Poprzednie częściMyrsky cz. 1

Myrsky cz.10

– Czy to Pia? – zapytał, ktoś grupy mężczyzn.

– Tak! To Pia! Co ona tam robi? – zawtórował drugi. – Czemu nie było jej w wiosce?

– Córeczko! Co tam robisz?! – Eemeli podbiegł, jak tylko usłyszał imię córki. Martwił się o nią całą noc. Modlił o bezpieczny powrót do domu, ale zobaczywszy jak stoi na środku polany, był zaskoczony równie mocno jak inni, zupełnie jakby to stanie było odpowiedzią na ich strach i pytaniem o jego sens równocześnie. I było coś jeszcze. Coś gorszego od burzy – przeczucie.

Przepełniona strachem Pia też je miała i nie mogła się ruszyć. Wciąż tylko stała, wpatrując się w przewrócone ogrodzenie. Był to koniec pewnego etapu, koniec bezpieczeństwa, które choć pozorne, to jednak dawało punkt uczepienia. Co dalej robić? Biec do wioski? Próbować przytulić ojca i matkę czy może rzucić się w przeciwnym kierunku, postawić wszystko na jedną kartę i szukać brata? Czy gdyby nie zostali rozłączeni, to doszłoby do tej tragedii? Pia słyszała szloch kobiet, wiedziała, że burza kogoś zabrała, kogoś zraniła. Czemu ona została oszczędzona?

Delikatny wiatr plątał jej włosy, zasłaniając, to znów odsłaniając twarz tkwiącą bez ruchu. Nie odgarniała ich. Miała wrażenie, że zastygła w trakcie rozpadu. W tej jednej chwili zapragnęła umrzeć.

– Jesteś głupiutka – szept wkradł się do jej świadomości, a po okolicy rozniósł się złośliwy chichot.

– To jej sprawka! Czary! Pia jest wiedźmą! – krzyknął ktoś z tłumu.

– Czarownica! Wiedźma! – podchwycili inni.

Po policzku dziewczyny spłynęły niekontrolowane łzy. Stała pośrodku chaosu, samotna i bezbronna, jak ranne zwierzę.

*

Szedł całą noc, obserwując błyskawice rozświetlające horyzont. Coś mu podpowiadało, że to zły znak, a jednocześnie wskazywało kierunek marszu.

– Nieźle ta twoja rodzinka namieszała – pełen kpiny głos, rozniósł się echem po okolicy. Myrsky nie odpowiedział. Starannie ukrył niepewność, wiedział, że to nie jego wiatr.

– Możesz mnie ignorować. Rozumiem, że mi nie ufasz, jestem tu nowy. I trochę zazdrosny. Też chciałbym być wybrańcem Króla Nieba. Nie rozumiem czemu, wybrał takiego słabeusza, który nie rozumie siły, jaką posiada, poddaje się szaleństwu i marnotrawi czas.

– Wybraniec? – Myrsky zapytał bardziej siebie niż nowego przybysza. Szedł teraz spokojnie, przygarbiony z rękami w kieszeniach, pogrążony w rozmyślaniach. Próbował przypomnieć sobie cokolwiek, co pasowałoby do tej układanki, ale nic nie przychodziło mu na myśl. Ojciec nie wspominał nigdy o Królu Nieba, a matka… Matka snuła jakieś historyjki na dobranoc, ale nic więcej.

– Tak wybraniec. Rozumiem, że nie wiesz, że matka oddała cię Niebu. Żałosne, tak bardzo chciała mieć syna…

– Nie należę do nikogo innego prócz siebie – odpowiedział pewny siebie. Postanowił już nie ulegać. Pogrzebał szaleństwo wraz z domem rodzinnym.

– To ciekawe co mówisz, a co na to sam Król? Czy nie pustoszy właśnie nowej osady twojej rodziny?

Na te słowa przystanął. Zrozumiał, że błyskawice, które obserwuje od jakiegoś czasu, są skierowane w domy jego bliskich. W jednej chwili zapomniał o odrzuceniu i samotności, jakby zrzucił z siebie stare ubranie.

*

– Brać ją! – Kilku mężczyzn rzuciło się biegiem w stronę dziewczyny. Nie uciekała, wiedziała, że nie ma sensu. Jedyne co jej pozostało, to pójść z nimi do wioski i mieć nadzieję, że jakoś to będzie. Jeszcze nie rozumiała, o co została oskarżona. Nie wiedziała, że aż pięciu ludzi straciło życie, a ona zostanie nazwana morderczynią, że na jej barki zostanie zrzucona wina. Wina za pertraktowanie matki z Królem Nieba, za wyzwanie go przez ojca, za rozpad rodziny, za zniszczoną wioskę. Nit nie miał wątpliwości o jej winie, a nawet jeśli w kimś taka wątpliwość kiełkowała, usuwał ją od razu porwany gniewem reszty.

Gdy drobne nadgarstki wiązali grubym sznurem, wyzywali i oskarżali, Pia dostrzegła w tłumie rodziców. Eemeli stał jakby zbyt zmęczony na jakąkolwiek reakcję, a Pirjo płakała, zakrywając twarz rękoma. Nic nie zrobili. Nie bronili córki, nawet nie wyszli przed szereg. Może nawet poczuli ulgę? Ludzie zapomną, gdy ich dzieci na zawsze zniknął z oczu współmieszkańców. Z ich oczu. Wymarzą wyrzuty sumienia. Będą żyć, jakby nic się nie wydarzyło.

Pia czuła ich myśli. A może złośliwy wiatr szeptał jej do ucha? Może, chciał ją złamać? Świadomość odrzucenia była gorsza od najsilniejszych uderzeń. Jakby ktoś gasił w jej wnętrzu wszystkie światła i zamykał drzwi. Wszystko straciło znaczenie. Nastała ciemność. Bezpański kamień padł obok dziewczyny, odbijając się wcześniej od jej głowy. Krew zmieszała się z błotem.

*

Biegł. Ile tylko sił w nogach. Biegł, a głowa huczała od pytań i wątpliwości. Co z rodzicami? Co z Pią? Dlaczego spotyka ich kara? Dlaczego nie potrafi zapanować nad tamtymi błyskawicami?

Pełen pytań ranił gołe stopy o kamienie, rozcinał skórę o krzewy, a z każdą kroplą krwi zostawiał zagubionego siebie gdzieś z tyłu, jak dojrzewający młodzieniec zostawia za sobą drewniany miecz. Nie przystawał przez wiele kilometrów, ale adrenalina mogła oszukiwać ciało tylko przez jakiś czas. Gdy jej zabrakło, Myrsky przewrócił się. Wyczerpanie nie pozwoliło mu wstać. Leżał więc twarzą przy ziemi i nasłuchiwał. Szum deszczu, grzmoty i pohukiwanie wiatru. Burza pustoszyła osadę jego bliskich, a on nie mógł nic zrobić. Nie miał siły nawet na poczucie bezradności. Sen przyszedł niepostrzeżenie i zabrał go prosto w ciemność.

Po chwili chodził po nieoświetlonych korytarzach, badając ostrożnie opuszkami ściany wzdłuż, których się poruszał. Otwierał drzwi do różnych pomieszczeń, szukał okien, pragnąc światła ponad wszystko. Spostrzegł, że jest całkowicie przemoczony, choć nie pamiętał deszczu. Pot wystąpił na skroniach, a ręce zaczęły drżeć. Pchany pośpiechem zaglądał wciąż do nowych pomieszczeń, aż za jednymi z drzwi dostrzegł świecę. Paliła się rozedrganym płomieniem w rogu pomieszczenia. Podszedł bliżej zwabiony miłym ciepłem. Po chwili dostrzegł, że w ciemnym kącie siedzi dziewczyna. Chciał się do niej zbliżyć, ale coś go powstrzymywało, jakby jakaś siła pochwyciła go za potarganą koszulę i nie zwalniała uścisku.

Wpatrywał się w głąb pokoju, próbując zrozumieć, gdy postać uniosła głowę. Od razu rozpoznał w niej siostrę.

– Obudź się! Teraz! – Świeca zgasła i wszystko zniknęło. Myrsky ocknął się z ustami pełnymi piachu. Zdołał usiąść i spostrzegł, że burza ustała. Nadchodził świt.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Justyska 29.09.2021
    Jest mi okropnie wstyd, ale takie są skutki pisania po nocach, kiedy mózg zwalnia obroty. W poprzedniej części zastosowałam niekonsekwentnie imiona, ewidentnie miałam zwarcie :( Tak czy inaczej... naprawione. Więc Pia to siostra, a Pirjo matka:)
  • Dekaos Dondi 30.09.2021
    Justyska↔To mnie powinno być rzetelnie wstyd, a nie Ci, że nie spostrzegłem niekonsekwencji:)
    A co do tekstu, to zapewne czytać dalsze będę. Jest wszystko, co ma być i naocznie napisane.
    Zaplątanie umysłów, pytań, pokonywanie własnych słabości, rozmyślań i ludzkich oskarżeń,
    też poniekąd wynikających z lęku, niezrozumianej tajemnicy. A przecież ktoś musi być winien.
    Jeszcze na końcu ów sen jakby. Sytuacja "pomału gęstnieje"↔Pozdrawiam:)↔%
  • Justyska 01.10.2021
    Dzięki DD, dobrze, że jeszcze się nie zanudziłeś:) warto pisać, gdy ktoś czyta.
    Pozdrawiam!
  • Dekaos Dondi 01.10.2021
    Justska↔No ba! Przecież, że warto. Oprócz treści, jeszcze ładny styl i ciekawe sformułowania.
    Dla mnie, to też istotne:)↔Pozdrawiam:)
  • Dekaos Dondi 01.10.2021
    Justyska*:)
  • Pasja 08.10.2021
    "Modlił o bezpieczny powrót do domu"... każdy z tęskni za ciepłem domu. Obojętnie jakiego domu. Został wykluczony z niego, jednak chciał wrócić. Czy też przebaczyć?
    "zupełnie jakby to stanie było odpowiedzią na ich strach i pytaniem o jego sens równocześnie. I było coś jeszcze. Coś gorszego od burzy – przeczucie"... milczący poszukiwał sensu swojego losu, pomiędzy strach przed niewiadomą. Czy przeczucie go nie zmyli?
    w tym ciągu domu, mała Pia też się zastanawia nad poszukiwaniem rozbitej rodziny... "Co dalej robić? Biec do wioski? Próbować przytulić ojca i matkę czy może rzucić się w przeciwnym kierunku, postawić wszystko na jedną kartę i szukać brata?... rozdarcie pomiędzy bratem, a rodzicami. Wiedziała, że cokolwiek zrobi, nie cofnie czasu.
    "Pia jest wiedźmą! – krzyknął ktoś z tłumu"... "Po policzku dziewczyny spłynęły niekontrolowane łzy. Stała pośrodku chaosu, samotna i bezbronna, jak ranne zwierzę"... jak silna w tym społeczeństwie jest wiara w zabobonność. Nawet są zdolni ukamienować człowieka.
    "Wymarzą wyrzuty sumienia. Będą żyć, jakby nic się nie wydarzyło"... zapomną i być może zagłuszą sumienie następnym dzieckiem... "Nie bronili córki, nawet nie wyszli przed szereg. Może nawet poczuli ulgę?"... poszli na skróty, po ścieżkach autorytetów jakim był tłum rozjuszonych mieszkańców wioski. Tak jak wcześniej, oddają kolejne dziecko na potępienie.
    "Postanowił już nie ulegać. Pogrzebał szaleństwo wraz z domem rodzinnym"... obydwoje rodzeństwa postanowili poddać się karze. Zrozumieli "że błyskawice, które obserwuje od jakiegoś czasu, są skierowane w domy jego bliskich"... i w tej samej chwili oświecił go umysł, żeby iść dalej bez patrzenia się w przeszłość. Zasypiając pozostawił błyskawice w ciemności.
    Pia została okaleczona kamieniem... "Krew zmieszała się z błotem"... Czy Mursky zdoła uratować siostrę?
    Znowu zostawiasz niedokończone sprawy i zwycięstwo zła ponad dobrem. Natura powoli dokonuje selekcję, dając ludziom czas na opamiętanie. Czy wybrani uratują życie?

    Pozdrawiam
  • Justyska 08.10.2021
    Dziękuję Pasjo za kolejny bogaty komentarz :)
    Pozdrawiam!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania