Poprzednie częściSzklane deszcze - Prolog

Szklane Deszcze - Rozdział 21

Notka: (napisałam to samo na wattpadzie, więc liczę, że coś z tego wyjdzie)

 

W związku z bliskim końcem – pytania. Do mnie, do postaci, co się wam tylko zamarzy. Jeśli pomysł wam przypadnie do gustu i faktycznie będę miała na co odpowiadać, to po epilogu dostaniecie dodatkowy rozdział z odpowiedziami. Zachęcam serdecznie!

 

OBIECANY RYSUNEK ANNE!: https://zapodaj.net/b2b30ee9c333a.jpg.html

 

PS pozdrawiam czytających Małą Burzę, na pewno się ucieszycie ;)

 

A teraz zapraszam na moje Szklane Deszcze!

 

Rozdział 21

 

Agnes

Donnie zawsze potrafił sprawić, że wszystkie jej problemy nagle znikały. Rozmawiał z nią, rozśmieszał, czasem gdzieś zabierał. A czasami po prostu zaczynał się dusić.

Co prawda nie zdarzało się to znowu tak rzadko, ale za każdym razem czuła, jak te resztki pigmentu z jej twarzy uciekają gdzieś w nieznane. Czasami miała wrażenie, że to przez to ciągłe martwienie się byli tacy bladzi. 

Kiedy zaczynał pluć krwią, ona już własnej nie czuła. To już zdarzało się bardzo rzadko. Donnie o siebie dbał. Robił wszystko, żeby się nie przeziębić, wszystkie nieszczęsne alergeny omijał na kilometr. Nie palił, oszczędzał się, tak jak powinien. Więc dlaczego to się stało? Niesprawiedliwe, niesprawiedliwe.

Nie rozumiała tego i nie rozumiała wymuszonej na niej tajemnicy. Anne miała nie wiedzieć. Anne, która pewnie przejęłaby się niemniej niż Agnes.

Nie miała głowy do tego, żeby mu to tłumaczyć. Po prostu skinęła kilka razy jak w transie i machała, kiedy karetka odjeżdżała.

Isabelle powiedziała, żeby została. Cieszyła się, że ktoś na to wpadł. Nie chciała wyjść na wyrodną siostrę, ale ledwo mogła ustać na nogach. Nawet Donnie chyba to widział, bo nawet nie spojrzał źle na Isabelle.

Nie chciała zostawać w szkole. Uciekła najszybciej jak mogła. Kiedy wróciła do domu, zrzuciła buty, rozebrała się do bielizny i rzuciła się na łóżko. Nie chciała płakać. Donnie by nie chciał. Więc po prostu leżała. W bezruchu. 

Miała za dużo myśli. Chciała, żeby znikły, żeby jej mózg w końcu się zamknął, a nie tylko chrzanił coś w kółko i pozwolił jej zasnąć. Chciała napisać do brata, ale bała się, że jak tylko się ruszy, to wybuchnie.

Więc po prostu leżała dalej. Bolało ją, że nikt nie pisał.

Kilka godzin jej zajęło, żeby w końcu się zebrać. Weszła pod prysznic i wyliczyła sobie rzeczy, które powinna zrobić. Najpierw zadzwonić do mamy. Pozmywać. Nakarmić kota. Donnie się nim zajmował, ale poza tym nieszczególnie się nim interesował. Do Donnie'ego nie zadzwoni. Zadzwoni do Isabelle. Do Donnie'ego zadzwoni wieczorem. Chociaż liczyła, że wróci do tego czasu. 

 Wyszła, wytarła się, wysuszyła włosy. Wreszcie sięgnęła po telefon.

 – Cześć, mamo – westchnęła. Kobieta wyjątkowo odebrała. Z reguły Agnes nagrywała się na pocztę głosową. 

 – Cześć, kochanie, stało się coś?

W ustach mamy nawet "kochanie" brzmiało strasznie sucho. Ale szło się przyzwyczaić.

 – Donnie jest w szpitalu. – Załamał jej się głos, ale tylko odrobinkę. – Jest z nim Isabelle, zaraz będę do niej dzwonić. Masz dużo pracy? Może mogłabyś wrócić do domu na trochę?

Kilka sekund ciszy, w końcu westchnienie. Mama niespecjalnie lubiła wracać do domu.

 – Mam dużo na dzisiaj. Ale potem będzie parę dni luzu.

 – Czyli przylecisz?

 – Jutro. Może dzisiaj w nocy. Chociaż wolałabym jutro, jestem zmęczona.

 – Rozumiem.

 – Zobaczę.

Kolejna chwila milczenia. Nie rozmawiały za dużo, czasami Agnes miała wrażenie, że mama dosłownie zapomniała, jak z nią rozmawiać. Z Donnie'm jeszcze jakoś jej szło, ale...

 – A ty? Jak się czujesz? – odezwała się w końcu kobieta. 

 – Fizycznie okay. Ale przejęłam się.

 – Rozumiem. Będzie dobrze. Donatello zawsze da sobie radę. 

 – Wiem. 

 – Odwiedzisz go jeszcze dzisiaj?

 – Może pod wieczór. 

 – Tylko nie wracaj późno.

 – Dobrze.

 – To pa?

 – Tak, chyba pa.

To brzmiało już skrajnie bezpłciowo, ale i tak to doceniała:

 – Kocham was. Trzymajcie się.

Dźwięk końca połączenia rozbrzmiał, zanim Agnes zdążyła odpowiedzieć.

Może to i lepiej.

Zajęła się zmywaniem. Kolejny telefon odkładała, jak mogła.

 

Isabelle 

Już trochę zapomniała jaki był chorowity. Rzadko go widywała i zawsze był zadbany. Przez to wszystko był z lekka wychudzony, ale i tak emanowała z niego jakaś wewnętrzna siła. Teraz kiedy przymykał oczy, wydawał się taki drobny. Jak dziecko. 

Dziecko. Takiego go poznała. Miała wrażenie, jakby każda sekunda ich znajomości wracała teraz do niej, spadała jak kropla deszczu. Ale bolało, więc może to jednak były odłamki szkła? 

Zaczęło w nią uderzać to wszystko, od początku. Kiedy pierwszy raz ją przytulił i było to tak skrajnie niezdarne. Kiedy pierwszy raz go pocałowała, kiedy on pierwszy raz pocałował ją. Wtedy nie padał deszcz, wtedy świeciło słońce. Zaszło kiedy to wszystko się tak okropnie popsuło.

Zaczął się wiercić, jakby w końcu miał się do końca ocknąć, więc szybko poprawiła włosy. Nie musiał widzieć tego nieszczęsnego pasemka.

Otworzył jedno oko, chyba raziło go słońce. Nie było znowu tak jasno, ale dwie godziny leżał z zamkniętymi oczami. Dwie godziny z życiorysu. Ale dla Donnie'ego. Wierzyła, że się opłaci.

 – Liczyłem, że się znudzisz i pójdziesz – mruknął. Znając jego, nie chciał, żeby słyszała, jak słabo brzmi jego głos. – Nie jesz, nie chodzisz do łazienki? Siedzisz tu bez przerwy.

 – W sumie to chce mi się sikać. 

 – Trzeba było iść. 

 – Uciekłbyś albo coś. 

 – Jasne, uważaj, bo pobiegnę.

Przewróciła oczami. 

 – Nie jesteś przykuty do łóżka.

 – Według idiomu jestem.

 – Raczej byś wstał. Masz kroplówkę, nie powinieneś być osłabiony. 

Znowu zamknął oczy i westchnął. Strasznie tego nie lubił. Kiedy ktoś chciał czegoś ponad jego siły. 

Uśmiechnęła się lekko, jednym kącikiem. Przynajmniej się nie zmieniał.

 – Chcesz się ścigać na wózkach?

 – Najpierw chciałbym wiedzieć, czego ode mnie chcesz.

 – Dopilnować, żebyś nie umarł i zapytać, co słychać. No i szczerze mówiąc, to obiecałam Agnes, że trochę posiedzę.

 – Idiotyczna sytuacja. Nie sądziłem, że do tego dojdzie.

  – Dobrze, że została w domu. Prawie zemdlała. 

  – Zadzwonisz do niej?

 – Jeśli ona nie dzwoni, to znaczy, że nie ma siły rozmawiać.

 – Okay. Nie jesteś głodny?

 – Może trochę.

 – Przynieść ci coś?

 – Możesz mi podać kanapkę z plecaka.

Miała wrażenie, że brzmi to strasznie grzecznościowo. Z dystansem. Ale i tak czuła to, że rozmawia z kimś, kogo bardzo dobrze zna. Jak rozmowa z kimś po czterdziestu latach małżeństwa. Kiedy nie wiesz już, czy go kochasz, ale jesteś strasznie przyzwyczajony.

Kiedy zaczął jeść, oznajmiła, że idzie do łazienki. Gdy wróciła, Donnie gapił się w telefon. Palec wisiał mu w powietrzu, jakby nie wiedział, co robić. 

  – Co robisz? – zapytała cicho.

 Schował telefon i wzruszył ramionami. 

 – Mama dzwoniła, mówiła, że rozmawiała z Agnes. Zastanawiałem się do kogo jeszcze zadzwonić. Ostatecznie pogadałem chwilę z Alexem.

 – Mhm – mruknęła. – A Anne Evans?

 – Anne Marie nie powinna się tym teraz przejmować.

Odpowiedział szybko, jakby opracowywał to od dłuższego czasu. Skrzywiła się. 

Chciała go odzyskać. Chciała też, żeby był szczęśliwy, a właśnie totalnie zawalał sprawę. 

Jedna rada. To jest mu winna. Pewnie i tak nie posłucha, a ona przynajmniej będzie miała czyste sumienie.

 – Ja bym była wściekła na jej miejscu, jakbym się dowiedziała od kogoś innego.

 – Nie dowie się.

 – A Alex? Wy się przyjaźnicie, ale ona przyjaźni się z nim bardziej.

Parsknął śmiechem.

 – Przestalkowałaś już wszystkich z mojego otoczenia, prawda?

 – Może. Ale ogólnie, rób sobie jak chcesz. Jak już cię zostawi za takie zagrania, to wiesz, call me.

  – W twoich snach – odpowiedział, ale oczy mu się śmiały.

Może to głupie, ale poczuła, że już jej nie nienawidzi.

 

Agnes

 W końcu zebrała się na drugi telefon. Po trzech sygnałach Isabelle odebrała:

  – Hej, Agnes. Jak tam?

 – Lepiej. Siedzisz tam jeszcze?

 – Tak, z Donatello też już jest lepiej. Zjadł.

 – To dobrze. Nie dzwonił do mnie.

 – Uznał, że może nie chcesz rozmawiać, skoro nie dzwonisz.

Pokiwała głową i po chwili do niej dotarło, że Isabelle tego nie widzi.

 – Nie mogę się w sobie zebrać.

 – Spokojnie, on to rozumie. Nawet kazał cię przeprosić, ale powiedziałam mu, że jest idiotą.

 – Idiotą do kwadratu.

Isabelle zaśmiała się cicho. Agnes uśmiechnęła się na to.

 – Napisz, jak od niego wyjdziesz. I powiedz, że postaram się przyjść wieczorem. Okay?

 – Jasne. Pa. Dzwoń jakbyś jeszcze czegoś potrzebowała.

 – Mhm, dzięki. Dzięki, że tam jesteś.

 – Nie ma problemu.

Tym razem Agnes się rozłączyła. Zanim zdążyła powiedzieć coś głupiego. Ciężko jej to było przyznać, ale trochę tęskniła za Izzy. Kiedyś była dla niej jak starsza siostra. 

Zawsze była "starsza". Dzieckiem była tylko przy Donatello.

Ale nie mogła się teraz na niczym skupić. Cały czas miała przed oczami bladą twarz Donatello. Nie chciała być sama. Ale nie mogła zadzwonić po Annie. Nie mogłaby jej patrzeć w oczy. A poza tym zapytałaby, co się stało, a Agnes nie wiedziałaby, co odpowiedzieć. Oficjalna wersja była, że Donnie poleciał do Francji, do dziadka w pilnej sprawie.

Hall. Hall na pewno by przyszedł, gdyby go poprosiła. On już wiedział, co się stało, mogła z nim porozmawiać. Dlaczego ona właściwie traktowała? Był dobrym człowiekiem. On na pewno przyjdzie, jak tylko Agnes zadzwoni. 

Więc szybko wybrała numer. 

Cisza, sygnał, cisza, sygnał.

Dźwięk odrzuconego połączenia. 

Usiadła na ziemi i zaczęła płakać.

Karma – pomyślała. – Karma wraca. 

Trzęsły jej się ręce, kiedy przeglądała listę kontaktów. Ktoś, ktokolwiek. Ktokolwiek kto mógłby do niej teraz przyjść.

Do nikogo nie odważyła się zadzwonić.

 

Isabelle

 – Długo zamierzasz jeszcze tu siedzieć? – westchnął.

 – Nie wiem, na razie się nie nudzę.

 – Nie wiem, czy przyjmą mi recepty w postaci żurawi origami, więc może jednak idź już sobie.

Zaśmiała się cicho. Widziała datę, były już nieważne. Poza tym lekarz sam przed chwilą powiedział, że przepisze mu inne leki. Ale przyczepić się musiał.

Podniosła na niego wzrok. Nadal był blady jak... Ciężko było jej nazywać bladość Donnie'ego, bo praktycznie nigdy nie miał na twarzy kolorów, ale w każdym bądź razie, był bledszy niż zwykle. Teraz dodatkowo miał jakąś idiotyczną minę.

Przesunął się na skraj łóżka i zaczął zdejmować jedną nogę.

 – Może ci pomóc? – rzuciła.

Nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem. Postawił drugą nogę i powoli zaczął wstawać. Przeszedł trzy kroki i prawie złamał nos na ścianie. Westchnęła i do niego podeszła. 

 – Naprawdę mogę ci pomóc.

 – Nie chcę twojej pomocy.

Nigdy nie lubił "litości". Ale to "twojej" sprawiło, że jednak nie była pewno co do jego nienawiści.

Wepchnęła się pod jego ramię, więc w końcu niechętnie się oparł, choć chwilę się musiał po przepychać i rzucić kilka ciekawych kolokwializmów. Z powrotem zrobiło jej się miło. Wiedziała, że jad wypluwał z siebie tylko przy niej i przy Chrisie. No chyba że coś się zmieniło?

Nie wiedziała co robić. Jak się zachować, co mówić? Naprawdę miała ochotę wygooglować "jak odzyskać chłopaka". Może nawet dopisałaby "po tym jak rzuciło się go przez telefon". W sumie to nie zdziwiłaby się, jakby jej nie wybaczył. Ale liczyła, że w końcu zrozumie. To była prawie wyłącznie jego wina. Ona już nie wiedziała, co powinna zrobić.

Zaprowadziła go do łazienki, potem poszli do automatu. Kupili trochę słodyczy, kawę (kolejne kolokwializmy opisujące jej nieidealny smak) i wrócili do pokoju. 

Naprawdę nie czuła się źle w jego towarzystwie, nie zachowywał się tak, żeby musiała.

I kiedy już miała zacząć jakąś poważniejszą rozmowę, do sali wpadła jakaś mała burza.

 – Donatello! – krzyczała blondynka. – Ja po prostu nie wiem co robić!

 – Maia, spokojnie – westchnął. – O co chodzi? 

 – Jest przesłodki, ale ja już mam zajęte serduszko!

 – Przesłodki to za mało – powiedział twardo, a burza ucicha. 

Skinęła głową z równie twardą miną. Pewnie gdyby się w porę nie obudziła to po prostu wyszłaby, jak gdyby nigdy nic. Ale choć było widać, że myślami była zupełnie gdzie indziej, zapytała:

 – A z tobą jak tam?

 – Przeżyję.

 – To super. To ja lecę. W ogóle widziałam Anne w meblowym, słabo wyglądała.

Typowy Donnie wychwyci najważniejszą rzecz:

 – Po co byłaś w meblowym?

 – Przechodziłam obok.

Pokiwali głowami i już jej nie było. Do Donnie'ego chyba powoli zaczęło docierać, bo jego wzrok zrobił jej mocno nieobecny.

Westchnęła. To najwidoczniej jeszcze nie był ten dzień. Jej dzień.

 – Będę się zbierać.

Stała już w progu gotowa odejść jako przegrana.

Ale on nigdy nie przestawał jej zadziwiać.

 – Dziękuję. Dziękuję, że tu ze mną siedziałaś i odciążyłaś Agnes.

Może przegrana, ale przynajmniej z uśmiechem na ustach.

 – Nie ma za co, Donnie.

 

Agnes

Poddała się. Teraz już sama nie wiedziała, czy bardziej bolał ją fakt, że Donnie znowu wylądował w szpitalu, czy to że była z tym sama. Chciała do niego iść, ale naprawdę nie była w stanie wstać. Siedziała na podłodze w kuchni, bez zmian odkąd usłyszała ten okropny dźwięk.

Przecież twierdził, że się zakochał. Więc dlaczego Hall... Alex... Nie, dlaczego Alec odrzucił ten nieszczęsny telefon. Przecież wiedział. Przecież mógł się domyślać w jakim była stanie. 

Dlaczego?

Dawno nie było jej tak źle. Dopiero teraz do niej dotarło, że gdyby nie ta idiotyczna bariera wstydu, mogłaby dumnie i na głos powiedzieć że tak! ona też go lubi! Ona też go lubi w ten sposób! Zresztą, jakiego wstydu. Chyba po prostu szukała powodu, żeby móc się dalej nad sobą użalać. Że jest sama, że nikt jej nie chce. Nikt, poza kimś takim... No właśnie: jakim?

Wykonała pierwszy ruch od godziny. Położyła się na zimnych kafelkach, zwijając w pozycję embrionalną.

Do nikogo nie mogła mieć pretensji. Tylko do siebie. Była naprawdę żałosna. Nawet fakt, że w kółko to sobie wypominała był żałosny. Teraz powinna zebrać się w sobie, wstać i zrobić coś ze swoim życiem. W pierwszej kolejności odwiedzić Donnie'ego. Potem dobijać się do Aleca. A jeszcze później zapisać się na jakiś kurs motywacyjny. Chyba nawet ostatnio dostała gdzieś ulotkę. Może miałaby ją jeszcze w torebce?

Sięgnęła ręką gdzieś w przestrzeń i przypomniała sobie, że raczej nie wstanie. Była zbyt przybita. A szkoda, bo już prawie się zebrała.

Potrzebowała impulsu. Mocnego jak dobry policzek impulsu. 

Mimo wszystko dzwonek do drzwi zignorowała. Telefon też. Kolejne dziesięć dzwonków, walenie w drzwi. 

 – Hej! – Już prawie do niej dotarło, ale nadal jak przez mgłę. – New Age! Wiem, że jesteś w domu.

Zamrugała kilka razy. Usiadła, po chwili nawet całkiem wstała, a walenie w drzwi nie ustawało. 

Przeszła do przedpokoju i choć poznawała głos, widok jego twarzy i tak ją zdziwił

 – Alec – wydusiła tylko. 

 – No co tam? – rzucił leniwie jak zawsze.

W oczach jednak miał mnóstwo niepokoju. Niepokoju o nią?

Jak mogła pomyśleć, że ją zawiedzie?

 

Anne

Nie była słaba. Co jak co, ale nie była słaba. Może się popłakała, ale miała siłę wstać i pobiec.

Pożegnali się z Alexem. Rozeszli się w dwie różne strony, każde miało swoje sprawy. Każde musiało kogoś dogonić. A ona teraz musiała złapać Donatello Chevaliera zanim całkiem jej się wyślizgnie. 

Nigdy się nie poddawała. Więc nie podda się i teraz. 

Mógł sobie być przewodniczącym, najstraszniejszym człowiekiem w szkole. Mógł sobie dziedziczyć jakąś w sumie niemałą firmę. Ale teraz już mogła mówić do niego Donatello. Więc zamierzała porozmawiać z nim, a nie z tym, kim miał być i plątała się coraz bardziej, ale i tak zamierzała mu teraz wykrzyczeć to wszystko, czym tak bardzo ją ranił!

Zatrzymała się, kiedy usłyszała swój dzwonek. Przy okazji mogła zaczerpnąć tchu.

Jej organizm powoli rozumiał, że na samej złości daleko nie dojdzie, a żołądek przypominał, że w sumie to od jakiegoś czasu nie jadła. 

Zgięła się w pół, odczuwając te wszystkie fizyczne dolegliwości, które wcześniej zdołała wyciszyć na rzecz emocji.

 – Słucham – jęknęła, odbierając. Nawet nie spojrzała, kto dzwonił.

 – Hej, Anne, wszystko w porządku? Strasznie słabo brzmisz. 

Kilka sekund zajęło jej powiązanie głosu z osobą. Donatello, no i masz.

 – Tak, wszystko okay. – Starała się nie dyszeć. – Wyszłam pobiegać, złapała mnie kolka.

 – Uciskaj.

 – Wiem. – W końcu zaczerpnęła większy wdech, jej organizm na chwilę przestał się buntować. – A co u ciebie? Nagle zniknąłeś. 

 – Dlatego dzwonię. 

Trochę mu to zajęło. Ważne, że w końcu się zebrał. To dobrze... Prawda? 

 – Przyznam, że słyszałam różne wersje – westchnęła.

 – Możemy porozmawiać o tym na żywo? 

 – Zaraz będę.

Nie czekała. Rozłączyła się.

Dalej już nie biegła, ale wciąż szła szybkim marszem. Nie mogła się zmusić do tego, żeby zwolnić choć trochę. Chciała to już wyjaśnić. Chciała mu wszystko wyrzucić. Chciała wiedzieć na czym stoi.

Ale przede wszystkim... To chyba była jej słaba strona... Chciała go zobaczyć i zobaczyć jak się czuł. 

Już podchodziła, żeby zapytać o salę, kiedy silny uścisk, jej przerwał. Złapał ją od tyłu i wtulił twarz w jej włosy. Chciała czy nie, wszystkie żale natychmiast ją opuściły. Jeśli to faktycznie była słabość, to teraz poczuła się bardzo słaba. 

Ciężko westchnęła i przekręciła się tak, żeby móc go objąć. Wplotła palce lewej dłoni w jego włosy, prawą kurczowo zaciskając na szpitalnej koszuli. To chyba to ją rozczuliło najbardziej. Że nawet on wyglądał teraz słabo.

Zaprowadził ją do pokoju. Wciąż zaciskała pięść, kiedy siadła na krześle. 

 – Co się właściwie stało? – wydukała w końcu.

 – Mówiłem, choruję. Czasem jest dobrze przez długi czas i nagle zaczynam się dusić.

 – Tak bez powodu? – Spojrzała na niego sceptycznie. – Coś średnio to brzmi.

 – Może się trochę przejąłem. Tą wizytacją. 

Uśmiechnęła się w duchu, ale starała się nie pokazywać tego na twarzy.

 – Nie sądzę, że przejąłeś się tym aż tak.

 – A jednak – rzucił krótko. Chyba miał już dość rozmowy.

Westchnęła ciężko. 

 – Dlaczego nie zadzwoniłeś od razu? 

Może nie powinna od razu przechodzić do rzeczy, ale on też nie powinien tak na siłę skracać konwersacji.

 – Nie chciałem, żebyś się martwiła.

 – Nie ufasz mi.

Spojrzał na nią z taką złością, że aż się przestraszyła. Zauważył to jednak i dodał cicho, łagodniejszym głosem.

 – Nie chciałem wyjść na ofiarę.

Nie mogła się powstrzymać – parsknęła śmiechem. Naprawdę był aż tak głupi? Wyjrzała, żeby zobaczyć czy jakaś pielęgniarka jej nie przyłapie i kiedy stwierdziła, że jest miarę  bezpieczna, wsunęła się obok niego na łóżko. 

Długo pomilczeli, ale to było przyjemne milczenie. Mimo wszystko cały czas czuła się jakoś nieswojo. Jakby ciągle coś nad nimi wisiało. Albo między nimi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • KarolaKorman 25.06.2017
    ,,że jednak nie była pewno co do jego nienawiści.'' - pewna
    ,,musiał po przepychać i rzucić kilka ciekawych '' - to ,,po przechylać'' zamień na coś innego, bo nie ma takiego słowa, może wymigiwał się
    ,,bo jego wzrok zrobił jej mocno nieobecny.'' - zrobił się
    Bardzo fajna część. Każdy z nich m jakieś własne przemyślenia, plany, nadzieje, a coś wciąż stoi każdemu na przeszkodzie. Doni'ego choroba chyba faktycznie nasila się w momencie stresu, czyli spotkanie z Isabelle nie było takie bez znaczenia. Chciał zobaczyć się z Anie, ale kiedy już była, znów coś go ograniczało, by pokazać jej uczucie. Agnes mnie zmartwiła w tej części, chyba bardziej jak Doni. Ta jej niemoc była straszna. Dobrze, że przyszedł Alec. I jeszcze Isi, jej też mi było szkoda. Ciągle ma nadzieję, że wrócą dobre czasy z Donim, a tu takie wszystko zagmatwane i niejasne. Może tylko robi sobie niepotrzebnie nadzieje?
    Ichi, wiesz, że niedługo będzie dwa lata, jak piszesz to opowiadanie? Aż dziś zerknęłam na pierwszą część, kiedy było wstawione. Podziwiam Cię, że tak go ciągniesz :) Ja nie umiem tak pisać. Myśli mi gdzieś ulatują i tracę zapał. Zostawiam 5 i pozdrawiam serdecznie :)
  • Ichigo-chan 25.06.2017
    No fakt, zaczęłam jakoś w wakacje. No ciągnę, ale obiecałam, więc jest xD Dziękuję za 5 ♥♥♥
  • KarolaKorman 25.06.2017
    Ichi, a co z rysunkiem Anie? Narysowałaś? Można go gdzieś zobaczyć?
  • Ichigo-chan 27.06.2017
    O jezu, zapomniałam go doczepić, zaraz to zrobię
  • Paradise 27.06.2017
    ale fajnie, że dodałaś rozdział :D zerkałam co jakiś czas i w końcu dzisiaj się udało :D stęskniłam się za Donniem <3 miałam nadzieję, że Alex nie zostawi Agnes samej :) ale Izzy niech sie trzyma z daleka :P zostawiam 5 i chcę więcej :D
  • Ichigo-chan 27.06.2017
    Ja tam lubię Izzy >:) Dziękuję za komentarz ♥ ostatnio narzuciłam trochę lepsze tempo pisania, więc liczę, że nie będzie to trwało tyle co zwykle, ale piszę jeszcze dwa inne opowiadania więc XD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania