Poprzednie częściStuwela — Młoda matka na gigancie

Stuwela — Fasolka czyli bigos

Długi pociąg. Dalekobieżny. Dłużąca się podróż. W wagonie restauracyjnym WARS komplet gości. Na stolikach poplamione obrusy, w oknach poszarpane firanki. Na korytarzu, bujany rytmem kół, zatacza się kelner.

- Co dla pana? - spytał uprzejmie.

- Poproszę kartę.

- Z karty nic nie ma.

- A co jest?

- Fasolka po bretońsku lub bigos.

- Poproszę bigos.

- A może chce pan fasolkę? - zaproponował kelner.

Siedzący zastanawiał się nad wyborem.

- Niech będzie fasolka.

Kelner rozglądał się dookoła, jakby czegoś szukał. Wymachując serwetką usiłował odgonić krążącą muchę. Pasażer wciąż czekał. Zniecierpliwiony kelner już miał zamiar odejść, kiedy w ostatniej chwili rzucił od niechcenia:

- To co, podać panu ten bigos?

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (26)

  • Narrator 17.07.2021
    Inspirowane drabblem Vincenta Vegi „LBnD 27 - Fasolka po bretońsku”, https://www.opowi.pl/lbnd-27-fasolka-po-bretonsku-a68589/. Polecam zanim wystygnie.
  • Tjeri 17.07.2021
    – Tato, daj mi pięć dych.
    – Co? Cztery dychy? Masz tu dwie dychy i nie zgub tej dychy.
    ;) Tak mi się przypomniał stary dowcip. Nie wiem jak tam dziś w Warsie, ale kiedyś było całkiem nieźle. Drabbelki fajne i w sumie bardziej uniwersalne niż by się na pierwszy rzut oka wydawało :).
  • Narrator 18.07.2021
    Tjeri Ostatni raz gdy zajrzałem do wagonu z bufetem WARS na trasie Warszawa-Gdynia nie mieli tam nawet piwa, bo jak mi ekspedientka wytłumaczyła sprzedaż alkoholu w pociągu jest zbyt dużym ryzykiem.

    Dziękuję za komentarz przyprawiony dowcipem :)
  • Piotrek P. 1988 17.07.2021
    Bardzo wesołe i zabawne, 5, pozdrawiam :-)
  • Narrator 18.07.2021
    Piotrek P. 1988 Takie właśnie miało być. Dziękuję ;)
  • Patriota 17.07.2021
    Fajne, temat szczególnie mi bliski. Muszę zajrzeć do tekstu Vincenta, bo go nie czytałem. 5.
  • Narrator 18.07.2021
    Patriota dziękuję za tak wysoką ocenę :)
  • maciekzolnowski 17.07.2021
    Uwielbiam takie scenki rodzajowe, bareizmy stare czy nowe zawsze dobre i zawsze warte odnotowania. 5!
  • Narrator 19.07.2021
    maciekzolnowski Ta scena z jakiegoś kabaretu, tylko nie pamiętam którego. Dzięki za 5 :)
  • Dekaos Dondi 17.07.2021
    Narrator↔Fajny jakby absurd dialogowy. W sumie nie zawiniony, przez kogokolwiek.
    P.S↔Lepiej by brzmiało w czasie teraźniejszym↔w odczuciu mym jeno:)↔Pozdrawiam:)↔%
  • Narrator 18.07.2021
    Dekaos Dondi Zły czas? Możliwe. Ale od pewnego czasu jakiś głos wewnętrzny każe mi się trzymać pierwszej wersji. Bo ten pierwotny pomysł może mieć błędy, ale jest głosem natury. Natomiast przeróbki są często wynikiem wyrachowania i spekulacji, żeby osiągnąć jak najlepszy efekt. A przecież nie o to tu chodzi.

    Dziękuję za cenny komentarz i również pozdrawiam :)
  • Dekaos Dondi 19.07.2021
    Narratorze↔Miałem na myśli jeno czas teraźniejszy w sensie gramatycznym.
    Ale to taka moja odchyłka i odruchowo porównuje do siebie, bo tak przeważnie piszę.
    Tak samo jak lubię w pierwszej osobie, gdyż wtedy łatwiej wcielić się w postać:))
    Chyba przeważnie najbardziej lubimy czytać teksty w takim stylu i treści, w jakim sami piszemy.
    Aczkolwiek ścisłych reguł nie ma:) ↔Mogą się podobać, zupełnie inne rodzaje i formy:)
    To zależy, czy ktoś jest w "ramce" czy nie:)↔Tak mnie coś naszło:)↔Pozdrawiam:)
  • Szpilka 18.07.2021
    Hahahahahaha, ale jaja, pewnie już był nawalony ten kelner ? W takich przybytkach lepiej nie jadać bigosów ani fasolek, bo miast w przedziale podróżować można tam, gdzie nawet król zasiada sam.

    Fajoskie ?
  • Narrator 18.07.2021
    Szpilka To miała być nostalgia za niezapomnianymi czasami PRL-u. Dziękuję za fajoskie :)
  • Trzy Cztery 18.07.2021
    A może kelner miał ADHD? Zataczał się na korytarzu, łowił muchę podczas odbierania zamówienia - czyli co? Nadpobudliwość psychoruchowa. Nie usłyszał zdania "Niech będzie fasolka" - czyli co? Brak koncentracji.
    Na pewno było wszystko z karty, ale kelner przeczytał i zapamiętał jedynie dwa "dania gorące".
    Być może zamiast bigosu przyniósł śledzia w oleju, z cebulką. Bo to szybka potrawa, nie trzeba podgrzewać:)
  • Trzy Cztery 18.07.2021
    Czytałam kiedyś felieton Joanny Szczepkowskiej, która opowiadała jak wygląda życie z ADHD. pisała, że nie chciałaby się rozstać z tą przypadłością. ze łączy się ona z wielką wyobraźnią. Felieton czytałam kilka lat temu, a zapamiętałam z niego opis jednej chwili - w momencie przekręcania klucza w drzwiach domu, zanim drzwi się otworzyły, aktorka widziała już oczyma wyobraźni ten klucz leżący na stoliku, i jak z dzióbka czajnika wylatuje para, bo gotuje się woda na herbatę. n
    Nie można złapać chwili w tym momencie, gdy ona trwa.

    To taka dygresja.

    Tekst żywy, 'filmowy", klimat WARS-u oddany idealnie. Niezłe były także bufety dworcowe.
  • Narrator 18.07.2021
    Trzy Cztery Może to był ADHD, a może po prostu kiedyś obsługa nie zachowywała się jak maszyny, pokazywała ludzką twarz. Pamiętam jak pani w okienku na poczcie miała dobry dzień to nawet się uśmiechnęła, innym razem wyglądała ponuro jak bezgwiezdna noc. Ale cokolwiek widziałem, było to szczere uczucie, nie jakieś na siłę szczerzące się zęby.

    Bufety dworcowe to osobny temat. Jedzenie na stojąco. Placki ziemniaczane, kiełbasa z rożna, kaszanka. Ciekawostka, że jedynym miejscem w Warszawie gdzie można było kupić pepsi-colę był Dworzec Główny (później Centralny), bo tam upychano to co przywieźli ekspresem „Odra” z Wrocławia, gdzie wtedy była jedyna wytwórnia pepsi-coli w Polsce. Podobnie na dworcu we Wrocławiu można było kupić coca-colę pociągiem przywiezioną z Warszawy.

    Dziękuję za komentarz i ciekawe dygresje.
  • Bajkopisarz 18.07.2021
    PRL jak żywy ? Pamiętam wyjazdy z rodzicami w latach osiemdziesiątych i rzadkie wizyty w restauracjach (bo królowała maszynka gazowa do samodzielnego przygotowywania obiadów) gdzie do wyboru był bigos lub fasolka po bretońsku. Pół biedy jeśli fasolka była w miarę świeża, lecz to zawsze pozostawało niewiadomą.
    Ale przynajmniej kelner był. Dzisiaj dania z karty są, nawet sporo, ale na skutek pandemii obsługa zniknęła. Na witrynach niemal wszystkich restauracji widnieją ogłoszenia „Zatrudnimy barmanów” „Zatrudnimy kelnerki”. Gdyby ta stuwela była na dzisiejsze czasy, to kończyła by się zdaniem gościa „To co, przyniosę sobie ten bigos”.
  • Narrator 18.07.2021
    Bajkopisarz Pandemia minie, będą zabawni barmani, urocze kelnerki i najlepsze jedzenie. Dzięki za komentarz.
  • Bajkopisarz 18.07.2021
    Narrator - ruchy na rynku pracy na razie nie wskazują na rychły powrót kelnerskiej braci. Ostatnio jak byliśmy "na mieście" to tak bardzo nie miał nas kto obsługiwać, że kolega wyskoczył do Żabki naprzeciwko po paluszki i czipsy, które potem otwarcie konsumowaliśmy na stole, nie kryjąc się wcale, a obsługa dalej nie reagowała. No ale mecz leciał, z dogrywką, więc nie chciało nam się już szukac innego lokalu.
  • Narrator 19.07.2021
    Bajkopisarz
    Twój komentarz przypomniał mi dwa zdarzenia, oderwane w miejscu i czasie, ale sytuacyjnie zabawnie zestawione.

    Pierwsze w Düsseldorfie, wczesnym latem. Ulicą Rheinstraße doszedłem na plac pod Uerige. Mają tam świetne piwo (polecam jeśli tam będziesz). Obok grała orkiestra dęta, zrobiło się przyjemnie, zatrzymałem się przy jednym ze stolików. Do środka nie ma sensu zaglądać, bo dzień ciepły i słoneczny. Ale piwa jednak bym się napił. Jakby na moje życzenie zjawił się kelner. Rzucił na stolik papierową podstawkę, postawił na niej szklankę ciemnego piwa, ołówkiem zaznaczył jakąś kreskę. Pociągnąłem solidny łyk, a wtedy pod nos nadjechała mi taca pełna kawałków chleba ze smalcem, niesiona przez drugiego kelnera. Doskonała synchronizacja. Gdy tylko wypiłem do dna, na podstawkę spadła następna szklanka, pojawiła się druga kreska i tak w kółko, bez końca. Jak tutaj przestać pić? Obserwuję stojących dookoła, jak oni sobie radzą i widzę, że nie dopijają do dna, albo trzymają portfel na widoku. Prosty, jednocześnie dyskretny sposób aby dać do zrozumienia: „Dziękuję, było miło, ale na mnie już czas”.

    Tydzień później jestem w Warszawie. Jeszcze cieplej, lecz deszczowo. Stanąłem na rynku Starego Miasta, zastanawiam się gdzie usiąść. Wybrałem ogródek pustawy, za to obsługiwany przez przepiękną dziewczynę. Cudna twarz, super zgrabne nogi, a jaki biust! Za samo patrzenie na nią powinni pobierać opłatę od minuty. Czekam, czekam i jakoś nie mogę się doczekać, choć gości niewielu. Omija mnie, już ma podejść, lecz nagle skręca, idzie do stolika obok. Wręcza rachunek, wyciera blat szmatką, uśmiecha się czarująco, ale wciąż mnie unika. Zatacza kółka, zbiera puste naczynia, odchodzi, zostawia samego. Już zaczynam myśleć, że coś ze mną jest nie tak, kiedy w końcu przychodzi, pyta się co podać, a po jeszcze dłuższej chwili przynosi mi to piwo i od razu długimi nogami ucieka na zaplecze, niczym spłoszona sarna. Pooglądałem sobie kamieniczki, każdą kilka razy, przy pustej szklance przesiedziałem z pół godziny, aż mi zaschło w gardle i zrobiło się smutno, a jej ani śladu. Zrezygnowany ruszyłem do drzwi i po dłuższych poszukiwaniach znalazłem ją na dole gdzieś w piwniczce, tylko już nie radosną, lecz poddenerwowaną i jakby czymś wystraszoną. Pytam, czy wszystko w porządku, a ona na to:
    — Bo proszę pana, ja tu muszę przygotowywać posiłki, roznosić drinki, prowadzić kasę, zmywać naczynia, a nie mam nikogo do pomocy i w ogóle to ja tej pracy nie lubię.
    Po tych słowach się rozpłakała. Nie pozostawało mi nic innego jak ją pocieszyć i podziękować za znakomitą obsługę, ale wychodząc żałowałem, że nie jest ona tym starym, żylastym fakirem z Düsseldorfu.
  • Bajkopisarz 19.07.2021
    Narrator - kiedyś, w czasach jeszcze względnej normalności, byliśmy w Budapeszcie. Wstąpiliśmy do lokalu niezbyt ekskluzywnego, ale bez znamion żulerni i mordowni, jaką charakteryzują się urocze skądinąd knajpki w czeskiej Pradze. Podszedł pan kelner, starszy, pulchniutki. Po znoszonym i wymiętym już nieco stroju widać, że doświadczony i z owym miejscem obyty. Zamówienie przyjął bez zapisywania czegokolwiek, a że było nas sześcioro to wywarł tym wrażenie, zwłaszcza, że komunikowaliśmy się po angielsku. Prosił jedynie by każdy zamawiał po kolei. Przyniósł wszystko bezbłędnie.
    W Polsce zawodu kelnera prawie nie ma. Są studenci na umowę-zlecenie, większość tej pracy nie lubi, tak jak dziewczyna z Twojej opowieści. Przyniosą i wyniosą, tyle. Z kelnerstwem ma to coś wspólnego, ale wszyscy wiemy, że najwięcej jest stwarzania pozorów.
    A już osobna historia a właściwie temat rzeka to są barmani...
  • Narrator 20.07.2021
    Bajkopisarz Tak, to ciekawy temat i można go ciągnąć w nieskończoność.

    Wspomniałeś o Budapeszcie, a ja właśnie mam jak najlepsze wrażenia z podróży po Węgrzech latem 2018. W jakimś niczym nie wyróżniającym się lokalu w Székesfehérvár (żeby nie połamać języka wymawiaj: Sekesz-feher-war) piłem najlepszą kawę w życiu. Zauważyłem, że wielu Węgrów obiad je w domu, za to deser na mieście, bo ciasta mają pyszne, kulki lodów dwa razy większe niż w Polsce.

    Kolega z podstawówki kończył technikum gastronomiczne, kuchnia to jego życiowa pasja, a mimo to bezskutecznie szukał pracy jako szef, bo woleli zatrudnić kogoś niedoświadczonego, na jeden sezon. Zaoszczędzenie na wydatkach jest ważniejsze, aniżeli jakość usługi. Ale ostatecznie to od zadowolenia klienta zależy jaki będziemy mieć serwis.

    Dziękuję za podzielenie się ciekawą refleksją i pozdrawiam :)
  • Vincent Vega 19.07.2021
    Z kelnera niezły zgrywus lub od ciągłej jazdy mu się w głowie poprzewracało.

    Patrząc głębiej drabbelek opisuje problemy z komunikacją między ludźmi, co w rzeczywistości, w której jest coraz więcej zwalczających się obozów wrogich sobie i bez potrzeby wymiany perspektyw jest super zobrazowaniem tego z uśmieszkiem.

    Pozdrawiam serdecznie i miło mi bardzo, że mój skoromny tekst posłużył za inspirację :)
  • Narrator 20.07.2021
    Vincent Vega
    Tak, celnie to wychwyciłeś, tutaj rzeczywiście chodzi o komunikację językową. W świetle procedury przedsiębiorstwa WARS kelner nie oferował klientom należytego serwisu, lecz ja chciałem pokazać coś innego. Kelner robił co mu się podoba, bo tak naprawdę był człowiekiem wolnym, którego nie można skomputeryzować, wtłoczyć w ciasne ramy przepisów, co trzeba, czego nie wolno robić. W dzisiejszym świecie zarządzanym przez bezduszne korporacje taka postawa jest rzadkością.

    Pomysłu dostarczyło mi Twoje drabble. Niestety nowa publikacja gości na witrynie tylko jeden dzień, później idzie na dno szuflady, gdzie nikt jej nie czyta. A szkoda, bo Twoje drabble jest naprawdę fajne, dlatego chciałem je czytelnikom przypomnieć.
  • Vincent Vega 20.07.2021
    Narrator Dziękuję bardzo i miło mi, że na tak długo Ci mój tekst zapadł w pamięci.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania