Poprzednie częściDotyk Amani - fragment

Dotyk Amani opowiadanie fantasy cz.20 z 21

Narada Prezydenta oraz kilku wtajemniczonych ministrów w rządzie dużego, niedemokratycznego kraju, odległego od Albanii. Dziesięć miesięcy od błysku.

 

- Panie prezydencie, trzeba coś zrobić. Lobby bardzo

wpływowych obywateli wielu krajów żąda od nas

konkretnego działania. Jeśli nadal nic nie zrobimy, to

doprowadzą do tego, że przestaniemy rządzić. Wszyscy

wiemy, że oni mogą to zrobić.

- Dlaczego sami tego nie załatwią, tylko chcą się nami

wysłużyć?

- Oni nie mogą zrobić tego co by chcieli bo w ich kraju panuje

demokracja i tego zrobić się nie da za żadne pieniądze,

dlatego chcą żebyśmy my to zrobili.

- Czego wy się ode mnie domagacie? Zastanówcie się, cały

świat nas potępi.

- Nie ma się co światem przejmować. I tak nas potępiają. Jak

zobaczą, że zabezpieczyliśmy swoje oraz ich interesy to

dadzą nam spokój.

- W końcu potencjał strefy powinien być właściwie

wykorzystywany. Strefa nie jest własnością Albanii, ale jest

zjawiskiem niepowtarzalnym w całym świecie i my też mamy

prawo z niej korzystać.

- No przecież korzystamy, leczymy tam naszych chorych tak

jak inne kraje.

- No właśnie, tylko leczymy chorych, a gdzie apartamentowce

dla ludzi starych, którzy przecież mogliby jeszcze pożyć

kilkanaście czy kilkadziesiąt lat i dobrze służyć swoim

ojczyznom. Strefa nie jest właściwie wykorzystywana, samo

leczenie to nie wszystko. Elita społeczna całego świata

domaga się tego, żeby móc tam na stałe zamieszkać.

- Akurat oni będą komuś służyć. To dziady, które chcą żyć

wiecznie i pukać panienki, korzystając z właściwości strefy.

Po to im te apartamentowce.

- Choćby nawet, ale to jednak bardzo bogaci i wpływowi

ludzie. A poza tym to to, co tam wybudujemy będzie

własnością naszego rządu czyli panie prezydencie naszą.

A czynsze tam będą naprawdę wysokie i chętnych na pewno

nie będzie brakować.

- No tak, to konkretne argumenty.

- No i najważniejsze, że tych mieszkań w apartamentowcach

będzie i tak za mało, więc pan oraz my również będziemy

mogli mieć coś z tego dla siebie jak będziemy je rozdzielać.

- I tak wszystko co macie to mnie zawdzięczacie, jeszcze wam

mało? Co w końcu proponujecie?

- Przeprowadźmy akcję wojskową.

- Na czym będzie polegać?

- Poślemy komandosów, niech zabezpieczą tylko jeden hektar

ziemi w centralnej części strefy. Strefa ma 25 hektarów a my

weźmiemy tylko jeden, nawet nie zauważą.

- Nie zauważą powiadasz. Będzie awantura jakiej świat nie

widział.

- Wielkie mi coś, poszczekają parę tygodni a potem sami

ustawią się w kolejce po mieszkania w naszych

apartamentowcach.

- Ile tych mieszkań będzie?

- Wybudujemy 8 budynków, każdy po 80 pięter, na każdym

piętrze cztery mieszkania, będzie czym dzielić. Dla pana

prezydenta też jedno się znajdzie. Na starość będzie... jak

znalazł.

 

Prezydent a właściwie dyktator, rozsiadł się wygodnie w wielkim fotelu i zapalił cygaro. Jego tłuste, ważące 130 kg ciało wypełniło całą objętość potężnego obrotowego mebla, pokrytego czarną skórą. Dym z cygara podrażnił przekrwione małe oczka, które mrużyły się w chytrym, pazernym spojrzeniu. Prezydent wyobraził sobie siebie w wieku lat 160 i młodą panienkę chętną na wszystko, siedzącą mu na kolanach.

 

- Ech... jak zamierzacie to zrobić?

- Tak jak mówiliśmy, poślemy komandosów, zrobimy mały

desant na wybrzeżu, szybko podjedziemy do strefy

i zaanektujemy nasz kawałek. Jeden dzień i po sprawie.

- Jak to zaanektujemy?

- Normalnie, wygonimy wszystkich, zagrodzimy dojścia,

wytyczymy dojazd z ogrodzenia, wszystko ogrodzimy drutem

kolczastym i będziemy pilnować.

- A za kilka tygodni jak wrzawa się uspokoi to dotransportuje-

my sprzęt budowlany i zaczniemy wyburzania, a następnie

budowę naszych wież. Już nawet mamy projekty.

- Przecież będą się bronić.

- Tylko w pierwszym dniu, nie mają szans z naszymi

komandosami, z ich uzbrojeniem.

- Czy ktoś zginie w trakcie ataku?

- Najwyżej paru ludzi, nic takiego.

- Nic takiego powiadasz.

- Przecież inne kraje przyjdą im z pomocą militarną, wygonią

nasze wojsko.

- Nie przyjdą.

- Jak to nie przyjdą, jak przyjdą.

- Panie prezydencie, żadne kraje nie przyjdą im z pomocą. Ani

Stany ani Rosja ani Chiny ani żadne państwo Unii

Europejskiej ani żaden duży inny kraj nie pośle tam swojego

wojska, będą tylko noty protestacyjne i oficjalne protesty, nic

więcej.

- Skąd to wiecie?

- Wszystko ze wszystkimi mamy dogadane, nieoficjalnie

oczywiście, ale na pewniaka. Natomiast będziemy musieli

podzielić się apartamentami ze wszystkimi. Nie ma wyjścia,

jednak dla nas też starczy.

- Czy to pewne?

- Pewne.

- No to macie moją zgodę, kiedy atakujemy?

- Za tydzień.

- Mam nadzieję że wiecie co robicie.

- Wiemy, wszystko szczegółowo jest dopracowane.

 

Albania, w strefie błysku.

 

Nadszedł nareszcie oczekiwany czas zakończenia pobytu w strefie dla Jamili, Petii i ich rodziców. Dzisiaj właśnie mija dwunasty dzień. Dziewczyny weszły do strefy około godziny szesnastej, dokładnie dwanaście dni temu i dzisiaj zbliżała się godzina szesnasta, po której czas leczenia powinien być zakończony. Petia czekała z napięciem na ten moment, nerwowo patrząc na zegarek i rozglądając się wokół siebie, jakby oczekując nagłego zwrotu akcji i jakieś złowrogiej siły, która gwałtownie wyrwie je ze strefy. Jednak nic takiego się nie stało. Jak co dzień nikt, niczego od dziewczyn nie chciał i nikt nie zwracał na nie uwagi. W końcu szesnasta minęła. Jamila i Petia przytuliły się do siebie i długo trzymały nawzajem w objęciach.

 

- Jamila, choćby nie wiem co by się teraz miało stać,

choćbyśmy nawet miały iść za to siedzieć, to zdrowia nam

nikt nie odbierze. Jesteśmy zdrowe!

 

Ostatnią część zdania Jamila zrozumiała.

 

- Petia, zwyciężyłyśmy!

 

Jamila powiedziała po angielsku. Ponieważ formalności związane z wprowadzaniem nowych chorych i wypuszcza- niem już uzdrowionych załatwiano tylko do godziny 15, to uzdrowionych wypuszczano dopiero na drugi dzień rano. Dziewczyny o tym wiedziały i musiały przespać jeszcze jedną noc. Petia około godziny siódmej wieczorem wpadła na pewien dość ryzykowny pomysł. Poruszanie po całym teranie strefy było dozwolone i Petia zdecydowała, że po kolacji pójdą na wycieczkę. Ryzyko polegało na tym, że mogą po drodze natknąć się na Sianę oraz ktoś z obsługi może ich o coś jednak zapytać. Petia bardzo chciała zobaczyć historyczną już i rozsławioną na cały świat salę pacjentów nr 7, w której to sali w chwili błysku leżała prawdopodobna jego sprawczyni. Petia wiedziała jedynie, że sala ta jest w samym centrum strefy i w taki sposób próbowała tam trafić. Bez większego trudu znalazła budynek szpitala, jednak poszukiwanie sali nr 7 było już trochę trudniejsze. W końcu zdecydowała, że zapyta się o to jedną z młodych pielęgniarek, która do fartucha miała dopięty znaczek z angielską flagą. Ta bez zadawania zbędnych pytań w kilku słowach wytłumaczyła Petii gdzie to jest. Dziewczyny podeszły pod salę. Okazało się, że wcale nie były jedyne, które chciały tą salę zobaczyć. W kolejce do wejścia czekało parę osób. Sala była otwarta i nie było w niej pacjentów, natomiast urządzono w niej małe muzeum. Na ścianach było mnóstwo drobiazgów zostawionych przez uzdrowionych w dziękczynnym geście oraz podobnie jak przed wejściem do strefy były tam symbole i wota, obrazy i figurki wszystkich religii świata. Najważniejsze łóżko,

w przeciwieństwie do wszystkich pozostałych, które zaścielone były normalną szpitalną pościelą, było zaścielone pościelą jedwabną, jasnobłękitną a przy nim był kwietnik z białymi różami. Przy wejściu do sali stał uzbrojony żołnierz. Petia się pomodliła i dziewczyny spokojnie wróciły “do siebie”.

 

*****

 

Arman i Elena podobnie nerwowo zerkali na zegarek kiedy zbliżała się godzina szesnasta i podobnie radośnie przyjęli zakończenie leczenia. Odetchnęli z ulgą, jednak Arman uspokajał Elenę, żeby zachować czujność do końca, aż do opuszczenia strefy. Oboje zdawali sobie sprawę, że są tu nielegalnie i że choć główny cel ich misji został osiągnięty, to jednak kłopoty jeszcze mogą się pojawić. Zwłaszcza wyjście może być niebezpieczne. Muszą oddać bilety i się wymeldować. Choć nie przykładano już dużej wagi do szczegółowej kontroli uzdrowionych przy wychodzeniu, to jednak któryś z urzędników może jeszcze zauważyć, że nie wyglądają już tak jak na zdjęciach. A charakteryzacji już oczywiście mieć nie będą.

 

*****

 

Dziewczyny nerwowo przeczekały noc, trudno było im zasnąć. Nad ranem Petia słyszała jakiś odległy dźwięk, jakby helikopter, może nawet nie jeden. Około piątej rano dało się słyszeć jakieś wyraźne poruszenie. Normalnie w strefie panowała cisza, zwłaszcza wcześnie rano a teraz ktoś głośno krzyczał i słychać było tupot biegnących wielu ludzi. Dziewczyny wstały przestraszone i zobaczyły, że przez ich salę przebiegło kilku żołnierzy z bronią gotową do strzału.

 

- Co to ma być? Jamila widzisz to?

 

Po chwili słychać było pierwsze pojedyncze strzały a potem strzałów było coraz więcej i były coraz bliższe. Ktoś głośno krzyczał a po kilku minutach pracownicy obsługi, którzy na co dzień zajmowali się chorymi, zaczęli wynosić pierwszych rannych żołnierzy. Dziewczyny, tak jak inni chorzy, przerażone skuliły się za mocniejszymi fragmentami rusztowań. Inni uciekali do budynków. Walki trwały kilkanaście minut. W końcu bojówka napastników wdarła się do centralnej części strefy a potem do szpitala, który zamierzano wyburzyć. Strzelanina przeniosła się do wnętrza budynku, następnie wdarto się na piętro w którym była sala numer 7. Jeden z żołnierzy, który bronił pietra, schował się w tej sali. Ostrzeliwał się z niej i właśnie wtedy został trafiony w głowę. Upadł na kwietnik z różami, przewrócił go i zmarł.

 

Wtedy stało się coś dziwnego. Wszystko nagle ucichło. Ucichły odgłosy walki. Ucichły strzały i szamotanina. Nastała absolutna cisza. Dziwna, niespotykana cisza w całej przestrzeni strefy.

 

Po kilku sekundach ciszę przerwały krzyki i jęki dziesiątków tysięcy chorych. Wszystkie dolegliwości związane z chorobami które leczyli nagle do nich wróciły. Wróciły ból, mdłości wymioty i kaszel. Zniknął gdzieś świeży zapach różany. Powietrze stało się duszne i przesycone zapachem opatrunków, wymiocin i nie gojących się ran. Do wszystkich chorych docierało to, co naprawdę się stało. Zrozumieli, że jedyna, unikalna szansa na odzyskanie zdrowia właśnie przepadła. Że nikt i nic nie jest w stanie pomóc już większości z nich. Zrozumieli, że strefa przestała działać.

 

Pierwsi chorzy zaczęli opuszczać strefę. Najpierw pojedynczo i małymi grupami a następnie w stronę wyjścia ruszył tłum tych, którzy byli w stanie sami chodzić. Wychodzono przez bramę, nikt już niczego nie sprawdzał, nie zbierano biletów. Słychać było tylko wielki płacz i przekleństwa we wszystkich językach świata.

 

Dziewczyny zatrzymały się w strefie dla opiekunów. Szukały rodziców. W końcu w tłumie zobaczyli Elenę i Arma- na, którzy także rozglądali się za nimi. Elena podbiegła i czule przytuliła obie na raz. Po niej podszedł Arman i wyściskał Jamilę. Petia zwróciła się do Armana:

 

- Arman, mamy dla ciebie niespodziankę.

- Jaką?

- No dużą, konkretną.

- No ciekawe?

 

Jamila dłużej nie wytrzymała i powiedziała po rosyjsku:

 

- Kocham cię tato.

- Jamila. Jamila... ty mówisz!

 

Wtedy Jamila rozgadała się po czeczeńsku. Mówiła coś i mówiła, płacząc przy tym. Nie ona jedna zresztą, płakali również Elena z Armanem.

 

- Chciałam wam to jakoś wcześniej przekazać, ale nie miałam

jak. Telefon się rozładował i nie było go gdzie naładować.

 

W końcu Elena przez łzy wykrztusiła:

 

- A ty, jak się czujesz?

- Jestem zdrowa, Udało się.

 

*****

 

Stolica państwa europejskiego. Mistrzostwa świata

w podnoszeniu ciężarów. Rok od błysku.

 

Drużyna dużego państwa azjatyckiego podjeżdża pod hotel.

Z pomocą personelu zawodnicy niosą swoje bagaże.

Po 10 minutach spotkają się z kierownikiem zespołu:

 

- I jak tam wasze pokoje?

- W porządku, super warunki. Wygodne łóżka i czysto.

Łazienki też super.

- Za godzinę wszyscy spotykamy się na stołówce. Pamiętajcie,

że jutro o dziewiątej rano pierwszy trening. Dzisiaj

odpoczywajcie, ale jeśli ktoś chce, to może zejść na basen.

I żadnego alkoholu oraz nie wolno wam wychodzić z hotelu

bez mojej zgody.

 

Szef drużyny wydał dyspozycje dla zawodników i udał się na krótką naradę z trenerami:

 

- Jak tam panowie wasi podopieczni?

- W porządku. W dobrej formie.

- Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę z tego, że tutaj

w każdej chwili może odbyć się kontrola antydopingowa?

- Trenerzy pokiwali znacząco głowami.

- Pilnujcie ich, niektórzy to jeszcze gówniarze, kto wie co im

może przyjść do głowy.

 

Nazajutrz.

 

O dziewiątej rano każdy z zawodników udał się ze swoim trenerem na salę treningową w hotelu w którym byli zakwaterowani. Towarzyszył im również główny trener reprezentacji, ale nie wtrącał się do indywidualnych treningów poszczególnych zawodników. Około godziny dziesiątej na trening przybyło trzech przedstawicieli komisji antydopingowej. Nakazali przerwać trening i każdy z zawod- ników został wylegitymowany oraz otrzymał pojemnik na mocz a następnie po kolei, w towarzystwie przedstawiciela komisji, udawał się do hotelowej toalety. Liu również wraz

z innymi poddany został badaniu. Główny trener wydawał się zaniepokojony i w końcu zwrócił się za pośrednictwem tłumaczki, którą ekipa przywiozła ze sobą, do przedstawiciela komisji:

 

- Dopiero przyjechaliśmy wczoraj a już nas kontrolujecie. Co

to za nagonka? Złożę protest.

- Protest? Ale o co? Skontrolowaliśmy już wszystkie ekipy

które przyjechały do hoteli tak jak wy. Kontrolujemy każdą

drużynę. Takie mamy dyspozycje.

 

Nazajutrz.

 

Tłumaczka drużyny informuje głównego trenera i jednocześnie kierownika drużyny że jest telefon z agencji antydopingowej. Tłumaczka tłumaczy treść rozmowy:

 

- Proszę do nas przyjechać, musimy z panem porozmawiać.

 

Kierownik pojechał do agencji wraz z tłumaczką.

 

- Bardzo nam przykro, ale wyniki próbek, które pobraliśmy

wczoraj od zawodników waszej drużyny dały wynik

pozytywny.

- Co takiego? To niemożliwe? To jakiś spisek. Złożymy

oficjalny protest.

- No tak złożycie, ale nie zmieni to faktu, że w moczu waszych

zawodników stwierdziliśmy niedozwoloną substancję. Wasi

zawodnicy nie będą mogli wziąć udziału w mistrzostwach. Są

odsunięci i zdyskwalifikowani.

- Wszyscy?

- Prawie wszyscy, siedmiu, tylko jeden o imieniu Liu jest czysty

i on może startować.

 

Wioska w dużym państwie azjatyckim, dzień finału mistrzostw.

 

Rodzice Liu, wraz z jego bratem oraz licznymi sąsiadami siedzą przed telewizorem. Wszyscy w napięciu oglądają finałową rozgrywkę. Przed Liu i jego konkurentami pozostała ostatnia konkurencja. Liu jest w ścisłym finale. Sąsiedzi rodziny Liu rozmawiają ze sobą:

 

- Nigdy bym nie przypuszczała, że ktoś, kogo tak dobrze znam

od dzieciństwa, będzie walczyć o tytuł mistrza świata dla

naszego kraju i my będziemy oglądać go u nas w telewizji.

- No właśnie to wielki zaszczyt dla jego rodziny, zwłaszcza dla

rodziców.

- Zobaczcie jacy ostatnio są szczęśliwi. Od czasu jak brat Liu

gdzieś zniknął na pewien czas a potem znowu się pojawił to

tylko ciągle się cieszą i uśmiechają.

- Słuchajcie, widzicie jak ten brat teraz wygląda. Przedtem

ledwie się ruszał a teraz jakby w ogóle nie był chory.

- Widocznie sukcesy Liu tak na niego pozytywnie wpłynęły.

 

*****

 

W tym samym czasie w siedzibie federacji podnoszenia ciężarów w stolicy dużego państwa azjatyckiego.

 

Władze federacji wraz z ministrem sportu oglądają transmisję z mistrzostw świata. Liu przeszedł do finału. Jest wśród nich prezes federacji i główny lekarz. Minister sportu komentuje:

 

- Dobrze że chociaż ten Liu nam został. Ale wtopa z tą naszą

drużyną. Trzeba znaleźć winnych tego co się stało. Co za

głupek im to podał w taki sposób, że dali się złapać. Jak to

się stało, że temu Liu udało się nie wpaść?

- Panie ministrze, ale przynajmniej musi pan przyznać, że to

naprawdę był dobry pomysł z tą strefą dla Liu. A niektórzy

byli sceptyczni. Ten jego trener jest naprawdę dobry, wiedział

co robi jak się na to zgodził.

- Nie mów tu tego tak głośno. Tego trenera weźmy do nas, do

władz federacji do stolicy. On widać jedyny zna się na rzeczy

i wie co i jak trzeba robić.

- To dobry pomysł.

- No uwaga, finał!

 

*****

 

Epilog.

Albania, okolice strefy i inne miejsca, dziesięć miesięcy od błysku.

Opowieść Heleny:

 

Wyszliśmy poza ogrodzenie w tłumie zawiedzionych, rozczarowanych ludzi, załamanych tym, że nie dokończyli leczenia. Bramy strefy otwarto na oścież i nikt ich już nie pilnował. Płacz i łzy rozczarowania i złości były widoczne niemal u każdego. Ludzie przeklinali we wszystkich językach świata tych, którzy napadli na strefę i doprowadzili do tragedii, tych którzy spowodowali ze przestała działać oraz tych, którzy kazali im to zrobić. Niektórzy, zwłaszcza ci którym zabrakło niewiele do wyznaczonych 12 dni, nie chcieli opuszczać strefy i pozostawali jeszcze w niej z nadzieją, że uzdrowienie pomimo to będzie dokończone. Stan zdrowia niektórych chorych szybko się pogarszał, przede wszystkim na wskutek nagłego stresu i utraty nadziei. Wielu z nich mdlało

i wymagało pomocy lekarskiej, której nikt im nie udzielał. Ale wśród wzburzonego tłumu znajdowali się również tacy jak my, którym udało się w ostatniej chwili dokończyć leczenie. Rozglądaliśmy się za Kaltriną i Fidanem bo wiedzieliśmy, że gdzieś tutaj na nas czekają. Wraz z Armanem i Petią nerwowo rozglądałam się także czy znowu nie natkniemy się na Sianę lub jej matkę. W końcu Arman zobaczył Fidana. Fidan podbiegł do nas.

 

- Tak się cieszę, że się udało, to niewiarygodne, wręcz

niemożliwe!

 

Fidan i Kaltrina czekali na nas w miejscu, gdzie oficjalnie opuszcza się strefę. Powiedziałam do Fidana:

 

- Fidan bierz nas stąd, tu nie jesteśmy jeszcze bezpieczni.

Zatrzymaj się za rogiem, wtedy się przywitamy i wszystko ci

opowiem.

 

Fidan ruszył gwałtownie i zatrzymał się dopiero po przejechaniu kilometra. Wysiedliśmy wszyscy. Uściskom, czułościom, łzom radości nie było końca.

 

- Musicie nam wszystko opowiedzieć, jak tam było? Jak

dziewczyny się czują?

- Fidan zaraz ci pokażę.

 

Petia zwróciła się do Jamili po czeczeńsku:

 

- Jamila, ty gadać coś!

 

Jamila ochoczo zaczęła demonstrować Kaltrinie i Fidanowi swoje obecne możliwości wokalne. Najpierw szybko powiedziała kilka niezrozumiałych dla nich zdań a potem zaczęła śpiewać prostą, ładną piosenkę, a na koniec powiedziała po angielsku:

 

- I co wy mówić o tym?

- O ja pierniczę, ona... mówi? A nawet śpiewa!

 

Fidan nie mógł się nadziwić a Kaltrinie głos odebrało, mogła tylko płakać i uśmiechać się przez łzy.

 

- Petia, co ona mówi?

- Człowieku, kto to może wiedzieć? Jedynie Arman może coś

z tego rozumie?

 

Arman zrobił głupią minę.

 

- Coś tam rozumiem, ale tak szczerze to... powiedzmy, nie

wszystko.

 

Ja, choć to już słyszałam, również nie umiałam powstrzymać wzruszenia. Przytuliłam się do Armana a on do mnie. Czułam się szczęśliwa, ale jednocześnie zawiedziona losem chorych ludzi i bardzo, bardzo zmęczona. Przez ostatnie kilka miesięcy wydarzyło się tak wiele. Stan moich nerwów był na wyczerpaniu. Dobrze że mam jego, swojego bohatera, któremu zawdzięczam życie swojej córki i z którym czuję się tak dobrze.

 

.........................................

 

Dotyk Amani, Tajemnica Pluszowego Misia, Spisek Duchów ......... www. Ebookowo.pl

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania