Poprzednie częściMyrsky cz. 1

Myrsky cz. 7

– Co zamierzasz?

– Jeszcze nie wiem. Kiedy znajdę osadę, będę wiedział.

Maszerował brzegiem rzeki, zapominając zupełnie o bólu w kostce. Z każdym kolejnym krokiem czuł się silniejszy, jakby budził się z długiego, głębokiego snu i nabierał do płuc rześkiego powietrza. Jego ciało wydawało się odmienione, silniejsze, pełne werwy.

Wiatr w tym czasie krążył wysoko, oczyszczając niebo z chmur. Czasem tylko schodził na ziemię, by nadać lekkości krokom lub orzeźwić spocone czoło. Czuwał.

Myrsky szedł niemal bez wytchnienia przez dwa dni. Pił wodę z rzeki, nabierając jej zachłannie i w pośpiechu rękami. Opłukiwał zmęczone stopy i ruszał dalej. Zostawiał siebie zagubionego, gdzieś w dole rzeki i nawet się nie oglądał. Miał w głowie tylko jeden cel – dotrzeć do domu, spojrzeć w okiennice opuszczonych chat, poczuć zapach wilgotnych, słomianych posłań i usiąść na kamieniu obok paleniska, a później pójść na łąkę, gdzie wysokie trawy nigdy nie przestają tańczyć.

– Czemu milczysz? – rzucił pytanie w przestrzeń, nie przestając patrzeć przed siebie.

– Nie mam nic do powiedzenia.

– Ty? Ty, nie masz nic do powiedzenia? – pokręcił głową z niedowierzaniem i zamilkł, bo po drugiej stronie rzeki dostrzegł, nieśmiało wychylające się ponad wysokie trawy dachy domów.

Bez zastanowienia wszedł do rwącej rzeki, nie przerywając marszu. Idąc, tracił równowagę pod wpływem silnego prądu i choć z każdym kolejnym krokiem było mu trudniej, to nawet przez chwilę nie zamierzał się poddać. Gdy dotarł do połowy drogi, zmęczenie zaczęło dawać się we znaki, mięśnie drżeć, a myśli uciekać. Wyraźnie tracił siłę, aż w końcu nie był wstanie oprzeć się kolejnej, spienionej fali. Upadając, poczuł smak wodorostów, a jego ciało, niczym bezwładne truchło w rękach żywiołu zniknęło pod powierzchnią wody. Myrsky obijał się o wystające kamienie, tracił przytomność, to znów otwierał oczy. Nie widział nic prócz mętnej wody. Kumulując wszystkie siły, wynurzał się raz po raz, by zaczerpnąć powietrza. Walka była nierówna. Zrozumiał, że tonie, i że nic już nie da się zrobić.

„To ty jesteś Burzą, Myrsky” – usłyszał niewyraźny głos, a słowa odbiły się echem od serca. W tej samej chwili prąd wyrzucił go na skałę. Leżał chwilę twarzą przyciśniętą do śliskiej powierzchni i łapał oddech, nie myślał, nie czuł, słuchał jedynie tajemniczego głosu, który dudnił w nim, narastał niczym odgłos zbliżających się, galopujących koni.

– Pia… – wymamrotał na wpółprzytomny.

Niespodziewanie wypowiedziane imię przyniosło otrzeźwienie. Usiadł spokojnie na skale i spostrzegł, że znajduje się na samym środku rzeki w miejscu, gdzie nurt jest wyjątkowo silny. Był uwięziony i zupełnie wyczerpany. Z każdą sekundą narastająca panika i bezradność przybierały na sile. Nie mógł wejść znów do rzeki i zaryzykować utonięcia czy oddalenia się od celu, a jednocześnie nie miał innego wyjścia. Gromadzący się gniew wypłyną z niego w postaci krzyku. Żałosny skowyt rozniósł się po okolicy.

– Wystarczy, że mi rozkażesz.

– Co? Co rozkaże? Nie dam się już omamić. Odejdź.

– Abym wstrzymała nurt. Rozkaż mi.

– Rozkazuje – powiedział złamanym głosem.

– Nie tak. Rozkaż mi naprawdę! Rozkaż mi sercem, duchem, myślą i nadzieją, a nie słowem! Myrsky, zrozum, możesz to zrobić. Możesz się stąd wydostać! Rozkaż mi!

Myrsky był skołowany, szukał w pamięci zaczepienia, wiary, siły i nawet nie zauważył, kiedy niebo pokryły ciemne chmury. Słyszał głos, wyraźny głos mówiący: „to ty jesteś Burzą”. Pamiętał. Twarz czułej siostry nagle ukazała mu się wyraźnie jak nigdy wcześniej. Pia patrzyła mu w oczy i widziała w nich wszystko i wszystko pozwalała zobaczyć.

– To ja jestem Burzą! Ja ! Rozkazuję ci ujarzmić nurt! To ja jestem Burzą! – wykrzyczał, a wiatr zerwał się z taką siłą, że rzeka musiała ustąpić, tworząc pieniącą się ścianę. Myrsky przeszedł po dnie, nie mocząc nawet stóp. Kiedy stanął na brzegu, powoli oprzytomniał, uspokajając myśli i oddech. Do jego świadomości dotarło, że stało się coś niesamowitego, niezrozumiałego, a jednocześnie, coś, co musiało nastąpić. Obserwował rzekę, która wróciła do swojej poprzedniej postaci i uśmiechał się zadowolony.

– Dobrze, Myrsky, tylko następnym razem tak nie krzycz – powiedział wiatr, a po okolicy rozniósł się chichot.

Jeszcze chwilę patrzył w stronę rzeki, żeby wyryć ją w swojej pamięci. Podświadomie wciąż bał się zapomnienia, nigdy więcej nie chciał poddawać się szaleństwu.

Zmęczony, ale szczęśliwy kontynuował marsz. Musiał sporo nadrobić, po tym, jak rzeka zabrała go ze sobą z powrotem w dół. Tym razem porzucił kamienisty brzeg i szedł rozłożystą równiną, a wiatr torował mu drogę przez trawy. Nie rozumiał skąd ta nagła przychylność, ale to nie był czas na pytania.

Na drugi dzień dotarł do osady. Stanął na jej skraju i zamarł, uderzony falą wspomnień. Czuł ciepły dotyk siostry, kiedy biegali razem, trzymając się za ręce, zapach pieczonego mięsa, słyszał wesoły śmiech innych dzieci i nawołujący głos matki.

Podszedł do paleniska i odgarnął popiół. Przypomniał sobie ostatni wieczór, raniące słowa ojca, milczącą matkę, odrzucenie i potworny ból w piersi. Samotność znów zakradła się podstępem, ale tym razem wznieciła gniew.

Myrsky zrozumiał, że może więcej niż inni. Nie chciał się już powstrzymywać. Rozpętał burzę, niebo przeszyły błyskawice, a wioska trącana piorunami stanęła w płomieniach. Tylko wiatr jakby się opierał, nie chcąc podsycać ognia, zamiast tego sprowadził obfity deszcz.

– Co ty robisz, Myrsky? Nie po to tu przyszliśmy. Zawiodłeś mnie. Myślałam, że już zrozumiałeś…

Nie odpowiadał, bez czucia obserwował dymiące się zgliszcza.

– Ulżyło ci przynajmniej? Odpowiedz?!

– Nie, nie ulżyło! Nigdy mi nie ulży, prawda?! Jestem skazany na szaleństwo!

– Prawda. Taki jest twój los, ale możesz zapanować nad emocjami. Potrzebujesz…

– Pia… To jej potrzebuje.

– Tak, ona ma siłę ujarzmiania twojego gniewu.

– Czemu jesteś nagle dla mnie taka dobra? – zapytał już spokojniej.

– Zawsze byłam. Długo czekałam, aż to zauważysz.

Nie odpowiedział. Patrzył bezmyślnie na swoje dzieło. Dym leniwie unosił się w powietrze, a na niebie znów zagościło słońce. Łagodne promienie otuliły drobną postać Myrsky, mimo to wciąż czuł, że niebo nie jest po jego stronie.

– To przez ciebie oszalałem, zapomniałem… Dlaczego?

– Mój kochany Myrsky. Nie było innego wyjścia. Musiałeś się zgubić, żeby móc odnaleźć, musiałeś zapomnieć, żeby zrozumieć. Inaczej nigdy byś nie pojął, jaki jesteś wyjątkowy.

Następne częściMyrsky cz. 8 Myrsky cz. 9 Myrsky cz.10

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Dekaos Dondi 28.08.2021
    Justyska↔Oto jestem i przeczytałem. I rzecz jasna, nie żałuje. Za dużo się jeszcze nie wyjaśniło, ale to dobrze.
    Tak trzymać:)↔Wyobraziłem sobie, jakbym to oglądał. I te jego rozmowy. Takie z lekka jeszcze zaszalone :)
    Scena w rzece, sugestywna. Nawet w pewnej chwili, miałem skojarzenie z Morzem Czerwonym.
    No i pod koniec... i dwa ostatnie zdania:)↔Pozdrawiam:)
  • Justyska 28.08.2021
    Dziękuję DD, jest mi bardzo miło, że jeszcze czytasz :)
    Pozdrawiam!
  • Trzy Cztery 29.08.2021
    Ja też czytam! Dla mnie Twój Myrsky uzupełnia galerię takich postaci jak Jańcio Wodnik, Pograbek, czy Grający z talerza. Podoba mi się.

    (Masz kilka brakujących ogonków w tekście, i np. to do poprawienia: "Pił wodę z rzeki, nabierając ją zachłannie...". Nabierając JEJ, nie JĄ. Nabierać JĄ znaczy np. kantować, oszukiwać).
  • Justyska 01.09.2021
    Witaj! Miło mi, przejrzę jeszcze raz tekst. Dzięki za wskazanie wpadek :))
    Pozdrawiam!
  • Witamy serdecznie i zapraszamy do udziału w kolejnej, 45 edycji LBnP!
    Maurycy proponuję dwa odmienne tematy, choć można je przepleść w jeden.
    1) Cztery łapy, ogon i ogromne serce.
    2) Wojna i pokój.
    To takie proste. Napisz, oznacz wg. zasady, wrzuć na Główną i wklej link na Forum.
    Potem czytaj i komentuj i czekaj na głosowanie.
    Czas do 18 września /północ/
    Liczymy na Ciebie!!!
    Literkowa
  • Pasja 30.09.2021
    Dalsze zmaganie się z Myrsky z rzeczywistością.
    „Jego ciało wydawało się odmienione, silniejsze, pełne werwy”… a jednak dokonywały się przemiany, przeobrażał się w mocnego mężczyznę.
    „Wiatr w tym czasie krążył wysoko, oczyszczając niebo z chmur i Czuwał”… a natura robiła swoje, powoli, ale systematycznie, jakby była w kimś w zmowie.
    „Zostawiał siebie zagubionego, i Miał w głowie tylko jeden cel – dotrzeć do domu”… jego tęsknota była silniejsza od przeznaczenia i zadania jakie otrzymał przy narodzeniu.
    Pomiędzy widział dalekie obrazy domu, siostry i usłyszał jej głos. Kiedy zobaczył po drugiej stronie wioskę rzucił się wpław. Jednak "Walka była nierówna. Zrozumiał, że tonie, i że nic już nie da się zrobić"… istniało wyjście poprzez wydanie rozkazu rzece.
    I znowu obraz siostry… „Pia patrzyła mu w oczy i widziała w nich wszystko i wszystko pozwalała zobaczyć”… poczuł jej dotyk i zapach chleba, słyszał głos matki
    Kiedy doszedł do miejsca w którym stał ich dom, przypomniał sobie wszystko.
    „Samotność znów zakradła się podstępem, ale tym razem wznieciła gniew”… zrozumiał, że jest skazany na ciągłe osamotnienie i bicie się z emocjami. Jedynym ratunkiem dla niego jest Pia.
    Ciekawie prowadzisz akcję i malujesz napięcie.

    Pozdrawiam
  • Justyska 01.10.2021
    Dziękuję Pasjo. Miło, że czytasz. Warto pisać:)
    Pozdrawiam!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania