Szklane Deszcze - Rozdział 7
Rozdział 7
Anne
Samorząd szkolny składał się z czterech stanowisk.
Przewodniczący i wiceprzewodniczący wybierani byli poprzez głosowanie wśród uczniów. Sekretarza wybierała rada pedagogiczna, a skarbnika reszta samorządu.
Przewodniczącym był Donatello Chevalier, klasa 2B.
Wiceprzewodniczącym Christopher Killian, klasa 2C.
Sekretarzem Monica Abel, 2B.
Imię skarbnika znali tylko pozostali członkowie samorządu.
Tamtego listopadowego popołudnia Anne uczestniczyła w swoim pierwszym, prawdziwym zebraniu samorządu.
– Evans! – zawołał ją przewodniczący na długiej przerwie.
Chcąc nie chcąc, Anne posłusznie podeszła.
– Co? – mruknęła. – Planowałam zjeść śniadanie.
– Po pierwsze nie ''co'' tylko ''proszę''. A po drugie możesz zjeść po drodze. Po lekcjach mamy zebranie samorządu, trzeba zrobić zakupy. Poinformowałem już dyrekcję, że wychodzimy, więc…
– Zaraz, zaraz – przerwała mu Anne, marszcząc brwi. – To tylko zebranie. Po co zakupy?
– Potrzebne – wycedził przewodniczący. – Mogłabyś łaskawie nie przerywać mi w pół zdania? Zrobisz tak jeszcze raz i po tym zebraniu posprzątasz.
– To tylko zebranie – powtórzyła dziewczyna z naciskiem. – Nie rozumiem po co zakupy i co takiego trudnego może być w sprzątaniu po nim.
– No to masz już plany na dzisiejszy wieczór – mruknął przewodniczący wyraźnie zirytowany. - Zostaw torbę i idziemy. Nie mamy całego dnia.
- Dupek – szepnęła Anne, kierując się ku sali samorządu.
Choć odwaga odwagą, ale miała nadzieję, że przewodniczący tego nie słyszał.
- Muszę przyznać, że czuję się nieswojo – odezwała się cicho.
Przewodniczący spojrzał na nią pytająco. Z komicznie poważną miną pchał przed sobą wózek na zakupy i czytał listę zakupów.
Bo nawet cię nie lubię, miała ochotę odpowiedzieć. Bo jesteś sztywnym kamieniem. I dupkiem. I sadystą.
- Nie codziennie chodzi się na zakupy z przewodniczącym – powiedziała tylko.
Może jej się wydawało, ale chłopak chyba cicho się zaśmiał.
- Nie codziennie chodzi się na zakupy ze szkolną gwiazdą sportu – odpowiedział, a Anne poczuła, że się rumieni. - I lokalną niezdarą.
Anne nadal się rumieniła. Tylko teraz już ze złości.
- Jesteś beznadziejny, przewodniczący – wycedziła.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Gdybyś się nie spóźniała, nie byłabyś teraz skazana na moje ''beznadziejne'' towarzystwo. Chodź, musimy poszukać bezglutenowych żelek.
Dziewczyna aż przystanęła.
- Czego?
- Bezglutenowych żelek – powtórzył przewodniczący niesamowicie cierpliwie jak na niego. - Dla Monici.
- Ale… Po co?
Przewodniczący westchnął i pociągnął ją w odpowiednią alejkę.
- Zaczęło się od tego, że Killian oznajmił, że nie będzie przychodził na zebrania, jeśli nie przyniosę mu czekolady. Potem Monica stwierdziła, że skoro on ma dostać czekoladę, to ona chce żelki. Ostatecznie na liście mam jeszcze chipsy ketchupowe, herbatniki i oranżadę. Żółtą.
Anne spojrzała na niego z zainteresowaniem.
- Naprawdę zależy ci na tym, żeby ich wszystkich zebrać.
Chłopak znów wzruszył ramionami. Wziął do ręki paczkę żelek i zaczął czytać skład.
- Jestem przewodniczącym, to chyba mój obowiązek, nieprawdaż? - odezwał się po chwili. Zmarszczył brwi. - Mam problem.
- Jaki? - zapytała.
Zaciskając usta, chłopak podał jej żelki.
- Za małe litery. Nie widzę – mruknął wyraźnie niezadowolony.
I zawstydzony, stwierdziła Anne ze zdziwieniem.
Potrząsnęła głową i zaczęła czytać skład.
- Nie ma, bezglutenowe – oznajmiła w końcu.
- No to jedno z głowy. - Przewodniczący wrzucił żelki do wózka. - Idź, poszukaj czekolady. Mlecznej, najlepiej z orzechami. A ja pójdę po chipsy i oranżadę.
- Dobrze – powiedziała Anne, ale zastygła w pół kroku. - Zaraz, ta czekolada jest dla Chrisa, tak? - Chłopak skinął głową. - On nie jest uczulony na orzechy?
Przewodniczący ze zniecierpliwieniem przestąpił z nogi na nogę.
- Dużo o nim wiesz, Evans – mruknął. - To już jest stalking, jesteś tego świadoma?
Ewidentnie próbował zmienić temat.
- Przewodniczący! - zawołała Anne. - Ty chcesz go otruć!
Chłopak przewrócił oczami.
- On ma uczulenie na orzechy, a ja na niego, tak? - mruknął. - Jak musisz, to weź bez orzechów, ale miej świadomość, że psujesz mi tym dzień.
Anne ukryła twarz w dłoniach i policzyła do dziesięciu, żeby się uspokoić. Jak beznadziejnym człowiekiem trzeba być, żeby próbować zrobić coś takiego?!
- Dlaczego aż tak go nie lubisz? - mruknęła w końcu.
- Wiesz, znając tego idiotę zacznie wszystko wyciągać na spotkaniu. Chyba nie ma sensu, żebym ci to opowiadał – szeptał przewodniczący głosem tak przesiąkniętym złością, że Anne poczuła ochotę się skulić. - A teraz przypominam, że nie mam. Całego. Dnia.
Ostatnie słowa już praktycznie wywarczał, a Anne cicho pobiegła szukać czekolady.
- Co właściwie mam robić, kiedy zebranie się zacznie? - zapytała, pomagając przewodniczącemu przygotowywać salę.
- Usiądź sobie gdzieś w kącie i odrabiaj lekcje – odpowiedział chłopak, wyrównując krzesła. - Jak będziesz miała z czymś problem zostaw, później ci pomogę. Wiesz... – Przewodniczący podszedł do niej i spojrzał na nią z góry. – Mogłabyś iść do domu, ale zaoferowałaś się, że zostaniesz pomóc sprzątać. - Jesteś wyjątkowo miłą osobą, Anne Marie.
Anne zacisnęła w złości usta.
- Chętnie pomogę – mruknęła zirytowana.
- Dziękuję – powiedział ku jej zdziwieniu przewodniczący. Poklepał ją po głowie. - Idź, rozłóż sobie zeszyty, zaraz wszyscy zaczną się schodzić.
Pierwsza przyszła Monica. Anne już wcześniej kilka razy widywała ją na korytarzach. Zresztą trudno byłoby jej nie zauważyć. Miała duże okulary, włosy zawsze związane w roztrzepany kok i luźne ubrania. Wydawała się nie zauważać swojej urody.
- Oj, przewodniczący, nie mówiłeś, że odwiedzi nas dzisiaj twoja mała przyjaciółka – powiedziała radośnie, ledwo przekroczyła próg.
Anne odwzajemniła jej uśmiech, nawet jeśli uwaga o jej wzroście ją trochę poruszyła.
- Ani nie jest moją przyjaciółką – odpowiedział chłopak, zaczynając przeglądać swoje notatki – ani nie jest mała. Ma całkiem przeciętny wzrost.
- Przewodniczący – wyszeptała Monica wyraźnie zdziwiona.
Anne to podzielała. Od kiedy on się za nią wstawiał?
Chłopak w końcu podniósł wzrok znad kartek i spojrzał na Monicę, zauważając jej uniesione brwi. Odpowiedział tym samym, a dziewczyna w końcu tylko pokręciła głową i z westchnięciem usiadła przy stole.
Wtedy przyszedł Chris.
- O! Wyjątkowo się nie spóźniłem – stwierdził. - Cześć, Anne – odezwał się, kiedy ją zauważył, a wyraz jego twarzy jakby trochę przy tym zmiękł.
- Cześć – odpowiedziała dziewczyna cicho i opuściła głowę, żeby nikt nie zauważył jej rumieńców.
- Maia pisze, że możemy zaczynać – oznajmił przewodniczący, sprawdzając coś w telefonie.
- To o czym dzisiaj? - zapytał Chris, rozsiadając się wygodnie.
- Nogi ze stołu albo będziesz to zlizywał – powiedział przewodniczący.
Chris przewrócił oczami, ale posłusznie zdjął nogi i odpakował swoją paczkę chipsów.
- Mieliśmy omówić propozycję wycieczki, sporządzić wstępny plan Dnia Sportu i porozmawiać o tym, jak w tym roku będziemy zdobywać nowych uczniów – wyliczyła Monica, jakby chcąc załagodzić sytuacje.
- Zacznij od wycieczki – stwierdził przewodniczący.
Dalej Anne się wyłączyła, skupiając na pracy domowej. W końcu oderwał ją podniesiony głos przewodniczącego.
- Możesz przestać zachowywać się jak pięcioletni książę?! Zapewniam cię, że takowym nie jesteś!
Chłopak wyraźnie starał się zachować spokój, ale mówił coraz głośniej.
- Ja się zachowuję jak ''pięcioletni książę”? - powtórzył Chris też już widocznie zirytowany. - To nie ja używam słów, które już dawno wyszły z użycia!
- Błagam uspokójcie się – szeptała Monica zrezygnowanym głosem. - Obaj zachowujecie się jak pięciolatkowie.
- To wytłumacz mu, że zachowuje się jak snob! - wydarł się Chris.
- Przynajmniej nie jestem tak rozwydrzony i rozpieszczony jak ty!
- Ale to ty się ciskasz, bo cię tatuś zostawił!
Wtedy na twarzy przewodniczącego coś się zmieniło. Złość zamieniła się w zwykłą irytację pomieszaną ze znużeniem.
- Tylko na tyle cię stać, Killian? - zapytał. - Słabo, biorąc pod uwagę, że w twoim mniemaniu najwyraźniej miał to być cios poniżej pasa.
Chris zrobił tak okropną minę, jakby chciał powiedzieć: Obaj wiemy, gdzie jest twoje ''poniżej pasa''.
- Pewnie siostrzyczka płacze po nocach za tatusiem – rzucił niby od niechcenia. - Albo twoja matka, słyszałem, że była okropnie zrozpaczona.
I wtedy przewodniczący spojrzał na Anne. Nie patrzył w poszukiwaniu wsparcia, ani nie patrzył jakby chciał jakiegoś potwierdzenia. Po prostu spojrzał, chcąc na chwilę odwrócić wzrok od Chrisa, ale w jego oczach płonął ogień.
Chris przesadził. Patrząc w oczy przewodniczącego, Anne wiedziała, że Chris przesadził. Mógł go obrażać, mógł krzyczeć, ale w momencie, kiedy wspomniał o jego mamie i siostrze przesadził.
Anne poczuła, jak jej oczy robią się wilgotne. Przewodniczący tak bardzo przypominał jej wtedy Thomasa, tak samo nie pozwalał obrażać siostry, tak bardzo wstawiał się za matką.
- Zamknij się, Killian! - zawołała, wstając. Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem. - Zamknij się! Przewodniczący ma rację, zachowujesz się jak pięcioletni, rozwydrzony książę! Zrób nam tą przyjemność i w końcu zamknij ten niewyparzony…
Anne przerwała, kiedy poczuła dłoń przewodniczącego na ustach.
- Wystarczy, Anne Marie – powiedział cicho. - Damie nie wypada. I idź już do domu, posprzątasz następnym razem.
- Ale…!
- Wystarczy – powtórzył. - Dziękuję. Ale idź już do domu.
Dopiero wtedy do Anne dotarło, co przed chwilą zrobiła.
- Do jutra – powiedziała tylko i zniknęła za drzwiami sali.
***
Prolog skomentowało dziesięć osób, szósty rozdział już tylko dwie :')
Ale yolo, piszemy dalej.
Komentarze (23)
"- Naprawdę zależy ci na tym, że by ich wszystkich zebrać." - żeby
"Idź poszukaj czekolady. Mlecznej, najlepiej z orzechami. A ja pójdę po chipsy i oranżadę." - przecinek po 'idź', chyba że przeinaczyłabyś 'poszukaj' na 'poszukać'.
Uderzyła mnie tak nikła ilość błędów. Naprawdę jesteś dobra w interpunkcji, muszę to przyznać.
Co do tekstu i poprzednich rozdziałów... Zaciekawiło mnie i tak jak przedmówczyni, chcę więcej! :D
,,Wydawała się nie zauważać tego swojej urody.'' - myślę, że bez ,,tego'' byłoby lepiej
,,- Maia pisze, że możemy zaczynać – '' - Kto to Maia?
,,ją głos podniesiony głos '' - jedno ,,głos'' jest niepotrzebne
,,- Możesz przestać zachowywać się pięcioletni książę?!'' - - Możesz przestać zachowywać się jak pięcioletni książę?!
,,zachowujesz się pięcioletni, rozwydrzony książę!'' - zachowujesz się jak pięcioletni, rozwydrzony książę!
I jeszcze jedno. Nie pisz słowa przewodniczący z wielkiej litery.
Cieszę się z kolejnej części i pisz dalej, 5 :)
Dziękuję wszystkim za przeczytanie i tak miłe komentarze ^^
W domu Ichi poprawi ;)
Oprócz jednego, bo wydaje mi się, że obie wersje są poprawne:
http://sjp.pwn.pl/so/nie-codziennie;4471784.html
Przewodniczący wydaje się uczuciowy, ale iesamowicie zraiony, dlatego jest taki sztywny, mam nadzieję, że będzie się między nim a Annie rozkwitać :)
A na pytanie drugie Ichi nie odpowie, bo ją zainspirowało do 8. rozdziału i tam Ef będzie miała odpowiedź ^-^
Dziękuję, że przeczytałaś i skomentowałaś ^-^
"Poklepał ją po głowie. - Idź, rozłóż sobie zeszyty, zaraz wszyscy zaczną się schodzić." - ten gościu jest nienormalny. Czemu u licha nikt mu się nie postawi?
Ta końcówka though... Co tam się wydarzyło? "Damie nie wypada"?? XDDD W sumie trochę nie dziwię się Chrisowi.
2. "Bezglutenowych żelek" - bezglutenowych żelków ;)
Ta część już znacznie lepsza. Ładnie rozwijasz historię, w taki naturalny sposób, niewymuszony i stosowny rzeczywiście do wieku bohaterów. Za to duży plus. Zostawiam 5 i pozdrawiam :)
Żelki też
Dziękuję^^
Bo nie wiem co innego napisac xD
Puste linijki, znowu minus, ale minimalny.
Poklepał ją po głowie. ~ Gdyby mi coś takiego zrobiono, skończyłoby się to na jeden z dwóch sposobów.
Przystojny chłopak / śliczna dziewczyna: Zignorowałbym to, ale nie byłbym zadowolony.
Inni: Flaki byłyby wszędzie.
Puste linijki mają odznaczać "kolejną scenę"
A Ichi uwielbia jak się ją klepie po głowie
Ten rozdział jest trochę smutny. Prawie łzy stanęły w moich oczach, gdy go czytałam. (Pod koniec, bo wcześniej było śmiesznie).
Ale ten przewodniczący to pedancik, ale to nie zmienia faktu, że go uwielbiam. Nie wiem, którą postać lubię najbardziej, ale są one podobne do siebie.
"Oboje wiemy" - obaj, ponieważ tyczy się to dwóch osobników płci męskiej (o ile dobrze rozumiem)
W ogóle przedziwna rzecz, że oni mimo wszystko są na tym zebraniu tak dobrze poukładani, zorganizowani i porządni (pomimo tej ostatniej sceny). Widziałam to trochę jak takie zebranie zarządu w jakiejś poważnej firmie :D Ale to w sumie fajne wyobrażenie, a inna sprawa jest taka, że Donnie by się chyba nadawał na dyrektora jakiejś firmy, także wszystko ładnie pasuje :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania