Poprzednie częściDotyk Amani - fragment

Dotyk Amani opowiadanie fantasy cz.14 z 21

Nazajutrz w domu na dole było kilku mężczyzn. Arman słyszał cichą, ale emocjonalną rozmowę, jednak nic nie rozumiał, nikt go również nie budził. Dopiero jak sam zszedł na dół, to jeden z mężczyzn zagadał go po angielsku:

 

- Witamy cię, jestem kuzynem gospodarza tego domu a to mój

brat. Ojciec Nili u mnie pracuje. Wszystko wiemy, wiemy jak

się zachowałeś i jesteśmy ci bardzo wdzięczni. Uratowałeś

Nilę i jej ojca, mojego kuzyna.

- Mieli wielkie szczęście, że akurat tutaj spaliśmy.

- To prawda, chcielibyśmy ci się zrewanżować, tylko musisz

być z nami szczery.

- O co wam chodzi?

- Wiemy, że twoja córka jest chora. Czy zmierzasz z córką do

Albanii?

- No a gdyby nawet, to co?

- Wiesz jak trudno dostać się do strefy, bez biletów to

niemożliwe.

- Może wiem i co z tego?

- Możliwe, że jest sposób żeby ci w tym pomoc, ale bardzo

ryzykowny. Ryzykowny dla ciebie i twojej córki, ale również

dla nas.

 

Arman usiadł wyraźnie zainteresowany.

 

- Co możecie zrobić?

- Chodzi o to, że w strefie przebywa bardzo dużo ludzi i oni

potrzebują bardzo dużo jedzenia. Moja firma oraz inni

rybacy z okolicy, których dobrze znamy, jesteśmy jednym

z ich dostawców. Co kilkanaście dni wysyłamy dwa tiry pełne

ryb wprost do strefy. Kontrola odbywa się u nas. Robi to

urzędnik z Salonik który przyjeżdża i plombuje tira. Potem tir

jedzie wprost do strefy i nikt go już nie otwiera po drodze,

aż do końca. Na granicy też nie.

- Ten urzędnik by się zgodził?

- Nie może nic wiedzieć. Przyjeżdża do nas jak auta są już

załadowane. Ma do nas zaufanie. Nie jest w stanie sprawdzić

załadowanego tira dokładnie. Kierowca też nie może nic

wiedzieć. Nie znamy go dobrze.

- Umieścicie nas tam?

- Masz na imię Arman?

- Tak.

- Słuchaj Arman, jest z tym problem, te tiry to chłodnie.

Posyłamy surowe ryby a w tych chłodniach cały czas jest

około minus 15 stopni.

- Jak długo trwa podróż?

- Około 10 godzin.

- Damy radę, potrzebujemy tylko ciepłe ubrania.

- Dostaniecie je. Tylko jak już przyjedziecie na miejsce, to

musicie tak opuścić chłodnie, żeby was nikt nie zauważył

i żebyście niczego po sobie nie zostawili. Wymyśliliśmy

sposób, jak otworzyć chłodnię od środka. Trochę przerobimy

zamek. Nauczymy cię. Jak tir wjeżdża do strefy, to przy

bramie zrywają plomby i sprawdzają chłodnię. Nie

zauważą was bo będziecie z tyłu za skrzynkami. Następnie

chłodnia wjeżdża do środka, ale nikt jej już nie plombuje,

wtedy, przed rozładunkiem, musicie z niej uciec i zamknąć

drzwi. To będzie w nocy.

- Kiedy jedzie tir?

- Jutro po południu.

- Bardzo wam dziękuję, jestem wdzięczny, że chcecie mi

pomóc.

- Zasłużyłeś sobie.

- Ci bandyci to młodociane gnojki, wątpię żeby chcieli tu

jeszcze raz przyjeżdżać, ale do końca nigdy nie wiadomo.

Mogą chcieć się zemścić.

- Nie martw się, myślimy o tym. Uzbroimy Nilę i jej ojca,

wzmocnimy drzwi i okna domu a poza tym będziemy mieć ich

na oku przez jakiś czas. Przez kilka tygodni ktoś będzie z nimi

w nocy. Obronimy ich. Skąd umiesz tak walczyć?

- Jestem żołnierzem, komandosem.

 

Nazajutrz Arman z Jamilą zostali wyposażeni przez miejscowych w ciepłe kurtki i swetry oraz ciepłą bieliznę. Dostali również ciepłe czapki, rękawiczki i szaliki oraz duży termos

z gorącą herbatą. Arman bardzo się cieszył, że los znowu im sprzyja. Nie dowierzał że to, co wydawało się absolutnie niemożliwe, nagle stało się takie proste i takie osiągalne. Pomimo licznych niedogodności, ich podróż jednak ma szansę zakończyć się powodzeniem. Zaczął wierzyć w sukces.

W tirze tak poukładano skrzynki aby stworzyć bezpieczną przestrzeń dla dwojga ludzi, a jednocześnie w ten sposób, aby niczego od strony drzwi do chłodni nie dało się zauważyć. Umieszczono tam Armana z Jamilą a następnie wypełniono tira skrzynkami ze świeżymi rybami, zasypanymi w lodzie. Po jakiejś godzinie przyjechał urzędnik celny. Arman długo tłumaczył Jamili, że w kluczowych momentach ma być cicho jak myszka. Urzędnik zajrzał tylko przez chwilę i zamknięto wrota. Po kolejnej godzinie Arman usłyszał hałas od strony kabiny kierowcy. Wiedział, że przyszedł kierowca i wchodzi do kabiny. Następnie uruchomił się silnik i tir ruszył.

W chłodni było zupełnie ciemno, ale Arman z Jamilą byli wyposażeni w latarkę. Jak auto zaczęło jechać, szybko zrobiło się bardzo zimno. Arman przytulił córkę najmocniej jak potrafił. Co kilkadziesiąt minut oboje wstawali ze swoich skrzynek i wykonywali proste ćwiczenia, dla rozgrzania mięśni. Pomimo ciepłego ubrania, podróż była bardzo uciążliwa. Oboje siedzieli w dość niewygodnej pozycji i z każdą godziną marzli coraz bardziej. Jamila w końcu zasnęła w objęciach ojca. On wiedział, że na pewno w chłodni nie zamarzną, jednak mogli się silnie wychłodzić i Jamila mogła tą podróż odchorować. Tir jechał cały czas, nie zatrzymując się w ogóle po drodze. Widać kierowcy zależało aby jak najszybciej wykonać swoje zadanie. Zatrzymał się tylko na chwilę, chyba na granicy. W końcu, po dziesięciu godzinach jazdy, tir stanął i kierowca wyłączył silnik. Po kilkunastu minutach zaczęto zdejmować plomby i szeroko otwarto wrota ładowni. Ostre światło wdarło się do wnętrza oślepiając Armana i Jamilę. Oboje zastygli w bezruchu. Arman zasłonił małej usta reką. Ktoś świecił do środka, jednak ich nie zauważył. Następnie znowu zamknięto drzwi i tir znowu ruszył. Po kilku minutach wolnej jazdy stanął na dobre. Arman zrozumiał, że to właściwy moment na opuszczenie chłodni. Szybko włączył latarkę i poprzestawiał kilkanaście skrzynek w górnej części tak, aby oboje mogli dostać się do drzwi. Starał się robić wszystko najciszej jak to tylko możliwe. Następnie przeniósł plecaki i pomógł Jamili przejść górą przez ładunek na drugą stronę. Tak jak mu pokazano, za pomocą dużego śrubokręta, który specjalnie został włożony do jednej ze skrzynek, bardzo powoli i niemal bezgłośnie, otworzył i uchylił jedno skrzydło wrót. Wiedział, że kierowca jest w środku i że jeśli go usłyszy to zostaną zdekonspirowani. Cicho wyskoczył na zewnątrz i wyciągnął Jamilę. Na zewnątrz było ciemno, był środek nocy a tir czekał przy rampie magazynowej na rozładunek. Jednak Arman nie umiał poradzić sobie z zamknięciem drzwi. Trzeba było do tego użyć dużej siły, a to na pewno spowoduje hałas. W końcu odbiegł z Jamilą i kazał jej schować się pomiędzy innymi tirami wraz z plecakami a następnie wrócił i siłowo, szybko zamknął ładownię, powodując przy tym głośny trzask. Szybko podbiegł do Jamili i oboje z ukrycia obserwowali cieżarówkę.

Kierowca usłyszał hałas i wysiadł z kabiny. Dokładnie obejrzał drzwi ładowni, następnie je otworzył i zajrzał do środka. Stwierdził, że wszystkie skrzynki są na swoich miejscach. Rozejrzał się uważnie dookoła i uspokojony ponownie zamknął ładownie, a po chwili otrzymał sygnał, że ma podjeżdżać do rozładunku.

Oboje z Jamilą wreszcie poczuli ciepło letniej nocy. Choć na dworze nie było więcej jak 15 stopni, to im po podróży w lodówce wydawało się, że znaleźli się w tropikach. Arman badał teren. Wiedział, że jest w części technicznej strefy za ogrodzeniem i bramą, ale nie w samej strefie. Ta od części technicznej również była odgrodzona płotem z siatki. Ale był to pojedynczy płot, którego nikt nie pilnował. Korzystając z ciemności, wraz z Jamilą, krótkimi skokami przebiegali odcinki drogi w stronę strefy, starając się unikać miejsc oświetlonych. Oboje widzieli, że w części technicznej strefy pracuje wielu ludzi, w szczególności przy przygotowaniu posiłków. Arman z grubsza znał rozkład budynków i ogrodzenia, bo dane na ten temat można było znaleźć w internecie. Po kilkunastu minutach znaleźli się pod płotem, za którym była już widoczna biała linia, oznaczająca przestrzeń cudownej mocy strefy. Teren za tym ogrodzeniem był oświetlony

i zabudowany konstrukcjami drewnianymi, na których widać było bardzo dużo ludzi leżących na materacach. Pozostało tylko przejść na drugą stronę. Zauważył, że za płotem stoi budynek który ma piwnice. Jego celem było za wszelką cenę dostać się właśnie tam. W siatce trzeba było zrobić dziurę. Schowali się razem za ścianą baraku, który prawie przylegał do ogrodzenia. Arman podczołgał się i nożycami, które kupił jeszcze na Cyprze, przeciął siatkę przy samej ziemi. Tylko

tyle, aby mogli się zmieścić. Rozejrzał się uważnie i w końcu podjął decyzję. Podbiegł po Jamilę i plecaki, przytrzymał przeciętą siatkę i Jamila, plecaki a na końcu on sam, byli za płotem. Jeszcze kilka szybkich kroków i oboje znaleźli się za białą linią a następnie przy otwartym, małym piwnicznym okienku, do którego wskoczyli. Musieli przebiec kilkanaście metrów pod pomostem, na którym leżeli ludzie na materacach. Ponieważ był środek nocy, to ci którzy mogli ich zauważyć, akurat spali. Możliwe też, że ktoś ich widział, ale nie zainteresował się tym na tyle, żeby wzbudzać alarm. Oboje wskoczyli przez okienko do piwnicy i zastygli nieruchomo. Arman słyszał szybkie bicie własnego serca. Nie mógł uwierzyć że to, co wydawało mu się niemożliwe, jednak się ziściło. Byli w strefie! Udało się!

Znaleźli miejsce za jakimiś starymi meblami. Tam zorganizowali sobie schronienie i legowisko. Położyli się i zdrzemnęli do rana. Jednak Arman wiedział, że musi stamtąd wyjść i zrobić rozeznanie. Musiał znaleźć miejsce, gdzie będą mogli załatwiać potrzeby fizjologiczne oraz musiał pozyskać w jakiś sposób przynajmniej wodę do picia. Wcześnie rano poszedł się rozejrzeć. Wyszedł na piwniczny korytarz, który okazał się być bardzo długi i łączył piwnice w całym budynku. To co zobaczył bardzo go zdziwiło. Okazało się, że w piwnicach wcale nie był sam. Jak skradał się po piwnicznym korytarzy to z jednej otwarły się drzwi a z nich wyszedł ciemnoskóry starszy mężczyzna. Jakby nigdy nic, minął Armana w wąskim korytarzu i poszedł w kierunku jego końca. Korytarz piwnicy był oświetlony elektrycznymi żarówkami. Arman powoli poszedł za nim i wtedy zorientował się, że przed piwnicą do której zmierzał, stoi kilka osób w kolejce.

Byli to ludzie w różnym wieku, zarówno starcy jak i małe dzieci. Nikt nic nie mówił, stali w ciszy i czekali. Podszedł bliżej i wtedy zza tych drzwi wyszła kobieta, a następny w kolejce wszedł do środka. Po dźwięku spłukiwanej wody i po zapachu, zorientował się od razu, że w piwnicy tej była zaimprowizowana ubikacja, właśnie dla ludzi którzy tu mieszkali. Idąc wzdłuż korytarza słyszał, że zza niektórych drzwi kolejnych piwnic słychać głosy ludzi rozmawiających

w różnych językach. Rozmawiano po cichu jednak oczywistym było, że ci którzy tam są, wcale nie obawiają się nagłej dekonspiracji. Arman już po niedbałym wyglądzie tych co stali w kolejce do ubikacji zorientował się, że musieli być to ludzie, którzy byli w strefie nielegalnie. Ich wygląd różnił się znacząco od tych, których obserwował przez okienko piwnicy a którzy leżeli schludnie ubrani i zadbani na przydzielonych im, ponumerowanych miejscach, na pomostach zbudowanych pomiędzy budynkami. Każdy z tamtych miał jakiś identyfikator na szyi. Ci w piwnicy żadnych identyfikatorów nie mieli. Wrócił po Jamilę i zaprowadził ją do ubikacji. Kiedy szli z powrotem, zostali zaskoczeni przez patrol dwóch żołnierzy, którzy akurat zeszli schodami i wyszli wprost na nich. Pomyślał, że to koniec, że zostanie za chwile aresztowany, tak jak pozostałe piwniczne towarzystwo. Jednak nic takiego się nie stało. Żołnierze minęli ich w korytarzu nie zatrzymując się i nie mówiąc ani słowa, jednak obaj bacznie im się przyglądali oraz patrzeli z uwagą do której piwnicy Arman z Jamilą wejdą. Arman zauważył, że każdy z nich, zamiast broni niósł z trudem dużą, załadowaną torbę, a potem widział jak pukali do niektórych piwnic i rozdawali z tych toreb żywność i plastikowe butelki z wodą mineralną. Żołnierze dokładnie wiedzieli w których piwnicach są ludzie. Do piwnicy w której był Arman z Jamilą nie zapukano. Arman pomyślał:

 

“- Co tu jest grane?”

 

Zaczął domyślać się o co tu chodzi.

 

*****

 

- Na dole są jacyś nowi.

- Jacy nowi? Co ty gadasz. Od kogo?

- Nie wiem od kogo. Jakiś przystojniak z małą dziewczynką.

Widzieliśmy ich na korytarzu.

- Szef nic nie gadał, nie ma dla nich prowiantu.

- No właśnie, to dziwne.

- Chodźmy do szefa, zapytamy się.

Dwóch żołnierzy udało się do sztabu oddziału wojskowego, który zajmował się ochroną strefy. Wejścia do gabinetu pilnowała sekretarka.

 

- My do pana majora, mamy ważną sprawę.

- Muszę się zapytać czy szef ma czas teraz.

Możecie wejść.

 

Żołnierze weszli do gabinetu dowódcy.

 

- Panie majorze musimy się o coś zapytać.

- W jakiej sprawie?

- W wiadomej, tajnej.

 

Major podszedł do nich bliżej i mówił szeptem:

 

- Mówiłem wam nie raz, że w tych sprawach nie wolno wam tu

przychodzić i tutaj ze mną rozmawiać. Tu ściany mogą mieć

uszy.

- Wiemy szefie, ale jest ważna sprawa.

- Co się stało?

- Jest jeden nowy a właściwie dwoje bo to facet z dzieckiem,

nic o nim nie wiemy.

- Co za bzdury gadacie, jak to nowy, jesteście pewni?

- Tak, dwóch naszych dzisiaj ich widziało.

- Nic nie wiem.

- No właśnie, my też nie.

- Może od Ripla?

 

Major wymienił nazwisko dowódcy drugiego oddziału, zajmującego się bezpieczeństwem kadry medycznej i naukowej.

 

- Może, nie wiemy, nikt nic nie mówił.

- Poczekajcie tu, zaraz wrócę.

 

Major wziął komórkę i wyszedł na korytarz. Wrócił po kilku minutach.

- Od Ripla też nie. On nic nie wie. Jak tu weszli? Może

szpiedzy? Namierzają nas?

- Panie majorze, to co robimy?

 

*****

 

Arman przy pomieszczeniu z ubikacją znalazł kran z wodą. Nie miał wyjścia, musiał uznać ją za zdatną do picia, smakowała normalnie. Widział, że inni też ją pili. Miał niewielkie zapasy jedzenia, przy głodowych racjach może starczyłoby go jakoś na 12 dni. Dla niego liczyło się tylko zdrowie córki nawet gdyby miał przez ten czas nic nie jeść. Miał nadzieję, że tutaj przetrwają i że skoro są tu nielegalni “kuracjusze” to może i im się uda. Jeden dzień jakoś już minął. Jednak w środku nocy brutalnie wyrwano ze snu jego i Jamilę. Do piwnicy wpadło czterech żołnierzy, tym razem już z bronią gotową do strzału i zapytano Armana czy rozumie po angielsku. Skinął głową.

 

- Nie wiem jak się tu dostaliście i kto was tu wpuścił, ale tutaj

rządzimy my. Bierzcie swoje rzeczy i wychodźcie.

- Zostawcie nas tu, zapłacę wam albo waszemu szefowi, mam

pieniądze.

- Nie ma mowy, nie znamy cię, nie wiemy kim jesteś. Wypad

stąd.

 

Arman i Jamila wzięli plecaki i pod eskortą zostali zaprowadzeni do wojskowego pojazdu, który stał na zewnątrz. Zanim wyszli to widzieli, że inni żołnierze przeszukują piwnicę za piwnicą, sprawdzając czy ci, którzy się tam znajdują to wyłącznie “ich” chorzy. Arman myślał, że został oficjalnie aresztowany, ale nic takiego się nie działo. Żadnych kajdanek nie używano. Nikt nie chciał dokumentów oraz ich nie przesłuchiwał. W pojeździe było kilku ludzi. Nie wyglądali na zestresowanych, raczej na szczęśliwych. Uśmiechali się, choć zamieszanie z Armanem i Jamilą trochę ich deprymowało. Żołnierze którzy ich przyprowadzili, kazaliim być cicho. Jamila wystraszona do granic możliwości, cicho płakała. Pojazd szybko ruszył i bez kontroli wyjechał

w środku nocy ze strefy. Arman zapytał się pozostałych gdzie nas wiozą?

 

- Jak to gdzie? Mister to już koniec, dwanaście dni minęło,

jesteśmy zdrowi. Jedziemy do domu.

 

Zrozumiał, że jedzie z tymi, którzy nielegalnie zostali umieszczeni w strefie i którzy zakończyli już swoje leczenie. Po krótkiej jeździe pojazd nagle się zatrzymał. Żołnierz krzyknął:

- Wszyscy wysiadać!

 

Wszyscy wysiedli gdzieś w zupełną ciemność nocy, na jakimś odludziu. Auto gwałtownie ruszyło a Arman usłyszał jeszcze na pożegnanie:

 

- A ciebie chojraku, jak tu jeszcze raz złapiemy to będziemy

gadać z tobą inaczej.

 

Był w strefie z Jamilą tylko jedną dobę. Wiedział, że to o wiele za mało, żeby pomóc jego córce. Był wściekły. Było już tak blisko. Wiedział już, że nawet dostanie się do strefy nie rozwiązuje problemu. Tam nie ma się gdzie schować na 12 dni a dostanie się tam nielegalnie jest nie w smak tym, co robią tam swoje interesy.

 

Jednak Armana trudno było złamać. Żołnierze, choć wywieźli go wraz z innymi poza strefę, to pozostawili go niedaleko od niej. Od razu poszedł z Jamilą w odwrotnym kierunku niż reszta pasażerów. Udali się w stronę tej części miasteczka, która była poza strefą a w której nikt nie mieszkał już na stałe. I jeszcze tej samej nocy Arman sforsował ogrodzenie i tam się znalazł wraz z Jamilą. Tego ogrodzenia, w przeciwieństwie do oświetlonego i bardzo silnie strzeżonego ogrodzenia samej strefy, w nocy nikt nie pilnował. Arman włamał się do mieszkania na parterze,

w którym nie było nikogo od kilku miesięcy. W mieszkaniu był zapas butelkowanej wody i trochę jedzenia. Zdecydował, że zanim ostatecznie opuści okolice, to jeszcze parę dni rozpozna jej bezpośrednie otoczenie. Miał jakąś nadzieje czy przeczucie, że może coś jeszcze przyjdzie mu do głowy.

W trakcie dnia miasteczko wydawało się całkiem wymarłe. Obserwował przez okno, tak aby go nikt nie zauważył. Rzadko kręcili się tam ludzie. Były patrole tej samej jednostki wojskowej z którą miał już do czynienia oraz kręcili się tam dawni mieszkańcy, którzy czasem przyjeżdżali obejrzeć swoje pozostawione mieszkania. Jednak po zmroku ludzi było więcej. Nie wiadomo kim byli i skąd się brali, ale kręcili się po ulicach, prawdopodobnie szabrując pozostawiony dobytek. Arman w nocy również wychodził na kilkanaście minut, tak aby Jamila długo nie zostawała sama. Jej psychiczny stan po przygodach w strefie wyraźnie się pogorszył. Rozglądał się po miasteczku. Podchodził pod ogrodzenie strefy. Idąc ulicą jeden szczegół przykuł jego uwagę. Uważnie przyglądał się jej jezdni, aż w końcu położył się na chodniku i zaczął świecić latarką w miejsce, które wydało mu się interesujące.

 

.........................

 

Dotyk Amani, Tajemnica Pluszowego Misia, Spisek Duchów ......... www. Ebookowo.pl

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Narrator dwa lata temu
    Kolejna ciekawa część.

    Znasz się na rzeczy, opisujesz jakbyś sam tam był, a ja lubię takie historie. Przypomina mi przygody kapitana Żbika na tropie przemytników.

    Daję 5 i pozdrawiam. ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania