Poprzednie częściDotyk Amani - fragment

Dotyk Amani opowiadanie fantasy cz.19 z 21

Oddzielone od rodziców dziewczyny nieśmiało przesuwały się z innymi chorymi w stronę wejścia do strefy. Wejście zorganizowane było w prowizorycznym tunelu wykonanym z desek. W trakcie przejścia przez ten szeroki i oświetlony światłem dziennym tunel, zauważyli w jego połowie namalowaną farbą, niebieską linię. To tam zaczynała się strefa i to od tego miejsca nieznana moc rozpoczynała zbawienny wpływ na organizmy ciężko chorych ludzi. W miejscu tym, na drewnianych ścianach zrobionych z surowych desek, ludzie umieścili różne obrazy i symbole, różnych religii świata. Jednak w centralnym punkcie, dokładnie nad niebieską linią, umieszczony był duży obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem.

W korytarzu panował gwar podnieconych z ciekawości chorych, jednak jakaś tajemnicza siła powodowała, że ludzie z chwilą przejścia przez niebieską linię milkli i dalej szli w ciszy w podniosłym nastroju, wynikającym z wpływu niewytłumaczalnego, cudownego zjawiska. Niektórzy pytani potem twierdzili, że w chwili przekroczenia linii odczuwali natychmiast wpływ strefy na ich organizm. Dziewczyny również w ciszy przeszły na drugą stronę korytarza ciekawie przyglądając się temu co ukazało się ich oczom. Cała wolna przestrzeń strefy pomiędzy budynkami była zabudowana prowizorycznymi, jednak stabilnymi, wielopoziomowymi konstrukcjami. Bazą tych konstrukcji były stalowe rusztowania budowlane a pomosty na nich wykonane były z desek. Oprócz dość szerokich przejść, rozdzielających się na ponumerowane sektory, cała przestrzeń pomostów wypełniona była ściśle materacami lub polowymi łóżkami. Odstępy pomiędzy łóżkami były nie większe jak czterdzieści centymetrów. Tylko takie, które umożliwiały dojście do tych materacy. Tunel wyprowadził ich na poziom trzeci tych konstrukcji i tam zorganizowany był główny trakt transportowy. Konstrukcje te miały po kilkanaście poziomów. Poziomy połączone były ze sobą schodami zrobionymi z desek. Po tych schodach liczni pracownicy obsługi strefy roznosili na noszach ciężko chorych, do wyznaczonych dla nich miejsc. Niemal wszystkie łóżka i materace były zajęte. Na każdym leżeli ludzie w różnym wieku, różnych ras i narodowości. To była istna Wieża Babel. Prawie każdy ubrany był w taki sam niebieski dres. To co zadziwiło dziewczyny i na co od razu zwróciły uwagę to fakt, że pomimo tego, że było tam mnóstwo ludzi, to panowała tam niemalże cisza. Ludzie rzadko rozmawiali między sobą. A jeśli już, to robili to najciszej jak to możliwe. Prawie wszyscy leżeli lub siedzieli na swoich łózkach i materacach i czytali lub słuchali muzyki albo czegoś innego przez słuchawki. Słuchanie czegokolwiek przez własne głośniki było zabronione. Generalnie nie wolno było w strefie hałasować. Ciężko chorzy leżeli w milczeniu. Chorzy w strefie nie krzyczeli i nie jęczeli z bólu, również nie dusili się w kaszlu. Prawdopodobnie związane to było z wpływem strefy. Przypominało to trochę atmosferę dużej czytelni. Dziewczyny również zwróciły uwagę na to, że przestrzeń strefy utrzymana była w czystości. Na podłogach brak było wymiocin czy innych nieczystości. Uwagę zwracał również zapach. W strefie nie czuć było szpitalnego zapachu wynikającego ze stosowania środków dezynfekujących lecz powietrze było wyjątkowo czyste, łatwe do oddychania i wypełnione bardzo lekkim, ledwie wyczuwalnym zapachem różanym. Nikt, włącznie z personelem lekarskim i naukowym nie rozumiał skąd w strefie bierze się ten świeży zapach.

Dziewczyny przyglądały się temu wszystkiemu z ogromną ciekawością i zdziwieniem. Petii niemal odebrało mowę, Jamili, która była ciągnięta za rękę przez Petię, nie miało co odbierać, jednak ona również wytrzeszczała oczy ze zdziwienia kręcąc głową na wszystkie strony. Dziewczyny przydzielone zostały do grupy chorych, którą prowadziła pielęgniarka z obsługi. Jej rolą było rozprowadzić na swoje miejsca tych, którzy byli w stanie chodzić. Ta pielęgniarka potrafiła porozumiewać się w wielu językach świata. Dojście zrobiło się dosyć skomplikowane. Z drewnianych pomostów prowadziło do budynków, które były w miasteczku przed powstaniem strefy. Wejścia z pomostów do budynków poprowadzone były przez zdemontowane okna, udostępnione również za pomocą krótkich drewnianych schodów. Wewnątrz budynków również wszystkie dostępne pomieszczenia z korytarzami włącznie, jeśli tylko nie stanowiły wyznaczonego przejścia, były wypełnione łóżkami i materacami. Tu również każde łóżko miało swój numer. Zorganizowane były tam węzły sanitarne z wykorzystaniem istniejącej już infrastruktury. Każda łazienka była czynna i ogólnie dostępna. Zabudowano dodatkowe prysznice, jednak z niewielu leciała ciepła woda. Brygady remontowe zatrudnione w strefie nie nadążały nad organizacją całej niezbędnej infrastruktury. Ich głównym zadaniem był obecnie montaż nagrzewnic służących do ogrzania konstrukcji pomiędzy budynkami oraz zabudowa drewnianych dachów i uszczelnianie tych przestrzeni grubą folią. Kończyło się lato i dni, a w szczególności noce, stawały się chłodniejsze a strefa musi działać cały rok bez przerwy. Pacjenci muszą mieć zapewnione dobre warunki. Grupa szła wzdłuż skomplikowanie poprowadzonego przejścia, przechodząc przez pomosty na rusztowaniach oraz przejścia w budynkach. Kilka razy wchodzono do budynków z jednej strony i wychodzono z drugiej. W końcu pielęgniarka, przewodniczka zaczęła wskazywać poszczególnym chorym ich łóżka lub materace. Przyszła kolej również na dziewczyny. Ich materace były na konstrukcji zewnętrznej pomiędzy budynkami i były koło siebie. Przewodniczka wskazała im je z daleka i chciała je zaprowadzić jednak Petia powiedziała, że musi skorzystać z toalety. Powiedziała tak po to aby nie iść tam ucharakteryzowana. Ponieważ warunkiem zajęcia miejsca była obowiązkowa kąpiel i przebranie się w przydzielone dresy, to Petia wytłumaczyła przewodniczce, że dziewczyny najpierw pójdą się kąpać a dopiero potem pójdą na swoje miejsca i że generalnie już sobie same poradzą. Przewodniczka przystała na to i grupa poszła dalej a Petia poszła szukać łazienki ciągnąc za sobą Jamilę. Prysznic i zmycie charakteryzacji zabrało dziewczynom kilkanaście minut i już przebrane w dresy, poszły w stronę swoich materacy. To był sektor młodzieży. Chorzy, którzy byli ich sąsiadami i otaczali je ze wszystkich stron, byli w podobnym wieku, mieli po kilka lub kilkanaście lat. Tutaj znowu była to mieszanka różnych ras i narodowości. Z jednej strony koło Petii leżał chłopak z Ameryki Południowej a z drugiej koło Jamili, jakieś czarnoskóre dziecko w wieku około 10 lat, z któregoś

z krajów środkowej Afryki. Petia, podobnie jak jej matka, nie chciała, przynajmniej na razie, wdawać się w dyskusje. Zresztą towarzystwo było mało rozmowne a sąsiad Petii mówił po hiszpańsku, którego ona nie znała. Musiała być czujna, żeby przypadkowo nie przyznać się do znajomości języka swojego ojczystego kraju, bo to mogłoby ją zdekonspirować.

Dziewczyny poleżały trochę i Petia się uspokoiła. Nikt nie zwracał na nie uwagi, nikt nic od nich nic nie chciał. Czas mijał w ciszy i spokoju. Petii po godzinie pobytu w strefie wydawało się, że jej stan zdrowia się poprawia, choć tym razem efekt nie był tak wyraźnie odczuwalny jak w podziemnym korytarzu. To raczej subiektywne odczucie, trudne do zweryfikowania. Ponieważ była już pora obiadu to postanowiła, że pójdzie z Jamilą na stołówkę. Podniosły się razem i wzięły wszystkie swoje rzeczy. Ponieważ Jamila była najbardziej podobna do Lily, siostry Emily, to u niej Petia pozostawiła identyfikator zdjęciem do przodu, natomiast swój odwróciła, tak jak to robiło wielu innych chorych. Do stołówki dziewczyny miały kilkanaście minut drogi. Petia musiała bardzo uważnie obserwować dojście, żeby nie zgubić się w tym gąszczu różnych przejść i pomostów. Droga do stołówki była opisana, ale z powrotem już trzeba było wiedzieć jak wrócić. Oczywiście na biletach były numery ich łóżek i opis kwartału w którym te łóżka się znajdują. Jednak trzeba by o to zapytać kogoś z obsługi. Arman przestrzegał Petię, żeby tego nie robić w żadnym przypadku. Znalezienie swojego materaca przypominało trochę szukanie swojego samochodu na dużym, wielopoziomowym parkingu. Dziewczyny trafiły na stołówkę. Należało ustawić się w długiej kolejce do lady. Cały posiłek był na dwóch talerzach. Wystarczyło podejść, oddać bloczek i zabrać jedzenie. Jeśli ktoś miał zaleconą specjalną dietę, to musiał zwrócić się z tym do obsługi. Dzieciom obsługa sama pomagała. Dziewczyny idąc na początku do swojego miejsca, zdążyły zauważyć, że dla małych dzieci, poniżej ośmiu lat, były osobne oddziały i dzieci te przychodziły na stołówkę w grupach z ich opiekunką, tak jak to dzieje się w przedszkolu. Zresztą dzieci w tym wieku stanowiły bardzo niewielki odsetek pacjentów strefy. Stołówka zajmowała duży sektor na najniższym poziomie, zaraz nad powierzchnią chodnika między domami. Było tam wiele bardzo długich stołów i ław pozbijanych z surowych desek. Stoły na stałe wyłożono jakąś kolorową folią lub ceratą aby łatwiej można było utrzymywać je w czystości. Na stołówce był tłum. Petia szacowała, że jest tam w danej chwili około dwóch tysięcy ludzi. Takich stołówek było w strefie kilka. Deski podłogi tej stołówki były nie wyżej jak metr od powierzchni ulicy.

Z miejsca w którym siedziały i jadły można było obserwować małe okna piwniczne sąsiadującego budynku. Petii wydawało się, że z jednego z tych okien ktoś na nią patrzy. Że widzi blask czyichś oczu.

W piwnicach domów oficjalnie nie było łóżek dla chorych. Były wszystkie pootwierane i wykorzystywał je personel do przechowywania różnych niezbędnych rzeczy. Petia zauważyła, że Jamila nerwowo przygląda się tym oknom. Mała pamiętała jak tam naprawdę jest. Tam też byli chorzy, choć nie mieli identyfikatorów ani niebieskich dresów, co biorąc pod uwagę poziom ochrony strefy, wydawałoby się niemożliwe, a jednak tak było. Petia też o tym wiedziała bo Arman o tym opowiadał. Istniał tam podziemny świat, nie wiadomo przez kogo zarządzany. Jamila z ojcem zdążyła trochę go poznać zanim zostali wyrzuceni i dlatego patrzyła

z niepokojem w te okna. Dziewczyny spokojnie zjadły obiad nie nagabywane przez nikogo i udały się z powrotem. Bezproblemowo znalazły drogę do swoich materacy. Wieczorem Petia zadzwoniła do Armana. Rozmawiała po angielsku najciszej jak umiała, tak żeby nie zwracać na siebie uwagi. Petia wszystko już po angielsku rozumiała, jednak mówiła trochę słabo i z wyraźnym obcym akcentem. Uważny słuchacz z anglojęzycznego kraju bez problemu domyśliłby się, że angielski nie jest jej ojczystym językiem.

 

- Arman, słyszysz mnie?

- Tak, co u was?

- Wszystko ok, nie mamy żadnych problemów, mamy swoje

materace, byliśmy na obiedzie, nikt się nas nie czepia o nic.

- Jak Jamila?

- W porządku, a co u was?

- Wszystko dobrze, dzwoń jutro o podobnej porze, trzymajcie

się.

 

Arman się rozłączył. Petia zauważyła, że bateria w telefonie jest prawie całkowicie rozładowana. Niestety w teatrze zapomnieli o naładowaniu telefonu. Można go było ładować w strefie, ale trzeba się było z tym zwrócić do obsługi. Petia zdecydowała, że nie będzie tego robić. Wyłączyła telefon.

Cały następny dzień minął im wyjątkowo spokojnie. Było wręcz nudno. Dziewczyny chodziły tylko na posiłki a poza tym cały czas leżały na swoich materacach. Nic nie potrzebowały i niczego im nie brakowało. Petia rozmawiała trochę ze swoim towarzyszem z sąsiedniego łóżka. On znał angielski bardzo słabo. Dowiedziała się, że pomimo młodego wieku choruje na nowotwór kości i że leczenie kończy za trzy dni. Powiedział, że chora noga przestała go boleć. Petia zauważyła, że wszyscy pacjenci strefy byli dla siebie bardzo mili i uprzejmi. Jak trzeba było, to chętnie wzajemnie sobie pomagali. Wieczorem załączyła telefon i ponownie zadzwoniła do Armana. Powiedziała mu, że bateria jest słaba i telefon będzie miała wyłączony, ale i tak na długo jej pewnie nie starczy. Trzeciego dnia obie poszły na śniadanie. Spokojnie wzięły swoje porcje i zaczęły jeść. W pewnym momencie Petii wydawało się, że zauważyła kogoś znajomego. Spojrzała uważnie i zdrętwiała ze zdziwienia i przerażenia. Kilka rzędów dalej, odwrócona do niej bokiem, pomiędzy innymi, siedziała Siana. Petia nie miała już wątpliwości że to ona. Wiedziała, że Siana może ją zdemaskować i natychmiast odwróciła się tyłem.

 

- Jamila idziemy stąd!

 

Jamila pokazała że jeszcze je.

 

- Zostaw, idziemy!

 

Dziewczyny wstały i wyszły ze stołówki tak, żeby Siana ich nie zauważyła. Petia odetchnęła z ulgą. Domyśliła się, że skoro tu jest Siana to z drugiej strony może być jej matka. Natychmiast wysłała sms-a do Armana.

 

-“Powiedz mamie że tu jest Siana i że możecie spotkać jej

matkę. Siana mnie nie widziała.”

 

Po wysłaniu tego sms-a padła bateria w telefonie. Petia nie wiedziała nawet czy sms dojdzie. Natychmiast zdecydowała, że na posiłki będą chodzić do innej stołówki, dokładnie po przeciwnej stronie ich miejsca, z nadzieją, że szlaki Siany i ich nie będą się krzyżować. Dziewczyny od razu poszły rozeznać drogę do drugiej jadalni. Ta była tylko o dwie minuty drogi dalej od poprzedniej. Jednak chodziło tu znacznie mniej młodych ludzi i trochę zwracały na siebie uwagę. Petia zdecydowała jednak, że i tak jest tu bezpieczniej. Stołowały się tutaj do końca pobytu. Siany więcej nie widziały.

Piątego dnia wieczorem stało się coś nadzwyczajnego. Dziewczyny po kolacji leżały na swoich materacach i szykowały się do snu i wtedy Jamila wzięła Petię za rękę. Petia ze zdziwieniem popatrzyła na nią a potem przy niej usiadła. Jamila druga ręką przysunęła głowę Petii, uchem do swoich ust i Petia usłyszała cichy szept:

 

- Petia.

- Mój Boże, Jamila, ty mówisz!

 

Petia nie mogła powstrzymać wzruszenia. Z oczu popłynęły jej łzy. Jamila zmęczona zasnęła. Petia bardzo chciała podzielić się tą nowiną z Armanem i matką, ale niestety nie mogła już zadzwonić. Długo nie mogła zasnąć.

 

*****

 

Po drugiej stronie ogrodzenia w części przeznaczonej dla opiekunów czas spokojnie płynął Elenie i Armanowi. Nic szczególnego się nie działo. Sąsiedzi zrobili się towarzyscy i próbowali rozmawiać lub jakoś porozumiewać się między sobą. Uniwersalny język “na migi” miał tam duże wzięcie i ochoczo był stosowany. Generalnie ludzie byli przyjaźnie i radośnie nastawieni. Atmosfera radości z tego, że ich najbliżsi tam za płotem właśnie odzyskiwali zdrowie, udzielała się wszystkim. Elena i Arman uważani byli trochę za dziwaków ponieważ unikali dłuższych i głębszych rozmów. Jednak nie byli jedynymi, którzy podobnie się zachowywali. Ludzie różnie przeżywają swoje emocje dlatego nikt na to specjalnie nie zwracał uwagi. Elena, która z natury była bardzo towarzyska i przyjaźnie nastawiona do ludzi, chętnie zaangażowałaby się w dyskusje z innymi, z różnych krańców świata. To towarzystwo stwarzało unikalną w życiu okazje do

takich kontaktów. Elena była ciekawa ich zwyczajów, światopoglądów i poglądów osobistych. Jednak unikała rozmów ze względu na to, żeby przez przypadek się nie zdekonspirować. Radość z tego, że ich dzieci wracają do zdrowia ciągle była u Eleny i Armana zakłócana niepokojem. Bali się, że coś się wyda. Napięcie wzrosło wtedy, gdy Arman odczytał sms-a od Petii. Nie dość, że przez rozładowaną baterię telefonu utracili możliwość kontaktu z dziewczynami to jeszcze musieli obawiać się spotkania z matką Siany. Niestety pomimo pilnego rozglądania się przez Elenę na wszystkich w około, wtedy kiedy musieli wyjść z namiotu na posiłek, do takiego spotkania w szóstym dniu pobytu jednak doszło. W czasie drogi na jadalnię matka Siany zobaczyła Elenę. Rozpoznała ją, pomimo że stała za Eleną i zaczęła szybko iść w jej stronę.

 

- Pani Eleno, pani Eleno, Elena poczekaj!

 

Elena zdrętwiała, Arman stał przy niej i powiedział:

 

- Nie odwracaj się, uciekaj.

 

Elena korzystając z tłoku, zaczęła uciekać a matka Siany pobiegła za nią. Nie mogła mieć stu procentowej pewności, że to była Elena bo jej twarz widziała tylko przez sekundę, jednak była prawie całkiem pewna, że to ona. Arman widząc co się dzieje, niby niechcący, popchnął biegnącą kobietę tak mocno, że ta omal się nie przewróciła. Matka Eleny nie zwróciła uwagi na to, że Elena była razem z Armanem. On zaczął ją przepraszać i zagadał na tyle długo, że Elena zdążyła uciec.

Od tamtej pory Elena przestała chodzić na posiłki a z toalety i prysznica korzystała tylko późnym wieczorem. Poza tym, cały czas przebywała w swoim namiocie. Arman brał więcej jedzenia i chował je do kieszeni. Bardzo to utrudniło Elenie życie i zwracała swoją stałą obecnością w namiocie uwagę, jednak nikt z jej sąsiadów nie zainteresował się tym aż tak bardzo, żeby komuś o tym donosić. Ona nagabywana twierdziła, że trochę się źle czuje i dlatego nie wychodzi. Matka Siany natomiast zaczęła intensywnie szukać Eleny. Stołówka dla opiekunów była tylko jedna i ona siedziała w niej bardzo długo, przez cały czas posiłków. Arman ukradkiem ją obserwował. Na szczęście nie miała odwagi wchodzić do namiotów. Jednak zawiedziona tym, że nie potrafi znaleźć Eleny, w ósmym dniu pobytu dziewczyn a szóstym swojego, poszła do biura informacyjnego strefy:

 

- Dzień dobry, czy jest ktoś kto mówić w moim języku?

 

Powiedziała to bardzo słabą angielszczyzną. Urzędniczka zapytała czy to coś ważnego, jeśli tak to poszuka tłumacza. Ona nalegała i w końcu do biura, po 30 minutach, przyszła wolontariuszka która znała stosowny język.

 

- Co się stało?

- Widziałam tu swoją znajomą i chciałabym dowiedzieć się

gdzie można ją znaleźć?

- Pochodzi z pani kraju?

- Tak.

- Jak się nazywa?

 

Matka Siany podała imię i nazwisko Eleny.

 

- Zaraz sprawdzę... niestety nie ma obecnie nikogo o takim

imieniu i nazwisku. Z pani kraju jest w strefie w tej chwili

ponad 800 osób, ale takiej pani nie ma.

- Co takiego? Przecież sama ją widziałam.

- Może się pani przewidziało, tu jest wielu ludzi, bywają

podobni do siebie.

- To proszę w takim razie sprawdzić czy w tej chwili w strefie

leczy się jej córka Petia.

 

Podała imię i nazwisko Petii. Nazwisko Petii było inne niż nazwisko Eleny.

 

- Sprawdzam... nie, nie ma nikogo takiego.

 

Matka Eleny nie mogła uwierzyć, ale w końcu podziękowała i poszła. Gdyby nie sms Petii to Arman i Elena byliby tak zaskoczeni, że prawdopodobnie zostaliby zdekonspirowani. Petia prawdopodobnie uratowała ich misję.

 

*****

 

Tymczasem życie w strefie biegło dziewczynom bez żadnych problemów. Siany do końca pobytu już nie spotkały, choć Petia cały czas była czujna. Sensacyjne wręcz było to, co działo się w związku z powrotem Jamili do zdrowia. Jamila już na drugi dzień po wypowiedzeniu szeptem pierwszego słowa zaczęła składać pierwsze zdania. Z każdym kolejnym dniem mówienie szło jej coraz lepiej a w ósmym dniu pobytu w strefie była już w stanie normalnie, szybko mówić. I wtedy rozgadała się na dobre, jakby chciała od razu nadrobić wielo- letnie opóźnienie. Petia cały czas musiała ją w tym pohamowywać. Przecież ktoś w końcu mógł zwrócić uwagę na to, że dziewczynka z dużego kraju Ameryki Północnej o imieniu Lily, cały czas gada coś w nikomu nie znanym języku, który w istocie był mieszanką 80 % słów czeczeńskich i 20 % słów rosyjskich. Starania Petii związane z uciszaniem Jamili na niewiele się jednak zdały. Udało jej się chociaż zmusić ją do mówienia szeptem. I tak wyglądało to dziwnie, bo Jamila cały czas była przyklejona do ucha Petii i paplała bez przerwy. Aby jakoś wybrnąć z tej sytuacji nakłoniła Jamilę, żeby ta zamiast ciągle gadać coś w niezrozumiałym języku, to zaczęła uczyć ją czeczeńskiego. W końcu dziewczyny przestały się przejmować, bo i tak nikt na nie nie zwracał uwagi, co tam do siebie mówiły i zaczęły wzajemnie uczyć się kolejnych wyrazów i prostych zwrotów. Petia uczyła Jamilę mówić po angielsku. Najpierw konieczne było ustalenie, co dane słówko oznacza. Obie porozumiewały się na migi a gdy wiedziały już o czym razem mówią to Petia uczyła Jamilę jak to wymówić a ta rewanżowała się, ucząc Petię danego słówka po czeczeńsku. Ponieważ obie miały aż zanadto wolnego czasu to był to nadzwyczaj intensywny i bardzo efektywny kurs językowy. Po prostych słowach dziewczyny przeszły do słów abstrakcyjnych na przykład oznaczających emocje a następnie do podstaw gramatyki, w szczególności odmiany zaimka osobowego “ja” w liczbie pojedynczej i mnogiej. Następnie przeszły do prostych zdań i podstawowych zwrotów. Obie były zaskoczone. Petii udało się wytłumaczyć Jamili, że angielski nie jest jej ojczystym jeżykiem. Ta nie mogła w to uwierzyć. Elena z Petią przy Armanie, Jamili oraz Kaltrinie i Fidanie, cały czas rozmawiały ze sobą po angielsku. Jak Petia zaczęła mówić do Jamili w swoim ojczystym języku, to ta niemal doznała małego wstrząsu. Słuchała tego z otwartymi ustami i wybałuszonymi oczami. W końcu doznała olśnienia o co właściwie chodzi w całym ich towarzystwie. Jamila pojęła, że nie tylko Petia mówi w swoim języku, ale także potrafi to Elena, która jest jej matką. Otwartą ręką walnęła się w czoło w uniwersalnym geście demonstrującym zrozumienie sytuacji. Petia była zadziwiona postępami Jamili w nauce angielskiego. Pomimo tego, że mała była osłuchana

z angielskim przez ostatnie kilka tygodni to i tak tempo w jakim potrafiła uczyć się nowych słówek wydawało się Petii imponujące. Taka wytrwałość i determinacja była raczej niespotykana u 10-letnich dzieci. Jej samej nauka czeczeńskiego, w porównaniu do angielskiego bardzo trudnego, już tak dobrze nie szła. Jamila przejęta próbowała powiedzieć coś Petii na temat ich odkrycia dotyczącego blasku ich oczu w strefie, ale używała wielu słów rosyjskich

i czeczeńskich i Petia nie umiała zrozumieć o co jej chodzi.

 

Dziewczyny oczywiście nie uczyły się cały czas. Obie dużo czasu spędzały po prostu leżąc i rozmyślając. Petia uciszała Jamilę, żeby jej nie przeszkadzała kontemplować, dużo rozmyślała o całej tej sytuacji związanej ze strefą. Rozmyślała o ogólnej życzliwości wszystkich chorych, którzy się tu znaleźli w stosunku do siebie nawzajem. Zastanawiała się, dlaczego ludzie w normalnym życiu i normalnym świecie nie potrafią być tacy dla siebie. Dlaczego jest tak, że aby stać się lepszym, najpierw trzeba być ciężko doświadczonym przez los a następnie dostąpić łaski szczęśliwego zwrotu w trudnej czy beznadziejnej sytuacji. Trudno jest zrozumieć ludzi

w normalnym świecie, którzy ciągle goniąc za dobrami materialnymi zapominają o tym, że oprócz ich najbliższych, istnieją także inni. I że tym innym, nawet bezinteresownie, też warto czasem pomóc. Może wartością równie wielką jak przywracanie zdrowia jest doświadczanie w strefie przez chorych życzliwości ze strony innych, której w normalnym świecie już nikt nie doświadcza. Może celem powstania strefy jest przypomnienie ludziom o tym, że natura albo jakaś wyższa siła stworzyła ich nie po to aby ze sobą walczyć, ale żeby mogli być dla siebie życzliwymi i dobrymi. Petia rozumiała, że oprócz tego że ma szansę wyjść stąd zdrowa, to wyjdzie stąd również inna, wewnętrznie pozytywnie nastawiona do innych ludzi i podstawowych wartości życia.

I nie będzie sama w tej odmianie, tej łaski dostępuje tutaj większość chorych.

Petia obserwowała jak Jamila zdrowieje. Przez ostatnie kilka tygodni poznała ją już na tyle dobrze, że była w stanie wychwycić zmiany jakie w niej następują pod wpływem działania strefy. Oprócz oczywistej zmiany, związanej z powrotem zdolności mówienia, Jamila stała się inna. Wróciły jej bystrość i jasność umysłu. Jej oczy zaczęły lśnić przenikliwością i inteligencją. Choć dziewczyny językowo praktycznie prawie się nie rozumiały, to Jamili niemal wszystko dało się w bardzo krótkim czasie przekazać za pomocą gestów czy mimiki. Wcześniej było to trudne. Jamila była ociężała umysłowo, co nie znaczy, że niczego nie była w stanie zrozumieć. Jednak potrzebowała na to więcej czasu. Teraz wszystko łapie od razu. Petia bardzo chciałaby przekazać Armanowi i mamie radosne wieści o postępach Jamili i jej powrocie do zdrowia, jednak postanowiła spokojnie czekać do końca, żeby niczego w korzystnej sytuacji nie zepsuć. Petia również czuła się coraz lepiej, choć w jej przypadku były to symptomy znacznie subtelniejsze

i trudniejsze do zauważenia. Przede wszystkim od kilku dni przeszły jej mdłości, których doświadczała niemal bez przerwy od wielu miesięcy. Czuła, że jest silniejsza. Wcześniej bardzo szybko się męczyła i długo wracała do siebie po każdym wysiłku. Choć możliwości w strefie były ograniczone to Petia z wielką radością obserwowała, że jest w stanie wykonać teraz proste ćwiczenia, na przykład skłony czy przysiady i po kilku chwilach odpoczynku, odzyskiwała normalny oddech i tętno. Ciągłe uczucie zmęczenia przestało jej dokuczać. Dużo myślała o rodzinie z Ameryki Północnej, której zawdzięcza obecną sytuację i odzyskuje zdrowie. Zastanawiała się, kim była ta rodzina. Czuła wyrzuty sumienia, że dobrodziejstwa działania strefy doświadcza ona a nie ci, którym to się przecież należało. Jednak nie czuła się winna wypadkowi i dobrze wiedziała, że gdyby oni nie skorzystali z biletów to nikt by tego nie zrobił a materace byłyby puste. Petia zastanawiała się kim były Emily i Lily. Jakimi byli ludźmi a zwłaszcza Emily, którą przecież zastępuje. Czy miała dużo przyjaciół, do jakiej szkoły chodziła czy miała chłopaka, a jeśli tak to on pewnie teraz za nią tęskni. Zastanawiała się, czy Emily była dobrym człowiekiem i było jej przykro, że tak tragicznie się to dla niej i dla jej rodziny skończyło. Petia wyobrażała sobie, że Emily patrzy na nią tam z góry i wspiera ją w jej procesie odzyskiwania zdrowia. Pomyślała nawet, że Emily dała jej jakiś znak, bo gdy tak intensywnie o niej myślała to z półki zleciał jej na głowę źle odstawiony, metalowy kubek.

 

- Emily, kurde, to boli.

 

Powiedziała na głos rozmasowując czoło. Jakby tego było mało to Jamila zamiast okazać jej współczucie to się głupio uśmiechała i powiedziała jej jak jest “boli” po czeczeńsku.

 

.........................

 

Dotyk Amani, Tajemnica Pluszowego Misia, Spisek Duchów ......... www. Ebookowo.pl

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania