Poprzednie częściSzklane deszcze - Prolog

Szklane Deszcze - Rozdział 18

Dzisiaj trochę krócej, ale raczej ważny rozdział. I prawie mi cliffhanger wyszedł!

Już nie przedłużam i typicznie:

Zapraszam na moje Szklane Deszcze

 

Rozdział 18

 

Donatello

 

Jeszcze raz opłukał twarz zimną wodą. Podniósł zmęczony wzrok na swoje odbicie w lustrze, ale szybko spojrzał z powrotem w dół.

Był śmiertelnie blady, jeszcze bardziej niż zwykle, co swoją drogą było dość trudne do osiągnięcia przy jego karnacji żywego trupa. Ale w sumie nic dziwnego, przed chwilą zwrócił całą zawartość żołądka, a wciąż miał wrażenie, że zaraz znów zwymiotuje.

- Kameralne przyjęcie - wyszeptał sam do siebie, opierając się o umywalkę. - Może jakaś kolacja w domu albo nawet gdzieś na mieście... Czy proszę o tak wiele?

Potrząsnął głową, ale zaraz się skrzywił.

O nie, nigdy więcej. Może nawet nie zaszczycić swojego następnego przyjęcia urodzinowego obecnością, nieważne, nigdy więcej. Ani imprez, ani alkoholu.

Przetarł twarz ręcznikiem i jeszcze raz spojrzał w lustro. Miał nadzieję, że w domu nie było już nikogo oprócz Agnes, bo nie chciało mu się na razie doprowadzać do porządku, a był bardzo wczorajszy. Jednak już schodząc po schodach na dół, zrozumiał, że jednak jeszcze ktoś został. Ktoś.

Przeszkadzał mu cichy odgłos własnych kroków, delikatne stukanie naczyń dochodzące z kuchni czy nawet ledwo słyszalny z tej odległości szum wody w zlewie. Więc czemu nie przeszkadzał mu tak wysoki dźwięk, jakim był chichot Anne?

I co ona tam w ogóle robiła?

Przetarł oczy, przeciągnął się, ziewnął bezgłośnie, już prawie się załączył. No tak, pewnie powiedziała rodzicom, że zostaje u Age na noc.

Szczerze mówiąc, średnio kojarzył miniony wieczór. Szczególnie późniejszą jego część. Pamiętał ścisk i hałas, kiedy przyszedł, potem alkohol i muzykę, taniec w tłumie i jakąś rozmowę z Chrisem, ale to już było zamglone, wtedy już średnio kojarzył, jak się nazywa.

Choć miał też jakiś przebłysk świadomości, coś jakby zanurzenie w zimnej wodzie albo uderzenie lodowatego powietrza, coś jakby tupot stóp na asfalcie i krzyk, chyba jego...

Zgiął się z bólu. Wysilanie mózgu w tym stanie nie wydawało się być za dobrym pomysłem, więc w końcu odpuścił.

- Witamy jubilata - parsknęła Age, kiedy zobaczyła go wyłaniającego się zza rogu.

Przystanął i oparł się o ścianę, mrużąc oczy. Alex przysypiał z twarzą nad miską z płatkami. Age robiła herbatę, a kątem oka dostrzegł też Chrisa śpiącego na kanapie. Nigdzie nie widział za to Anne.

- Dlaczego nie zasuniecie zasłon? - wymruczał, siadając przy stole. Rozejrzał się jeszcze raz i stwierdził, że nie, definitywnie jej tam z nimi nie było. - Wydawało mi się, że słyszałem Anne Marie.

- Poszła się uczesać. Zaraz wychodzi, ma dzisiaj trening - odparła Age i postawiła przed nim kubek kawy.

Spojrzał na napój z uznaniem i przysunął sobie pod nos, żeby poczuć zapach. Zaciągnął się mocnym aromatem i westchnął cicho.

- Jezu, ja nadal śpię - odezwał się prawie szeptem.

- To się obudź - usłyszał za plecami, a kiedy odwrócił się, żeby zobaczyć kto to, poczuł delikatny całus w kącik ust. - Cześć, śpiochu.

Potrzebował chwili, żeby ogarnąć. Jeszcze jednej, żeby wszystko przetworzyć i kolejnej, żeby sformułować odpowiedź.

- Cześć Anne.

Ale ona była już na drugim końcu kuchni, biorąc kanapki od Agnes i pakując je do torby.

- To ja wychodzę, bo jestem już praktycznie spóźniona - rzuciła i po chwili nie widział jej już w ogóle.

I wreszcie zaskoczył. Czy ona go właśnie pocałowała?

Age uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo, choć on rozumiał zdecydowanie za mało.

- Fajnie, że wyszło wczoraj, jak wyszło - odezwała się. - Naprawdę się cieszę.

Głośne chlupnięcie towarzyszące głowie wpadającej do mleka przypomniało Donatellowi o obecności Alexa i uratowało od odpowiedzi. Bo niby jak miał powiedzieć, że nie pamiętał "jak wyszło"?

Alex zerwał się do pionu i zaczął krztusić mlekiem, Agnes zaczęła się śmiać. Donatello dopił kawę i poszedł do pokoju, żeby móc zamknąć się i przestać istnieć. Tego, że raczej mu się to nie uda, też jeszcze nie łapał.

♥♥♥

- Halo halo?

- Pomocy.

- Co jest, Donnie? Ty w ogóle żyjesz? Chociaż słyszę, że jest bardzo źle, skoro sam Donatello Chevalier prosi o pomoc.

Westchnął cicho. Sam nie wierzył, że to robił. Dlaczego nie zadzwonił do kogoś innego?

- Czuj się wyróżniony, czy coś tam, tylko się za bardzo nie podniecaj, Killian. I niech ta rozmowa pozostanie między nami.

- Ufasz mi na tyle? No no, może ty nadal jesteś pijany.

- Zamknij się, zachowasz to dla siebie czy nie?

- Raczej tak, zobaczę jeszcze, czy jesteś tego warty.

- Co się wczoraj stało?

- Boże, gorzej z tobą było niż myślałem! Impreza, naprawdę nie pamiętasz?

- Przestań pajacować, wiesz, o co mi chodzi.

- Szczerze mówiąc, to nie mam bladego pojęcia. Dużo się wczoraj stało.

Zmarszczył brwi, zauważając, że uśmiech Chrisa był aż słyszalny.

- Pochwalić podbojami możesz się później, chodzi mi o mnie.

Teraz to on się uśmiechnął, kiedy Killian wyraźnie nerwowo się zaśmiał.

- Chodzi ci o Anne czy o Isabelle?

Donatello poczuł, jak cały się spiął.

- O Anne. Nie widziałem wczoraj Isabelle. Nie wiedziałem nawet, że tam była.

- Gadałeś z nią. W sensie z Izzy. Widziałem, że cię wczoraj zaczepiła, ale to było już praktycznie nad ranem i zanim do was podszedłem, ona poszła. Pewnie uznała, że nie już nie byłeś w stanie odbywać sensownej rozmowy. Słusznie zresztą.

- Dzwoniła ostatnio.

- Nie mówiłeś.

- Bo nawet nie odebrałem. Nieważne. Anne. Mów.

Chris zachichotał. Tak chamsko zachichotał.

- Nie wiem, co dokładnie się wydarzyło, bo mnie przy tym nie było, ale najpierw oznajmiłeś, że idziesz powiedzieć jej, że ją kochasz, pobiegłeś jej szukać, a jak znowu was zobaczyłem, to przysypiałeś gdzieś na podłodze, a ona tylko patrzyła z politowaniem.

Donatello poczuł jak krew odpływa mu z twarzy.

- Nie zrobiłem tego.

- Nie wiem czy zrobiłeś. Ale wydawałeś się raczej zdecydowany to zrobić. Zresztą zapytaj Anne a nie mnie.

- Zgłupiałeś? Mam się przyznać, że nie pamiętam?

Usłyszał przeciągłe westchnięcie. Mógł sobie wyobrazić, jak Chris teraz kręci z politowaniem głową.

- Czyli zamierzasz udawać, że pamiętasz, choć tak naprawdę nie masz bladego pojęcia, co się wtedy stało?

- Mam już zarys sytuacji.

- Słaby trochę. Jeju, chcę już szkołę. Chcę zobaczyć, jak się będziesz w stosunku do niej zachowywał. To tak, jakbym obejrzał trailer najlepszej komedii wszech czasów. Dobra, elo, bo mam gościa.

Zanim Donatello mógł rzucić jakąś złośliwą uwagę, o tym, czy być może, tak czysto teoretycznie ten gość siedzi z nim w ławce, Chris rozłączył się.

Z westchnięciem przewrócił się na drugi bok. Czy on naprawdę zamierzał to robić? To nie było fair ani wobec niej, ani wobec niego. Ale czy naobiecywanie jej różnych głupot po pijaku, a potem wyrzekanie się tego byłoby w porządku? Chyba wolał już ponieść te konsekwencje, jakie by nie były, niż wyjść na kogoś, kto mówi, a potem nie bierze za to odpowiedzialności. Nawet przed Anne.

Szczególnie przed Anne.

♥♥♥

Unikał jej sumiennie przez całą niedzielę. Może dlatego dźwięk budzika w poniedziałkowy poranek, wydawał się jeszcze straszniejszy, niż się spodziewał. Ale on przecież nie panikował. Kto jak kto. Ale nie on.

Kiedy wchodził do szkoły była pusta, jak zawsze. Tylko od czasu do czasu ospałym krokiem minął go jakiś nauczyciel czy uczeń idący na dodatkową lekcję. Przed wejściem do pokoju samorządu zatrzymał się i wziął głębszy wdech, chociaż wiedział, że Anne na pewno tam nie będzie. W końcu wszedł jakby niepewnie, postawił torbę na ławce i zajął się przeglądaniem budżetu. Już prawie osiągnęli swój cel oszczędności, do którego w zeszłym roku ledwo się zbliżyli.

Właśnie, zeszły rok... Wciąż dziwnie czuł się w roli przewodniczącego. Skarbnik stuprocentowo mu odpowiadał, teraz obowiązki jeszcze się nagromadziły. Ale to nieważne, miał być w tej szkole jeszcze przez dwa lata i chciał coś po sobie pozostawić. Nawet jeśli ma być to coś tak bezsensownego jak stół do pingponga.

- Wiesz, Donatello - zawsze mówił przewodniczący Clark - pewnego dnia miałem sen. I w tym śnie TOTALNIE NISZCZYŁEM CIĘ W PING-PONGA.

- Obawiam się, że to wciąż pozostanie w sferze marzeń, przewodniczący - odpowiadał za każdym razem.

I za każdym razem słyszał w odpowiedzi:

- Kupimy stół i się przekonamy.

Donatello uśmiechnął się lekko na to wspomnienie. Rok temu też było wesoło. Nie starał się być dobrym przewodniczącym tylko dlatego, żeby zostawić tę szkołę lepszą. Chciał po prostu jeszcze raz zebrać czwórkę ludzi, którzy będą pracować i śmiać się razem. Wyszła piątka i, szczerze mówiąc, za bardzo mu to nie przeszkadzało.

Nie chciał też marnować tego wszystkiego, co osiągnęli jego poprzednicy. Chciał kontynuować to, co ufnie mu powierzono. Ale przede wszystkim chciał, żeby pokój samorządu nadal mógł być miejscem, do którego mógł wracać. I nie tylko on.

Chociaż teraz może lepiej, żeby nikt tu nie wracał - pomyślał, kiedy zauważył przekręcającą się klamkę.

Wdech.

Przecież już się zdecydował jak będzie się zachowywać, teraz nie powinien zmieniać zdania.

Wydech.

Będzie dobrze. Musi być.

- Dzień dobry, przewodniczący!

Co w niej takiego było, że miał wrażenie, że jest jakby... Inna?

- Cześć, Anne Marie. - Nawet nie podniósł wzroku.

Jej kroki były pewne.

- Mamy na dzisiaj dużo pracy? - zapytała, zdejmując kurtkę.

Głos jakby pełen energii.

- Chyba nie.

Oczy, choć takie ciemne, wydawały się świecić.

- To fajnie. - Podeszła do ławek, ani na chwilę nie przestając delikatnie się uśmiechać.

Zawsze biło z niej jakieś ciepło.

- A co, masz jakieś plany? - Zapytał, starając nie odwracać się, kiedy stanęła za nim i nachyliła się.

- O tej godzinie? Raczej nie. - Znów po prostu delikatnie przycisnęła swoje usta do kącika jego.

- Chyba zmarzłaś - wydukał. W końcu powoli odwrócił twarz w jej stronę. Uśmiechnął się niepewnie.

Nie chciał z nią być, nie chciał dać się oszukiwać, nie chciał dać się ranić, a ona na pewno prędzej czy później to zrobi, zmieni zdanie w ułamku sekundy, jeśli tylko Donatello pozwoliłby sobie się w niej zakochać.

- Może trochę - mruknęła, marszcząc brwi. Chyba zauważyła, że coś jest nie tak.

Nie chciał z nią być, ale po pijaku pewnie powiedział jej inaczej. Sam też nie chciał jej ranić, nie chciał, żeby poczuła się oszukana.

Uśmiechnął się więc szerzej, żeby pokazać, że wszystko jest w porządku. Właściwie czemu miałoby nie być? Anne na pewno szybko się zniechęci, jeśli tylko go bliżej pozna. A póki co mogłoby być nawet zabawnie.

Chyba uznała jego uśmiech za przekonujący, bo po chwili go odwzajemniła. Jakby pytająco położyła dłoń na jego policzku. I kiedy zauważyła, że nie protestuje, delikatnie przysunęła swoją twarz do jego.

Ale tylko kawałek, chyba się zawahała. Chciał spojrzeć jej w oczy, ale na niego nie patrzyła. Mimo wszystko widział te nieme pytania malujące się na jej twarzy: Nie odsuniesz mnie znowu? Nie odepchniesz mnie? Naprawdę mi pozwolisz?

Nie zranisz mnie?

To ona miała go zranić. A ona chyba naprawdę bała się jego.

Miał rozumieć, że nie tylko on był taki przerażony tym, co właśnie się działo?

Zsunął wzrok na jej usta. Przecież byli jeszcze młodzi, to dopiero liceum, jeśli spróbują teraz, nawet jeśli nie wyjdzie, nie zaboli tak, jakby mogło, kiedy będą już starsi.

Odgarnął jej pasemko włosów za ucho.

Nie musiał jej się wcale od razu oddawać cały. Na razie... tylko odrobinę...

Wstał, zmuszając ją, żeby się wyprostowała. Teraz to on położył dłoń na jej policzku. Uśmiechnął się lekko, czując, jak bardzo jej skóra była zimna. I taka delikatna.

Patrzyła na niego wielkimi oczami, jakby z nadzieją. Nadzieją, że nie zrobi jej krzywdy. On też tak wyglądał? Oby nie. Choć i tak czuł, jakby się przed nią odsłonił.

Pochylił się lekko, bo bardziej nie musiał. Czuł się, jakby skakał na głęboką wodę. A co jeśli zaraz zderzy się z dnem?

Ale nieważne, nic nieważne, teraz już nie było odwrotu, przecież zabiłby by ją, gdyby w takim momencie się odsunął. I właściwie... Chyba nawet nie chciał się odsuwać.

Powoli przysuwał swoją twarz, czując już jej oddech na swojej skórze.

Już nie myślał. Po prostu pocałował ją prosto w jej lodowate usta.

Lodowate... A jednak to wciąż było, jakby całował słońce.

♥♥♥

Agnes

- Wczoraj mówiłaś, że to może wyjść - mruczał cicho z wyrzutem.

- To było wczoraj - westchnęła na granicy łez.

- Ale... Mówiłaś, że...

- Wiem - szepnęła. - Wiem, przepraszam.

Co jeszcze miała powiedzieć? Nie była przygotowana na to, że ten chłopak, którego nikt i nic nie obchodzi, który wydawał nie chcieć się angażować nawet w oddychanie, będzie się przed nią trząść od powstrzymywanego płaczu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Lotta 18.10.2016
    W końcu :) "Po pocałował" - po prostu chyba miało być? Pisałam już jak piękny jest tytuł tego opowiadania? I jak bardzo uzależniające? Oczywiście zostawiam 5. :D
  • Ichigo-chan 19.10.2016
    Dziękuję, poprawiłam. Dziękuję też bardzo za mile słowa ❤❤
  • nagisa-chan 18.10.2016
    Buziak
  • nagisa-chan 18.10.2016
    Ucielo mi komentarz otóż.. boje się o Agnes :O
    Mam złe przeczucia, a co do tego buziaka to wyobraź sobie ze obok niego stoi taka minka *o*
  • nagisa-chan 18.10.2016
    Czekam na dalszy ciąg mojego uzależnienia i chyba nie tylko mojego ♡♡♡
  • Ichigo-chan 19.10.2016
    Dziękuję ślicznie ❤❤
  • Rasia 19.10.2016
    "Był śmiertelnie blady, jeszcze bardziej niż zwykle, co swoją drogą było" - być x2
    "- Cześć Anne." - przecinek po "cześć"
    "- Halo halo?" - przecinek między słowami, bo powtórzenie
    "No no, może ty nadal jesteś pijany." - tu też po "no"
    "gorzej z tobą było niż myślałem" - po "było"
    "że nie już nie byłeś w stanie" - bez jednego "nie"
    "Donatello poczuł jak krew odpływa mu z twarzy." - po "poczuł"
    "- Nie wiem czy zrobiłeś" - po "wiem"
    "Zresztą zapytaj Anne a nie mnie." - przed "a", bo zdanie przeciwstawne
    "To tak, jakbym obejrzał trailer najlepszej komedii wszech czasów" - bez przecinka
    "Może dlatego dźwięk budzika w poniedziałkowy poranek, wydawał się" - bez przecinka
    "Kto jak kto. Ale nie on." - złączyłabym te zdania, oddzielnie brzmią dosyć dziwacznie ;)
    "Kiedy wchodził do szkoły była pusta" - przecinek po "szkoły"
    "Przecież już się zdecydował jak będzie się zachowywać" - po "zdecydował" i bez pierwszego "się"
    "że jest jakby... Inna?" - inna*, z małej litery, bo to kontynuacja zdania po pauzie
    "- A co, masz jakieś plany? - Zapytał" - zapytał*
    "później to zrobi, zmieni zdanie w ułamku sekundy, jeśli tylko Donatello pozwoliłby sobie" - napisałabym "pozwoli", skoro już trzymamy się tego czasu ;)
    "Czuł się, jakby skakał na głęboką wodę" - tutaj też sugerowałabym wywalić "się", im mniej go w tekście, tym lepiej ;)
    "przecież zabiłby by ją," - bez "by"
    Ależ zwrot akcji pod koniec! Przewodniczący to momentami taka kobieta w ciąży - tutaj jej coś nie pasuje, ale w sumie za godzinę będzie bardzo tego chciała, a jeszcze za pół godziny popłacze się, bo stwierdzi, że ktoś zrobił jej na złość :) Pewnie w przyszłości wyjaśni się, że powiedział coś głupiego i Anne sobie od niego poszła. On to nie jest za dobry w te klocki, ma u mnie minusa ogólnie, bo żeby tak się ociągać xD Fajna część, fajne buzi, ogólnie 5, ale z minusem za błędy :)
  • Ichigo-chan 19.10.2016
    No trochę (bardzo zmienny) jest XD dziękuję ❤
  • Numizmat 30.10.2016
    No to ja 'typicznie' powiem, że jak zwykle czytało się super lekko i super przyjemnie, i uśmiech nie zniknął mi z twarzy nawet na jedną sekundę :D Urwiskowy wieszak był! ;) A no i żółw ninja jak zwykle mnie rozwala ;D
  • Ichigo-chan 31.10.2016
    jaki żółw ;-;
    cieszę się, że się podobało ♥
    ALE JAKI ŻÓŁW
  • Numizmat 31.10.2016
    Ichigo-chan, http://vignette4.wikia.nocookie.net/tmnt/images/4/40/Donatello_fight_stance.jpg/revision/latest?cb=20130902155100 XDDDD
  • Ichigo-chan 31.10.2016
    XDDDD
  • KarolaKorman 24.11.2016
    Ależ ten Donatello jest okropny :( Co on znowu zrobił tej Anne? Sam się sobie chyba dziwi, że jest taki nieogarnięty :(
    Świetna część :) Tak, alkohol może zdziałać wiele, a fantazja po nim może poprowadzić nas niechcianymi ścieżkami :) Piąteczka :)
  • Ichigo-chan 25.11.2016
    Donnie jest facetem, więc chyba sam nie ogarnia że jest nieogarniety xd dziękuję ❤
  • Paradise 05.05.2017
    co by się nie stało ja i tak ubóstwiam Donatello <3 ponad wszystko :D piszesz tak wciągająco, że zapomniałam, że do pracy muszę jutro iść xD zostawiam 5 i resztę rozdziałów nadrobię jutro :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania