Poprzednie częściSzklane deszcze - Prolog

Szklane Deszcze - Rozdział 20

Anne

Miała na imię Isabelle, to wiedziała na pewno. To jednak było trochę za mało. Jaka mogła być była Donatello? Na pewno piękna. I mądra.

Zaczęło jej się robić głupio. Z tego co zrozumiała, dawno jej nie widział. Może jak teraz się spotkają to powrócą dawne uczucia?

Potrząsnęła głową i przewróciła się na drugi bok.

Miała wstać o ósmej, ale była już piąta, a ona rzucała się po łóżku i nie mogła zasnąć. Przejmowała się, chociaż sama nie wiedziała dlaczego. Donatellowi można było wiele zarzucić, ale nie uważa go za kogoś, kto by ją zdradził przy pierwszej lepszej okazji.

Nie uważała go w ogóle za kogoś zdolnego do zdrady.

Zastanawiało ją jednak, dlaczego właściwie się rozstali. Z czyjej winy? Ostatnio odpowiedział dość wymijająco. Powiedział tylko, że to ona zerwała z nim i to przez telefon. W sumie święty nie był. Miał swoje humorki i miał ciężki charakter. Ale kiedy się go już poznało, był naprawdę cudowny i przeuroczy.

Przewodniczący - powtórzyła w myślach. - Uroczy. Boże, Anne, co się z tobą dzieje?

Ale był dobry. Miły i czuły. Starał się, codziennie odprowadzał ją po lekcjach do domu.

Może później mu przechodziło? Ale nie, sam jej wyrzucał zmienność, on był stabilny i pewny.

Chociaż... Podobno kiedyś był inny. Może ta zmiana skłoniła Isabelle do zerwania.

Nagle do jej uszu dotarł jakiś dziwny dźwięk. Nie żeby była paranoiczką, ale wszyscy w domu spali, a to był zdecydowanie odgłos otwierania drzwi wejściowych. Szybko wstała i zaczęła cicho schodzić po schodach.

- Mamma mia - westchnął "włamywacz".

Odetchnęła z ulgą.

 

Nick

 

Stukot obcasów niósł się po szkolnym dziecińcu. Wokół panowała cisza - trwała właśnie trzecia lekcja, więc uczniowie byli w klasach. Gdzieniegdzie tylko przemknął ktoś spóźniony, ale nie było to zbyt częste. Zupełnie inaczej niż w ich szkole, gdzie wszyscy przychodzili jak chcieli, pewni, że i bez nauczycieli opanują cały materiał. Ich szkoła stawiała na wiedzę i to za wszelką cenę. A ta tutaj zdecydowanie na pracę. Pracuj, żeby zdać i pracuj, żeby się wybić. Uczniowie nie mieli przywilejów, jeśli na nie nie zasłużyli.

Więc pracowali i bardzo dobrze na tym wyszli. Mieli drugie najwyższe wyniki w mieście, mnóstwo sukcesów sportowych i w zamian za to, uczniowie mieli prawie że raj na ziemi. Akcje, imprezy, milion różnych wydarzeń na każdą okazję. Wszystko świetnie zorganizowane. Ale że był to tylko "prawie raj", musiał być też jakiś haczyk, a mianowicie przesłodki, przeuroczy diabeł w ludzkiej skórze - przewodniczący szkoły Donatello Chevalier.

Stary, dobry Donnie...

Zerknął na Isabelle. Ostatnio niesamowicie się ożywiała, kiedy tylko ktoś o nim wspomniał. Wcześniej reagowała nerwowo albo wcale, teraz bardzo chętnie słuchała, kiedy ktoś o nim mówił i nawet subtelnie podpytywała.

Czyżby uczucie powracało?

Kiedy przeszli przez próg usłyszeli ten słodki głosik.

- Biegnij na lekcję, a potem osobiście dopilnuję, żebyś wyszorował wszystkie męskie toalety w szkole.

- Ale...! - chciał błagać o litość uczeń. Nie z Donnie'm te numery.

- Spóźniłeś się dwadzieścia minut, to niedopuszczalne, szczególnie że miałeś dopiero na trzecią lekcję. Do klasy, już.

Z tego, co wiedzieli, Donatello, powinien być właśnie na pierwszym piętrze. Ach, ten cichy krzyk.

- Ciekawe, czy w ogóle pamięta, że rozmawiał ze mną na swoich urodzinach - odezwała się nagle Isabelle.

Nick wzruszył ramionami.

- Nie była to zbyt ambitna rozmowa - zauważył. Nie był przy tym osobiście, ale Isabelle dość szczegółowo mu to opisała. Podobno Chevalier, nie potrafił złożyć poprawnie jednego zdania. - Mnie tam bardziej zastanawia, jak on rano wstał z łóżka.

- Prędzej spełzł.

- Spełznął.

- To słowo pewnie nawet nie istnieje.

- Istnieje i jego poprawna forma to spełznął.

Tylko wzruszyła ramionami i zarzuciła włosami. Kochał ją poprawiać. Niby nic, ale widując się z nią codziennie, potrafił nawet w najskromniejszych gestach dostrzec jej emocje. Teraz na przykład była zła. Nienawidziła się mylić.

- Jak ci ostatnio poszło na zawodach? - zapytał, choć dobrze wiedział. Po prostu chciał się odezwać.

- Jak zawsze - odpowiedziała zdawkowo.

No tak, przecież była pierwsza. Wyprzedziła rywalki i to mocno. Ale nawet on nie widział u niej cienia dumy. Po prostu norma.

- Płuca ci nie wysiadły? - zaśmiał się i zakaszlał ostentacyjnie.

- A tobie nie wysiądą na schodach? - odbiła piłeczkę.

Łączyło ich wiele rzeczy. Przede wszystkim sport, samorząd i ich mały sekret.

- Nadal stawiam na to, że ciebie wyrzucą z domu pierwszą.

- Chciałabym zobaczyć twoją matkę, jak widzi, jak się dusisz na basenie.

- Pewnie bardziej skrzyczałaby mnie za słaby czas, niż za płuca pełne wody.

- Raczej za ich raka.

- Jakich ich?

- Płuc. Myśl.

- Mam dzisiaj wolne od szkoły, nie chce mi się. Mamy zwolnienie z całego dnia?

- Tak, chociaż wolałabym iść na te ostatnie lekcje.

- Ja bym wolał iść coś zjeść.

Skrzywiła się lekko, ale wiedział, że raczej z nim pójdzie.

Przystanęli, kiedy zauważyli właściwą salę. Już dawno nie bawili się w oficjalne powitania w holu wejściowym.

Ani w pukanie. Nick po prostu nacisnął klamkę.

 

Anne

- Co tam, Annie? - rzucił, kiedy w końcu ją zauważył.

- Wiesz, która jest godzina? - Chciała go udusić. Naprawdę. Szkoda, że miała tylko jednego brata.

- Koło czwartej. - Uśmiechnął się idiotycznie szeroko.

- Mogę zapytać, co robisz tutaj o czwartej?

- Przyszedłem na śniadanie.

- Mam na myśli, co robisz tutaj, w tym mieście, w tym kraju, kiedy właśnie powinieneś być w swoim małym, słodkim mieszkanku we Włoszech.

- Małe słodkie mieszkanko? Boże, Anne, jesteś przeurocza!

Spojrzała na niego wyczekująco. A przynajmniej miała nadzieję, że tak na niego patrzy. Raczej nie udało jej się unieść tylko jednej brwi, ale i tak powinien załapać, o co chodzi.

Chyba jej się udało, w każdym razie, przewrócił oczami i wziął głębszy wdech.

- Stwierdziłem, że to całkiem dobry moment, żeby wykorzystać swój urlop, w wakacje może być z tym kiepsko. Zatrzymam się tu na kilka dni.

Usiadł ciężko na fotelu i jak zawsze założył nogę na nogę.

- Rodzice wiedzą?

- Raczej nie.

Westchnęła i potarła skronie. Naprawdę nie wierzyła, że to on jest tym starszym.

- Więc co dzisiaj porobimy? - Oczy jak u dziecka.

Naprawdę nie wierzyła.

- Ja idę do szkoły. A ty możesz posprzątać. Mama się ucieszy.

Jęknął przeciągle.

- A nie możesz iść na wagary? Ten jeden raz? Usprawiedliwię ci to, potrafię podrobić podpis i mamy, i taty.

- Dzisiaj jestem potrzebna. Mamy wizytę od samorządu z zaprzyjaźnionego liceum.

- Po twojej minie wnioskuję, że wcale nie jest tak zaprzyjaźniony.

- Pamiętasz, jak ostatnio ci pisałam, jak się rozwinęła sytuacja z Donatellem?

- No chyba jesteście parą. RUMIENISZ SIĘ! - wybuchnął śmiechem i aż poklepał się po udzie.

Zaczęła machać rękami, uderzyła go, zaczęła krzyczeć szeptem.

- Rodzice rano pracują! Zamknij się!

- I tak niedługo wstają - stwierdził leniwie.

Miała ochotę zwyzywać go od niewdzięcznego dupka, ale też zaczął mówić szeptem, więc tylko odetchnęła głębiej.

- Masz ewidentny problem z nazywaniem rzeczy po imieniu - rzucił. - Ale co to ma do tej wizytacji.

- Wizyty - poprawiła go machinalnie tak, jak poprawiała siebie w myślach jakiś milion razy. - No bo tam przewodniczącą jest jego była...

- Ale się dobrali - parsknął Tom.

- ...i po prostu nie chcę, żeby wyszło, że stchórzyłam, czy coś takiego.

- A co w tym takiego strasznego? Jakaś wariatka?

- Właśnie mam wrażenie, że będzie idealna.

Wstał powoli, śmiejąc się. Cicho i ciepło. Podszedł do niej i delikatnie pogłaskał po włosach.

- Ty jesteś idealna, wiesz? - Spojrzał jej w oczy. Takie same, jak jego. - Dla mnie. Jeśli Donatello nie jest idiotą, to dla niego na pewno też.

Uwierzyłaby. Gdyby tylko oni oboje nie byli takimi dziwakami... Dlaczego nie mogła mieć swoim otoczeniu chociaż jednego normalnego osobnika płci męskiej?

- Ale po szkole coś porobimy, tak? - Tom wrócił do swojego pięcioletniego usposobienia. - Mogę cię odebrać? Zabiorę cię na obiad! Gdzie tylko sobie zamarzysz! Nawet cały ten twój samorząd mogę zgarnąć!

Westchnęła i nie zaszczycając go nawet spojrzeniem, poszła do swojego pokoju. Chciała zacząć się szykować, bo nie sądziła, że jeszcze uśnie.

 

♥♥♥

 

Będąc w połowie drogi do szkoły, zauważyła kogoś, kogo się zobaczyć nie spodziewała.

Maia raczej nie brała udziału w samorządowych akcjach. Widocznie Donatello też się przejmował, skoro ją tu ściągnął.

- Mamy umowę, że raz na semestr mam się w coś zaangażować - ściągnęła ją na ziemię. - Jak zacznie się młyn związany z tym całym witaniem się, to zwieję - dodała ciszej.

Anne zachichotała.

- Dlaczego tak rzadko widuję cię w szkole? - zapytała. Męczyło ją to od jakiegoś czasu, bo faktycznie mijała ją na przerwie może z raz na tydzień.

- Albo siedzę w łazience, albo w domu.

Anne spojrzała na nią pytająco, ale Maia chyba uznała, że nie ma czego wyjaśniać.

Dalej szły raczej w ciszy. Anne nie chciała się narzucać. Maia chyba po prostu nie miała ochoty z nią rozmawiać. Odezwała się dopiero, jak były prawie pod klasą.

- Nie lubię jej - mruknęła.

Anne zerknęła na nią zdziwiona, że w ogóle coś powiedziała.

- Isabelle?

- Ta. Jest za idealna.

- Tego się obawiałam - przyznała Anne. - Ale w jakim sensie idealna?

- Jest wysoka. I ma ciemne włosy.

Chciała rzucić coś o kompleksach, ale to maleństwo wydawało się tak kruche...

- Jest dobra w sportach. I bardzo mądra. Ma bogatych rodziców. I mnóstwo znajomych.

Anne miała wrażenie, że ta lista może się ciągnąć w nieskończoność, więc próbowała choć delikatnie zmienić temat.

- Wiesz, dlaczego zerwała z Donatellem? - rzuciła niby od niechcenia.

- Bo się zepsuł.

- To znaczy?

Maia przewróciła oczami i położyła dłoń na klamce.

- Pytaj Chrisa. On wie wszystko.

Popchnęła drzwi i weszła.

♥♥♥

Wszystko mieli zaplanowane i dopracowane, nawet częściowo przećwiczone. Nic nie mogło pójść źle. A jednak.

Kiedy weszły z Maią do sali, był tam tylko Chris i jakiś drugi chłopak, po mundurku domyśliła się, że musiał przyjść z Isabelle. Oboje jacyś niemrawi.

Chris uśmiechnął się do nich jakoś sztucznie.

- Donatellowi coś bardzo nagle wypadło, ale to Age wam pewnie później opowie, mi się nie chce. Czekałem tylko, żeby przedstawić wam Nicka.

Zabrzmiało to tak skrajnie nieszczerze, ale Maia tylko kiwnęła głową, na chwilowo poważne spojrzenie Chrisa.

Nick, jak przedstawił go Chris, wstał z krzesła i podszedł do nich powoli. Anne szybko obrzuciła spojrzeniem. Nie był specjalnie przystojny, ale... Przyjemny. Kiedy stanął tuż obok niej, poczuła jakiś nieprzyjemny zapach.

- Nicolas Sarka. Wiceprzewodniczący.

- Anne Evans - odpowiedziała mu, ściskając jego wyciągniętą dłoń. Była szorstka.

- Maia Zanetti - mruknęła dziewczyna obok i nawet nie wysunęła ręki.

- Ciekawe nazwisko - zauważyła Anne. Nie chciała być niegrzeczna, przechodząc od razu do tego, gdzie właściwie jest Donatello, Agnes i w ogóle sens wszystkiego.

- Czeskie. - Nick uśmiechnął się czarująco.

Moment, o czym ona myśli, jej chłopak właśnie zaginął.

Ale przynajmniej ominęła ją konfrontacja z Isabelle.

- A gdzie jest...? - Spojrzała na nich znacząco.

- Moja koleżanka właściwie uciekła. Szczególnie przykro mi, bo obiecała mi fast food po wszystkim.

Mai chyba zabłyszczały się oczy. Faktycznie był trochę... Rozbrajający. Jednocześnie jakby pewny siebie i nieśmiały. Okazywał to w takich drobnych ruchach...

Byłby mistrzem w odwracaniu uwagi.

Zaraz.

Uśmiechnęła się grzecznie i przeniosła wzrok z powrotem na Chrisa.

- Naprawdę nie wiesz, gdzie jest Donatello? - zapytała.

Chłopcy wymienili się szybkimi spojrzeniami. Chris wzruszył ramionami.

- Rzucił coś o dziadku. Tym z Francji. Ale pytaj Age, naprawdę.

Starała się utrzymać uśmiech na twarzy.

- A gdzie ona jest?

- Może do niej zadzwoń. - Skinął na Maię głową. - Idziemy z tym biednym, osamotnionym chłopcem na jakieś frytki.

- Ja to bym wracała do domu - mruknęła, ale razem z nimi wyszła z sali.

Chris jeszcze tylko pytająco spojrzał na Anne, lecz w odpowiedzi tylko pokręciła głową. Nick jej skinął. Drzwi za nimi się zamknęły.

Odetchnęła głęboko. Nie chciała wyjść na panikarę, ale miała niesamowicie złe przeczucie. Szybko zadzwoniła do Agnes. Nie odebrała. Po paru minutach napisała SMS-a, że zadzwoni, jak będzie mogła, ale serce i Anne i tak się już chyba zatrzymało.

Telefon zabrzęczał jeszcze raz. Szczerze mówiąc, nie miała już ochoty tego sprawdzać, jednak jakoś się zmusiła. Alex.

"Co ty na to, żeby po raz pierwszy w liceum uciec z lekcji?"

Uśmiechnęła się szeroko, aż zwilgotniały jej oczy. Sama nie wiedziała dlaczego. Chyba po prostu przypomniała sobie, że ma przecież jeszcze tego tutaj przyszywanego brata.

Zebrała torbę i prawie wybiegła z sali.

"Za pięć minut na dziedzińcu" - wystukała jeszcze szybko.

 

Zrobili coś, co nie zdarzało się im już od dawna. Poszli do sklepu meblowego tylko po to, żeby poleżeć na tamtych łóżkach.

Wcisnęli się na jeden, duży materac i wylegiwali się, patrząc w sufit.

Pośmiali się, trochę pomilczeli. Porozmawiali o szkole. O filmach. O grach. Alex nawet zmusił się, żeby pogadać o sporcie. Poobgadywali cheerleaderki ze wszystkich szkół, jakie potrafili sobie przypomnieć.

W końcu chyba oboje zmęczyli się tym nieustannym mówieniem i wrócili do ciszy. Anne nie wiedziała, jak długo tak leżeli bez słowa. W końcu Alex to przerwał.

- Miłość jest do bani - rzucił.

- No jest - mruknęła.

Odwrócił głowę, żeby na nią zerknąć. Zamrugał i spojrzał z powrotem w sufit.

- Jesteś z Donatello od paru dni. Co ty możesz wiedzieć na ten temat?

- A ty jesteś sam, więc o co ci chodzi?

- Właśnie o to, że jestem sam.

- Nigdy ci to jakoś nie przeszkadzało - zauważyła.

Chyba jeszcze nigdy nie rozmawiali o sprawach sercowych jakoś na poważnie. Ale Alex nigdy nie był nawet zauroczony, a Anne nigdy nie byłam z nikim jakoś na poważnie.

Parsknęła śmiechem.

- A tobie o co chodzi? - westchnął, ale kątem oka widziała, że on też się uśmiecha.

- Starzejemy się, Alex.

- Dorastamy, okay? - zaśmiał się.

- Nie wiem, czy okay - mruknęła. - Chcesz się wyżalić pierwszy?

- Mogę.

Parę sekund ciszy. W końcu głęboki oddech.

- Ona mnie naprawdę nie chce. - Mówił tak cicho, że praktycznie szeptał. Musiała się porządnie wsłuchiwać, żeby szum kroków i rozmów wszystkich naokoło go nie zagłuszył. - Nie wiem, co mam robić, bo pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. Naprawdę mi się podoba.

Nie musiał mówić, że chodzi o Agnes. Wiedział przecież, że jeśli coś jest na rzeczy, to Anne to zauważy.

Nie odzywała się, chciała, żeby kontynuował.

- Wtedy, kiedy zaprosiłem ją do kina, wyglądała na naprawdę szczęśliwą. Raczej się dogadywaliśmy. Spotykaliśmy się często. Pisaliśmy. Dużo. Ale nie chciałem się narzucać. I wtedy na urodzinach Donnie'ego... Myślałem, że oszaleję ze szczęścia. Bo to wszystko to były takie głupie podchody. Drażnienie się. Nie wiem, naprawdę. Ja... Nie wiem... Ona mnie wtedy pocałowała, wiesz? Mówiła, że chciałaby spróbować. Że mnie lubi. Bardzo. Tylko że się boi. Myślałem, że po prostu boi się tak, jak każdy, po prostu nowego związku i tak dalej. Ale teraz myślę, że ona... Po prostu wstydziłaby się ze mną wyjść, pokazać cokolwiek. Oczywiście szybko odwołała przy następnym spotkaniu i teraz unika mnie jak ognia.

Wydawało jej się, że wyrzucił z siebie wszystko, więc postanowiła się odezwać.

- Agnes ma dość... Nie wiem, jak to nazwać. Dość zniekształconą wizję siebie i w ogóle wszystkiego. Całe życie w cieniu Donatella, więc myśli, że jeśli chciałaby zaistnieć, żeby ktoś ją zauważył, musiałaby dać z siebie sto dziesięć procent, być bardziej niż idealna. A ty jesteś raczej specyficzny.

- Dzięki - rzucił skrzywiony.

- Dobrze wiesz, że jesteś. Nie wiem, czy to tak, że cię nie chce. Ale dla mnie wygląda to tak, jakby nie chciała sama przed sobą przyznać, że się może zauroczyła. Na pewno nie jesteś jej obojętny, to widać. - Uśmiechnęła się i przymknęła oczy na myśl o tym, jak Agnes dobrze się bawiła w towarzystwie Alexa przez ostatnie miesiące. - Więc albo jest tak, jak mówię, albo lubi cię za bardzo, żeby dać ci kosza. Tak czy inaczej, odbiera cię pozytywnie. Spróbuj ją namówić na jakąś szczerą rozmowę.

Powoli pokiwał głową. Zamknął oczy i ciężko westchnął.

- Spróbuję - mruknął i pomasował czoło, jakby nagle rozbolała go głowa. Jednak zaraz zamrugał szybko kilka razy i wydawał się tak samo znudzony, jak zawsze. - A ty? Dlaczego uważasz, że miłość jest do bani?

- Nie jestem faktycznie pewna, czy jest. Ale mam wrażenie, że tak. Mieliśmy mieć dzisiaj to spotkanie z samorządem trójki.

Alex pokiwał głową. Wszyscy w ich mieście i okolicach wiedzieliby, o czym mowa. Tylko o jednej trójce mówiło się takim tonem.

- Przychodzę na miejsce, z Maią, bo spotkałam ją po drodze, a tu tylko Chris i ten ich wice. Mówią, że Isabelle gdzieś sobie poszła, a Donatellowi coś wypadło, coś z dziadkiem we Francji. Agnes nie odbiera. Chris oczywiście nic nie wie, nikt nic nie wie. Jeśli faktycznie chodzi o coś z dziadkiem, zresztą, nieważne, o co miałoby chodzić, wydaje mi się, że chyba powinnam być jedną z pierwszych osób, do których powinien napisać. Przecież ja się martwię jak głupia. - Zamrugała oczami, kiedy poczuła, że robią się wilgotne. - Nie chcę wyjść na panikarę, ale naprawdę, nie rozumiem. Wygląda na jedno - nie ufa mi, po prostu mi nie ufa. Pewnie nawet ta cała jego Isabelle wie, gdzie on jest. Chris wyglądał, jakby wiedział. Agnes wie na pewno. Nawet ty pewnie... Zaraz. Wiesz?

Wyglądał, jakby żuł w ustach coś wyraźnie niesmacznego. W końcu jednak to wypluł.

- Oficjalnie we Francji.

- A naprawdę? - Nie płakała zbyt często, a przynajmniej nie w miejscach publicznych, ale teraz czuła, że po tym, co powie Alex, wybuchnie płaczem.

- W szpitalu.

Nie pomyliła się. Wtuliła się w jego ramię i starała się zatrzymać te dwa strumyki na swojej twarzy. Bo naprawdę już po prostu nie wiedziała, co myśleć.

 

<Notka o której prawie zapomniałam: stuknęło mi 2k na wattpadzie i chcę z tej okazji ogarnąć coś ładnego. Bawię się ostatnio w digitalu i pomyślałam, że narysuję Anne. Jak coś to podrzucę linka do następnego rozdziału ♥>

<Zaraz jeszcze jedno: jeśli ktoś jeszcze nie zajrzał do Małej burzy to zapraszam serdecznie, naprawdę! Maia w roli głównej i dużo dużo Donnie'ego! Przewodniczący, czyli to co lubimy najbardziej ;) >

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • KarolaKorman 03.05.2017
    ,,Mamy wizytę od samorządu z zaprzyjaźnionego liceum.'' - to ,,od'' bym całkiem wyrzuciła
    fajna rozmowa z Alexem :) Też pewnie tak bym myślała całą noc przed takim spotkaniem. przewodniczący w szpitalu?
    Narysuj Anne :) Pamiętam, jak pytałaś, jak sobie ją wyobrażamy i teraz nastąpiłby ten moment, jakbyśmy ją ujrzeli. Taką z twojej wyobraźni :)
    Ichi, sorki, ale ja nie będę śledzić ,,Małej burzy'' :( Brak czasu mi mocno doskwiera. Jestem pewna, że to udana propozycja, więc może zajrzę do którejś części, ale nie wciągam się w całość. Pozdrawiam serdecznie :) Wysypałam gwiazdeczki :) ♥♥♥
  • Ichigo-chan 04.05.2017
    Wybaczam całkowicie i dziękuję za komentarz ♥ A Anne jest już prawie gotowa ;)
  • Paradise 05.05.2017
    cudowny rozdział :D jak zawsze z resztą :D kiedy następny? nie każ mi się długo martwić o mojego ulubieńca... nie mogę się doczekać na rysunek Anne :D w drugiej kolejności poproszę Donatello <3 oczywiście zostawiam 5 i czekam na kolejny rozdział :)
  • Ichigo-chan 06.05.2017
    Paradise, o jejku, ale trafiłaś XD to się troszkę pomartwisz, wolno piszę xd Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, mam takiego banana na twarzy, że o boże ♥ Aż specjalnie postaram się szybciej pisać ♥

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania