzie nie jedziesz?

- Tak to - krzyknęłam włączając telewizor.

Wpatrywałam się tępo w ekran i starałam się nie myśleć, najlepiej pozbyć się mózgu, wtedy nie będę niczego czuła, a co działa lepiej niż telewizor - nic. Nie będę nawet pamiętała o tym jadowitym gburze Gabrielu, który pojawia się i znika, kiedy ma na to ochotę.

Tata wyjął mi pilota z ręki i wyłączył telewizor, usiadł na stoliku parę centymetrów ode mnie.

- Weronika - odgarnął mi włosy z twarzy - wiem, że się boisz...

- Nie boję się - warknęłam - mam tego dość, chce normalnego, nudnego życia!

Między nami zapanowała grobowa cisza, moja broda zaczęła drżeć, a w oczach pojawiły się łzy.

- Teraz masz mnie przytulić - pisnęłam cicho.

Tata zaśmiał się i posadził mnie sobie na kolana, tak jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką, kołysał mnie miarowa.

- Nie boisz się? - upewnił się, kiedy wczepiłam się w jego koszulę.

- Nie... - powiedziałam jak mała dziewczynka.

- Dobry sposób na ukrywanie odwagi.

 

 

Następnego dnia w szkole byłam nieobecna, Rozalia trajkotała jak najęta, opowiedziałam jej o wszystkim co się wczoraj wydarzyło. Przyjaciółka przez cały dzień próbowała mnie pocieszyć, byłam jej za to niezmiernie wdzięczna, ale w ogóle jej nie słuchałam. Po szkole pojechała ze mną do domu i pomogła mi się spakować, nie przestawała mówić.

-Jesteś najlepsza - przytuliłam się do niej - kocham cię.

- Ja ciebie też - uśmiechnęła się. - Weź jeszcze tę sukienkę - poleciła.

Była to szafirowa sukienka z wyciętymi ramionami, sięgająca do połowy uda, piękna i do tego całkowicie niepraktyczna. Uszyta była z delikatnego materiału, który rwał się przy najmniejszym szarpnięciu.

- Zwariowałaś?! - parsknęłam. - Po co mi to? Nawet nie wiem dokąd jadę.

Uśmiechnęła się zagadkowo i wywróciła oczami, moje raptownie się powiększyły.

- Nie - powiedziałam niedowierzając - powiedz, że żartujesz.

Pokręciła przecząco głową, rzuciłam w nią sukienką.

- Tym bardziej jej nie biorę - warknęłam - a po przyjeździe spotkam się z Wiktorem.

- Weronka - przybrała karcący ton - to prawda, że cicha woda brzegi rwie, ale nie wierzę, że to zrobisz.

- Tak? To patrz.

Chwyciłam telefon i napisałam sms do Wiktora.

Spotkamy się po świętach???

Weronika.

- Widzisz? - uśmiechnęłam się zwycięsko. - Zrobiłam to.

- Gabriel cię zabiję - stwierdziła niedowierzając - a najpierw Wiktora.

- Trudno - mój dobry humor nie zniknął - warto zaryzykować.

Dźwięk nadchodzącego sms.

W środę, 2 stycznia pod szkołą?

Pójdziemy na łyżwy?

Wiktor.

Wpatrywałam się w ekran telefonu,niewidzącym wzrokiem.

- Nie - zaopanowała Rozalia - nie odpisuj.

Świetnie, jesteśmy umówieni.

 

Przyjaciółka dotknęła mojego czoła, odsunęłam się zniesmaczona i zeszłam na dół. W korytarzu stał tata, słyszałam jak szedł, by mnie zawołać.

- Zobaczymy się w święta - przytulił mnie do siebie. - Do tego czasu wszystko się ułoży.

Chciałam w to wierzyć, bardzo, siostra rzuciła mi się na szyję, mówiła, że musze wrócić do domu, bo ma dla mnie super prezent na Wigilię. Rok temu dała mi trójkąt wycięty z mydła i powiedziała, że to rzeźba, ciekawe co tym razem wymyśliła. Na koniec pożegnań przyjaciółka przytuliła mnie i szepnęła do ucha:

- Nie rób tego - poprosiła.

- Nie martw się, wszystko będzie dobrze - wyswobodziłam się z uścisku i uśmiechnęłam sztucznie.

Frontowe drzwi raptownie się otworzyły i stanął w nich Gabriel, był ubrany cały na czarno, ciemne włosy opadały mu na ramiona. Moje serce załomotało jak szalone, upomniałam je stanowczo, jego oczy błyszczały z podniecenia a usta ułożyły się w zaczepnym uśmiechu.

- Z nim? - zapytałam tatę.

- Nie cieszysz się? - mężczyzna był zagubiony.

- Ani trochę - zadarłam podbródek.

Rozalia parsknęła śmiechem, stłumiła go pod spojrzeniem mojego ojca.

- Będziesz się droczyć, mały wilczku? - Gabriel był co najmniej rozbawiony.

- Będę - założyłam ręce na piersi, dobrze, że nie tupnęłam nogą. - Będziecie tak stać i się patrzeć? - warknęłam na pozostałych.

"Pozostali" posłusznie umknęli do kuchni , zostałam sama na polu bitwy.

- Chodź - wyciągnął rękę - później się pokłócisz.

- Nie - tym razem tupnęłam nogą.

- Jak chcesz - wzruszył ramionami i przerzucił mnie sobie przez ramię.

Wsadził mnie do samochodu i wesoło pogwizdując odpalił silnik, zrobiłam najbardziej naburmuszoną minę, na jaką było mnie stać. Gabriel był w bajecznym nastroju wydawał się nie zauważać tego co czułam.

- Traktujesz mnie jak zabawkę - poskarżyłam się - jesteś przy mnie jeden dzień, a później nie widuję cię przez cały tydzień.

Zamrugałam oczami, by pozbyć się łez, drgnął zaskoczony moim wyznaniem.

- Myślałem, że...

- To nie myśl - przerwałam w pół zdania.

Moje serce płonęło, czułam, że wilczyca z każdą chwilą coraz bardziej chce się wydostać. Po mojej skórze przechodziły dreszcze, jej pazury chciały wydrapać sobie wyjście, w moim gardle zaczął narastać warkot.

- Weronika... - Gabriel spojrzał na mnie przestraszony - twoje oczy.

- Zatrzymaj się - poleciłam.

Posłusznie zjechał na pobocze i zgasił silnik, wypadłam z samochodu i jak najszybciej weszłam w leśną głębinę. Starałam się oddychać jak najgłębiej i uspokoić się, kiedy na swoim karku poczułam jego oddech nie wytrzymałam. Wilczyca wydostała się z głuchym warkotem, byłam cała biała, nie licząc łap i prawego ucha, byłam dużo większa od zwykłego wilka, a do tego byłam córką alfy. Gabriel zmienił się tuż po mnie, nie zamierzał pozwolić mi samej biegać, a właśnie tego potrzebowałam . Rzuciłam się biegiem przed siebie, chciałam być jak najdalej od niego, nie chciałam czuć bólu jaki mi zadawał. Las mnie zawsze uspokajał, był niesamowity, wszystko toczyło się tutaj jak powinno. Jako wilk widziałam wszystko jak zwierzę i czułam wszystko jak zwierzę, to było wspaniałe uczucie, mogłam wszystko lepiej poznać, poznać jego zapach. Nagły dźwięk trzaskającej gałązki wzbudził we mnie czujność, pięć metrów ode mnie stał mężczyzna, przyglądał mi się chwilę w milczeniu i odszedł. Tam gdzie stał upuścił jakąś kartkę, była malutka, ciekawa i nieufna zarazem podeszłam bliżej, było na niej tylko jedno zdanie.

Myślałaś, że mi uciekniesz, wilczku?

Gabriel dogonił mnie i teraz stał tuż obok mnie, nakazał mi bym szła za nim do samochodu, dwa razy nie trzeba było mi powtarzać. Posłusznie pobiegłam za czarnym jak noc wilkiem, chciałam trzymać się jak najbliżej, by nie czuć takiego strachu i zagrożenia z każdej strony.

Kiedy znaleźliśmy się z powrotem w bezpiecznym samochodzie przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Gabriel nerwowo zaciskał i rozluźniał pięści na kierownicy.

- Dlaczego przyprowadziłeś do mojego domu Widzących? - przerwałam ciszę.

- Weronika, to nie tak...

- Odpowiedz - poprosiłam.

Mężczyzna zacisnął szczęki.

- To oni mnie znaleźli - zaczął cicho - powiedzieli, że albo ich do ciebie przyprowadzę, albo będziesz miała wypadek.

Boże drogi, dlaczego nic nie powiedział? Robił to wszystko dla mnie... żeby mnie uratować, a ja...

- Przepraszam - powiedziałam skruszona - źle cię potraktowałam.

Gabriel powoli wyjechał na autostradę, by zaraz skręcić w wąską leśną drogę.

- Ja też cię źle traktowałem - pogłaskał mnie po policzku wolną ręką.

- Nie mogę się doczekać aż będziemy na miejscu - uśmiechnęłam się podekscytowana.

- A to czemu? - uniósł brew zaintrygowany.

- Zobaczysz.

Kiedy w końcu weszliśmy do jego domu stanęłam bardzo, bardzo blisko niego.

- Gotowy? - zapytałam tajemniczo.

- Na co?

Zanim zdążył się zorientować, rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam, bardzo długo. Czułam się jakby to co złe na zawsze odeszło i nigdy się nie wydarzyło. Mężczyzna przytulił mnie do siebie mocniej, pociągnął mnie na kanapę i...

- To właśnie chciałam ci pokazać - powiedziałam zrywając się na równe nogi.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania