Poprzednie częściOpko - Opieka

Opko - WiB1 - Łabędzia pieśń

W wąskim korytarzu natryski wystrzeliły strumieniem słonej wody, mocząc doszczętnie sprzęt. Pomiędzy stalową podłogą, a kratami pod sufitem popłynął prąd wystarczający, by powalić konia. Wszystkie mięśnie spięły się w bolesnym skurczu. Żuchwy pozwoliły na nienaturalnie skrępowany wrzask pełen gniewu i bólu. Po kilkunastu sekundach odłączono prąd. Łabędzie ucichły i osunęły się na posadzkę.

 

***

 

Łabędzie były dostojnymi, białymi ptakami, rozmiarem zbliżonymi do średniego psa. Swoim pięknem zdobiły parkowe stawy, jeziora, rzeki. Jak posągi w dumnym bezruchu, pływały wyznaczonymi przez siebie trasami, pozostawiając za sobą jedynie niewielkie fałdy na starannie wyprasowanej wiatrem tafli. Wspaniałość nie przeszkadzała im rzucić się na dużo większego od siebie intruza, gdy ten bezcześcił terytorium swą obecnością. Wyginęły wraz z rosnącym od bomb promieniowaniem.

Specjalny oddział sił zbrojnych ludzi nawiązywał do wspaniałych cech nieustraszonego ptaka. Wielcy i twardzi faceci wyselekcjonowani z elit wojskowych poprzez rygorystyczne kryteria. Uzbrojeni po zęby w najnowszą dostępną technologię. Wyposażenie każdego z nich warte było tyle co nowoczesny czołg. Wysyłano ich wszędzie tam, gdzie całe armie nie odnosiły zwycięstwa.

Pośród sześciu bezwzględnych bydlaków - ona. Lekki sprzęt, filigranowa kobietka. Specjalista od kamuflażu, broni białej, walki wręcz. Snajper, obserwator, inżynier polowy, medyk. Twardsza od pozostałych charakterem. Do tego zwinniejsza, szybsza, inteligentniejsza. Była dowódcą oddziału.

Jako jednostka nigdy nie unieśli się pychą. Zawsze zachowywali pełen profesjonalizm. Dlatego po ten dzień wszystko szło im jak z płatka. Dziś jednak mieli zapolować na wysoko postawionych magów.

 

***

 

2:46 rano.

 

Sztab Generalny Gildii znajdujący się na wrogim terytorium w odległości około 350 km od linii frontu.

 

Teren zniszczonego portu wraz z czteropiętrowym budynkiem mieszczący się pomiędzy portowymi magazynami, niegdyś będący placówką Policji, otaczał dwumetrowy mur. Wystawiono potrojoną wartę.

Dostanie się na teren placówki wymagało sprawdzonych metod. Samolot szpiegowski latający tuż nad troposferą, posłużył jako desantowiec. Wyskoczyli, a torem spadania kierowali za pomocą specjalnych lotek. Kilkadziesiąt metrów przed ziemią włączyły się jednorazowe napędy antygrawitacyjne, które piekły się od przeciążenia, umożliwiając oddziałowi wyhamowanie pędu.

Sześcioosobowy zespół przedzierał się bezszelestnie między stalowymi kontenerami. Nastawiając uszu, można było usłyszeć swoiste pykanie w seriach po trzy kule ze specjalnie wytłumionej broni szturmowej. Zdradzić mogły ich jedynie delikatne zielone rozbłyski poddźwiękowego prochu, lecz przeważnie było już za późno, aby zareagować.

Kiedy weszli do budynku, ukazał się przed nimi wąski podłużny korytarz, oświetlony jarzeniówkami. Jedna z nich migała jak w tanim horrorze. Ściany były pokryte białą farbą olejną, a spod betonowego, wysokiego sufitu zwisały zraszacze przeciwpożarowe. Klimat industrialny. Do drzwi naprzeciwko dzieliło ich może dwadzieścia metrów. Pierwszy wysunął z nadgarstka tarczę z elektropolimeru balistycznego, która po uformowaniu odpowiedniego kształtu i przyłożeniu właściwego napięcia twardniała. W tym stanie kilkudziesięciokrotnie przewyższała własnościami mechanicznymi najlepiej obrabianą nano stal, ważąc przy tym zaledwie kilka gramów.

Parli do przodu, ruszając jedynie lekko ugiętymi nogami wzdłuż lewej ściany korytarza. Korpusy powyżej pasa pozostawały w bezruchu gotowe do oddania strzału. Sprawiali wrażenie, jakby płynęli po posadzce. Szusty zamykał formację tarczą zwróconą w stronę wejścia do budynku. Po pierwszych trzech metrach lewa dłoń Dwójki spoczęła na ramieniu Pierwszego, a prawa złożona w pięść wysunęła się poza formację. Rozkaz: STOP!

- Nie podoba mi się to. - powiedział Dwójka.

- Mnie też. - przyznał Trójka.

- Siostro, coś tu nie gra. - zwrócił się Dwójka do dowódcy.

- Rozumiem. Wycofajcie się, natychmiast. - zabrzmiał zdecydowanie kobiecy głosik.

Znali się już bardzo długo. Mieli za sobą setki operacji. Ufała każdym oznakom intuicji swoich podwładnych, lecz tym razem było już za późno. W radiu rozbrzmiały krzyki.

- Oddział, co się dzieje? Słyszycie mnie? … Kurwa.

 

***

 

Wokół specjalsów zebrała się grupka żołnierzy oraz mag, który zapytał, lecz nikt ze stojących obok nie był adresatem pytania.

- Mistrzu co mam z nimi zrobić?

Podczas chwili krępującej ciszy wszyscy czekali na odpowiedź, lecz nie wiedzieli od kogo miałaby paść ani kiedy. W końcu mag skierował wzrok na żołnierzy i zwrócił się do nich bezosobowo.

- Skrępujcie ich. Zabierzcie na lotnisko i wraz z ekwipunkiem załadujcie na transportowiec do stolicy. Mają wylecieć nie później niż za pół godziny.

- Tak jest!

Żołnierze zaczęli skuwać jeńców stalowymi kajdanami, specjalnie przygotowanymi na ich nadgarstki, które zmaterializowały się zaraz po tym, gdy mag skończył wydawać polecenie.

- Niebywałe. Byliście gotowi, aby zabić maga, a daliście się złapać w tak prostą pułapkę. - pokiwał głową z niedowierzaniem i odszedł w głąb budynku.

Siódemka zeskoczyła delikatnie jak piórko ze stalowego słupa latarnii, stojącej bez życia na pobliskim placu zabaw. Wyświetliła na nadgarstku mapę, zwróciła w znanym jedynie sobie kierunku, zmrużone oczy i puściła się sprintem w stronę zniszczonego miasta. Zanim jeszcze wbiegła między pierwsze zabudowania, przestała być widoczna.

Chwilę później, w tym samym kierunku, wyruszyła opancerzona ciężarówka. Dwa eskortujące ją bojowe ośmiokołowce oświetlały mroczne szczeliny zgasłego miasta, rzucając przeraźliwe cienie.

 

***

 

Na lotnisku kończył się właśnie załadunek sześciu stalowych skrzyń. Cztery ogromne silniki wirowały już od dłuższego czasu. Samolot ustawił się do startu na betonowej płycie, lekko porytej pociskami moździerzowymi. Pomiędzy, na kadłubie wysunęły się silniki startowe. Wraz z eksplozją płynnego paliwa Siódemka wbiegła na płytę lotniska. Zmęczona od długiego biegu, rzuciła się w kolejny pościg, mimo iż jej kombinezon sygnalizował już niedobory, których nie miała czasu uzupełnić.

Transportowiec zaczął oddalać się w zastraszającym tempie, a podmuch rzucił dziewczyną na kilkanaście metrów, jakby była kawałkiem patyka. Szybko obróciła się z pleców na czworaka i uderzyła pięścią w beton. Z ładownicy na ramieniu wyciągnęła półlitrową, srebrną tubę. Oderwała nacięty pasek folii i przyssała się do powstałego w ten sposób otworu. Koniec tuby trzymała jedną ręką, a dwoma palcami drugiej, wcisnęła całą zawartość prosto do żołądka. Mieszanina cukrów prostych, soli mineralnych, elektrolitów, wody, kokainy oraz kilku substancji wzmagających przemianę materii, dała jej natychmiastowego kopa.

Podniosła głowę, znów sprintem skierowała się w stronę stojących nieopodal myśliwców treningowych. Dwoma subtelnymi skokami, znalazła się na grzbiecie najbliższego. Otworzyła szklany kokpit i wskoczyła do środka zatrzaskując go za sobą. Wzięła głęboki oddech. Rozejrzała się po otoczeniu. Nikt jej nie zauważył.

Zaczęła skrupulatnie przeglądać wszystkie przełączniki, wyświetlacze, wskaźniki, niektóre dotykając palcem, tak jakby chciała zapamiętać gdzie są lub upewnić się, że to właśnie te, których szukała.

Wzięła kolejny wdech. Wstrzymała powietrze. Zrobiła wydech.

Powciskała odpowiednie przyciski, po czym myśliwiec zaczął mruczeć. Na ogonie pojaśniało. Dwa potężne silniki rakietowe zaczęły się rozgrzewać, lecz wolniej niż się spodziewała. Usłyszała przez interkom wezwanie.

- Podaj identyfikator.

Czekała spokojnie bez odpowiedzi.

- Kim jesteś? Jeżeli nie podasz identyfikatora zaczniemy strzelać.

W oddali przy budynkach wieży kontrolnej zapaliły się reflektory. W stronę samolotu szkoleniowego zaczęło biec kilkudziesięciu uzbrojonych żołnierzy.

Silniki nie rozgrzały się jeszcze, ale wyglądało na to, że tyle musiało wystarczyć. Wcisnęła obie przepustnice do oporu. Poczuła potężne, wgniatające w fotel przeciążenie. Nic co mogłoby ją zaskoczyć, nic czego wcześniej nie ćwiczyła. Z ogromną prędkością zaczęła się wzbijać w powietrze, w towarzystwie rozżarzonych iskierek. Wykręciła korkociąg, ale mimo to jedna z kul trafiła skrzydło. Pulpit poinformował miganiem o dziurze w baku. Paliwo uciekało, lecz nie straciła ciągu. W pozycji pionowej wystrzeliła ponad chmury.

 

***

 

Na smolistym niebie migała niezliczona ilość maleńkich punkcików. Przez czyste jak łza powietrze błyszczała potężna biała tarcza w pełni, oświetlając płaski jak blat stołu ocean białego puchu. W oddali zobaczyła sterczący jak płetwa rekina pionowy ster oddalającego się transportowca. Zwróciła maszynę szkoleniową w jego stronę i zaczęła nadrabiać straty.

Pięćset trzydzieści trzy metry. Dalmierz w chełmie mierzył odległość do celu w czasie rzeczywistym, podając wynik w postaci liczby całkowitej, która teraz spadała coraz szybciej.

Trzysta dwadzieścia metrów. Uda się. Uśmiechnęła się sama do siebie Siódemka.

Sto siedemdziesiąt metrów.

Osiemdziesiąt.

Kilkanaście kontrolek na pulpicie rzuciło czerwoną poświatę na kokpit. Paliwo. Większość gęstej oleistej mazi wypłynęła już ranami postrzałowymi. Jeden z silników udławił się i zgasł.

Sto dwadzieścia metrów. Rozważała jakie zostały jej opcje. Niewiele tego było.

Sto czterdzieści siedem. Drugi silnik zaczął sygnalizować głód. Odwróciła maszynę kokpitem do chmur i wcisnęła z całej siły drążek sterowniczy, gwałtownie odchylając lot w stronę gwiazd. Kiedy dokładnie nad jej głową znalazła się rekinia płetwa, szarpnęła linki katapulty. Zostawiając smugę dymu, wystrzeliła w fotelu z ogromną prędkością. Wciśnięta od przyspieszenia, starała się przede wszystkim nie zgubić transportowca. Chełm przestawiony teraz na pomiar prędkości, pokazywał właśnie, że jest ona wytracana. Podkurczyła na siedzisku nogi, obcięła nożem pasy i wybiła się ile sił, wystawiając jednocześnie rękę w stronę ogona oddalającego się samolotu.

Z dziewięćdziesięciu metrów stalowej liny zostało jej na szpuli dwa. Harpun ugrzązł pewnie w pancernym poszyciu.

 

***

 

Dwóch uzbrojonych strażników korzystało właśnie z chwili świętego spokoju, który jak zawsze był możliwy podczas długich lotów. Stalowe skrzynie stały nieruchomo, dokładnie tak jak je załadowano. Mag, który leciał z nimi od dłuższego czasu wydawał się nieobecny. Tak jakby gładka powierzchnia grodzi naprzeciwko niego stanowiła znakomite widowisko.

Przy drzwiach bocznych rozległo się głośne stukanie. Zbudzeni żołnierze patrzyli niepewnie po sobie. Mag ani drgnął.

- Idź i sprawdź co to. - rozkazał starszy stopniem.

Kiedy młodszy podszedł do drzwi i wyjrzał przez wizjer, drzwi zaczęły jaśnieć w miejscach, gdzie zlokalizowane były zawiasy i zamki. Eksplozja wyssała drzwi w ciemność nocy tak jak nieszczęśnika, który dostał polecenie.

Mag zerwał się i wystawił dłoń w stronę przepełnionej nocą dziury, lecz nie zdążył nic zrobić. Bełt wpadł mu do oka po samą lotkę, odrzucając głowę do tyłu i kładąc ciało na metalowej podłodze.

Ostatni ze strażników spocił się ze strachu w sekundzie. Podniósł karabin, wycelował w stronę wyrwy i niepewnym krokiem zaczął się przesuwać w stronę radia, które wisiało na ścianie za jego plecami. Radio zatrzeszczało:

- Co się tam dzieje? Odbiór.

Kiedy cały czas celując w stronę wyrwanych drzwi obrócił się do radia, spostrzegł przed sobą załamanie światła, które zaczęło się materializować w postać kobiety z wysoko uniesioną nad głową, lekko jaśniejącą na niebiesko szablą. Chciał jeszcze zareagować, lecz cięcie przeszło od prawego obojczyka nad miednicę z lewej strony, zostawiając ledwie widoczną linię. Zamrugał, a jego ciało osunęło się na podłogę w dwóch częściach, zgodnie z wcześniej nakreśloną linią.

Siódemka strząsnęła krew z szabli jednym silnym machnięciem i przyłożyła drugą dłoń do głowicy. Głownia upłynniła się i zniknęła wessana w rękojeść. Następnie dziewczyna, w geście oddania honorów, złożyła się w ukłonie w stronę zamordowanych przeciwników i skierowała kroki na spotkanie z pilotami.

Przyłożyła do elektronicznego terminala sterującego drzwiami dłoń, z której strzelił głośny łuk energii. Terminal momentalnie zgasł a ciężkie masywne drzwi ustąpiły. Dwóch pilotów siedziało na swoich fotelach patrząc na siebie z przerażeniem.

- Zostawiam Wam bombkę. Ma kamerkę i mikrofon. Proszę, zróbcie coś głupiego. Nie miałam jeszcze okazji pobawić się tym na żywo. - oświadczyła i rzuciła na sufit kokpitu dziwne urządzenie z przytwierdzonymi dwoma granatami.

 

***

 

Ciężkie stalowe pokrywy ustępowały, jedna po drugiej, ogromnej mocy przenośnego lasera. Każdy z wybudzonych ze śpiączki reagował tak samo:

- Ja pierdoleee! Co to kurwa było?!

Reszta przy tej sposobności rżała do rozpuku.

- Debile, wzięli też nasz sprzęt? Hahaha, no to wyśmienicie. Na czym stoimy siostro? - odezwał się Trzeci.

- Wszystko w porządku? - kontynuował - Trafiła kosa na kamień, psia mać.

Wszyscy się zaśmiali oprócz dowódcy, która patrzyła na nich jeszcze przez chwilę, aż ucichli i zwrócili się do niej na baczność.

- Dziś kończy się nasza służba chłopaki. - zaczęła lekko przygnębionym głosem, chcąc nie dać po sobie znać ogromnego smutku, jaki drążył w jej duszy dziurę - W samolocie nie starczy paliwa, żeby dotrzeć gdziekolwiek blisko granic, więc nie mamy jak wrócić. Dowództwo też już próbowało wysłać po nas ewakuację, ale nie przebili się przez peloty. Nie mamy nikogo w regionie, kto mógłby nam pomóc. Wróg też już wie, że lecimy. Nie przedrzemy się.

- Ktoś nas wystawił? - zapytał Pierwszy.

- To już nie istotne. Dowództwo dało nam od teraz wolną rękę. Z mapy wynika, że za dwadzieścia minut będziemy przelatywać nad linią zaopatrzenia. Pięciopasowa autostrada mieści kilkanaście kilometrów ciężkiego sprzętu, który właśnie jedzie na front. Zdecydowałam, że wy niszczycie sprzęt, a ja biorę magów. Pytania? - zakończyła rozkaz, lecz nie dało się jaśniej wyłożyć ich położenia, toteż nikt nie pytał.

- No to co chłopaki? Przygotujmy się do oberka. - powiedział Trzeci i zagwizdał na palcach, wzbudzając salwę śmiechu.

 

***

 

Kolumna pojazdów wojskowych poruszała się ślamazarnie obydwoma nitkami autostrady w jednym kierunku - na front. Lało tak, że wszystko pokrywało się grubą warstwą wody nienadążającej odpływać. Na asfalcie tworzyły się ogromne bajora rozbryzgiwane pod bezlitosnym ciężarem gąsienic.

Spod chmury wyłonił się gigantyczny samolot. Włączywszy światła lądowania oślepił wielu kierowców, powodujących liczne kolizje. Samolot obniżał lot z bardzo dużą prędkością, aby w końcu prasnąć o ustawione gęsiego pojazdy, przy akompaniamencie zgrzytów, wybuchów i iskier. Na trasie tego szaleńczego lądowania jaśniała pożoga. Gigantowi zajęło kilkaset metrów zanim wyhamował, po czym kokpit eksplodował. Z utworzonej w ten sposób dziury, wyskoczyło sześć uzbrojonych po zęby Łabędzi. Kierując się wzdłuż autostrady, w drobny mak rozpieprzali brygadę po brygadzie. Gdzieniegdzie pośród broniących się żołnierzy wroga, w miejscu skąd wcześniej było widać oznaki magii, jaśniały niebieskie smugi rysowane szablą, zamykając kolejne magiczne oczy.

Walki trwały do rana. Zginęło podczas nich kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy i sześć Łabędzi. Siódemka została otoczona w miejscu, w którym udało się jej dotrzeć do wyrzutni rakiet taktycznych z głowicami nuklearnymi.

Bitwę wieńczył widoczny z kilkudziesięciu kilometrów, jaśniejący, atomowy grzyb, będący jednocześnie początkiem końca naszego świata.

 

Koniec.

Następne częściOpko - Pułapka

Średnia ocena: 2.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Oj, długie. Przeczytam całość później.
    Pozdro ?
  • Poncki dwa lata temu
    Długie ale za krótkie na podzielenie na części. Zapraszam :)
  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Przeczytałem. Podoba mi się szczególnie oddanie honorów poległym wrogom. Koniec świata... Ach, wojenka wojenka ?
    Pozdrawiam ?
  • Poncki dwa lata temu
    Przestroga w baśni zaklęta ?
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Poncki↔"Wypiłem tekst" jednym haustem. Nie można się nudzić. Wartka akcja i fajny prolog. Obrazowe opisy też działań. No i tekst, podzielony↔Pozdrawiam?:)
  • Poncki dwa lata temu
    No to na zdrowie ?
    Zauważyłem, że jak są zrobione takie mikro rozdziały to się lepiej czyta.
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Poncki↔To podobnie jak z filmem. Gdy same krótkie ujęcia, to całość wydaje się krótsza i mniej nudna. Z wyjątkiem scen, gdzie np: dialog tak ciekawy, że takie samo spojrzenie kamery, może i trwać, nawet 10 minut, a i tak, jest ciekawie?:)
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Też stosuje "kawałkowanie tekstu" W końcu na stronie, miejsca dosyć. Po co tworzyć "ścianę"
  • Poncki dwa lata temu
    Dekaos Dondi
    Za pewne ale czy widzialeś film "Kawa i papierosy"? Jest to film o relacjach międzyludzkich, podzielony na części z osobną fabułą o wspolb wątku tytułowym.
    Polecam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania