Poprzednie częściDotyk Amani - fragment

Dotyk Amani opowiadanie fantasy cz.21 ostatnia

Wydarzenia potoczyły się od teraz w szybkim tempie. Osiągnęliśmy swój główny cel. Zarówno ja, jak i Arman daliśmy naszym córkom szanse na normalne życie. Moje uczucie do Armana było coraz silniejsze. Los sprawił, że stanowiliśmy już jedną rodzinę. Nie wyobrażam sobie życia bez niego i wiem że on, beze mnie też. Nie umiałabym już chyba także żyć bez Jamili. Trudno mi zrozumieć co spowodowało tak silny związek z tą mała, bezbronną dziewczynką, pochodzącą z drugiego końca świata i do niedawna ciężko chorą a która teraz, mam nadzieję, zacznie szybko nadrabiać wszystkie zaległości swojego spowolnionego rozwoju. Czuję odpowiedzialność za jej przyszłość i wiem, że bardzo chcę uczestniczyć w jej dalszym wychowaniu. Nie potrafię powiedzieć skąd wzięła się ta wieź, ale na pewno nie wynika wyłącznie z miłości do Armana. To coś głębszego, nieokreślonego i tak bardzo odwzajemnionego. Nie wiem dlaczego Jamila tak bardzo mnie polubiła, dlaczego tak bardzo mi ufa i dlaczego już od pierwszego dnia, kiedy mnie poznała, z taką bezgraniczną szczerością i zaufaniem przytula się do mnie, jakbym była jej własną matką. Petia też bardzo polubiła Jamilę. A zresztą, któż by jej nie lubił. Po odwiedzeniu Kaltriny i Fidana, już jako oficjalni goście ich rodziny, zdecydowaliśmy że wszyscy pojedziemy do mnie, do mojego kraju, mojego miasta i mojego mieszkania. Problemy z brakiem wiz u Armana i Jamili ciagle utrudniały swobodne podróżowanie, jednak z chwilą zaprzestania działania strefy, granice pomiędzy Albanią i Macedonią oraz moim krajem, nie były już tak pilnie strzeżone. Kaltrina miała rodzinę w pobliżu granicy z Macedonią i jej wujek zobowiązał się do przewiezienia nas wszystkich do Macedonii. Po dwóch dniach spędzonych u Kaltriny i Fidana, zawieźli nas w pobliże granicy. Najpierw czule i gorąco pożegnaliśmy się z Kaltriną. Fidan powiedział nam w tajemnicy, że zamierza oświadczyć się jej i że zaprosi nas wszystkich na wesele. Tak wiele zawdzięczałyśmy tym bardzo młodym, lecz odważnym i dojrzałym już ludziom. Gdyby nie oni, Petia już by pewnie nie żyła. Zazdrościłam w duchu Kaltrinie i Fidanowi świeżości ich młodzieńczych uczuć. Przypominali mi trochę czasy, kiedy byłam na początku z Kristianem. Jak bardzo byliśmy wtedy w sobie zakochani, a Kristian nazywał mnie czule, swoją Stokrotką.

 

Okazało się, że granice przekraczają tysiące ludzi i to w sposób niezorganizowany, również górskimi traktami i ścieżkami. Ludzie ze strefy wracali do domu i Albania oraz Macedonia postanowiła ich nie zatrzymywać jeszcze przez kilka dni. Wujek Kaltriny po prostu wsadził nas czworo do samochodu i zawiózł do Macedonii. Stamtąd już legalnie pojechaliśmy na granicę z moim krajem i weszliśmy na podstawie naszych paszportów. Celnicy nie robili już problemów z powodu braku wizy. Trafiliśmy wszyscy do wynajmowanego przeze mnie mieszkania. Arman nie wiedział jeszcze dokładnie jak zorganizować nasze życie, ale wiedział że nas nie zostawi i że chce abyśmy wszyscy byli razem. Poszłam pokazać się w pracy i zapytać czy jeszcze tam pracuję. W końcu urlop mi się trochę przedłużył. Wypytywano mnie o wszystko. Nie mogłam oficjalnie się przyznać, ale dałam im do zrozumienia, że kłopoty zdrowotne mojej córki się skończyły. Wszyscy w lot zrozumieli co im chcę powiedzieć. Szefowa z radości mnie wyściskała i widziałam łzy w jej oczach. Aż nie chciało mi się w to wierzyć. Powiedziano mi, że mam jeszcze dwa tygodnie wolnego na wypoczynek i na uporządkowanie swoich spraw a potem czekają na mnie w pracy. Nie wiem jeszcze jak będzie, ale chciałabym do nich wrócić i przynajmniej na kilka miesięcy wrócę do pracy.

Arman w czasie swoich przygód w drodze do Albanii poznał jakąś parę Amerykanów. Oni dzwonili już kilka razy do niego. Widać, że bardzo się zaprzyjaźnili. Arman w końcu przez telefon opowiedział im wszystko oraz opowiedział im o mnie i o Petii i o tym, że będziemy już razem. Bardzo się cieszyli. Jak dowiedzieli się, że dobrze znam angielski to po kilku dniach znowu zadzwonili i powiedzieli, że pomogą nam załatwić pracę i wynająć mieszkanie i że mamy się nie zastanawiać tylko jechać na stałe do Stanów. Arman sam nie wie? Pyta mnie o zdanie czy tak bym chciała. Ja też nie wiem, ale chyba tyle zrobiliśmy dla naszych dzieci, że może warto byłoby pójść jeszcze dalej i zapewnić im lepszą przyszłość.

W końcu po tym wszystkim, co złego miałoby nam się tam przytrafić? Obu dziewczynom bardzo się ten pomysł spodobał. Arman tłumaczył to Jamili na rosyjski i czeczeński. Jamila bardzo szybko się zmienia. Wszystko doskonale rozumie i angielski chłonie. Jeszcze kilka tygodni i będzie się porozumiewać po angielsku z nami wszystkimi. Poza tym bacznie podsłuchuje nasze rozmowy z Petią, dopytując się o znaczenie słów. Rozróżnia już i rozumie wiele wyrazów. Arman mówi, że jej nie poznaje. On i tak najpierw musi wrócić do Rosji przynajmniej na kilka miesięcy i pozałatwiać tam swoje sprawy. Coraz bardziej przekonujemy się do pomysłu wyjazdu do Stanów, chyba będziemy to załatwiać. Arman obiecał nam, że w przeciągu kilku tygodni po tym jak pojedzie do Rosji to zabierze nas wszystkich na jakiś czas do Mongolii i że nauczy mnie i Petię jeździć konno. Ja jeszcze muszę dokończyć sprawę rozwodu ze Stefanem.

 

W skrzynce na listy czekał na mnie list z kliniki w której była leczona Petia. Już wcześniej widziałam, że próbowano dzwonić do mnie stamtąd, ale nie odbierałam tych telefonów bo nie miały dla mnie wtedy znaczenia. W klinice oczywiście nic nie wiedziano, że Petia pojechała do strefy. Mijał termin okresowych konsultacji a z nami nie było kontaktu. Ordynatorka nie wiedziała co się z nami dzieje i jaki jest stan zdrowia Petii oraz dlaczego przerwaliśmy leczenie. Po kilu dniach pojechałyśmy tam razem.

 

- No wreszcie was widzę. Co się z wami dzieje? Dlaczego nie

leczy pani swojego dziecka?

- Pani doktor, trochę się nam pozmieniało.

- Co się pozmieniało i jaki to ma wpływ na zdrowie Petii?

- Polepszyło jej się.

- Co pani za bzdury opowiada, jak to jej się polepszyło?

Proszę zostawić Petię w klinice, trzeba zrobić badania

i podać jej leki.

- Jeśli chce ją pani badać to proszę to zrobić, ale leków proszę

jej już żadnych nie podawać, Petia nie zostanie w klinice, nie

ma takiej potrzeby.

 

Ordynatorka dziwnie na mnie popatrzyła, jednak w końcu dotarło do niej o co może chodzić.

 

- Hee? Przecież to nie Petia, ale Siana miała bilet?

- Nie mogę pani więcej powiedzieć, ale chyba nie podejrzewa

mnie pani o to, że chciałabym zaszkodzić swojej córce.

- Ordynatorka uśmiechnęła się od ucha do ucha. No dobrze,

już dobrze, proszę więcej nic nie mówić, ale jak to

zrobiłyście?

- Los nam sprzyjał, proszę zachować to w tajemnicy.

 

Ordynatorka przytuliła Petię a w jej oczach pojawiły się łzy wzruszenia.

 

- Dobrze dziecko, ciebie już badać nie będziemy. Szkoda, że

nie przywiozłyście trochę tej mocy ze sobą, tylu moim

pacjentom byłaby potrzebna.

 

Pożegnałyśmy się z ordynatorką. Jednak zanim wyszliśmy z gabinetu to ona tajemniczo zwróciła się do Petii:

 

- Jak chcesz, to zanim pójdziecie, możesz zajrzeć na salę

numer 4.

 

Wyszłyśmy z gabinetu.

 

- Dziwna rzecz, o czym ona mówiła?

- Skąd mam wiedzieć? Idziesz tam?

- No pójdę, ciekawa jestem.

 

Petia weszła do sali numer 4 i... znieruchomiała z zaskoczenia. Na moment odebrało jej mowę. Na łóżku leżała Siana. Nie wyglądała dobrze. Była blada i schudła. Na twarzy w okolicach nosa miała rurkę z tlenem a na palcu klips oksymetru. Aparat cicho klikał. Siana natychmiast poznała Petię.

 

- Petia, jak się cieszę, że cię widzę. Myślałam właśnie

dlaczego tym razem nie jesteśmy razem? Wiesz, ten szpital

w mieście gdzie się przeprowadziliśmy był dużo gorszy od tej

kliniki, nie miał doświadczenia w leczeniu białaczki i rodzice

zdecydowali, że jednak tutaj będę się leczyć. Dlaczego się nie

leczysz?

- Polepszyło mi się trochę. Ale... co ty tu robisz??? Przecież

byłaś...

 

Petia ugryzła się w język.

 

- Przecież miałaś być w strefie?

- Petia byłam, ale mi nie pomogło.

 

Siana zaczęła głośno, wręcz histerycznie płakać.

 

- Jak to ci nie pomogło? Przecież wszystkim pomagało.

- Petia, mam nawrót choroby, bardzo ostry, nawet te drogie

leki już mi nie pomagają.

- Co takiego?

- Petia, już było tak dobrze, ale w tej pieprzonej strefie

zabrakło mi... jednego dnia. Petia... jednego dnia, jak

zastrzelono tego żołnierza. Jednego głupiego dnia. Petia

a ty? Jak ty się czujesz? Tobie choroba się nie nawraca?

- Nie, nie nawraca, dobrze się czuję.

- Może ta strefa jeszcze kiedyś wróci to już na pewno

pojedziemy tam razem. Petia gniewasz się na mnie za te leki?

- To już minęło.

- Wiesz, matka mi mówiła, że widziała twoją mamę w strefie.

Ale to przecież niemożliwe, prawda?

- Prawda. Trzymaj się Siana muszę już iść. Wracaj do zdrowia.

 

Petia szybko wyszła z sali. Czuła jak po plecach płynie jej strużka potu. Czekałam na nią na korytarzu.

- Źle wyglądasz, co się stało?

- Siana tu jest, chodź, wszystko ci opowiem w samochodzie.

 

Wróciłyśmy do domu. Po kilku dniach oglądałam telewizję i wtedy zaczęto pokazywać ten reportaż. Zdrętwiałam ze strachu, ale zawołałam natychmiast wszystkich do telewizora. Treść reportażu rozumiałam tylko ja i Petia. Tłumaczyłam Armanowi na szybko jak umiałam. Pokazywano w nim, że w lesie w Albanii w pobliżu strefy znaleziono wrak małego rozbitego samolotu w którym leciała rodzina milionera z jednego z krajów Ameryki Północnej. Cała rodzina, ojciec, matka i dwie córki oraz pilot zginęli. Zanim znaleziono wrak to od katastrofy minęło już kilkanaście dni. Śledczy ustalili, że samolot miał wypadek bo zabrakło mu paliwa. Następnie pokazano nas czworo ucharakteryzowanych w czasie kontroli w trakcie przyjęcia do strefy. Obraz pochodził z kamery monitoringu. Zwrócono uwagę na perfekcyjną, profesjonalną charakteryzację tych, którzy podawali się za rodzinę milionera. Arman z Petią popatrzyli na mnie wtedy znacząco. Pomimo emocji związanych z tym reportażem, to nie powiem żebym poczuła się źle z tym spojrzeniem. Potem powiedziano, że choć ustalono na których łóżkach wszyscy leżeliśmy, to w miejscu tych łóżek nie było kamer monitoringu i nie udało się ustalić prawdziwego wyglądu oraz tożsamości osób, które podszyły się pod tych, którzy zginęli w wypadku i wykorzy- stały skradzione bilety. Na koniec powiedziano, że z powodu braku możliwości ustalenia sprawców przestępstwa, jakim była kradzież biletów, postanowiono umorzyć postępowanie. Arman spokojnie posłuchał i pooglądał a następnie wyłączył telewizor i przyniósł z kuchni butelkę wina. Całą czwórką wznieśliśmy toast. Jamila tylko troszkę dostała.

 

- Za naszą wspólną przyszłość!

 

Po kilku kolejnych dniach w telewizji pokazano reportaż o państwie, które zaatakowało strefę. Już wcześniej cały świat potępiał to państwo i doprowadziło to do upadku rządu a prezydenta i kilku ministrów aresztowano. Jednak dziennikarze zaczęli drążyć temat i okazało się, że pomiędzy tym państwem a innymi dużymi państwami istniały nieformalne uzgodnienia, przyzwalające na zaatakowanie strefy. Zrobił się z tego skandal międzynarodowy. Ludzie zaczęli dostrzegać własną głupotę i głupotę rządów swoich krajów. Na refleksję było już jednak za późno.

 

Zastałam kiedyś Armana jak ogląda z ciekawością telewizję. Zdziwiłam się, bo niewiele przecież rozumiał. Jednak on oglądał zawody sportowe. To były mistrzostwa świata w podnoszeniu ciężarów. Arman bardzo lubił sport. Interesował się również tą dyscypliną. Jak weszłam to prawie krzyczał:

 

- Wiedziałem, wiedziałem że on wygra!

- Arman kto?

- No ten... Liu!

 

*****

 

Petia, jak już w domu ochłonęła z tych wszystkich przeżyć, przypomniała sobie o pewnej sprawie. Usiadła przy swoim komputerze i wpisała w wyszukiwarce hasło: “Petyr Sokol”. Nie znalazła ani jednego rekordu, ale znalazła kilkanaście młodych osób o takim nazwisku na Facebooku. Do każdego z nich wysłała zapytanie czy ich dziadek, w wieku około 80 lat mieszkał 60 lat temu we wskazanej przez zielarkę Hanę miejscowości. Na początku nie było żadnego odzewu, jednak po kilku dniach otrzymała odpowiedz od 18-letniej dziewczyny o nazwisku Sokol, że faktycznie jej dziadek mieszkał tam kiedyś. Petia zapytała czy ta dziewczyna mogłaby do niej zadzwonić i w końcu doszło do rozmowy.

 

- Część, mam na imię Petia, to ja pytałam o twojego dziadka.

- Cześć ja jestem Slavia. O co ci chodzi?

- Czy twój dziadek rzeczywiście tam mieszkał?

- Tak, a czemu pytasz?

- Czy on ma na imię Petyr?

- Tak, skąd to wiesz?

- Slavia, czy on jeszcze żyje?

- Pewnie że żyje, a teraz, to jak na swój wiek ma się bardzo

dobrze.

- A jego żona? Twoja babcia? Żyje jeszcze?

- Zmarła w zeszłym roku. Ale o co ci chodzi?

- Chodzi o to, że ja chyba znalazłam jego dawną miłość.

- Co takiego? Jaką miłość? Gdzie znalazłaś?

- W Albanii.

 

Po drugiej stronie zapadła długa cisza.

 

- Hana.

- Skąd wiesz???

 

Teraz Petia była zaskoczona.

 

- On jej dwadzieścia lat szukał. Późno się ożenił. Dopiero po

śmierci babci opowiedział mi o tym ze łzami w oczach, jak

już był umierający. Petia, czy ona jeszcze żyje?

- Żyje, ciągle za nim tęskni i ciągle go kocha.

- Dobry Boże. Co zrobimy?

- Jak to co? Zawieziemy go do niej... no jeśli będzie chciał.

- Mam mu to powiedzieć?

- Tak, zapytaj go czy chce jechać i czy będzie w stanie. To

w sumie nie tak daleko, ze cztery godziny jazdy samochodem.

Tylko delikatnie, żeby z wrażenia nie umarł.

 

Petia pytała mnie czy zawiozę tego dziadka do Hanny. Bardzo się ucieszyłam i od razu się zgodziłam. Zadzwoniłam również od razu do Jakupa.

 

- Jakup?

- Tak.

- Elena mówi, pamiętasz mnie?

- No pewnie, co z wami, co z Petią?

- A co ma być?

- No jak to co? Żyje?

- Żyje, żyje, Jakup udało się nam.

- Byliście w strefie? Jest zdrowa?

- Tak.

- Jak to zrobiłyście??? Tak się cieszę!

- To długa historia, ale może ci ją opowiemy osobiście.

- Naprawdę? Zapraszam.

- Słuchaj, ja nie po to dzwonię.

- Tak?

- Petia znalazła Petyra.

 

Jakup zaniemówił przez chwilę.

 

- Żartujesz, on jeszcze żyje?

- Tak. Słuchaj, chcemy go przywieźć do Hany.

- O Matko!

- Chcemy żebyś nam pomógł, żebyś tam był i przygotował ją

na naszą wizytę, ale nic jej nie mów o Petyrze.

- Kiedy to ma być?

- Nie wiem jeszcze, dam ci znać.

- Bardzo chcę to zobaczyć.

- Ok.

Petia wszystko umówiła ze Slavią i w wyznaczonym dniu, wcześnie rano, podjechałyśmy do umówionego miejsca. Okazało się że Slavia mieszka 80 kilometrów od nas. Podjechałyśmy pod dom w którym mieszkała Slavia z rodzicami. Mieszkał tam również jej dziadek Petyr. Zadzwoniliśmy z Petią do drzwi z dużą niepewnością. Otworzyła nam młoda dziewczyna.

 

- Część, jestem Slavia, wejdźcie, on już czeka.

 

Weszłyśmy do środka. Najpierw przywitali nas rodzice Slavi a po wejściu do pokoju zobaczyliśmy jego. Spodziewaliśmy się zgoła innego widoku. Byłyśmy przygotowane na to, że zobaczymy trzęsącego się starca z trudem się poruszającego z bardzo zaawansowanym Alzheimerem. W końcu Petyr miał już 80 lat. Zobaczyliśmy starszego mężczyznę w eleganckim czarnym garniturze, białej koszuli i granatowym krawacie. Wyglądał najwyżej na 70 lat. Poruszał się normalnie, jak każdy starszy mężczyzna a nie jak schorowany dziadek. Już po pierwszych wypowiedzianych słowach wiedziałyśmy, że o żadnym Alzheimerze nie ma mowy. Petyr zwrócił się żartobliwie do Petii:

 

- Witam panie. Czy tej młodej dziewczynie zawdzięczam te

nadzwyczajne przygody, które mnie dzisiaj czekają?

 

Petia przeżyła deja vu. Ten widok już widziała. Na myśl od razu przyszło jej żywe wspomnienie pierwszego spotkania z Jakupem.

 

- Panie Petyrze, mam pytanie do pana. Kiedy wrócił pan ze

strefy?

- Skąd to wiesz mądralo? Czy to widać?

- Jeszcze jak.

 

Petia się roześmiała.

 

- No ok, zdradzę wam, dwa miesiące temu. Już naprawdę było

ze mną kiepsko, ale jakiś... Przypadek... sprawił że trafiłem

do strefy. Ledwie zdążyłem, zaraz potem strefy już nie było.

No i jestem... po remoncie.

 

Petyr uśmiechnął się od ucha do ucha:

 

- Naprawdę znaleźliście moją Hanę?

- Sam pan zobaczy, może to nie ta?

 

Petia znowu się śmiała.

 

- Dwadzieścia lat jej szukałem a tęskniłem za nią całe życie.

Kochałem oczywiście swoją żonę, ale o Hanie nigdy nie

umiałem zapomnieć. Jak ona teraz wygląda? Pewnie mnie

już nie pozna, ale chociaż ją uściskam. Pamięta jeszcze

cokolwiek? Czy da się z nią normalnie rozmawiać?

- Pamięta, pamięta, jest zielarką jak zawsze. Pewnie panie

Petyrze zostanie pan tam opierniczony, że nie szukał jej pan

z dostateczną determinacją.

- Slavia mówiła mi, że nie wyszła za mąż.

- To prawda, kto wie? Może ma pan w tym udział?

 

Wtrąciłam się do rozmowy:

 

- Tak naprawdę to pan, panie Petyrze jedzie z nami tylko przy

okazji. Jedziemy tam po cudowne zioła, które zatrzymują

kobiece piękno i młodość.

 

Matka Slavi, dla której Petyr był teściem, już wcześniej zadeklarowała, że musi koniecznie jechać z nami i teraz dołączyła do dyskusji:

 

- Czy dla mnie też będą te cudowne zioła?

- Na pewno, jedźmy już.

 

Petyr im przerwał:

 

- Tak poważnie, w jakim stanie jest Hana?

- W bardzo dobrym, w takim jak pan.

- Musicie poczekać na mnie jeszcze 10 minut.

 

Kobiety popatrzyły na siebie z ciekawością. Po chwili Petyr przyszedł z walizką. Slavia nie chciała uwierzyć własnym oczom.

 

- A ty dziadek? Co z tobą? Co to ma być? Przecież jedziemy

tam tylko na kilka godzin.

- Eee tam, włożymy do bagażnika, niech tam sobie będzie ta

walizka, tak na wszelki wypadek.

- Dobra dawaj tą walizkę.

- Nie trzeba drogie dziecko, sam sobie poradzę. Pojadę za

wami.

- Co takiego??? Chcesz tam sam jechać swoim samochodem?

Chyba cię dziadek powaliło? To ponad trzysta kilometrów.

Przecież nie dasz rady.

- Nie martw się o mnie, jestem... po remoncie.

- Mamo co ty na to?

- Niech jedzie, zostaw go. Nie wiem czy ten grat tam dojedzie?

Dwa lata nikt nim nie jeździł. On coś kombinuje.

 

Petyr chytrze się uśmiechnął. Podróż minęła nam bez problemu. Petyr jechał za nami bardzo sprawnie. Jego stary Volkswagen całkiem dobrze sobie radził, choć na granicach patrzono na niego i na kierowcę trochę podejrzliwie. Podjechaliśmy pod znajomy dom. Petyr został w swoim samochodzie. Slavia podeszła do niego.

 

- Dziadek, przyjdę po ciebie w odpowiedniej chwili.

- Ok.

- Trzymaj się na razie.

 

Slavia widziała, że dziadek jest bardzo przejęty i zdenerwo- wany. Weszłyśmy do Hany. Była bardzo poruszona wizytą. Do tego trochę stremowana obecnością wnuczki Petyra i jej matki. Dla niej były to obce osoby. Nie miała pojęcia kto to jest, a już zupełnie nie miała pojęcia, że na dole czeka wystrojony w garnitur i we własnym samochodzie, Petyr.

Z Haną był już Jakup. Oboje wyściskali mnie i Petię. Opowiedziałyśmy razem z Petią im o swoich przygodach i przede wszystkim o tym, że udało nam się dostać do strefy i że Petia jest zdrowa. Powiedziałam Hanie, że przywiozłam swoją przyjaciółkę wraz ze swoją córką, bo obiecała nam cudowne odmładzające zioła i one, czyli Slavia z matką też są zainteresowane.

 

- Ale żeście zapamiętały o tych ziołach. Ja tak trochę

żartowałam wtedy, ale oczywiście coś dla was znajdę.

 

Matka Slavi szeptała do mnie skrycie, że nie wierzy że ona ma już 75 lat. W końcu poczęstowane zostałyśmy kawą i herbatą oraz jakimiś smakołykami. Jak atmosfera się rozluźniła to stwierdziłam że już czas:

 

- Hana, usiądź sobie, zostaw kuchnie i te zioła na razie.

Hana zdziwiona usiadła.

 

- Chcę ci coś powiedzieć, tylko obiecaj, że się tym za bardzo

nie przejmiesz.

- Co się stało?

- Ta dziewczyna i jej matka, które z nami przyjechały nie są tu

przypadkowo.

- A kim są?

- To synowa i wnuczka Petyra. Chciały cię zobaczyć.

- Cooo takiego???

- To co słyszysz.

- Znaleźliście go dla mnie?

- Petia znalazła.

- Będę mogła odwiedzić jego grób?

- Nie ma mowy.

- Nie?

- Nie.

- Dlaczego?

 

Podeszłam do okna. Podejdź tu.

 

- Widzisz tego Volkswagena?

- Widzę.

- Wiesz kto jest w środku?

- On żyje?

- Pójdziesz?

 

Nawet nie usłyszeliśmy odpowiedzi. Hana włożyła tylko buty i nic się nie odzywając wyszła z mieszkania. Podeszliśmy wszyscy do okna. Petyr widział że Hana podchodzi do auta. Wyszedł z samochodu. Oboje padli sobie w ramiona. My w czwórkę beczałyśmy. Tylko Jakup spokojnie się przyglądał radośnie się uśmiechając. Ech były uściski i uściski, a jakie pocałunki! Aż się ludzie na ulicy zaczęli oglądać. Potem oboje weszli do samochodu. W końcu Petia się odezwała:

 

- Co oni tam tak długo robią?

- Petia?

- Co?

- Wścibski łbie, cicho bądź!

 

Po godzinie Hana z Petyrem przyszli do mieszkania. Petyr oczywiście niósł walizkę. Długo jeszcze rozmawialiśmy. Hana z Petyrem wspominali wspólnie. W końcu Hana wyposażyła nas wszystkie w odpowiednie specyfiki. Dostałyśmy maści, syropy z wyciągów ziół i suszone zioła w torebkach do zaparzania. Hana szczegółowo wytłumaczyła nam co i jak stosować. Petyr został a my pojechałyśmy z powrotem. Hana szczególnie gorąco wyściskała Petię. Szepnęła jej do ucha na pożegnanie:

 

- Dziękuję ci... bardzo.

 

Jakup też już długo nie siedział, zostawił Hanę i Petyra samych.

 

*****

 

Po kilkunastu dniach pod dom starców i hospicjum podjechał stary Volkswagen. Wysiadła z niego para starszych ludzi, trochę zmęczona długą podróżą z Albanii. Trzymając się za ręce weszli do środka. Przyjaciel Petyra Tatun, poczuł się gorzej i trafił na salę ludzi ciężko chorych, którzy nie umieli już sami wstać z łóżka. Na tą samą, na której jeszcze kilkanaście tygodni temu leżał Petyr. Petyr bardzo chciał odwiedzić Tatuna. Śpieszył się, zdając sobie sprawę, że może nie zdążyć. Petyra poznało i pozdrawiało wielu jego znajomych i personel, wszyscy nie mogli się nadziwić jego kondycji i zdrowiu. Petyr od razu zauważył, że na sali leży jeszcze jeden nowy pacjent, który wcześniej tylko czasem tam zaglądał. Na łóżku obok Tatuna leżał Kazu. Kazu słyszał rozmowę Petyra z Tatunem. Petyr opowiadał Tatunowi, że ta właśnie kobieta, która siedzi teraz koło niego to jest Hana. Że to ta, za którą tak bardzo tęsknił, że teraz mieszkają razem i mają wspólne plany. Tatun bardzo radośnie przyjmował te nowiny. Cieszył się szczerze razem z Petyrem. Hana zaniosła pielęgniarce swoje ziołowe specyfiki dla poprawy stanu zdrowia Tatuna. Kazu przysłuchiwał się temu w milczeniu. Miał dziwny wyraz twarzy. W końcu wezwał siostrę:

 

- Sluchaj no, zmień mi wreszcie!

 

Siostra przyniosła parawan. Petyr pożegnał się z Tatunem i na pożegnanie zagadał do Kazu:

 

- Cześć Kazu, trzymaj się.

 

Wziął Hanę za rękę i wyszli. Po chwili Kazu słyszał przez otwarte okno uruchamiany silnik Volkswagena.

 

To już właściwie koniec historii Petyra i Hany, ale jeszcze jedna rzecz się w niej przydarzyła. Po miesiącu Hana zadzwoniła do mnie, że zaprasza mnie, Petię, Armana, Jamilę, Slavię i jej rodziców, na wesele. Petia skomentowała:

 

- Trzeba jechać!

 

*****

 

Pewnego dnia Arman rozmawiał razem z dziewczynami. Jamila powiedziała do niego coś po czeczeńsku.

 

- Petia, Jamila mówi mi coś o tym blasku waszych oczu

w strefie.

- To tłumacz, co mówi?

- Mówi, że ona ten blask już widziała wcześniej, zanim

zauważyłyście go w strefie. Chciała ci to powiedzieć tylko nie

wiedziała jak.

- Co takiego? Gdzie?

- Na starej ikonie w cerkwi w Nikozji.

- Na starej ikonie? W jakiej cerkwi?

- Jak byliśmy na Cyprze w Nikozji to zwiedzaliśmy starą

cerkiew i tam na ścianie wisiała ta ikona.

- Naprawdę? Może jej się wydawało?

- Nie, ja też to widziałem, tam jest obraz świętego Dionizego.

Stara XII wieczna ikona. Oglądaliśmy ją razem z Jamilą

w bardzo słabym świetle i rzeczywiście świętemu świeciły się

oczy błękitną poświatą.

 

*****

 

Wiele zmieniło się w świadomości miliardów ludzi na całym świecie w tym krótkim, niespełna rocznym okresie, w którym istniała strefa. Niektórzy, ci wierzący, stali się jeszcze mocniej zaangażowani w wyznawanie swojej wiary. Niektórzy tworzyli nowe sekty i religie. Niektórzy wręcz przeciwnie, odchodzili od wyznawania swoich religii i zmieniali je albo tracili wiarę w ogóle. Cała ludzkość przeżyła kulturowy szok, który przewartościował systemy i ideologie. Tworzono różne teorie na temat tego co się stało. Pojawili się nawet tacy, którzy od razu negowali prawdziwość istnienia strefy, pomimo setek tysięcy autentycznie wyleczonych ludzi. Pojawiły się dziesiątki, a może i setki różnych opracowań naukowych oraz najróżniejszych innych publikacji, odnoszących się do wydarzeń w strefie. O jakież głupoty wypisywano w niektórych z nich! Generalnie świat nie był już taki sam. Był inny, może odrobinę lepszy. Jednak konflikty zbrojne o różnych podłożach nie ustały. Na świecie ciągle ginęli ludzie w różnych wojnach. Ludzie wciąż nie umieli cenić życia własnego gatunku. Jednak zrozumieli, że gdzieś obok nich, w innym nieznanym im bycie, istnieją zjawiska których nie są w stanie zrozumieć i w żaden sposób wyjaśnić. Buta wszechwiedzącego i wszystko rozumiejącego gatunku ludzkiego została całej ludzkiej społeczności odebrana, przynajmniej na chwilę. Na czas, po którym zaczną zapominać co naprawdę stało się w Albanii i wydarzenia te zaczną przetwarzać zgodnie ze swoją wyobraźnią i sposobem rozumienia świata, tworząc z nich historie. Historie nie obiektywne, ale takie, jakie im będą wydawać się odpowiednie.

 

*****

 

Pewnego dnia zastałam Armana jak na osobności rozmawia z Jamilą. Nie rozumiałam o czym rozmawiali, jednak Jamila była cała przejęta i zapłakana a Arman ją przytulał i pocieszał. Dziewczyny poszły spać a koło północy Arman przyszedł do mnie, do mojego pokoju.

 

- Arman, dlaczego Jamila płakała?

- Opowiadała mi jak zginęła Amani. Ona wszystko widziała

i wszystko pamięta.

 

Arman położył się ze mną. Byliśmy już ze sobą bardzo blisko. Było mi z nim dobrze, bardzo dobrze. Tak dobrze nie było mi już od wielu lat. Tak dobrze było mi tylko z Kristianem. Rano, kiedy się obudziłam, zobaczyłam Armana jak pochyla się nade mną i mnie... wącha.

 

- Ty, oberwiesz, co to ma być?

- Eee, nic takiego.

- No jak nic takiego? Czy Mongołowie codziennie rano

wąchają swoje kobiety? Jak powiesz, że brzydko pachnę to

oberwiesz na pewno!

- No co ty? Wiesz, jak wczoraj rozmawiałem z Jamilą o jej

matce, to pytałem ją dlaczego tak ciebie lubi.

- Co ci powiedziała?

- Powiedziała, że czuje że jesteś szczera i dobra i powiedziała

coś takiego, że... pachniesz tak, jak Amani.

- Cooo takiego? Ty też tak czujesz?

- No właśnie nie za bardzo, nie pamiętam, dziwne, powiedziała

jeszcze coś dziwnego.

- Co?

- Jak bojownicy postrzelili Amani to od razu uciekli a ona

jeszcze przez chwilę żyła. Ścisnęła jej rękę i powiedziała jej

do ucha jedno słowo, a potem umarła.

- Jakie słowo?

 

Arman powiedział coś po czeczeńsku.

 

- Co to znaczy?

- No właśnie nie wiem, chyba nic, to bez sensu, to nazwa

kwiatka.

- Jakiego kwiatka?

- No takiego powszechnego, polnego.

- Jak się nazywa?

- Wiem po rosyjsku, ale po angielsku nie pamiętam. A czekaj

już wiem to “daisy” - Stokrotka.

 

koniec

 

...........................

 

Dotyk Amani, Tajemnica Pluszowego Misia, Spisek Duchów ......... www. Ebookowo.pl

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Niezły psychol dwa lata temu
    Po nazwie użytkownika, pomyślałem że to drugie konto nerwinki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania