cykl /48/ Wszystkie Słoneczne Wioski powrócą - Regimus O!

Srebrna Toyota Yaris zatrzymała się tuż na krańcu asfaltowej drogi, która nagle i bez zapowiedzi przechodziła w zwykłą, polną ścieżkę, dwa razy węższą i pełną wybojów. Granica przebiegała dokładnie w miejscu, gdzie zaczynała się wieś widmo, o której pasażerowie auta czytali w artykule internetowym.

Autor rozpisywał się o historii wioski, szczególnie jej żałosnym końcu niemal sto lat wcześniej, gdy niebo zamarło, a ziemia zadrżała pod naporem ożywionej stali.

– Słoneczna Wioska – przeczytała napis na znaku informacyjnym siedząca na

fotelu pasażera dziewczyna.

Kierowca – młody blondyn o pociągłej deko wychudzone twarzy pokiwał głową z aprobatą.

– Jesteśmy na miejscu – powiedział. – Może dam radę podjechać jeszcze

kawałek.

– Nie trzeba. Przejdziemy się. Po tak długiej podróży o niczym innym  nie marzę tylko o wyprostowaniu kości.

Wysiedli z auta, zabrawszy niezbędny ekwipunek. Wioska wyglądała jak kilka zagajników rozsianych po obu stronach dróżki. Chałupy w większości się zawaliły, podobnie jak reszta zabudowań. Oczywiście, jeśli jakieś w ogóle przetrwały tę straszliwą rzeź.

Minęli pierwsze zarośla, będące niegdyś dużym gospodarstwem. Po domu nie

było śladu.

– Nawet jeśli jakieś drewno się zachowało, ludzie z innych wiosek wybrali wszystko na opał, a i glina była pożądana. Nic nie mogło się zmarnować – stwierdził chłopak, robiąc kilka zdjęć panoramy wioski.

– Ale jednak to się tu wydarzyło.

– Nie do końca. Rzeź nastała po bitwie. Jak nasi przegrali, bolszewicy ruszyli dalej. Natknęli się na Słoneczną Wioskę i jak to oni, zrabowali, a potem wyrżnęli wszystkich w pień. Jeśli te stalowe monstra nadal tu są, to teraz porasta je las, o tam przed nami.

Dziewczyna spojrzała w miejsce, które wskazywał cienki, blady palec blondyna.

Za wioską, na horyzoncie, ciągnął się bór od wschodu do zachodu. Wyglądał tyleż majestatycznie co niepokojąco. Dokładnie tak, jakby skrywał w sobie krwawe ślady przeszłości.

– Chcesz… no wiesz…

– Tak – odparł bez zastanowienia. – I ty też tego chcesz. Przecież po to tu jesteśmy. – Oczy błysnęły niczym diamenty w świetle słońca.

Chorobliwa wręcz ciekawość sięgnęła mackami w najdalsze zakątki umysłu, przejęła go i teraz

sterowała wszystkim – pełna swoboda działania.

Dziewczyna zawahała się. Wyglądała przy nim jak drobna sierota. Nie sięgała mu nawet do barków, była chuda i do tego garbiła się, choć nie lubił tego prawie tak bardzo jak jej wątpliwości.

– Dlaczego znowu to robisz? – zapytał wyraźnie urażony. – Przecież… tyle drogi, tyle wyrzeczeń. A ty ciągle masz wątpliwości.

– Przepraszam, wiesz, że to nie tak. Ja po prostu…

– Nie ufasz mojej intuicji?

Zamurowało ją. Właściwie podał prawidłową odpowiedź i to było najbardziej przerażające. Wiedział, dlaczego taka jest, a ona nie mogła nic na to poradzić. Jedynie kolejne kłamstwo ostudzi ten wulkan frustracji w nim.

– Ufam bezgranicznie. Chodźmy przez wioskę, może natrafimy jeszcze na coś.

Ruszyła bez oczekiwania na jakiekolwiek słowa poparcia. Nie musiała. Szedł za nią niczym posłuszny pies za swoją panią. Rozglądał się wokoło. Czasami zawiesił wzrok na obłokach płynących po błękitnym oceanie nieba. Prąd był spokojny, pełny nadziei.

***

Gdy u Jakubiaków zapłonęła chałupa, Staszek wychodził z obory. Ojciec nadal pił u sołtysa. Poszedł tam dzień wcześniej i najwyraźniej miał wiele dobrych powodów, by zostać kolejnego dnia. Matka siedziała w chałupie z siostrami Staszka. Do czasu. Dźwięk ryczącego metalu wypłoszył je ze środka niczym lis kury z kurnika.

– Stach, kanalio, do chałupy, biegiem! – Matka miała ciężki głos. Nie było w nim ani krzty kobiecej delikatności, o którą można by ją podejrzewać, patrząc na ciągle młodą twarz, pozbawioną zmarszczek, smutku, utrapień nędznego padołu.

Chłopiec delikatnie podskoczył. Oczy miał ciągle skierowane tam, gdzie było jasno. Kolejny ryk. W mroku jesiennego wieczoru brzmiał jeszcze straszliwiej niż za dnia, bo wydawało się, że pochodzi zewsząd. To świat się buntował, nadchodziła Apokalipsa.

Staszek podbiegł do matki i sióstr. W piątkę, ściśnięci mocno, przyglądali się, jak ogień trawi chałupę sąsiadów, a potem z wiatrem niczym zwiewne dziewczę przeskakuje na oborę.

– Do lasu, do lasu! – krzyknęła matka i Stach nie miał więcej pytań. Puścił się pędem przed siebie w stronę boru.

Biegł ile sił w nogach. Nie oglądał się za siebie, nie czekał na matkę i siostry. Wiedział, że sobie poradzą. Przed nim był mrok. Oddał mu się. Pozwolił, żeby go prowadził.

***

Szli dwa, może trzy kilometry, z czego ostatni pokonali sosnowym borem. Ona natrafiła na to, czego szukali.

– Jest, jest, słodki Jezu, przerażający, ale jest! – krzyczała wniebogłosy.

Chłopak nie mówił nic. Wgapiony w powalone między drzewami cielsko mecha nie spoglądał nawet, gdzie stąpa, co zemściło się szybciej niż myślał. Nagle grunt pod stopą skończył się i nie było już czasu na korektę. Pozostał bolesny upadek.

– Jezu, nic ci nie jest? – zapytała, ale w jej głosie nie było krzty troski. Zrobiła to dla zasady, ciągle wpatrzona w przerażający cud techniki zamierzchłych czasów.

Blondyn otrzepał się z igiełek sosnowych i ziemi. Czuł ostry ból w lewym kolanie, ale nic nie mogło go powstrzymać, aby stanąć jak najbliżej tego monstrum. Mech posiadał cztery odnóża kroczne o wielu stawach umocowane do potężnego torsu, z którego wystawał w niebiosa komin. Widać było okna z których maszynierzy obserwowali teren manewrując mechem. Wyglądały jak

wypalone oczodoły dawno zdechłej bestii.

– To jeden z nich, prawda?

– O tak. Pożądany typ. Mógł przykucnąć, aby ukryć się za ścianą lasu, lub podnieść się na znaczną wysokość, aby maszynierzy zrobili dokładny rekonesans. Cudo.

– Brał udział w…

– Nie wiem. Jest duży i mało zwrotny. Bolszewicy mieli o wiele mniejsze humanoidalne jednostki. Myślę, że to one wybiły Słoneczną Wioskę.

***

Gdy niebo zapłonęło, ujrzał cztery sylwetki wysokością przewyższające największą w wiosce chałupę sołtysa. Biegły niczym ludzie, lekko, zwinnie, choć wyglądały jak ociężałe metalowe tłuściochy. Zniknęły po chwili w mroku, gdzie ogień jeszcze nie dotarł i teraz tam rozpętywały piekło. Matka z siostrami przepadły jak kamienie w wodę. Staszek pomyślał, że pobiegły nieco bardziej na zachód i teraz siedzą tak jak on na skraju lasu, martwiąc się o niego, jak on o nie.

Tymczasem wioska umierała. Płonęła żywym ogniem jak ludzie płonący żywym bólem, rozrywani przez mechy, trawieni przez płomienie, przygniatani stropami chałup. Zaczęło się od Jakubiaków i poszło dalej. Co z ojcem? Staszek wiedział, że skonał w męczarniach. Bóg jeden świadkiem czy czuł ten potworny ból umierania, tak jak inni.

***

– Te czasy jeszcze powrócą – powiedział nagle, dotykając poszycia mecha, gładząc je delikatnie.

– Chciałbyś?

– Nie, nie chciałbym. Ja tego pragnę. Pragnę, żeby każda kolejna wioska była Słoneczną Wioską, a lasami wędrowały najdoskonalsze stworzenia Boga, rodzona rękami ludzi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • Teksty wylatują ze strzelnicy O!
  • Poncki dwa lata temu
    https://youtu.be/h1vMkrNeyuQ
    Ooo, taka Toyota GR Yaris, to ja rozumiem?
  • Ty lepiej zgaduj, a nie polecaj O!
  • Poncki dwa lata temu
    Niepowtarzalny Styl z Opowi
    Jeszcze się zastanawiam ?
  • Poncki żeby ci czasu starczyło, bo putinowy ład nadchodzi hihihi
  • Poncki dwa lata temu
    Niepowtarzalny Styl z Opowi
    Obiecuję, że zdążę.
  • Poncki a jak łapy ci urwie? czym klikniesz? hihihi
  • Poncki dwa lata temu
    Niepowtarzalny Styl z Opowi
    Będę improwizował ?
  • Poncki Wielka Improwizacja XXI wieku XDD
  • Poncki dwa lata temu
    a tu jakby ktoś ilustracje chciał do tekstu pooglądać ?
    http://polskagrafikacyfrowa.pl/jakub-rozalski
  • Osyłacze to już reklama hihihi
  • Poncki dwa lata temu
    Niepowtarzalny Styl z Opowi
    Może, ale nie mam z tego żadnej korzyści.
    Nie sprzedaję samochodów ani obrazów ?
  • Poncki a kto, to wie hihihi Mnie też mówiła, że kocha O!
  • Poncki dwa lata temu
    Niepowtarzalny Styl z Opowi
    "bo to zła kobieta była" ?
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Bardzo ciekawie napisane. Bogato. No i te... postacie. I zakończenie z puentą, właśnie taką:)
    Typuję Pasję?:)
  • Pasją strzeliłeś i możliw, że w środek O!
  • Pasja dwa lata temu
    Bardzo wzruszająca opowieść i praktycznie na czasie. Przeplatana zdarzeniami sprzed i po robi wrażenie. Zakończenie niesie nadzieję na światło.
    A ja strzelę w Dekaosa.
  • A strzelaj nawet w Dondiego hihihi
  • Pasja dwa lata temu
    Niestety pudło! Dobrze napisane. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania