Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Opko - WiB1 - Całkowita anihilacja
Dwumetrowy, zaostrzony bełt z dwimerytu śpiewająco przeszył jej ciało. Wszedł tuż pod łopatką, przebijając prawe płuco. O dziwo nie ranił serca ani głównych naczyń.
Odpowiedzią organizmu na ból była utrata przytomności.
***
Pół wieku temu, światem wstrząsnęła wojna sfer. Nierozważnie w użytek poszedł atom, w odwecie starożytna, zakazana magia. Zniszczono doszczętnie każdy bunkier, rozbito wszystkie bariery, zbezczeszczono święte miejsca i zamknięto wszystkie portale. W całości wyginęło wiele ras istot rozumnych, a te które przetrwały były na skraju wymarcia, walcząc między sobą o resztki tego, co zdolne były zjeść.
Ziemia uznana została przez sfery za niestabilną i bezużytecznie jałową. Zniszczona niemal doszczętnie, a o nieżyzne zgliszcza żmudną walkę toczyło to, co stanowiło ułamek potężnej niegdyś fauny i flory. Zmieniła się w miejsce, o którym wszyscy chcieli zapomnieć.
Była to wojna, w której nie wygrał nikt, a przegrali wszyscy.
***
Z podziemnej kryjówki została wygnana przez głodną społeczność. Cenę za powrót stanowiło pożywienie. Trzy niebezpieczne tygodnie zajęło jej dotarcie do ruin fortu, będącego jednym z najdłużej broniących się bastionów ludzi. W przeklętym miejscu, które przeczesywała, rozsiane były wszędzie szkielety dawnych magów. W całkowitej ciemności nocy to jaśniały na niebiesko lub zielono w miejscach, gdzie wyryto jeszcze za życia runy, to przygasały. Zamknięta w nich szczątkowa moc magiczna jęczała i szeptała spontanicznie w nieznanym języku, błagając o ekstrakcję, o uwolnienie. Czasem zniecierpliwiona niemal wykrzykiwała lub piszczała obłędnie.
Wzięła kilka piszczeli.
Miejscami słychać było też charakterystyczne trzeszczenie licznika Geigera, który miała przytroczony do kamizelki taktycznej. Pozwolono jej również wziąć do obrony jedną z dwóch pozostałych, rubinowych kul. Jak pupil wdzięcznie lewitowała przed jej krokami, oświetlając delikatnie drogę, dając możliwość oglądania świata niewidzialnego, świata duchów. W tym miejscu było co oglądać. Umęczonych, przykutych do runów dusz nie dało się zliczyć.
Przy wejściu do jednego z umocnionych budynków leżało doskonale zachowane cielsko czarnego smoka. Na ogromnym jak stodoła łbie widniał znak, z którego wydobywał się złoty dym roztaczający na okolicę niemal oślepiającą poświatę - cel wędrówki. Moc zakuta w czaszce “Sardseldo” była w stanie karmić całe podziemie, najprawdopodobniej, przez najbliższą dekadę, lecz kolejne kroki wymagały przemyślenia. Nie mogła tak po prostu sięgnąć po smoczą magię, nie potrafiąc nawet oszacować jak jest potężna. Z drugiej strony wachlarz możliwości miała ograniczony.
Odsunęła się jak najdalej i na próbę posłała w stronę jaśniejącego dymu wielki rubin. Nagły łuk energii, przeskoczyła ze smoczej głowy na kulisty kamień a następnie z hukiem prasnął w jej wielokrotnie wzmocnioną, magiczną barierę, rozbijając ją na strzępy. Usłyszała za sobą mechaniczny trzask, świst, a na końcu własny krzyk. Podjęła błędną decyzję.
***
Wędrując po błękitnym bezkresie, poranne słońce rozpoczęło niekończącą się pogoń za nieuchwytnymi cieniami, chowającymi się przed światłem pod fałdami piaszczystych wydm.
Dwa potężne mechanoidy niosły ją związaną na dwimerytowym pręcie tak jak dawniej wiązano wymarłe już sarny. Ten z przodu niósł na plecach poskładaną balistę, a w stalowej dłoni błyszczał złowrogo wielki rzeźnicki tasak.
Obudził ją kaszel dążący do wykrztuszenia z płuc zakrzepłej po części krwi, a któremu udało się jej w końcu przeciwstawić. Próby dźwignięcia głowy kończyły się fiaskiem. Siłę, by walczyć odbierał palący ból w klatce piersiowej oraz dwimeryt.
- Chyba żyje. Rusza się. - odezwał się syntetyczny głos o kobiecym zabarwieniu.
Zatrzymali się i położyli żywy wisior na nieprzyjemnie gorącym piasku. Ten, którego plecy już widziała, odwrócił się i kucnął w towarzystwie syczenia siłowników i wirujących silniczków krokowych. Płyty hełmu rozsunęły się z metalicznym trzaskiem, roztaczając chłodną mgiełkę. Ujrzała ludzką twarz lecz okaleczoną i zdeformowaną. Ostre jak igły, metalowe zębiska sterczały z szerokiej pozszywanej nitami paszczy. Dwie przezroczyste rurki z pianą w środku, odsączały ślinę nieprzyjemnie siorbiąc. W miejsce oczu wrażono implanty optyczne, otulone przekrwionym białkiem wyłupiastych gałek ocznych. Skórę twarzy, wypaloną niemal do kości, przeszywały tysiące włosowatych, miedziano-rudych przewodów, łączonych we wiązki aluminiowymi tulejkami. Pomiędzy przewodami tańczyły iskierki wyładowań elektrycznych.
- Masz imię? - rozległ się, nie wywołujący ruchu szczęki, równie syntetyczny lecz bardziej męski głos.
Przerażona nie odpowiedziała.
Cybernetyczne gałki oczne przestroiły soczewki bzycząc i zwróciły się w stronę drugiego mechanoida bez nawet najdrobniejszego ruchu reszty maszyny i ciała.
- Jestem Meg a to John. Jak Ci na imię? - usłyszała zza pleców pytanie.
- Jaga. Jestem Jaga. - odpowiedziała ośmielona, żeńskim głosem.
- Jago. Miło Cię poznać. Po co Ci piszczele? - zapytał jakby milszym głosem John.
- Jestem głodna. Żywię się..
Znienacka metalowa pięść Johna przerwała jej odpowiedź. Jak taran zmiażdżyła jej żuchwę oraz kość nosową, wybijając przy okazji połowę uzębienia, które rozbryzgnęło się na piasku w biało czerwony melanż.
- Mówiłem Ci, że to wiedźma. - warknął John wstając.
Organizm znów pozwolił jej odpłynąć.
***
- Chcesz dusić czy zjesz gotowaną?
- Nie ma czasu, od miesiąca nic nie jedliśmy. Mechanicznie wszystkie wskazania poprawne ale biologicznie jesteśmy wyczerpani. Musimy się posilić. Zjemy z rusztu.
- Szkoda. Ona jest bardzo ładna.
- A ja bardzo głodny więc przestań pieprzyć tylko rozpalaj.
Meg, miotaczem ognia zamontowanym na przedramieniu podpaliła ledwie żywe drzewo, powalone na środku pustkowia, będącego niegdyś lasem.
Nad szalejące płomienie, przenieśli dziewczynę, która odzyskiwała przytomność co jednak nie trwało długo.
…
Na nieszczęście Meg i Johna oraz ku zgubie całego świata, Jaga nie była zwykłą wiedźmą - maruderem. Jako potomek magów, pół elf, pół człowiek w jej ciele skomasowana była potężna magia, która w chwili śmierci została uwolniona. Na powierzchni planety wyrwany został krater o średnicy niemal trzech tysięcy kilometrów. Przy okazji powstałej eksplozji, ziemia została wybita z orbity, a jej tor odchylony w kierunku słońca.
Komentarze (34)
Ponczek, jesteś jak grom z jasnego nieba!
Działasz bez ostrzeżenia?
Przeczytam później, ale masz ogromnego plusa za działanie bez cereieli?
Zaznacz Trening Wyobraźni
Płyty hełmu rozsunęły się z metalicznym trzaskiem, roztaczając chłodną mgiełkę. Ujrzała ludzką twarz lecz okaleczoną i zdeformowaną. Ostre jak igły, metalowe zębiska sterczały z szerokiej pozszywanej nitami paszczy. Dwie przezroczyste rurki z pianą w środku, odsączały ślinę nieprzyjemnie siorbiąc. W miejsce oczu wrażono implanty optyczne, otulone przekrwionym białkiem wyłupiastych gałek ocznych. Skórę twarzy, wypaloną do kości, przeszywały tysiące włosowatych przewodów łączone we wiązki aluminiowymi tulejkami. Pomiędzy przewodami tańczyły iskierki wyładowań elektrycznych.
Podniosłeś poprzeczkę na wysokość Pałacu Kultury, szczęka opada.
Jestem pod wrażeniem! Ale może temu, że nie czytałam Wiedźmina, więc
?? oraz ??
??
To opowiadanie to nie tylko wiedźmin. To taki mix międzygatunkowy ?
że pozostali uczestnicy również zawalczą barwnymi opowieściami ??
Łap za pióro ?
Nie dowiesz się jak nie napiszesz a ja jestem przekonany, że się łatwo nie poddasz ?
Pozdrawiam ?
''ciało tuż pod łopatką
słońce rozpoczęło niekończącą
do wykrztuszania z płuc''
Tak więc słowa "Nierozważnie w użytek poszedł atom" są ostrzeżeniem.
Opisane opłakane skutki też.
Pozostawiłeś na końcu cytaty, mam wrażenie, że nie dokończyłeś myśli.
Dziękuję za przeczytanie ?
nie wiem. W jakim sensie to są błędy? ?
Teraz widzę. Dzięki za pomoc. Mieni mi się w oczach już. Czas na mnie.
Co do atomu i Boga.
Uważam, że to nie jest dowód na istnienie Boga. Raczej dowód na to, że ludziom u władzy nie kalkuluje się doprowadzenie świata do stanu, który opisałem - który opisuje wielu twórców, a do tego się sprowadza użycie atomu.
Bomby atomowe wybuchały w przeszłości często i gęsto na terenach niezamieszkałych, poza konfliktami. W zasadzie doprowadzając do kataklizmu ekologicznego na Pacyfiku. W międzyczasie spadły na Japonię. Ludzkość nie chce tego powtórzyć.
Jest jednak jeden naród, który powoli wyrzeka się ludzkości. Czy jeżeli ci pozbawieni do reszty ludzkich odruchów walną atomówkami to będzie to dowód, że Boga nie ma?
Z zasady nie używam obelg pierwszy. Wolę rozmawiać niż przerzucać łajno. (że tak się wyrażę).
Z rozmowy można się czegoś dowiedzieć. Z przerzucania...
Wracając wyżej to chcę dopowiedzieć, że ja wcale nie twierdzę, że Boga nie ma. Nie wiem czy jest. Niektórzy ludzie, którzy mnie o nim uczyli okazali się kłamcami więc ciężko mi wierzyć w ich słowa.
Bardziej bym się skłaniał ku stwierdzeniu, że Bogów jest więcej i pieczę nad naszymi życiami dalej trzymają Bogowie naszych przodków. Mimo, że naród się od nich obrócił, poczynił wiele aby o nich zapomnieć.
Co do dawnych religii, mam taką małą teorie, może głupia, a co jeśli nad wszystkimi religiami czuwa jeden, testując, która najbardziej pasuje do ludzi, bądź modyfikuje je wraz z rozwojem cywilizacji? Ludzie wbrew ppzorom są w pewnych sprawach inni niż w przeszłości, dotyczy to również regionów. Ciągle myśle nad tym czemu chrześcijanizm zadomowił się w Europie, muzumanizm w bliskim wschodzie afryce i tak dalej... a może dlatego, że bardziej pasowała? Dla surowych warunków i ludzi do nich dostowanych islam, do bardziej otwartych na umysle chrzescijanizm. Tak patrząc na to, mam wrażenie jakby ktoś to wszystko posortował uwzględniając różne warunki. Niemalże w każdej cywilizacji istniała wiara w cokolwiek, to tylko pokazuje, że coś nad nami jest, szczegółem jest co. Ale to tylko moja opinia.
Całkowicie się zgodzę, że księża są tylko ludźmi ale i na pewno widzisz, że oni na własne życzenie wybrali, życie bez rodziny. W sensie głowy kościoła po to, żeby się majątek nie rozchodził między wdowy. To jest w mojej opinii działanie wbrew naturze człowieka. Mało tego przeciwko temu co Bóg do ludzi powiedział: "idźcie i rozmnażajcie się". Nie powiedział: " .. ale Wy duszpasterze moi mediatorzy zostańcie w samotności.". To jest tylko i wyłącznie wymysł ludzki i moim zdaniem znęcanie się nad człowiekiem.
Co do teorii o Bogach i religiach, podoba mi się. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem w ten sposób chociaż pierwsze co mi przyszło do głowy to, że ludzie mają różną percepcję więc wymyślili sobie różnych Bogów w zależności od regionu. Popatrz w różnych częściach świata ludzie używając innych języków używają automatycznie innych mięśni twarzy. Wyglądają przez to różnie. We wszystkich jednak religiach Boga porównuje się do człowieka. Choć w niektórych nie wolno rysować jego wizerunku.
Tak czy inaczej teoria warta rozważenia.
Pamiętaj, że wizerunek można zniszczyć, skalać, obrzucić czymś gorszym i tak dalej, trochę rozumiem ten zakaz, wprawdzie łatwiej jest się modlić widząc postać, ale też łatwiej jest użyć do obraźliwych celów. Tak czy siak, gdyby coś nie było na rzeczy , nie mielibyśmy tylu różnych przykładów. A jednak potrafimy się zabijać tylko dlatego, że ktoś inaczej to sobie wyobraża. Albo obrażać bo nie wierzy. Sprawa wiary bądź jej brak jest skomplikowana i niejednoznaczna, chociaż dałoby się wypracować kompromis, bo tym nasze życie jest, jednym wielkim kompromisem. A teraz trzeba spać, bo znowu zacznę rozprawkę. Trudno się powstrzymać, gdy słowa układają się same.
Prawda, prawda, prawda ?
Odnośnie kler w Polsce i na świecie mam jeszcze jedno do powiedzenia. Uważam, że są tam wprowadzeni ludzie z zewnątrz, którzy mają mącić. Sprawiać, że kościół będzie odpychający. Agentura.
Tak czy inaczej obraz kościoła jest taki, że jeżeli nie przejdzie gruntownej reformy i nie zacznie nadążać za światem to zginie. Nie wiem, czy górę weźmie islam czy Swarog z Pieronem ale wojny na tle religijnym zawsze należały do najkrwawszych.
Uświadomiłeś mi motywy dlaczego islam nie pozwala rysować Mahometa.
Myślałem, że dlatego, że jest brzydki :P Przypomniała mi się zamach na redakcję Charlie Hebdo.
Dobrej nocy.
Skoro świat jest nastawiony na KULT przyjemności to czy to nie jest już samo w sobie religią? Która podgryza wszystkie inne dookoła? Chrześcijanie nazywają LGBT zdeprawowanymi, muzułmanie obcinają im głowy. Efekt może różny ale pobudki, mam wrażenie takie same: strach przed utratą kontroli.
Płeć można zmienić fizycznie i owszem. Mentalnie ponoć też człowiek może stać się kobietą będąc kiedyś mężczyzną. Nie wiem. Ja nie miałem wątpliwości od dziecka a na pewno nie pamiętam, żebym miał.
Świat absurdÓW zgodzę się całkowicie. Miejsce na duchowość jest tam gdzie była zawsze. Nie na darmo mówi się o wierze w kontekście serca. Jeżeli coś w naszym wnętrzu zaczyna potrzebować siły wyższej do pomocy, lub ma potrzebę oddania czemuś czci to to właśnie jest ta duchowość i miejsce jest na nią teraz tak jak było wczoraj i będzie jutro. Tego nie zmienią najsrajniejsze ifony.
Szwedzi mają problem. Tak jak pisałem wcześniej walki na tle religijnym należą do najkrwawszych a u nich to wisi cały czas w powietrzu.
Islam jest bezwględny i dlatego ma przewagę, którą chrześcijanie utracili, w momencie jak zaczęli się rozczulać.
Nie ma potrzeby pisać o głodnej społeczności, nie wiadomo za co została wygnana, więc ofiara w postaci jedzenia mówi, że społeczność ma problemy z żywnością.
Trzy niebezpieczne tygodnie zajęło jej dotarcie do ruin fortu, będącego jednym z najdłużej broniących się bastionów ludzi. W przeklętym miejscu, które przeczesywała, rozsiane były wszędzie szkielety dawnych magów. W całkowitej ciemności nocy to jaśniały na niebiesko lub zielono w miejscach, gdzie wyryto jeszcze za życia runy, to przygasały. Zamknięta w nich szczątkowa moc magiczna jęczała i szeptała spontanicznie w nieznanym języku, błagając o ekstrakcję, o uwolnienie. Czasem zniecierpliwiona niemal wykrzykiwała lub piszczała obłędnie.
Wzięła kilka piszczeli.
Miejscami słychać było też charakterystyczne trzeszczenie licznika Geigera, który miała przytroczony do kamizelki taktycznej. Pozwolono jej również wziąć do obrony jedną z dwóch pozostałych, rubinowych kul. Jak pupil wdzięcznie lewitowała przed jej krokami, oświetlając delikatnie drogę, dając możliwość oglądania świata niewidzialnego, świata duchów. W tym miejscu było co oglądać. Umęczonych, przykutych do runów dusz nie dało się zliczyć.
Popatrz, na górze mamy ekspozycję, ale stworzoną trochę topornie, gdzie informacje podajesz w sposób chaotyczny. Najpierw więc je uszeregujmy:
- Mamy ruiny fortu jako miejsce akcji
BTW. Dlaczego on się jakoś nie nazywa? Ludzie zwykle nadają nazwy symbolom, nie wiem, fort straconych dusz, czy coś w ten deseń.
- Mamy fajną kulę
- Mamy pozostałości po bitwie.
Więc ekspozycja służy głównie budowaniu klimatu i w mniejszym stopniu pokazaniu działań bohaterki. Zmieniłbym proporcje. Klimat można stworzyć samym opisem wrażeń odbieranych przez bohaterkę, dzięki czemu pieczesz dwie sztuki na jednym ogniu.
BTW. Dlaczego nie przerzucasz na kulę perspektywy, skoro służy do skanowania, bohaterkę możesz obciążyć myślą o kontrolowaniu licznika Geigera i innych rzeczach związanych z przetrwaniem. Stworzyłeś sobie dwie płaszczyzny, ale z nich nie korzystasz, a szkoda, bo na kontraście można sporo ugrać.
Ogólnie zszedłbym bardziej w szczegóły, żeby przybliżyć bohaterkę, bo na tę chwilę, jest strasznie płaska. Znowu stworzyłeś sobie miejsce, ale z niego nie korzystasz, bo przecież może gadać do kuli, ludzie pozbawieni kontaktu z innymi ludźmi gadają do siebie, a co dopiero do takiej fajne kuli, lepsza niż pan Wilson. Tak jak pisałem wcześniej, jest tu potencjał, gdzieś coś dzwoni i fajnie można pokazać pewne zachowania, ale na samym początku powinieneś się zastanowić: co właściwie chcesz pokazać i na tym się skupić.
Pozdrawiam.
M.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania