Virgil – Wspaniała przyszłość. Marsz Równości
Poprzednia część: "Virgil – Wspaniała przyszłość"
Virgil wstał z łóżka, przeciągnął się, owinął się dziwnym, pełnym kabli i przewodów prześcieradłem, i zrobił to, co robił zawsze z rana setki tysięcy lat temu – podszedł do okna, by odetchnąć świeżymi spalinami z nowojorskich ulic.
— Czy mamy dzisiaj jakieś święto? — pytał, wskazując na maszerujący ulicą pochód.
— Tak, to najważniejsze święto międzygalaktyczne, Marsz Równości — wyjaśnił męski Głos kobiety z niekobiecą „końcówką”.
— Jaka to liczba na tym plakacie? Niestety z liczb rzymskich zawsze umiałem tylko do XXI wieku.
— Ta liczba oznacza milion osiemset tysięczny Marsz Równości.
— I przez tyle marszów nie udało nam się jeszcze osiągnąć równości? — Zaniepokoił się Virgil.
— Niestety nie, zawsze ktoś stawał nam na drodze, w zeszłym roku byli to szczudlarze — wyjaśnił Głos.
— Zawsze podejrzewałem, że szczudlarze knują przeciwko równouprawnieniu — Virgil podzielił się swoim wnioskiem. — Dlaczego te karły niosą siebie nawzajem na plecach?
— W tym roku na marsz przybyło dużo koszykarzy i musieliśmy zniwelować zbyt wielkie nierówności pomiędzy uczestnikami. Ponadto podejrzewamy, że nagły wzrost aktywności koszykarzy o wzroście powyżej dwóch metrów jest działaniem wywiadu jakiejś obcej planety, sprzeciwiającej się idei równości — wyjaśnił Głos.
— Prawie dwa miliony lat temu również sądziłem, że nagły wzrost aktywności mojej niedoszłej teściowej w zwalczaniu mnie jest oznaką pracy dla wywiadu innej planety. Nawet powiedziałem jej, że jest kosmitką...
Komentarze (11)
5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania