Poprzednie częściDotyk Amani - fragment

Dotyk Amani opowiadanie fantasy cz.18 z 21

Albania, okolice strefy, dziesięć miesięcy od błysku.

 

Elena z Petią i Arman z Jamilą zdecydowali już ostatecznie, że wracają z okolic strefy z powrotem do domu. Pomimo całej determinacji, zwłaszcza Armana, w końcu i on przyznał, że nie ma już żadnej nadziei i żadnego sposobu na to, że dostaną się do strefy i będą mogli w niej być przez wymagany czas. Uznał swoją porażkę. Jego pocieszeniem było to, że z Eleną bardzo zbliżyli się do siebie. Pomimo całej tej trudnej sytuacji i prześladującego ich pecha, Arman i Elena się w sobie zakochiwali i to na dobre. Oboje od pierwszej chwili, kiedy się zobaczyli w tunelu odwadniającym, pomimo dramaty- cznych okoliczności tego spotkania, bardzo się sobie nawzajem spodobali. Bystra Petia oczywiście miała rację, opisując mydlane oczy Armana na widok Eleny. To uczucie było odwzajemnione. Elena w końcu zdecydowała, że na początek pojadą wszyscy razem do jej kraju, do jej mieszkania. Petia zostanie najszybciej jak to możliwe oddana pod opiekę swojej lekarki, czyli ordynatorki oddziału onkologii, który już dobrze zna. Elena była gotowa zostać również razem z Jamilą i puścić Armana do Rosji, po to aby pozałatwiał swoje sprawy i wrócił do nich po kilku miesiącach. Jamila tak przywiązała się do niej, że nawet nie chciała słyszeć już o tym, żeby wracać z ojcem z powrotem. Bardziej chciała być z Eleną niż z Armanem, co dziwiło wszystkich. To nadzwyczajne przywiązanie Jamili do Eleny przypisano w końcu defektom psychicznym ciężko chorego dziecka. Gdyby Arman już nie chciał być z Eleną to rozłączenie ich obu byłoby naprawdę trudne i to zarówno dla jednej jak i drugiej. On oczywiście nigdy nie zostawiłby Jamili nikomu innemu na stałe.

Umówili się z Fidanem, że ten po nich przyjedzie i zawiezie ich najpierw do swojego domu, a właściwie kontenera w którym tymczasowo mieszkał z rodzicami, a następnie do granicy z Macedonią. Fidan przyjechał zgodnie z planem i zapakował wszystkich do samochodu. Zdecydowali się, że wyjadą z pobliża strefy wcześnie rano bo wiedzieli już, że punkty kontrolne na polnych drogach dojazdowych do strefy często wcześnie rano nie były jeszcze obsadzone. Parę minut po szóstej wyruszyli wszyscy pikapem Fidana, z mieszkania które Arman zajmował w pobliżu strefy, do oddalonego o 30 km nowego miejsca zamieszkania rodzin Fidana i Kaltriny. Tam chcieli zatrzymać się jeszcze na dwa dni, a następnie jechać już ostatecznie w dalszą podróż.

Powoli jechano polną drogą. Nastroje wszyscy mieli minorowe. Arman obojętnie patrzył w boczną szybę, na zupełnie odludną okolicę. Nagle coś przykuło jego uwagę.

Powiedział do Fidana:

 

- Zatrzymaj się na chwilę.

 

Fidan zdziwiony zatrzymał się na poboczu a Arman szybko wysiadł z samochodu. Za nim wysiedli pozostali. Arman patrzył w niebo. Wreszcie wszyscy zobaczyli, co go zaciekawiło. Bardzo nisko, znad horyzontu, pojawił się mały samolot. Leciał prawie dokładnie w ich stronę. Jednak nie leciał normalnie, tylko raz wyżej a raz niżej a silnik dziwnie przerywał.

 

- Co on wyprawia? Dlaczego leci tak nisko?

 

Leciał tak przez chwilę aż silnik przestał pracować a samolot zniknął gdzieś za linią lasu, bardzo niedaleko.

 

- Dobra, wsiadajmy z powrotem, widać w tym lesie jest gdzieś

jakieś lądowisko. Jedźmy dalej.

 

Jednak w tym momencie dotarł do nich głośny huk a po krótkiej chwili, bardzo delikatnie zatrzęsła się ziemia. Petia krzyknęła:

 

- Co to było?

- Może się rozbił? Nie ma ognia ani dymu.

 

Arman zdecydował:

 

- Idziemy to sprawdzić, może trzeba komuś pomóc. Fidan,

podjedź jeszcze trochę a potem pójdziemy na piechotę.

 

Fidan podjechał jeszcze kilkaset metrów do miejsca, które wydawało się najbliżej źródła hałasu, a potem wszyscy poszli w kierunku gęstego lasu. Elena z dziewczynami szły wolniej a Fidan z Armanem pobiegli pierwsi. Po przebyciu około kilometra wbiegli na małą leśną polanę. Na końcu polany zauważyli ślady świeżo wzruszonej ziemi. Udali się w tamtą stronę i wtedy, na drugim skraju, zauważyli pierwsze ślady katastrofy. Najpierw drobne elementy samolotu, potem oderwane i zniszczone skrzydła, a na końcu przełamany na pół i całkowicie zniszczony kadłub. W kadłubie były trzy ciała, a dwa kolejne leżały przypięte pasami do wyrwanych foteli, kilkanaście metrów od kadłuba. Ciała były zmasakrowane. Niektóre nie były kompletne. To był koszmarny widok. Arman nie miał wątpliwości, że nikt z pasażerów nie przeżył. Nawet nie próbował ich reanimować, ani nawet szukać w nich oznak życia. Wrak nie wybuchł i się nie zapalił bo nie było w nim nawet resztek paliwa. Ponieważ pilot próbował lądować na polanie, to wrak nie uszkodził żadnej z koron drzew, a jego szczątki znajdowały się w gęstym lesie. Z góry był zupełnie niewidoczny. Arman wiedział, że aby go zlokalizować, to trzeba będzie na piechotę przeczesywać gęsty las. Obaj z Fidanem stali i bezradnie przyglądali się obrazowi tragedii. Elena z dziewczynami podeszła za nimi i Arman się do nich odezwał:

 

- Nie przyprowadzaj tu dziewczyn i sama lepiej też tu nie

podchodź. Od tego widoku możesz nie uwolnić się już do

końca życia!

- Na pewno nikt nie przeżył?

- Na pewno. Dwie kobiety, dwóch mężczyzn, jeden pewnie

pilot i małe dziecko, dziewczynka. Wszyscy nie żyją. Pięć

osób.

 

Elena jednak podeszła, zostawiając Jamilę z Petią. Petia nie chciała podchodzić bliżej.

 

- Co robimy? Trzeba powiadomić władze.

- Tak, trzeba, w tym lesie mogą szukać ich tygodniami, z góry

pewnie nic nie widać. Podamy im namiary z GPS-a.

- Mam gdzieś dzwonić?

- Poczekaj jeszcze chwilę, rozejrzę się dokładniej. Tu już nie

ma się co śpieszyć.

 

Arman podszedł jeszcze bliżej i zaczął oglądać szczegóły.

 

- Chyba zabrakło im paliwa. Nie ma śladów pożaru. Nie czuję

też zapachu benzyny.

- Ciekawe gdzie chcieli lecieć? Może do strefy?

- Myślę o tym samym, dlatego na razie nigdzie nie dzwoń.

 

Arman znalazł małą walizkę, właściwie aktówkę czy neseser. Była solidnie wykonana i zachowała się w całości. Otworzył ją.

 

- Są tu jakieś dokumenty.

 

Fidan i Elena podeszli do Armana.

 

- Arman, ty to widzisz? Dokumentacja medyczna do strefy.

Gdzieś w niej są pewnie bilety. O są, i to jakie bilety.

Licytowane na aukcji. Ten facet był chyba milionerem.

- No tak, stąd samolot. Wszyscy byli chorzy?

- Nie, zobacz. To rodzice z dwoma córkami. Córki były chore

a rodzice lecieli z prawem wejścia do strefy jako

opiekunowie. O, a tu są paszporty ich wszystkich.

- Z anglojęzycznego kraju. Na kiedy są te bilety?

- No pokaż zobaczymy? Kurde na dzisiaj. Lecieli do strefy.

Starsza córka to Emily a młodsza to Lily. Są w podobnym

wieku do Petii i Jamili.

 

Arman nagle zrobił się żywo zainteresowany. Elena po raz pierwszy zobaczyła te jego dziwne przenikliwe spojrzenie. Zaczął nerwowo przeglądać dokumenty.

 

- W licytowanych biletach nie ma odcisków palców! Dawaj te

bilety. Całej czwórki, chcę zobaczyć zdjęcia.

 

Zaczęli się szczegółowo przyglądać zdjęciom. W końcu Arman stwierdził:

 

- Podobna i to tylko trochę, wydaje mi się tylko Jamila.

Pozostali niestety nas nie przypominają. Na te bilety na

pewno nie wejdziemy.

 

Elena zastygła w bezruchu. Natychmiast zrozumiała sytuację. Wszystko stało się dla niej jasne. Nerwowo wzięła te bilety i zaczęła się im bardzo uważnie przyglądać. Oglądała zdjęcie

i twarz Armana, zdjęcie Emily i Lily i z daleka Petię i Jamilę. Nagle wybuchnęła:

 

- Która godzina?!

- Dochodzi siódma. O czym myślisz?

- Do której trzeba wejść do strefy?

- O 15 zamykają.

- Mamy osiem godzin. Fidan pamiętasz opuszczony dom

kultury?

- To kino z teatrem?

- Tak?

- No przecież, jest tylko jedno.

- Musimy tam jechać, natychmiast, teraz!!!

 

Arman nic nie rozumiał.

 

- Elena co z Tobą? Co ci chodzi po głowie? Jesteś chyba

w szoku.

- Arman, przecież byłeś ze mną w tym teatrze. Tam wszystko

zostało, wszystko jest.

- Co wszystko?

- No wszystko do charakteryzacji, wszystko czego teraz

potrzebujemy.

- Myślisz, że ci co sprawdzają te papiery w strefie to jakieś

głupole? Połapią się od razu, kto niby miałby nas

charakteryzować?

- Człowieku ja to zrobię!

- Ty? Ty to umiesz?

- Arman, to mój zawód!

- Co takiego? Charakteryzowałaś kiedyś kogoś?

- Dziesiątki a może setki aktorów którzy grają w filmach.

Robiłam ich twarze to zrobię i nasze. Co mamy do

stracenia?

- Tak nas ucharakteryzujesz że będziemy podobni do tych

zdjęć?

- Oczywiście.

 

Arman nie wierzył własnym uszom.

 

- No dobra, jak tak mówisz, dawaj te bilety. Bierzemy cały ten

neseser z dokumentacją. Do nikogo nie dzwonimy. Fidan jedź

z powrotem do teatru zanim przyjadą żołnierze. Ja nie wierzę

że to się uda, raczej skończymy w wiezieniu, ale zobaczymy.

 

Najszybciej jak umieli, wrócili do samochodu. Fidan zawrócił w stronę strefy. Po 30 minutach byli pod teatrem. Mieli szczęście, nikt ich nie kontrolował. Teatr był pusty, tak jak wtedy, kiedy go pierwszy raz oglądali. Elena wzięła się do pracy. Problem stanowił tylko brak prądu i brak ciepłej wody. Zimna na szczęście trochę leciała. Podzielili się zadaniami. Fidan z Armanem mieli studiować dokumentację i dowiedzieć się jak najwięcej o rodzinie Emily. Elena przetarła na szybko okna w garderobie, żeby mieć więcej światła. Poukładała bilety ze zdjęciami koło siebie i zaczęła jako fryzjerka. Ostrzygła wszystkich tak, jak na zdjęciach. Armanowi wystrzygła nawet małą łysinę na środku głowy. Problem był z fryzurą jej samej. Pomagali przy tym wszyscy a rolę głównej fryzjerki przejęła Petia. Elena szczegółowo ją instruowała. Następnie farbowano włosy. Największy problem był z Armanem i Jamilą. Oboje mieli czarne i grube włosy, charakterystyczne dla pochodzenia azjatyckiego. Zupełnie to nie pasowało do mieszkańców kraju Ameryki Północnej. Elena musiała je zmiękczyć, zmatowić i trochę rozjaśnić. Do tego jeszcze w zimnej wodzie farby słabo się rozpuszczały. Jednak w końcu się udało. Potem Elena zajęła się właściwą charakteryzacją. Tu znowu był problem z Armanem. Jego wyrazista męska twarz, z lekko wystającymi kośćmi policzkowymi, zupełnie nie pasowała do misiowatej, okrągłej twarzy ojca Emily. Jednak Elena wiedziała co ma robić. Już po pierwszych zgrubnych lateksowych podkładach, przypominających trochę elastyczną szpachlówkę, szybko i wprawnie nakładanych na twarze wszystkich i swoją, Arman uwierzył w powodzenie misji. Dla niego i dla innych zresztą też, działy się prawdziwe cuda. Cuda w które trudno uwierzyć. Elenie było o tyle łatwiej, że zdjęcia na biletach były en face. Zadanie polegało na tym żeby osoby były podobne do tych co na zdjęciach, tylko patrząc z przodu. Profile mogły być dowolne, jak wyszło, i tak były nie do zweryfikowania. Pracowała bardzo szybko. Wszyscy, nawet Petia, byli pod wrażeniem. Jamila wytrzeszczała oczy ze zdziwienia. Zaczęło ją to bawić. Na jej twarzy było widać coraz więcej uśmiechu, jak widziała jak szybko przeobraża się w dziewczynkę ze zdjęcia. Petia podziwiała matkę:

 

- Nigdy nie mówiłaś, że potrafisz takie rzeczy.

- Przecież wiesz gdzie pracowałam.

- No wiem, ale tego to sobie nie wyobrażałam.

 

Po czterech godzinach ciężkiej pracy Elena była zmęczona, ale zadowolona z efektu. Robota była skończona. Cała ich czwórka była nie do poznania. To była rodzina Emily, jak ze zdjęć. Oczywiście, że gdyby ktoś podejrzewał podstęp, to zauważyłby mistyfikację. Jednak Arman i Elena nie mieli na czołach wypisane, że wcielili się w role obcych im ludzi. Mieli być zwykłą, jednak bardzo bogatą rodziną, która miała kupione bardzo drogie i w pełni autentyczne bilety. Ten kto będzie kontrolował ich wygląd, niekoniecznie musi podejrzewać oszustwo.

Arman z Fidanem w międzyczasie sporo dowiedzieli się o rodzinie. Wiedzieli na co i od kiedy Emily i Lily chorowały. Wiedzieli już o co mogli być ewentualnie zapytani w związku z chorobą obu dziewczyn. Arman z Eleną świetnie znali angielski. Poinstruowano również Petię o jej nowej historii choroby. Na tyle, na ile to było możliwe, byli przygotowani. Powtarzali jeszcze w trójkę w kółko, swoje nowe imiona i nazwiska. Arman stwierdził:

 

- Najważniejsze żeby nie dać się wyprowadzić z równowagi.

Nie wpaść w panikę.

 

Elena ich instruowała:

 

- Takie ucharakteryzowane twarze osłabiają mimikę

i wyrażanie emocji. Mają z tym problem aktorzy, ale dla nas

to może być korzystne. Fidan która jest?

- Dochodzi czternasta.

- Ile pojedziesz?

- 10 minut.

- Gotowe, jedziemy, wszystko w rękach Boga.

 

Wszyscy usiedli do pikapa i zapakowali swoje bagaże. Elena się przeżegnała.

 

- W drogę!

 

Albania. Strefa Błysku.

 

Fidan zatrzymał się w odległości dwustu metrów od głównego wejścia do strefy. Ze względów bezpieczeństwa dalej nie wolno już było wjeżdżać żadnym cywilnym samochodom. Wpuszczano tam już wyłącznie pojazdy wojskowe specjalnej jednostki działającej w strefie oraz pojazdy z zaopatrzeniem, najczęściej duże ciężarówki. Nawet chorzy na wózkach czy tacy których można było transportować wyłącznie na leżąco, byli wiezieni ręcznie po asfalcie. Dla najciężej chorych rzadko robiono wyjątki i dowożono ich karetką, ale tylko tą, która na stałe znajdowała się

w strefie. W okolicach wejścia panował duży ruch. Nowych pacjentów przyjmowano w godzinach od 8 rano do 15 po południu. W innym czasie wejście do strefy było niemożliwe. Jeśli ktoś się spóźnił i nie dojechał do strefy na godzinę 15 w dniu w którym rozpoczynał się jego turnus, nie był wpuszczany w ogóle, ani w danym dniu, ani w dniach następnych. Zdarzały się przypadki, że ludzie bardzo ciężko chorzy spóźniali się dosłownie kilka minut i tracili w ten sposób bezpowrotnie szanse na ozdrowienie. W związku z tym w miejscu gdzie Fidan zatrzymał samochód powstało wielkie koczowisko ludzi, którzy w obawie przed spóźnieniem przyjeżdżali wcześniej i czekali na swój dzień. Wojsko kontrolowało tam dokumenty uprawniające do wejścia do strefy i tolerowało wyłącznie tych, którzy zaczynali pobyt nie później niż za dwie doby. Innych bezpardonowo wyrzucano, nie bacząc na ich stan zdrowia. W tej “poczekalni” na wolnym powietrzu wielu umierało. Żołnierze natychmiast konfiskowali ich bilety. O żadnej pomocy medycznej nie było tam mowy. Zmarłych, którzy nie mieli ze sobą bliskich, wywożono

i chowano skromnie na koszt państwa.

Elena jeszcze raz skontrolowała efekty swojej pracy a następnie wszyscy, najpewniej jak tylko byli w stanie, wysiedli z pikapa i pożegnali się z Fidanem. Uważając przy tym aby niczego w mejkapie nie uszkodzić. Arman, choć znalazł zniszczony wózek w samolocie i domyślał się, że

starsza z sióstr musiała na nim jeździć, to zdecydował, że Petia udając Emily, pójdzie do strefy na własnych nogach.

W dokumentacji choroby dołączonej do biletu nie było mowy o tym, że Emily jeździ na wózku. Zresztą i tak nie mieli innego wózka i nie mieli czasu by go zdobyć. Arman obawiał się, że jeśliby Petia wjechała do strefy na wózku, to siostry mogłyby być w strefie rozdzielone, a to byłoby bardzo niebezpieczne dla ich misji. Ustalili, że Petia na początku będzie symulować, że ma trudności z poruszaniem, ale może sama chodzić. Arman czuł się nieswojo. Po prostu się bał. Czuł się odpowiedzialny za wszystkich. Wiedział, że tutaj naprawdę wiele rzeczy może pójść nie tak i ryzyko jest ogromne. Elena czuła się podobnie. Nadzieją był tłum ludzi, pomimo kończącego się czasu. Strefa w ciągu siedmiu godzin przyjmowała około osiem tysięcy ludzi, czyli ponad tysiąc na godzinę. To bardzo dużo, nawet pomimo ogromnie rozbudowanego sektora przyjęć. Stanowisk do przyjmowania było kilkadziesiąt, jednak na jednego przyjmowanego przypadało i tak tylko kilka minut formalności. Sprawdzano bardzo szczegółowo dokumenty uprawniające do wejścia do strefy. Ich skomplikowane zabezpieczenia oraz porównywano zdjęcia z wchodzącymi osobami i ich paszportami. W każdym komplecie dokumentów był bilet. Każdy z przebywających

w strefie był zobowiązany nosić go na szyi. Większą część powierzchni tego biletu zajmowało duże zdjęcie. W każdym przypadku jakiś nieprawidłowości czy nieporozumień wewnątrz strefy, strażnicy wyjaśnianie ich zaczynali od kontroli tych biletów i porównywania wyglądu pacjentów ze zdjęciem. U pacjentów którzy otrzymali swoje bilety w trybie normalnym sprawdzano również odciski palców, ale nie robiono tego u tych, którzy wylicytowali je na aukcjach.

Procedura tego nie przewidywała ponieważ te bilety pierwotnie przeznaczone były dla kogoś innego. Były dla tych, którzy nie mogli wyjechać do strefy, prawie zawsze dlatego, że tego nie dożyli. Ale być może nie sprawdzano odcisków palców dlatego, że obecnymi właścicielami biletów byli bardzo bogaci ludzie i tego by sobie z różnych względów nie życzyli. Możliwe, że używali swoich odcisków palców do celów potwierdzania ważnych dokumentów i transakcji i nie chcieli ich ujawniać.

 

Elena i Arman wraz z dziewczynami, po odstaniu kilkunastu minut w długiej kolejce, podeszli w końcu do przynależnego im okienka. Urzędniczka w mundurze zanim zadała pierwsze pytanie, bardzo uważnie i nadzwyczaj długo przyglądała się całej czwórce, porównując ich wygląd ze zdjęciami z biletów. Jednak weryfikacja polegała wyłącznie na kontroli wzrokowej i to przez szybę. Nie mierzono ani nie ważono przyjmowanych oraz nie sprawdzano dotykiem czy mają na twarzy jakiś makijaż czy charakteryzację. Widać Elena wykonała naprawdę dobrą robotę bo urzędniczka w końcu uśmiechnęła się życzliwie i odłożyła bilety. Następnie włożyła je po kolei do specjalnej drukarki i nadrukowała na nich numery łóżek, zarówno w strefie dla Jamili i Petii jak i w części dla opiekunów dla Eleny i Armana. Potem podała im je przez okienko i kazała zawiesić na szyi. Urzędniczka zadała jeszcze kilka ogólnych pytań. Pytała przede wszystkim na co dziewczyny są chore i czy wymagają jakiejś specjalnej opieki. Arman z Eleną bez problemu odpowiedzieli i na tym kontrola się zakończyła a przy okienku stali już następni szczęśliwcy. Całą czwórką poszli dalej. Przeszli przez bramki podobne do tych, jakich używano na lotnisku, a następnie zostali sprawdzeni ręcznym skanerem do wykrywania metalowych rzeczy. Bagaż można było mieć tylko podręczny i ze względów bezpieczeństwa należało cały czas nosić go ze sobą. Wszędzie, na posiłki a nawet do łazienki. Pozostawiony bez opieki natychmiast był konfiskowany i nie było możliwości odzyskania go z powrotem. Za bramkami szli w pochodzie z innymi, a ludzie w cywilnych ubraniach, wyglądający na wolontariuszy, rozdawali im różne ulotki informacyjne oraz jeśli ktoś o coś pytał, to udzielano informacji we wszystkich, powszechnie używanych językach świata. Następnie przeszli do dużej sali w której także były różne okienka. Tam udzielano informacji i oddzielano chorych od opiekunów. Tam również wszyscy otrzymywali bloczki na posiłki i pościel. Dziewczyny oprócz pościeli otrzymały też dresy, stosowne do ich rozmiarów, pełniące rolę jednocześnie ubrania dziennego i piżamy. Zalecano, choć rygorystycznie tego nie przestrzegano, żeby pacjenci w strefie ubrani byli właśnie w ten błękitny dres. Traktowano go również jako formę identyfikatora, legalnego tam pobytu. Każdemu pacjentowi przysługiwały trzy posiłki dziennie a żywienie odbywało się na bardzo dużych, prowizorycznie zorganizowanych stołówkach. Takich stołówek w strefie było kilka i można było korzystać

z dowolnej, choć zalecano aby korzystać z tej najbliższej swoich łóżek. Opiekunowie mieli taką samą stołówkę, ale poza strefą. Elena zdawała sobie sprawę, że charakteryzacja utrzyma się nie dłużej jak do wieczora. Cała czwórka umówiła się, że zanim dotrą do miejsc gdzie będą spać, to ją usuną. Ich sąsiedzi nie mogą zwrócić uwagi na to, że ich wygląd się zmienił. Zdawali sobie sprawę, że ich twarze nie będą takie jak na zdjęciach, które wiszą im na szyi i mieli nadzieję, że nikt tego bez powodu sprawdzać nie będzie. Elena nakazała Petii aby przypilnować Jamilę i pomóc jej usunąć charakteryzację. Poleciła jej również nie wdawać się z nikim w żadne, nawet najdrobniejsze konflikty, tak aby żadne służby nie musiały ich identyfikować przez cały okres pobytu. Opiekunowie mogli spotykać się ze swoimi podopiecznymi raz dziennie po obiedzie na wyznaczonej do tego dużej sali na pograniczu strefy albo w dowolnej porze na wyraźne życzenie którejś ze stron. Arman zdecydował, że w takich spotkaniach nie będą uczestniczyć ani ich inicjować w ogóle, przez cały okres pobytu ze względu na możliwość dekonspiracji. Zrobiliby to tylko wtedy, gdyby sytuacja była nadzwyczajna. Opiekunowie przebywający legalnie w strefie wywoływali na takie spotkania swoje dzieci i mogli obserwować na bieżąco postępy w ich leczeniu. Dziewczyny były zdane tylko na siebie przez cały 12 dniowy okres pobytu. W strefie działały telefony i można było z nich korzystać. Arman dał telefon Petii i ta miała im składać co wieczór raport z przebiegu leczenia i ogólnej sytuacji.

Nadeszła chwila w której rozdzielono dziewczyny od ich rodziców. Elena się przy tym popłakała a Jamila była bardzo smutna. Nie do końca rozumiała co się dzieje. Arman i Petia zachowywali spokój. Przejęli na siebie ciężar panowania nad sytuacją i po jednej i po drugiej stronie. Elena z Armanem udali się do wyznaczonego im rejonu i ze zdziwieniem stwierdzili, że łóżka im przynależne nie znajdują się w którymś z budynków czy baraków, ale w dużym dwudziestoosobowym namiocie. Pierwsze co zrobili, to udali się do baraku w którym znajdowały się toalety i prysznice po to aby usunąć wizaż. Dopiero wtedy poszli do namiotu. Na każdym z prostych polowych łóżek leżał koc i mała poduszka. Nową, nieużywaną pościel otrzymali po drodze. Takich namiotów stało tam kilkadziesiąt. Warunki przypominały raczej obóz dla uchodźców niż apartamenty dla milionerów licytujących drogie bilety. W strefie nie segregowano opiekunów ze względu na rodzaj biletów i ich stan zamożności. Namiot był prawie pełny. Było tam dziwne, dosyć głośne towarzystwo. Ludzie byli w różnym wieku, wszystkich ras i narodowości. Dominowali młodzi. Wszystkim udzielała się łatwo zauważalna radość z tego, że ci z którymi tu przyjechali, najczęściej ich najbliżsi, za sprawą jakiejś nieznanej mocy, właśnie uleczani są z bardzo groźnych, często śmiertelnych chorób. Każdy na szyi miał bilet, ale w praktyce nikt nie zwracał na niego uwagi. Niektórzy pochowali je do przednich kieszeni w koszulach, bo tak było im wygodniej, niektórym poodwracały się na drugą stronę. Arman i Elena widząc to, również od razu odwrócili swoje bilety. W tej pozycji nosili je już do końca pobytu. Niektórzy z ich współlokatorów próbowali ich zagadywać, lecz oni, przynajmniej na początku, nie chcieli wdawać się w dyskusję. Powiedzieli tylko, że pochodzą z anglojęzycznego kraju. Oboje przebrali się w luźne sportowe ubrania i położyli na swoich łóżkach. Wtedy dopiero poczuli ulgę i napięcie zaczęło z nich schodzić a zaczęła wstępować radość i nadzieja, że może przynajmniej na razie się udało. Elena leżąc wysunęła swoją dłoń w stronę Armana a ten wziął ją za rękę i tak leżeli w milczeniu.

 

..........................

 

Dotyk Amani, Tajemnica Pluszowego Misia, Spisek Duchów ......... www. Ebookowo.pl

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Neurotyk dwa lata temu
    Nie jestem dziadek!!!

    ;)
  • dziadek grafoman dwa lata temu
    No nie jesteś...potwierdzam :)
  • nerwinka dwa lata temu
    pisanie na wagę: pół tony myśli na jeden gram sensu? Prowokacja dla oczu?
    pozdrawiam
  • dziadek grafoman dwa lata temu
    Dzięki za komentarz

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania