Poprzednie częściWirus - Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Wirus - Rozdział 21.

4 lata wcześniej.

 

–Sam! Sam! Gdzie ty jesteś?! – krzyczałam biegnąc prosto przed siebie. To, że jeszcze nie potknęłam się o jakąś gałąź, było istnym cudem.

 

Las, w którym bez satysfakcjonujących rezultatów usiłowałam odnaleźć tego rudzielca, był jednym z najpiękniejszych miejsc, jakie widziałam. Szczególnie teraz, w ciepłe, słoneczne dni, gdy słońce usiłowało przebić się przez korony drzew, wszystko wyglądało jak z kolorowych bajek, które pamiętałam jeszcze sprzed czasu zarazy. Niejednokrotnie oglądałam je z mamą, zanim...

 

W tym cudnym raju, byłam już nieraz, ale zawsze były to patrole z kimś starszym. Miałam osiemnaście lat, i Boonie uznawała wcześniej, że nie możemy z Samanthą wyjść razem. To był pierwszy raz, i nie ukrywam, że strasznie się tym ekscytowałam. Miałyśmy obejść go kilka razy, sprawdzić czy w pobliżu nie kręcą się zarażeni i ewentualnie zebrać trochę owoców. Ostatnie polecenie jakoś nam umknęło i zjadałyśmy wszystko po drodze.

 

A teraz, Samantha uznała, że jest za nudno. Najpierw popchnęła mnie tak, żebym upadła, a potem uciekła przed siebie. Nie mogłam znaleźć jej w tej gęstwinie już od kilkunastu minut.

 

– Sam, kurwa! To już nie jest śmieszne! – wołałam. Byłam maksymalnie zła za jej lekkomyślność. W okolicy mogło kręcić się sporo zarażonych. We dwójkę miałybyśmy znacznie większe szanse. Mogła tylko niepotrzebnie zwabić ich do siebie.

 

I w tym momencie zdałam sobie sprawę, że krzyczę w środku lasu. Mogłam ściągnąć na siebie cholerne niebezpieczeństwo. Przecież tych skurwysynów przyciąga dźwięk.

 

Nagle usłyszałam szelest przed sobą. Miałam ochotę palnąć sobie w łeb, za te krzyki. Szelest stawał się coraz szybszy. Wyjęłam nóż z niewielkiej pochwy i schowałam się za większym drzewem. Starałam się dostrzec zarażonego, jednak nie byłam w stanie. Roślinności było za dużo, a dodat

 

– No hej! – krzyknęła nagle wyłaniając się zza moich pleców.

 

Przerażona, padłam na ziemię, odwracając się i wychylając nóż w kierunku głosu.

 

Samantha popatrzyła na mnie wzrokiem, który wyraźnie mówił "Jesteś niesamowicie głupia".

 

– Ja pierdolę! Co ty odwalasz? – pytałam zaczerwieniona na twarzy. Oddychałam naprawdę ciężko – To było kompletnie nieodpowiedzialne!

– Szkoda, że to ty nie rządzisz w obozie, tylko Boonie. - mówiła prześmiewczo - Wtedy na pewno panowałby "ład i porządek" – dodała złośliwie, podając mi rękę.

– Żebyś wiedziała – odparłam, pozwalając na to, aby pomogła mi wstać.

 

Skrzywiłam twarz, otrzepując pył z kolan. Gdy podniosłam wzrok, zauważyłam, że Sam wpatruje się we mnie. Było dość niezręcznie, ale cóż, jeśli mam być w pełni szczera, naprawdę to lubiłam.

– No co? – spytałam w końcu, poprawiając włosy.

Samantha uśmiechnęła się zadziornie.

– Myślę, że w tym bezrękawniku, wyglądasz naprawdę seksownie.

 

Myślałam, że szczerze się zaśmieję. Tymczasem musiałam chować zarumienioną twarz przed Sam. Odwróciłam głowę i nie byłam w stanie powiedzieć ani słowa. Głupia jestem.

– No chodź już – odezwała się wreszcie, widząc moje zakłopotanie. Zawsze potrafiła w porę wyczuć takie rzeczy. – Chcę ci coś pokazać – dodała pewnie, po czym ruszyła.

 

Poprawiłam ramiona plecaka, sprawdziłam, czy broń jest na swoim miejcu, i poszłam za nią.

– Co takiego? Byłam tu już nie jeden raz, z Hankiem – powiedziałam z lekką nutą chwalenia się w głosie. Samantha prychnęła.

– Ale nie tak daleko. No, nie ociągaj się - rzekła spoglądając na mnie.

– Idę, przecież idę - odparłam zachmurzona.

 

Wydawać by się mogło, że ten las jest naprawdę magicznym miejscem. Podobnie jak z każdą inną wyprawą, nie spotkałyśmy w nim żadnego zarażonego. Dodatkowo, droga była tak piękna i różnorodna, że chyba właśnie tak wyobrażałam sobie miejsce idealne. Co jakiś czas mogłam dostrzec nawet wiewiórki, wspinające się po drzewach. To było naprawdę cudowne.

 

– Zbliżamy się – powiedziała dumnie Sam, gdy przed nami rysowały się ostatnie drzewa lasu.

– Oby było warto – powiedziałam z entuzjazmem.

 

Gdy wyszłyśmy za drzewa, naszym oczom ukazał się niesamowity krajobraz. W oddali, w pełnej krasie piętrzyły się potężne góry. Liczne strumyki z rwącą wodą tworzyły doskonałą kompozycję dźwięków, a kolorowe drzewa, które otaczały to wszystko, sprawiały wrażenie, jakby były pojedynczymi dotknięciami pędzla mistrza, który to namalował.

 

Zdecydowanie, było warto.

 

– Rany... – wydusiłam z siebie ledwo. To naprawdę zaparło mi dech w piersiach.

– No... mówiłam – powiedziała Samantha.

 

W pewnym momencie, poczułam delikatny dotyk, w mojej dłoni. Nie obejrzałam się, tylko mocniej ścisnęłam jej rękę. Tego właśnie chciałam.

– Jest tu coś jeszcze – dodała po chwili – Tylko znowu musimy podejść.

– Po tym – wskazałam ręką na krajobraz – Możesz zabrać mnie wszędzie.

 

Samantha zaśmiała się cicho.

– Dobra. Tylko o tym pamiętaj! – dopowiedziała.

 

Tym razem, droga prowadziła już przez zwyczajną ścieżkę. Trochę brakowało mi tej leśnej utopii, ale i tak byłam szczęśliwa, że mogłam ją zobaczyć.

– Chris chyba mocno się zdziwił, gdy powiedziałaś, że chcesz iść na patrol ze mną – odezwała się nagle, nie patrząc na mnie. Widziałam jedynie, że uniosła kąciki ust.

– No... trochę. Chciał iść ze mną ale...

– Leci na ciebie – nie pozwoliła mi dokończyć. Oburzyłam się lekko.

– Wcale nie! Wiesz jaki jest Chris... On tak po prostu – próbowałam jakoś wybrnąć. Tym razem także zauważyła moje zakłopotanie, ale celowo nie reagowała. To były jej typowe tortury.

– Taa, spokojnie. Myślisz, że ktokolwiek coś podejrzewa? – spytała z ciekawością w głosie.

– Bo ja wiem... – zamyśliłam się lekko – Może.

– Uwielbiam gdy to robisz – powiedziała nadal nie patrząc na mnie.

– Ale... co takiego? – spytałam z udawaną niewiedzą. Chyba jednak kiepsko mi to wyszło.

Samantha wzruszyła ramionami.

– Udajesz – powiedziała krótko.

 

Mogłam teraz zapierać się z całych sił, że wcale tego nie robię. Jednak przed Samanthą nie byłam w stanie. Ona znała mnie doskonale, co niejednokrotnie budziło mój podziw.

 

– Okej, to tutaj – wskazała na niewielką, drewnianą chatkę, która utrzymana była w wyjątkowo dobrym stanie. – Znalazłam ją już jakiś czas temu, z Joshem. Niestety z właścicielem – skrzywiła się na to wspomnienie i spojrzała na mnie – Zabiliśmy zarażonego i wynieśliśmy go z dala od chatki. W środku... cóż, sama zobacz – powiedziała tajemniczo, po czym popchnęła drzwi.

 

Chatka wyglądała w środku, jak niewielkich rozmiarów pokój. Mieścił się tam drewniany stolik, łóżko, nawet kilka mebli i dywan. Znajdowała się na uboczu, więc raczej niełatwo było ją tak po prostu znaleźć.

– Całkiem przyjemnie - rzekłam przekraczając próg i rozglądając się po środku. – Odpoczniemy tu trochę? – spytałam, patrząc na Sam.

– Taki miałam zamiar – uśmiechnęła się radośnie.

 

Zdjęłam powoli plecak i położyłam go przy łóżku. Następnie rozpięłam swój pasek z kaburą i pochwą z nożem, odłożyłam go z westchnięciem na bok i beztrosko powaliłam się na wyro. Sam zrobiła dokładnie to samo.

 

Leżałyśmy jakiś czas bez słów, obok siebie. W zasadzie... nie potrzebowałyśmy ich. Z każdym kolejnym dniem, stawały się całkowicie zbędne, gdyż Sam i ja nie byłyśmy już zwykłymi koleżankami. Stała się osobą, której zawsze potrzebowałam. No i, miałam to szczęście.

Spojrzałyśmy na siebie.

I już, zarówno ona, jak i ja... wiedziałyśmy.

 

Dellikatne pocałunki szybko zamieniły się w dzikie stykanie się językami. Ubrania momentalnie lądowały na ziemi.

 

Krzyki... niech mnie diabli. Nie obchodzili nas zarażeni. Nie wzbraniałyśmy się przed krzykiem.

Następne częściWirus - Rozdział 22.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Kocwiaczek 03.08.2020
    a dodat – ucięte, daj chociaż "..."
    mówił "Jesteś niesamowicie głupia". – po mówił dałabym dwukrotne i nie jestem przekonana czy "jesteś" powinno być z wielkiej litery.
    naprawdę ciężko – kropeczka na końcu.
    Boonie. – bez kropki
    Po przesmiewczo kropka.
    Po ociągaj się i przecież idę –
    tak piękna i właśnie tak – 2xtak
    po chwili – kropka na końcu
    Możesz – z małej loterii bo to kontynuacja wypowiedzi
    mną ale – przecinek pomiędzy
    Leci na ciebie – kropka i duża litera potem
    Po prostu – trzy kropki i duża litera po –
    Uwielbiam gdy – przecinek pomiędzy
    Tutaj – kropka i potem dużą litera po –
    Na mnie – kropka
    W środku x3 – możesz dać wewnątrz, po wnętrzu, w izbie, no coś w ten deseń;)
    Zamiar – kropka
    szybko zamieniły się w dzikie stykanie się językami – jakoś mi to nie leży, zbyt ostro, ale jak uważasz. Dałabym w dziką żądzę/ w coraz bardziej namiętne. Języki spotkały się w szaleńczym uniesieniu. No jakoś tak;)
    przed krzykiem – nie wzbraniałyśmy się krzyczeć lub nie byłyśmy zdolne przestać krzyczeć bądź zaniechać krzyku.

    Sorry za może lakoniczne uwagi, jak coś będzie niezrozumiałe daj znać. Widzę progres w twoim pisaniu:) Starasz się, a to zasługuje na pochwałę:D Masz jeszcze mały problem z zapisem dialogów, czyli stawiasz kropki i małe bądź duże litery nie tam, gdzie trzeba. Zerknij do pomocy, tam jest wyjaśnione. Zasada jest taka, że jak kontynuacja zdania to po wtrąceniu – coś tam – nie ma kropki i są małe litery. Jeśli zaś jest Bla bla bla – powiedział/mówił/stwierdził/rzekł itp. generalnie dotyczące mówienia to też nie ma kropki po bla bla bla, a – i jest z małej loterii to powiedział itp., ale kropka jest na koniec zdania czyli: bla bla bla – powiedział. – Blablabla – to Blablabla jest już z dużej litery. Mam nadzieję że wiesz o co chodzi. A jak jest Bla bla bla. – Zobaczyłem, jak coś tam.– to jest kropka po Bla... i Zobaczyłem z dużej bo to nie jest o mówieniu. Jesli masz wątpliwości zerknij do mojego ostatniego rozdziału Zdzi*ry. Może rzuci ci się w oczy o co mi chodzi. No, to teraz odnośnie fabuły:

    Ciekawy rozdział, znowu pozwalasz się czytelnikowi rozmarzyć i uciec od tego, co nieuniknione ma się stać w rozdziale wcześniej. Nadal w pamięci mam jednak zaginięcie Sam. Ciekawa jestem czy żyje. Chociaż sądząc po epilogu może być z nią krucho. Czekam na więcej i ogromnie się cieszę, że robisz postępy :)
  • Raven18 03.08.2020
    No właśnie niestety tak średnio rozumiem o co chodzi, ale tak jak pisałaś, zerknę i do pomocy i do ciebie i postaram się to zanalizować :D

    Dziękuję serdecznie za wskazanie błędów. Dziękuję za pochwałę, lecz nie sądzę, że jest to progres a zwyczajna chęć pisania - tak jak mówiłem, rozdziałów, które obecnie dzieją się w głównej osi fabularnej, zwyczajnie nie chce mi się pisać i chcę już przejść do kolejnego etapu xD wszystko zacznie się tak naprawdę gdy dotrą do Węzła. Wtedy odetchnę.

    Dzięki, że jesteś ;)
  • Kocwiaczek 03.08.2020
    Raven18, to może na przykładzie zmyślonym, ale nie typu blablabla ;)

    Jesteśmy w domu – powiedziała Sam. – Nareszcie możemy odetchnąć.

    Jesteśmy w domu. – Sam otarła pot z czoła. – Nareszcie możemy odetchnąć.

    Niewiadomo, czy kiedykolwiek – posmutniała Sam – odnajdziemy swój dom.

    W ten teges;)

    A za obecność nie ma potrzeby dziękować:)
  • Kocwiaczek 03.08.2020
    Po kiedykolwiek można dać też "..." :)
  • Kocwiaczek 03.08.2020
    *dwukropek/ nie dwukrotne – telefon mi zmienił.
  • Kocwiaczek 03.08.2020
    I litery nie loterii xD
  • Shogun 06.08.2020
    Ładny spokojny rozdział. Dobrze napisany. Ciekaw jestem, co będzie dalej :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania